Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Bohaterowie z krwi i kości a Super Herosi


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 279
  • Reputacja:   293
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Oglądając ostatnio RoH (a także inne promocje niezależne) naszła mnie pewna konkluzja odnośnie faktu jak wielka różnica jest w sposobie kreowania wrestlerów pomiędzy mainstreamem a indys... W sumie to prochu tu nie odkryłem, ale jest to po prostu stwierdzenie pewnego faktu i wskazanie dość istotnego czynnika rzutującego na to jak ogląda się walki w danej federacji.

 

Każda z federacji ma swoich "bohaterów", czyli mocno wypromowanych wrestlerów najczęściej main eventujących PPV's czy biorących udział w walkach wieczoru podczas organizowanych gal. Różnica jest jednak taka, że federacje mainstream'owe (np. WWE, WCW, TNA) bardzo często kreują swoją (najczęściej face'ową) elitę (czyt. najbardziej przypush'owanych zawodników) na osoby rodem z komiksu, których niemal nie sposób pokonać "czysto" (vide Cena w WWE, Hogan w WWF) a i "kantem" graniczy to niemal z niemożliwością (vide Goldberg w WCW, Taker w WWF). O ile nastoletnich marków może to kręcić, bo fajnie jest kibicować super herosowi rodem z Marvela, którego nie jest w stanie powalić nawet bomba atomowa spuszczona prosto na głowę (a ten i tak później wstanie i zasadzi FU. Oczywiście nie mówię tu o nikim konkretnym...;) to już ludzi, którzy orientują się trochę o co w tej bajce chodzi - niekoniecznie. Po prostu na dłuższą metę bywa to męczące a wręcz wkurwiające, kiedy oglądamy walkę takiego super bohatera z kimś stojącym piętro niżej na drabinie pushu i możemy w ciemno postawić swojego ostatniego browara z lodówki na to, że walka ta zakończy się tak samo jak sto poprzednich. Kiedyś myślałem, że tak po prostu musi być - marki z samego założenia kochają zwycięzców (jeżeli ci są face'owi) lub ich jeszcze bardziej nienawidzą (w przypadku heeli) i jest to najprostszy sposób, by wrestler jeszcze lepiej łapał kontakt z publiką (w końcu najgorsze co może być dla zwodnika - to obojętność fanów na jego postać). Z jednej strony jest to prawda - faktycznie jest to najprostszy sposób, by oczarować nastoletnich marków, z drugiej jednak - na pewno nie jest to jedyna metoda i zdecydowanie nie musi tak być.

 

Indys pokazało nam inny patent na kreowanie swoich main eventerów. Tutaj przypomina to bardziej prawdziwe życie niż komiks - jest grupa killerskich zawodników (Bryan Danielson, Morishima, Samoa Joe, KENTA, Austin Aries itp.), którzy w 8-9 przypadkach na 10 pokonują swoich rywali, ale pozostaje tu ta 1-2/10 przypadków i to jak one są rozwiązane... Wrestlerzy Ci, zupełnie jak w życiu - są w stanie wygrać czysto z KAŻDYM, ale też zdarzają się przypadki kiedy czysto jobbują wrestlerom stojącym z 2 piętra niżej od nich na promocyjnej drabinie. No bo jak tu inaczej wytłumaczyć czystą porażkę Danielsona (totalny debeściak na arenach Indys) z Erick'iem Stevensem, którego - pomimo tego, że niedawno dali mu zdobyć FIP World Title'a - można raczej nazwać midcarderem niż zaliczyć do grona maineventerów (pomijam już nawet fakt, że Stevens w RoH to po prostu rookie)? Jak nazwać gładziutką porażkę Austina Aries'a (człowieka, któremu udało się przerwać kilkuletni reign z titlem Samoy Joe!) z Claudio Castagnoli - pushowanego, bo pushowanego, ale midcardera jakby nie patrzył? Jak się odnieść do przegranej Morishimy (kolesia, który w krótkim czasie po prostu zdemolował największe main eventowe nazwiska w RoH) z Nigelem McGuinesem - gościem, który wówczas zaledwie dopiero zaczynał się ocierać o bramy main eventu i bardziej do niego pasowało określenie uper midcardera? To tak jakby Cena czysto podłożył się Kennedy'emu. Tak jakby Goldberg bez żadnego kantu zmoczył z Ravenem. Coś jak Hogan czyściutko dający się spinować Mr Perfect'owi albo dawny (WWF) Taker odwalający czysty job na rzecz np. Jake'a The Snake'a Robertsa. "A łyżka na to - NIEMOŻLIWE!":)))

 

Czy takie zagrania w Indys obniżają pozycję wrestlerów w oczach fanów? Nie sądzę... Nadal są oni przez nich kochani (w przypadku face'ów) lub nienawidzeni (heele) - co wyraźnie widać na galach (chociaż to akurat może też wynikać z większej "dojrzałości wrestlingowej" fanów Indys). Nikt tam nie jest od razu uznawany za leszcza bo przegrał raz, czy dwa - nawet z teoretycznie słabszym od siebie przeciwnikiem (patrz: np. Danielson). Takie kreowanie zawodników sprawia, że są oni jeszcze bliżsi fanom, bo są przedstawiani jak zwykli ludzie (podobnie jak oglądający) - wygrywają, ale jak to w życiu - zdarza im się także przegrać. To nie są jakieś sztuczne twory pokroju Ceny, z którym ciężko się utożsamiać, ponieważ jego permanentne zwycięstwa są już tak nierealistyczne jak postać Terminatora (Cenaminatora?:). Poza tym w Indys, podczas walki - jakakolwiek by nie była dysproporcja w wypromowaniu pomiędzy stojącymi na przeciwko siębie wrestlerami - zawsze istnieje ten element niepewności, który nie pozwala nam na ziewanie, bo nigdy nie możemy być na 100% pewni, kto zwycięży. I to jest właśnie piękne, bo tutaj niemal każdy w pewnych sprzyjających okolicznościach, może wygrać (i to często czysto) z każdym albo też z każdym przegrać. Oczywiście zdarzają się czasami squashe w początkowej części karty, ale począwszy od walk midcarderów - niczego do końca nie można być pewnym...

 

Ciekaw jestem waszego zdania na ten temat. Jak forma kreowania zawodników bardziej Wam odpowiada? Czy typowo mainstreamowa - gdzie część top face'owych main eventerów dość często przedstawiana jest na wzór Super Herosów rodem z komiksu, którzy najczęściej są po prostu nie do pokonania czysto (w 99,99% przypadków)? Czy może quasi-mainstreamowa, pokrewna tej wcześniejszej, z tym że raczej nie ma tu osób nie do pokonania - każdy top main eventer może czasem czysto przegrać, ale zdarza się to z reguły dopiero w konfrontacji z innym silnym maineventerem (porażki z kimś dużo słabiej wypromowanym odpadają)? A może jednak ciekawszą opcją jest to co proponuje Indys, czyli "bohaterów z krwi i kości", którzy pomimo dużego winning streak'u potrafią czasem zmoczyć także ze słabiej od siebie wypromowanym rywalem (notabene pomagając w ten sposób w jego wypromowaniu oraz zapewniając nam większą nieprzewidywalność i emocje podczas walk)?

 

Powiem szczerze, że opcja "niezniszczalnego killera" pasuje mi osobiście (chociaż pewnie zbyt obiektywne to nie jest, bo ja zawsze byłem pro-heelowy:) tylko w wypadku monster heeli, którzy dostają bardzo duży winning streak i przez jakiś czas wygrywają wszystko co się da, niszcząc uper midcarderów i co słabszych main eventerów. Ma to sens, ponieważ czas takiego mega-promowania heela nie jest z reguły jakiś zbyt długi (tak jak np. w przypadku Lesnara lub Abyss'a, którzy na początku jechali wszystkich a później przykręcili im kurek z pushem), generuje markową mega nienawiść do takich postaci oraz wzmaga tylko oczekiwanie nastolatków na "rycerza na białym koniu", który przybędzie i zniszczy złego "potwora":) Lubię heelowe postacie, które są mocno wypromowane i niszczą (niekiedy nawet czysto!) maineventowych face'ów (tak kiedyś bookowany był Trypel). Może z resztą dlatego, że takie sytuacje rzadko się zdarzają. W przypadku face'ów są to zdecydowanie częstsze sytuacje (niż w przypadku heeli) i federacje mają tendencje do przesadyzmu i popadania w skrajność (przegięte persony pokroju Goldberga, Ceny czy Hogana, które miały tak naciągany, długaśny winning streak, że nawet niektórzy wielbiciele face'ów trzymali kciuki za to, żeby im ktoś w końcu dojebał:) Poza monster heelami, mi osobiście bardziej pasują postacie "z krwi i kości" jakie proponuje nam Indys (ale też czasem i mainstream. Np. w WWE takimi postaciami był np Rock i Foley - potrafili wygrywać z najlepszymi, ale też jak trzeba było to jobbowali wrestlerom słabiej od nich "notowanym"), które nie mają monopolu na wieczne wygrywanie a ich walki z prawie każdym zawodnikiem (powiedzmy, że począwszy od wrestlerów ze statusem midcarderów) ogląda się z zainteresowaniem ze względu na nieprzewidywalność wyniku.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

  • Odpowiedzi 13
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • -Raven-

    3

  • majonez

    3

  • nightwatcher

    3

  • Venomus

    2

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  1 927
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  25.09.2004
  • Status:  Offline

jest kibicować super herosowi rodem z Marvela, którego nie jest w stanie powalić nawet bomba atomowa spuszczona prosto na głowę

 

W DC Comics tez takich nie brakuje :P

 

Co do samego kreowania wrestlerow, to przemawiam za opcja z Indys. Bo kreowanie "Pana niepokonanego" oznacza utratę emocji przy ogladaniu walki z racji dużej przewidywalności wyniku. Do tego dochodzi bardziej realniejsze podejście co do odbioru samego pojedynku, czyli fakt że w prawdizwym zyciu faworyci też mogą przegrać z znacznie gorszymi przeciwnikami.


  • Posty:  1 055
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.07.2006
  • Status:  Offline

Ogólnie sprawa wydaje się być prosta. Fan Indys będzie za promowaniem/kreowaniem wrestlerów "z krwii i kości", natomiast fani WWE będą woleli oglądać komiksowe postacie. W końcu daną federację czy też Indys/mainstream każdy z nas za coś ceni. Miedzy innymi również za takie promowanie wrestlerów.

 

Poza tym to co napisał Raven w przedostatnim akapicie, pozwala federacjom Indys, w nie do końca sposób bezpośredni, ale jednak, zachowanie wysokiego poziomu gal. Jest bardzo mały odsetek walk, w których przed ich rozpoczęciem można w ciemno typować, który wrestler jobbnie. Tak więc są emocje (poziom + nieprzewidywalność), a nie pewnego rodzaju formalność, której jest w cholerę co tydzień.

4143166924a5dc43430e70.jpg


  • Posty:  692
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.06.2007
  • Status:  Offline

Szczerze nie wiem jak zacząć... nie chcę tu nikogo obrazić na forum,ale...

 

Dlaczego oglądamy wrestling?(odnosi się to do ludzi, którzy wiedzą i przyjmują za prawdę fakt, że wrestling jest udawany)

Wiemy, że wszystko jest zabookowane, że storyline są dla wrestlingu tym, czym dla Piotra Cyrwusa jest granie Rysia :-)

 

Nie mam doświadczenia z Indys i oglądam tylko mainstreamy. Ale dlaczego to robię?

Gdybym chciał prawdziwej walki to olałbym wrestling i przerzucił się ma MMA. Ja jednak oglądam wrestling gdyż zamiast prawdziwej walki wybrałem entertainment.

Oglądam wrestling, bo lubię storyline'y, tak jak lubię dobry film. Wiadomo, że nie zawsze poziom jest dobry (to tak jak z filmami), ale to już jest inny problem.

 

Do czego zmierzam?

Chcę w pokrętny sposób bronić tu herosów.Bo herosi są symbolami.Nie zgodzę się z tobą,że Rock był "zwykłym człowiekem". Rock również był herosem. Był People's champ. Po prostu nie nosił maski ani peleryny. Jednakże gdy dochodziło do jego walki z innymi herosami jak Austin, HHH czy Taker, to cały wrestlingowy świat wstrzymywał oddech.

Jestem też w stanie zrozumieć publikę, która szalała z zachwytu gdy Hogan zmieniał się w Hulka albo gdy obijany Taker nagle wstawał. Wtedy pojawiał się ten dramatyzm.

 

Wydaje mi się, że to co teraz się dzieje w WWE czy TNA to nie kwestia tego czy ktoś jest herosem czy nie? To problem bookingu. Wiadomo, że gdy promuje się kogoś kto ma być maszyną do zabijania to łatwo się zagalopować. Jednakże wtedy o wiele bardziej czeka się na jego porażkę. Podczas każdej kolejnej walki wstrzymuje się oddech. Inna sprawa jeśli wiadomo, że ta wielka walka to zwykła ściema,żeby po prostu wystawić champa na PPV (walki Rey vs. Edge czy Orton vs Hardy).To prawda,że wynik jest całkowicie znany. Ale powiedz, kto przewidział wynik walki z Wrestlemani o pas WWE? ...niewielu...Wiadomo, że o wiele bardziej wkręci nas walka gdy obaj zawodnicy będą mieli bilans 15-0-0 vs. 20-0-0 niż 12-7-9 vs. 8-6-4. Bo zawsze będziemy mogli stwierdzić ...no, zdarza się, a nie zakrzykniemy "łyżka na to...."

 

WWE ma teraz inny problem.Za bardzo nastawili się na dzieciaki i sprzedaż gadżetów i przez to obniżyli poziom.Booking jest zbyt czytelny i to staje się nudne.Poza tym brakuje wiarygodnych main eventerów bo zaniedbali promowanie równych zawodników.

Ja wychowałem się na superbohaterze. Wstrzymywałem oddech gdy Sting zaczął się pojawiać w gimnicku Stinga. Może po prostu byłem pokoleniem 619 tamtych czasów,ale wcale tego nie żałuję.

Nie zastanawiałem się nad tym "kto komu czysto jobbnie" albo "jak bookerzy pushują zawodnika" i wtedy wrestling sprawiał mi prawdziwą przyjemność...

Ostatnio storyline'y które mnie naprawdę rajcują to walki Colina Delaney który jest lansowany na takiego Petera Parkera (bajki w stylu, jeśli naprawdę czegoś pragniesz...),albo Storyline z Santino, bo naprawdę dobrze się bawię i mogę się pośmiać...

Nie potrzebuję walk wyglądających prawdziwie,bo od tego mam K1 czy MMA, i nie próbuję się oszukiwać, jeśli chodzi o "realność walk"...Owszem, lepiej jest obejrzeć walkę o wysokim poziomie niż na niskim,ale walka z Wrestlemani, która najbardziej mnie "entertain'owała" to walka HBK vs Flair...

Więc chyba mimo wszystko wybieram herosów...

213559901458cecbdd39123.jpg


  • Posty:  593
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.09.2005
  • Status:  Offline

Sting zaczął się pojawiać w gimnicku Stinga.

 

E...miałeś chyba na myśli gimmick Crow?

 

Ale ogólnie sie zgadzam. Sam pamiętam jak bylem mały, w piątki o 22, gdy kończył sie Cartoon Network i rozpoczynało WCW Monday Nitro na TNT...zaczynała sie magia. (BTW: Monday Nitro w piątki?)

 

Nawet jak już nie wierzyłem w prawdziwość wrestlingu to działała na mnie magia gwiazd, herosów...

To było to...Gdy na ring wchodził Giant (aka Big Show) to naprawdę czuło się moc. Lubiłem show robiony Przez Macho Mana (Oh Yeah! Randy'ego rula!) i Hulka umieli się sprzedać mimo tego, ze wiek robił swoje.

Cieszyłem się jak berbeć gdy Sting sam jeden powalił całe nWo i niemal byłem w szoku jak na Halloween Havok 98' odwieziono go do szpitala po walce z Bretem... Lubiłem coolerskośc Wolfpack'u ... Jedyne co mi się nie podobało to push na Goldberga...na każdym Nitro chciałem by ktoś z nim wygrał...robiłem sobie nadzieje nawet na pojedynku z Disco Inferno (ktoś go jeszcze pamięta? :D )

 

I dlatego też wybieram herosów...od tego są by dawać radość ludziom. I na pewno dawali to gdy pewien mały dzieciak w Polsce oglądał wyczyny herosów z WCW... :)

nWo 4 life!

Just 2 sweet!

861576481480fa62cbd549.jpg


  • Posty:  692
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.06.2007
  • Status:  Offline

Oczywiście chodziło mi o gimnick Crow'a. :lol:

 

Venomus, pamiętam jak dostawałem szlaban na Tv, a miałem stary telewizor w swoim pokoju, to zdarzało mi się nawet ściszać głos do minimum słyszalności i zmniejszać jasność i kontrast,żeby nie było odblasku na szybie w drzwiach od pokoju... :lol:

W piątki po 22 zaczynała się prawdziwa fiesta :P

213559901458cecbdd39123.jpg


  • Posty:  1 055
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.07.2006
  • Status:  Offline

A czy myślicie, że ja 15 lat temu oglądałem Indys? :D Wszystko opierało się na WCW i WWF i totalnym markowaniu. Patrząc na to z perspektywy czasu to Super Herosi (z Bretem Hartem na czele) mieli kolosalne znaczenie przy rozwoju wrestlingu jako mojego hobby. Ale, ale... czy powinienem dalej żyć wspomnieniami z cyklu - kiedyś to było zajebiście, a ten i tamten był ekstra zawodnik. Jakich teraz mamy Super Herosów?

 

Co do "realności" walk, MMA itd. Tu nie chodzi o "realność", tylko zwyczajnie o lepszy, wyższy poziom techniczny walk, i tyle. Dlaczego nie zdecyduję się na MMA? Bo lubię pooglądać np. jakiś ultraviolentowy turniej, tagowy mayhem z Dragon Gate, klasyczne puroresu z NOAH, Luchadorów, czy topowy wrestling ze Stanów (ROH, PWG).

 

Więc nie jest tak, że decyduję się na entertainment więc wybieram WWE, bo gdybym miał wybrać co innego, coś bardziej "realnego" to najlepiej od razu MMA. Chyba, że dla kogoś istnieje tylko WWE i MMA ;)

4143166924a5dc43430e70.jpg


  • Posty:  593
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.09.2005
  • Status:  Offline

Venomus, pamiętam jak dostawałem szlaban na Tv, a miałem stary telewizor w swoim pokoju, to zdarzało mi się nawet ściszać głos do minimum słyszalności i zmniejszać jasność i kontrast,żeby nie było odblasku na szybie w drzwiach od pokoju

A myślałem, że tylko ja tak robię! :D :D

O tak! Piatki to było coś...3 godziny Nitro a potem 2 Thunder...To było piękne! :twisted:

nWo 4 life!

Just 2 sweet!

861576481480fa62cbd549.jpg


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Ja nie wiem jak mozna ogladajac wrestling przez tyle lat i nadal podniecac sie tempym entertainment- ktory zbyt duzej ilosci zabija poziom wrestlingu, taki jest fakt.

Wrestling to walki- dlaczego ogladam-dla poziomu zawodnikow, techniki, fly itp, itd a nie dla aktorstwa poziomem z seriali romantica.

Wole tez oczywiscie rodzaj indys heroes- a nie na sile kreowanych pushowanych zawodnikow jak to robia mainstreamowe fed.

Jeszcze bym mogl zrozumiec gdyby ci wszyscy zawodnicy kreowani na prawie "niezniszczalnych" prezentowali z soba swietny poziom, ale na ogol to sa miernoty w ringu (goldberg, hogan, cena, batista i jeszcze mozna dlugo wymieniac) i to jest najbardziej z tego wszystkiego zalosne.

Absence of War Does Not Mean Peace

3669750324873c0356f997.gif


  • Posty:  692
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.06.2007
  • Status:  Offline

Wiesz Streetovs, "podniecać się" to w moim przypadku nie najlepsze określenie. Ja już dawno "nie podniecam się" wrestlingiem.Lubię oglądać gale,ale nie czekam z podwyższonym ciśnieniem na kolejne. Dlaczego wolę "tempy entertainment" (przy okazji: tępy)? Próbowałem przekonać się do Ultraviolentu,ale to nie dla mnie. Goście, którzy tną się nożyczkami, zapodają finishery, które zawsze wyglądają jak próba złamania karku przeciwnikowi i po meczach ich twarze i plecy przypominają lasagne; Jakoś mnie to nie bawi,ale rozumiem,że coś takiego może mieć swoich fanów. Być może pooglądałbym jeszcze AAA lub CMLL, ale tutaj wychodzi już moje lenistwo,bo nie ściągam gal tylko najczęściej albo oglądam pojedynki w youtube albo stream'uję. Za co jeszcze wolę mainstream?Za oprawę. Tam czuje się to,że na ten ring są zwrócone oczy całego świata.To jakoś dodaje uroku. Mam świadomość,że walki w Indys, gdzie ring rozstawiony jest w jakiejś sali gimnastycznej, a wokół stoi grupka fanów, ma zdecydowanie wyższy poziom techniczny walk niż mainstream. Ale tu i tak kojarzy mi się to po prostu z openerami w mainstreamie gdzie walczy dwóch świetnych high flier'ów.Poziom walki świetny,a jednak przechodzi to bez echa.

Wiem,że storyline'y często przypominają telenowele z romantica,ale to,że akurat storyline'y wybieram nie oznacza,że jestem zadowolony z ich poziomu w obecnym mainstream'ie. To samo tyczy się ostatnio poziomu walk.

Podsumowując: Ktoś powie, "komercha i pop! Prawdziwi fani wrestlingu oglądają Indys". Pewnie i tak. Nigdy nie określę siebie "prawdziwym fanem wrestlingu". Nawet nie spróbuję nigdy wystartować w Omnibusie, bo nie mam nawet jednej setnej takiej wiedzy na temat wrestlingu jak niektórzy tutaj. Nigdy nie odpowiem na pytanie "Ile gwiazdek a roku XXXX w magazynie W osiągnęła walka Y vs Z", bo nawet nie szukam takiej wiedzy.

Nie mogę sie też z tobą zgodzić,że wrestling to walki.Wrestling to symulacje walk i chyba należy o tym pamiętać. To nie jest prawdziwy sport.To sportowy entertainment. A,że jedni wolą "prawdziwie wyglądający" a inni dramatyczny czy humorystyczny wrestling?

To już kwestia gustu...

213559901458cecbdd39123.jpg


  • Posty:  1 202
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  01.03.2008
  • Status:  Offline

ja tam wole zdecydowanie TNA i WWE od Indys powód jest prosty poprostu lubie takich face'ów ale wresltlemania 24 to najlepszy przykład wszyscy stawiali na jaśka lub huntera (sam stawiałem na CENE) a tu prosze niespodziewanie wygrał Orton ale wiem wiem że to jeden na sto przypadków. Mimo wszystko wole enteriament również za to że dają wspaniałe show oprawa jest wspaniała fajerwerki światła gdy sie ogląda WWE to naprwade mnie to ciekawi zwłaszcza że wrestlingiem interesuje sie dopiero jakieś 2 lata lecz czasem oglądam jekieś starsze gale

10136801454e08b07ab2e86.jpg


  • Posty:  10 279
  • Reputacja:   293
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ogólnie sprawa wydaje się być prosta. Fan Indys będzie za promowaniem/kreowaniem wrestlerów "z krwii i kości", natomiast fani WWE będą woleli oglądać komiksowe postacie. W końcu daną federację czy też Indys/mainstream każdy z nas za coś ceni. Miedzy innymi również za takie promowanie wrestlerów.

 

Tutaj nie dokońca mógłbym się zgodzić z tym, że fan Indys będzie standardowo preferował "bohaterów z krwi i kości" a fan mainstream'u - "Super Herosów". Tak jak Ci pisałem Majonez na PW - ja osobiście uważam się po prostu za "fana wrestlingu", bez żadnego podziału na mainstream czy Indys, ponieważ sądzę że zarówno tu jak i tam można znaleźć wiele ciekawych do oglądania rzeczy i - jeżeli tylko czas na to pozwala - jedno z drugim się absolutnie nie gryzie:))) Jeżeli jednak miałbym z karteczką w ręku podliczyć czas jaki poświęcam na oglądanie mainstreamu w porównaniu do Indys, to wynik wyszedłby korzystny na rzecz tego pierwszego (w pierwszym rzędzie zawsze oglądam wszystko made in WWE - z sentymentu, następnie wszystko z TNA - bo lubię sporą grupę walczących tam zawodników, później dopiero przychodzi kolej na Indys - oglądane ze względu na jakość wrestlingu), przez co ktoś mógłby mi przypiąć łatę kolesia-pasjonata mainstream'owego (bo jednak stosunkowo oglądam go najwięcej) wrestlingu. Nie oznacza to jednak, że muszę bezkrytycznie kupować wszystko co wciska mi Vince lub Dixie i że to wszystko musi mi się podobać. I tak właśnie, pomimo mojej sporej "oglądalności" WWE - strasznie irytują mnie kreskówkowi herosi pokroju Ceny czy swojego czasu Batisty, których nie da się pokonać w żaden konwencjonalny, znany współczesnemu człowiekowi sposób:)))) I tak jak napisał powyżej Vaclav - wolę właśnie rozwiązania, które proponuje Indys (co oczywiście nie oznacza, że przestanę oglądać mainstream) - ponieważ są one bardziej realistyczne i sprawiają, że z większymi emocjami ogląda się każdą walkę. Tak jak pisałem wcześniej, kiedyś w trochę podobny sposób kreowani byli np. Rock czy Foley, którzy bardzo często potrafili skopać dupsko największym main eventerom, ale też jak trzeba było kogoś wypromować - gładko przegrywali z mniej wypromowanymi wrestlerami. Niestety w mainstreamie takie postacie to zdecydowana rzadkość...

 

Gdybym miał generalizować, to powiedziałbym że im młodszy wiek oglądającego (oraz głębsza faza jego "markowania") - tym bardziej będą go kręcić super herosi jakich proponuje np. Vince. Sam jak zaczynałem za małolata przygodę z wrestlingiem, to bezgranicznie podniecałem się postaciami Hogana, Andre The Giant'a, Ultimate Warriora czy Undertakera - im bardziej byli "niepokonani", tym większym mirem cieszyli się w moich oczach (ponieważ miałem ich wówczas za jakichś "nadludzi", czyli killerskich debeściaków;). Wraz z moją późniejszą wrestlingową ewolucją (oraz końcem okresu ślepego markowania) - postacie takie zaczynały mnie nużyć a ich mega winning streaki stawały się sztuczne, nieprawdopodobne oraz ogólnie męczące (nie potrafiłem już jarać się samym demolowaniem kogoś przez takiego np. Takera, skoro wiedziałem że Grabarz i tak na 200% wygra ten pojedynek). Chyba po prostu z wiekiem (i "wrestlingowym doświadczeniem") człowiek staje się bardziej wybredny i zaczyna mieć więcej rozkmin...:)))

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  1 055
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.07.2006
  • Status:  Offline

Gdybym miał generalizować, to powiedziałbym że im młodszy wiek oglądającego (oraz głębsza faza jego "markowania") - tym bardziej będą go kręcić super herosi jakich proponuje np. Vince. Sam jak zaczynałem za małolata przygodę z wrestlingiem, to bezgranicznie podniecałem się postaciami Hogana, Andre The Giant'a, Ultimate Warriora czy Undertakera - im bardziej byli "niepokonani", tym większym mirem cieszyli się w moich oczach (ponieważ miałem ich wówczas za jakichś "nadludzi", czyli killerskich debeściaków;). Wraz z moją późniejszą wrestlingową ewolucją (oraz końcem okresu ślepego markowania) - postacie takie zaczynały mnie nużyć a ich mega winning streaki stawały się sztuczne, nieprawdopodobne oraz ogólnie męczące (nie potrafiłem już jarać się samym demolowaniem kogoś przez takiego np. Takera, skoro wiedziałem że Grabarz i tak na 200% wygra ten pojedynek). Chyba po prostu z wiekiem (i "wrestlingowym doświadczeniem") człowiek staje się bardziej wybredny i zaczyna mieć więcej rozkmin...:)))

Zgadzam się w 100%. Z czasem okazało się, że nie pozostało nic ciekawego oprócz tysięcy ludzi na gali i fajerwerki. Ale nie kazdy musi mieć takie odczucia, więc luz. I żeby nie było... ze mną nie jest aż tak źle. Dam rade nawet oglądnąć tygodniówkę, ale przed tym musze się nastawić do tego jak do przeciętnego serialu w TV, i poznać dalszą historię kilku bohaterów. Niestety, nie widze w tym nic więcej. A takie promowanie Super Herosów dorzuca swoje 3 grosze.

4143166924a5dc43430e70.jpg


  • Posty:  10 279
  • Reputacja:   293
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Szczerze nie wiem jak zacząć... nie chcę tu nikogo obrazić na forum,ale...

 

Dlaczego oglądamy wrestling?(odnosi się to do ludzi, którzy wiedzą i przyjmują za prawdę fakt, że wrestling jest udawany)

Wiemy, że wszystko jest zabookowane, że storyline są dla wrestlingu tym, czym dla Piotra Cyrwusa jest granie Rysia

 

Nie mam doświadczenia z Indys i oglądam tylko mainstreamy. Ale dlaczego to robię?

Gdybym chciał prawdziwej walki to olałbym wrestling i przerzucił się ma MMA. Ja jednak oglądam wrestling gdyż zamiast prawdziwej walki wybrałem entertainment.

Oglądam wrestling, bo lubię storyline'y, tak jak lubię dobry film. Wiadomo, że nie zawsze poziom jest dobry (to tak jak z filmami), ale to już jest inny problem.

 

Widzisz wrestling podobnie jak film w kinie - powinien być niezbyt odległy od rzeczywistości, tak co by widz mógł się w nim zatracić a nie co chwilę uśmiechał się pod nosem wyłapując momenty które są po prostu zbyt mocno naciągane nawet jak na kino. Żeby było bardziej obrazowo - taka mała analogia. Oglądasz w kinie film karate z Brucem Lee, gdzie mistrz kung fu rozwala na ulicy bandę niewiele potrafiących rzezimieszków. Jest to jeszcze w miarę prawdopodobny motyw, a więc wyłącza Ci się tryb "rozkminiania" typu: "eeee tam, to przecież niemożliwe!" i możesz choć na chwilę zatracić się w filmie (czyt. nie rozkładasz go na czynniki pierwsze, dajesz się wkręcić w akcję na ekranie). Powiedzmy natomiast, że idziesz do kina też na film karate, gdzie mistrzowie ninja latają po drzewach i wymieniają ciosy będąc przez kilka minut w powietrzu... Trudno zatracić się w takim filmie (przeżywać go i wręcz zapomnieć choć na chwilę, że to tylko film), bo sytuacje w nim przedstawiane są tak naciągane i nieprawdopodobne, że za każdym razem mruczysz sobie pod nosem "taaaa, kurwa - jaaasne!". Ten pierwszy film i występujący w nim bohater to metafora Indys (wiesz, że to reżyserka, ale jest to przedstawione na tyle realistycznie, że można to "kupić" i się w tym "zatracić"). Ten drugi film i bohaterowie to mainstream - po prostu przez odległość o lata świetlne od jakiegokolwiek realizmu, ciężko wyłączyć na nim tryb "rozkminiania" i ukryć kpiący uśmieszek na twarzy...

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • MissApril
      Obie walizki moim zdaniem zmarnowane, lepiej byłoby dać je komuś bardziej świeżemu, niż w kółko wszystko ma się kręcić wokół tych samych twarzy. U pań prędzej walizkę dałbym Roxanne lub Stephanie, zaś u panów LA Knight'owi.  Becky z pasem może być, w końcu coś lepszego będzie się działo, bo Lyra była nijaka jako mistrzyni. Spoko opcja dla lepszego wypromowania tego tytułu.  Super końcówka z R-Truth  
    • GGGGG9707
      Czyli Cody wygrywa KOTR aby na SummerSlam walczyć z Ceną a Killings na NOC lub następnym SNME
    • Giero
      7 czerwca, w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu odbyła się gala WWE Money In The Bank 2025 w Intuit Dome. Przedstawiamy podsumowanie najważniejszych wydarzeń z tego show. Na otwarcie dostaliśmy kobiecy Money in the Bank Ladder Match. Zwycięsko wyszła z niego Naomi, pokonując Alexę Bliss, Giulię, Rheę Ripley, Roxanne Perez i Stephanie Vaquer. Naomi może teraz zrealizować kontrakt z walizki na dowolnej mistrzyni. Dominik Mysterio w dość krótkiej, ale intensywnej walce pokonał Octagona Jr i obronił WWE Intercontinental Championship. Sam pojedynek potwierdzono nieco wcześniej, podczas Worlds Collide. Becky Lynch pokonała Lyrę Valkyrię i przejęła WWE Women’s Intercontinental Championship. Valkyria po walce nie wytrzymała i zaatakowała Becky. Następnie przeszliśmy do męskiego Money in the Bank Ladder Match. Tu triumfował Seth Rollins, drugi raz w karierze zdobywając kontrakt. W walce brali jeszcze udział Andrade, El Grande Americano, LA Knight, Penta oraz Solo Sikoa. W decydujących momentach Bronson Reed i Bron Breakker próbowali pomóc Rollinsowi. Z odsieczą Solo przybyli Jacob Fatu oraz JC Mateo. Potem jednak ostatecznie Jacob i tak odwrócił się od Sikoi i zaatakował go. W main evencie Cody Rhodes i Jey Uso wygrali z Johnem Ceną oraz Loganem Paulem. Niespodziewanie doszło do… powrotu R-Trutha, który zaatakował Cenę. Skrót gali:
    • Giero
      Za nami historyczna, wspólna gala AAA i WWE – Worlds Collide 2025. Przedstawiamy podsumowanie tego show. Po krótkiej oficjalnej ceremonii otwarcia, fanów przywitał legendarny Rey Mysterio. Podkreślił, jak dumny jest z bycia częścią ewolucji Lucha Libre. Przemowę wygłosił, mieszając język hiszpański i angielski. Następnie przywitał uczestników pierwszej walki. Aero Star, Mr. Iguana i Octagon Jr. pokonali Lince’a Dorado, Cruza Del Toro oraz Dragona Lee. Ważne wydarzenia miały miejsce po walce – Dominik Mysterio obserwował ją jako widz, a następnie prowokował luchadorów. To przerodziło się w bójkę Dominika i Octagona. Zdenerwowany Mysterio zaproponował Octagonowi… pojedynek o Intercontinental Championship na późniejszym Money in the Bank. Lola Vice i Stephanie Vaquer pokonały Chik Tormentę oraz Dalys. Legado del Fantasma pokonali zespół złożony z El Hijo de Dr. Wagner Jr., Pagano i Psycho Clowna. Ethan Page obronił NXT North American Championship w pojedynku z Je’Vonem Evansem, Laredo Kidem i Reyem Fenixem. W walce wieczoru po świetnym pojedynku El Hijo del Vikingo obronił AAA Mega Championship przeciwko Chadowi Gable’owi. Skrót gali:
    • Bastian
      Money in the Bank kobiet - widząc, ile czasu są w ringu Perez i Giulia, pewne było, że z walizką do domu wróci ktoś inny. Mało było Vaquer, nie oglądałem Worlds Collide, może TT Match z jej udziałem kosztował trochę zdrowia. McAfee podczas słynnej akcji "La Primery" równie mocno spermiarski jak Booker T 😀  Naomi z walizką, więc rosną akcje... Cargill i Belair. 😀 O samej walce nic, bo szału nie było. 😀  Dom Mysterio vs Octagon - chcieliście 5 walk, no to macie 😀 Wujek Hunter dał starcie rodem z rozpisanego na kolanie Smackdown, gdzie emocji było tyle, ile 5 starów w karierze Jindera Mahala 😀  Lyra Valkyria vs Becky Lynch - w ringu źle nie bylo, ale ta stypulacja to jawny spoiler wyniku końcowego. Becky kolekcjonuje pasy jak Charlotte mężów, feud bedzie kontynuowany, można rozpisać kolejne brawle na tygodniowkach i zaraz SummerSlam, Bożenko... Money in the Bank mężczyzn - bylo nieźle, kilka spoko akcji z drabinami, ale stało się to, czego się obawiałem. Interwencje z zewnątrz, dobrze, że chociaż Reigns, Punk i Zayn zostali w domu. Fatu zaatakował Solo, lepiej byłoby chyba na odwrót, gdyby Jacob był w MITB, a Solo zabrał mu zwycięstwo. Rollins z walizką, cash in na 99 proc. na Uso. Cody Rhodes & Jey Uso vs John Cena & Logan Paul - spodziewałem się mizernej walki, ale pod koniec zrobiło się nieźle, były bumpy na stołach. Wrócił R-Truth, czyżby był to casus ubiegłorocznej WM, gdzie po oburzeniu fanów to nie Rock, a Rhodes walczył z Romanem?  😀 Cena przypięty, Cody może śmiało próbować odzyskać WWE Title. Jaś powinien w sumie też rozprawić się z Truthem. Te tarcia Ceny z Loganem świadczą o tym, że to chyba Paul będzie tym, który przywróci Jasia na jasna stronę mocy. Dobry wybór, publika nie znosi Logana, będzie feta jak mu Cena sprzeda AA. Reasumując, gala na kolana nie rzucila. Brakowało przede wszystkim walk mistrzowskich, dających cień nadziei, że jedna z walizek będzie zrealizowana jeszcze na MITB.  
×
×
  • Dodaj nową pozycję...