Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Franko The Butcher | Czarna Maska i Wewnętrzny Wróg | HVW Under Pressure IX


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  489
  • Reputacja:   6
  • Dołączył:  17.08.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

„Jeżeli krwawi, możemy to zabić.”

Arnie, w „Predatorze”.

 

 

 

Po gali.

 

12.04.2023, Wrocław, niedługo po zakończeniu „Under Pressure VIII”.

 

- Przepraszam, Tato! - Młoda wygląda, jakby była w rozsypce. I tak po prawdzie, to chyba w takowej się znajduje. Jest zapłakana, ma rozmazany makijaż.

 

Rozsypka.

 

- Weź się w garść, dziecko. - Rzeźnik nigdy nie był jakimś idealnym przykładem empatii i teraz również się to potwierdza. Nawet kiedy w grę wchodzi jego córka. - Helenka się chyba załamie, kiedy zobaczy cię w takim stanie. W telewizji. W mediach społecznościowych. Zapłakaną. Z rozmazanym makijażem. Zakładam, że nie chcesz tego?

 

W głosie naszego bohatera jest zimny, ale i na swój sposób kojący spokój. To chyba jakoś tam uspokaja jego latorośl. Mariolka przestaje szlochać, bierze głęboki wdech i spogląda na ojca. Nie widzi gniewu, ani wyrzutów. Widzi spokój, ale i coś jeszcze. Lekkie rozkojarzenie? Rzeźnik spogląda na nią, ale robi to tak, jakby patrzył PRZEZ nią. Tak jakby nie do końca zwracał na nią uwagę, jakby myślał o czymś zupełnie innym. Jest to o tyle dziwna sytuacja, że córka naszego bohatera na chwilę zapomina o swojej rozpaczy i upokorzeniu. Ociera łzy i przygląda się rozmówcy. Wyraz twarzy Franko niepokoi ją.

 

- Przecież to wszystko przeze mnie… przeze mnie nie jesteś mistrzem!

 

Zamaskowany na chwilę koncentruje wzrok na córce. Na ustach pojawia się grymas, będący chyba oznaką zniecierpliwienia (?)

 

- Gówno prawda. - Prosto, brutalnie i idealnie w punkt: Rzeźnik w pełnej krasie. - Nawet gdybym wykonał tego Piledrivera, Bidam wciąż mógł odkopać. Co pozostawia nas na pastwę domysłów, hipotez i rozważań z cyklu „co by było gdyby”. A to już jest zwyczajna strata czasu.

 

W tym momencie Mariola na chwilę zaniemówiła.

 

- Jesteś młoda i nigdy nie czułaś tego wszystkiego, co generuje takie show na żywo. Tej atmosfery. W sensie, że nigdy nie brałaś w czymś takim udziału. Nie naprawdę i nie na całego. Śledzenie wydarzeń na ekranie to jednak nie to samo, prawda? Tak naprawdę, nigdy czegoś takiego nie przeżyłaś. Nigdy nie byłaś TEGO częścią. Dobrze wiesz, że próbowałem Cie do tego przygotować. I Helenka próbowała. I twoja matka, na swój sposób, też próbowała. Nawet Bidam próbował. No i szkoda, że się nie udało, ale masz, cholera, tylko osiemnaście lat. Miałaś prawo do takiej, a nie innej reakcji. Bo jesteś taka młoda. Bo, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, jesteśmy z Bidamem Twoją rodziną. Twoja reakcja była naturalna. Tu nie ma nad czym debatować. Było, minęło. Jeszcze sobie na ten temat pogadamy, jeszcze rozważymy to, co się wydarzyło z każdej możliwej strony. W tej chwili jednak, to po prostu nieważne. Pora się zbierać. Przypomnij sobie rady cioci Helenki i ogarnij się trochę. Czas na nas. Trzeba pogratulować Mistrzowi.

 

Mariolka wygląda, jakby chciała protestować, ale po chwili zastanowienia odpuszcza. Zamiast tego kiwa głową i udaje się do łazienki. Pozostawiony sam sobie Franko, pogrąża się w myślach. Zaciśnięte usta zamieniają mu się w białą, wąską kreskę. Spojrzenie staje się, bo ja wiem? Zimniejsze niż zwykle? Jeszcze bardziej wyprane z uczuć? A może po prostu kompletnie nieobecne?

 

Franko czeka na powrót córki. Myślami jest przy wydarzeniach sprzed kilkunastu minut. Szczerze mówiąc, niczego z tego nie rozumie. Myśli, rozważa… bez skutku. Wzdycha, trze zamaskowane skronie. Próbuje zwerbalizować to, co dręczyło go od czasu zakończenia walki wieczoru. Wypowiada słowa, będące esencją ogarniających go w tym momencie wątpliwości i graniczącego z ogłupieniem oszołomienia. Słowa te zabrzmiały głucho w wypełniającej pomieszczenie ciszy:

 

- Co tam się, do kurwy nędzy wydarzyło?!

 

 

 

In vino veritas.

 

- Zostawiam was samych, chłopaki – mówi połowica naszego bohatera. - Macie resztę wina i przekąsek. W razie gdybyście jednak posnęli, to woda mineralna i Ibuprom są tutaj. Wszystko jasne?

 

- Jak najbardziej – twierdzi Rzeźnik. - Bidam też tak uważa.

 

Mistrz świata federacji High Voltage Wrestling unosi kciuk i przemawia: chyba coś tłumaczy, z uśmiechem na twarzy i przyjaznym tonem. Mówi dość długo, spokojnie i pełnymi, choć nieco bełkotliwymi zdaniami, chyba nawet po polsku. Szkoda tylko, że za cholerę nie da się go zrozumieć.

 

- No dobra, powiedzmy że wam wierzę. Zabij, Zagryź: do nogi!

 

Wilczarze posłusznie podchodzą do swojej pani, łaszą się. Jednak kiedy Joanna rusza w stronę domu, psy nie kwapią się by podążyć za nią. Wydają się nieco… zakłopotane.

 

– Jak chcecie. Możecie zostać z tymi pijusami.

 

Psy zostają. Wyglądają na zadowolone. Franko i Bidam też tak wyglądają.

 

Mamy wiosnę, a to dobry czas by świętować na łonie natury. Nasz bohater też wyszedł z tego założenia, a okazja była przecież niebanalna! Nie codziennie twój najlepszy kumpel zostaje mistrzem ostatniej aktywnej federacji wrestlingowej w Polsce, no nie? To należy, a nawet trzeba uczcić, po prostu. W związku z czym Franko skonsultował się z żoną, sprawdził stan zapasów i uzupełnił je nieco, po czym zaprosił dawnego tag partnera do siebie, na ognisko. Zaprosił też jego kobietę, ale Amalia nie pojawiła się. Nie ma się co dziwić, bo raczej nie lubią się z Joanną. W sumie to z Helenką też nie darzą się wielką miłością. To nic oficjalnego, ale ślepy by nie zauważył. Takie tam, kobiece sprawy. Tak czy siak, impreza musiała obyć się bez jej obecności.

 

Może dlatego wyszło zajebiście?

 

Znaczy, były drobne potknięcia: Młoda była ciągle trochę sfochana i dawała to odczuć swojemu przybranemu wujkowi, to samo tyczyło się Młodego, który nie zamierzał ukrywać swego żalu zarówno w stosunku do Bidama, jak i starszej siostry. Mimo starań, nawet Joanna nie była w stanie ukryć pewnego rozgoryczenia. A Helenka, która też załapała się na imprezę w towarzystwie męża i dzieci, zupełnie nie zamierzała się krępować i po prostu opierdoliła Bidamowicza z góry na dół, nieszczególnie przebierając przy tym w słowach.

 

Dobrze, że dzieciaków akurat nie było w pobliżu.

 

Franko bohatersko stanął w obronie przyjaciela. Niewiele to dało, ale fakt pozostaje faktem. Bardziej niż jego godna pochwały postawa przydało się domowe wino, którego ma spory zapas. To znaczy, polubił tworzenie wymienionego wyżej specyfiku, tylko do jego spożycia nie zawsze nadarza się okazja, więc robi się tego coraz więcej. Ale teraz okazja się nadarzyła. I całe szczęście. Lody zostały przełamane, swary zażegnane.

 

Przynajmniej ne jeden wieczór.

 

A teraz Franko i Bidam pozostali tylko w towarzystwie psów. Nasz bohater wstaje ciężko ze swojego prowizorycznego legowiska i sięga po baniaczek z winem (pojemność na oko 15 litrów, coś tam jeszcze solidnie chlupocze na spodzie). Wykazując niezwykłe skupienie przelewa wino do dzbanka, po czym chwyta tenże i polewa do kielichów. Na ten moment, jest usatysfakcjonowany.

 

- No to zdrowie, Mistrzu.

 

Tag partnerzy piją. Wino nie jest złe.

 

- No, to teraz możemy sobie wyjaśnić pewne sprawy – mówi Rzeźnik. - Będę się powtarzał, ale to nic, utrwalisz sobie dzięki temu. Po pierwsze i podstawowe, nic do Ciebie nie mam, jasne?

 

Chyba jasne. A przynajmniej nie zgłoszono sprzeciwu.

 

- Wykorzystałeś swoją szansę. Ja się zawahałem, a Ty nie. Młoda się posypała i ja w jakiś tajemniczy sposób też. Nie sądziłem, że coś takiego się zdarzy, ale jednak się zdarzyło. Bywa. Shit happens. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz? I takie tam.

 

Zrobiłeś, co do Ciebie należy. I wygrałeś to, co było do wygrania.

 

Bidam wygłasza podniosłą przemową w swoim rodzinnym języku. Franko słucha go z wielką uwagą.

 

- Toteż właśnie. Sam lepiej bym tego nie ujął. Zresztą, zazdroszczę Ci bycia Mistrzem. Znaczy, bywaliśmy już mistrzami, ale nie tymi najważniejszymi. No, chyba że chodzi o zdominowanie dywizji tag teamów, ale to nie do końca o to chodzi. No nie? Nie o to. Zresztą, czy my ją tak straszliwie zdominowaliśmy? Nieważne. Wróćmy do poprzedniej myśli. Tak, wróćmy do niej. No więc, gratuluję i zazdroszczę. Bo sam chciałbym to kiedyś przeżyć, wiadomo.

 

Słowa naszego bohatera obudziły coś w jego rozmówcy. Bidamczyk łyknął z kielicha, odkaszlnął i zaśpiewał. Rzeźnik szybko przyłączył się do niego:

 

- PRZEŻYJJ! TO! SAMM! PRZEŻYJJJ!!! TOOOO!!! SAAMMMM!!!! (...)

 

Pijacka pieśń uniosła się nad okolicą. Nasi bohaterowie wydarli ryje, aż miło. Psy zawyły, wtórując im.

 

Frankowi aż się młode lata przypomniały. Dawno tak dobrze się nie bawił. Nalewa kolejną porcję wina.

 

- Zdrowie HVW, które umożliwia nam zaznać dawnej chwały. Więcej nawet: zdrowie tych wszystkich skurwieli, którzy stoją nam na drodze. Bo bez nich nie byłoby naszych zwycięstw, czyli powodów do świętowania!

 

Przyjaciele piją. Bo jak tu nie wypić przy tak zacnej okazji?

 

- Dobrze byłoby zawalczyć w tag teamie – rozmarzył się nasz bohater. - Nasze pojedynki są świetne, ale chyba zbyt męczące tak na dłuższą metę. Za to walka drużynowa – ale nie jedna z tych, w których stajemy naprzeciwko siebie – taka walka, to byłoby coś! Moglibyśmy pokazać trochę dawnej magii, nie sądzisz?

 

Bidamczyk pokazuje podniesiony kciuk.

 

- Też tak mi się wydaje. Może się trafi okazja. Pokazalibyśmy, na co nas stać, co nie? Co skłania mnie do zastanowienia: ciekawe, czy przywrócą mistrzostwo tag teamów przy tak szczupłym rosterze? Ciekawi Cię ta kwestia?

 

Podniesiony kciuk.

 

- Fajnie byłoby zdobyć kolejne mistrzostwo w drużynie. Ja wiem, że Ty teraz jesteś Mistrz nad Mistrze, ale tamto też miało swoją wartość i swój ciężar, bez dwóch zdań. Więc, w przerwach pomiędzy bratobójczymi pojedynkami, moglibyśmy spróbować to osiągnąć. No bo kto niby mógłby nam zagrozić? NKW się rozpadło, więc innych stałych ekip brak. Nie ma w tej federacji drużyny z naszym doświadczeniem…

 

- BO DO TANGA TRZEBA DWOJGAAA!!! (…) - Znana pieśń jakoś tak sama wypłynęła z gardeł naszych herosów. Psy zawyły raz jeszcze.

 

Trochę trwało, zanim się uspokoili. Franko znowu polewa.

 

- Tradycyjnie już: będzie, co ma być. Muszę tylko uporać się ze swoim, nie takim znowu małym problemem. No bo muszę powiedzieć Ci tak szczerze: ni ch***ja nie rozumiem, co się ze mną stało w czasie naszej walki. To jest poważna sprawa, braciszku. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, odpuściłem. Czujesz to? Rzeźnik ODPUŚCIŁ. Czego jak czego, ale tego się po sobie nie spodziewałem. Bo to zwyczajnie wbrew mojej naturze. To, co się wydarzyło, cholernie mi się nie podoba i w sumie niepokoi. Z wielu, cholera, powodów. Powinienem wykonać tego Piledrivera. Nawet fakt, że teraz to roztrząsam, jest jakiś nienaturalny. Coś jest nie tak, bardzo.

 

Parę łyków na rozjaśnienie paru spraw.

 

- Jakkolwiek nieprawdopodobnie by to nie zabrzmiało, wszystko wskazuje na to że po prostu zmiękłem. Chyba nawet miałem do tego prawo: wygodne życie rodzinne, przyzwoita kuchnia, pędzenie wina i inne takie… nawet ogrodnictwem się zainteresowałem. Jak tak o tym teraz mówię, to brzmi to trochę niepoważnie, ale fakty zawsze pozostaną faktami. Zmiękłem, kurna. I nawet tego nie zauważyłem. I to, drogi przyjacielu jest naprawdę zła wiadomość, dla nas obu. Bo ta perspektywa jest dla mnie trochę przerażająca. A wiesz, jak reaguję, kiedy coś mnie przeraża? Sprawdzam, czy cholerstwo krwawi, ot co. Bynajmniej nie chodzi o to, że zacznę się samookaleczać, ani nic w tym rodzaju. Znaczy to jednak, że będę musiał coś sobie udowodnić, a to z kolei oznacza eskalację przemocy w moim wykonaniu. Zawsze tak reagowałem i chyba nie umiem już inaczej. Więc pewnie spotkamy się w ringu – wcześniej, albo później, zrobię wszystko, by wcześniej – i wyniesiemy naszą rywalizację na jeszcze brutalniejszy poziom. Przemalujemy ring na czerwono.

 

Bidam bełkocze coś, chyba po japońsku. Chociaż, tak po prawdzie, skąd miałby znać ten język? Więc może to jednak nie japoński.

 

- Wybacz, ja nie umiem inaczej. Wygrałeś pas uczciwie, ale wyszło jak wyszło. Chcę czystego rewanżu, najlepiej w klatce albo czymś takim, żeby nam nikt nie przeszkadzał. Tak, to by mnie zadowoliło. Zasłużony, rzetelnie obmyty krwią rewanż. Tego chcę i do tego będę dążył. Oczywiście droga do celu będzie czysta, bo nie muszę się upadlać. Bycie Mistrzem pewnie postawi Cie w obliczu zupełnie nowych wyzwań. Ja pewnie będę największym, ale nie o tym teraz mówię. Dążę do tego, że możesz na mnie liczyć, jak zawsze. Taka pierdoła jak to, co się wydarzyło na ostatniej gali nie prawa tego zmienić. Ty dałeś radę, ja zawiodłem – na ch***j to roztrząsać? Znaczy, roztrząsam to, ale w innym aspekcie, rozumiesz? Naprawdę nie widzę powodu, żeby odstawiać tą szopę z nieufnością i wbijaniem sobie noży w plecy. Rozumiem, że to jakiś tam wrestlingowy zwyczaj, ale szczerze i prawdziwie mam to w okolicach jelita grubego. W sensie, że w dupie. Głęboko.

 

Bełkocze już trochę nasz Rzeźnik, oj, bełkocze. Nie przeszkadza to jednak Bidamowi słuchać go z niezwykłą uwagą. Psy też strzyżą uszami, jednak na razie nie przejawiają ochoty na jakiś udział w rozmowie.

 

Może później.

 

Franko polewa. Cóż to, dzbanek już pusty? Na szczęście w baniaczku coś tam jeszcze zostało. Procedura przelania płynu do dzbana jest teraz jakby trudniejsza, ale nasz bohater ponownie udowadnia, że nie takim problemom potrafi stawić czoła.

 

- Teraz pijemy, a za parę tygodni może się wzajemnie wykrwawimy. Dobrze jest wrócić do biznesu. Jeśli ta federacja utrzyma się na powierzchni, to czeka nas w cholerę interesująca rywalizacja. Byle bez jakiś pieprzonych dram, tych mam już dosyć. Młoda naprawdę musi się wyrobić w tym temacie. Mam nadzieję, że właśnie tak będzie. W końcu to moja córka, no nie? Zimną krew ma we krwi.

 

Nasz bohater zamilkł na chwilę. Chyba zadumał się nad słownym przekładańcem, który chwilę temu wyszedł z jego ust. Z kolei Bidamowicz nawija coś po armeńsku. Tylko skąd u niego ten język?

 

Więc może to jednak nie armeński.

 

- Wypijmy za przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Uczcijmy już teraz zmiecenie każdej przeszkody, która stoi na drodze naszego rewanżu. Będzie krwawo, będzie brzydko; będzie boleśnie i brutalnie. Któryś z nas zostanie sprowadzony na ziemię. Może to będę ja, może jednak Ty. Nie wiem. Ale chcę się dowiedzieć. MUSZĘ się dowiedzieć. Nie spocznę, dopóki się nie dowiem.

 

Franko cichnie, koncentrując się na piciu. Jego tag partner dostosowuje się do tego.

 

Przez dłuższą chwilę panuje cisza.

 

Nie śmiem twierdzić, że przytoczona wyżej rozmowa wyczerpała wszelkie możliwe tematy. Przyjaciele rozmawiali jeszcze długo (i niekoniecznie w tych samych językach). Rozmawiali o kobietach i innych ważnych zagadnieniach egzystencjalnych, o życiu i jego sensie, o tajemnicach ich przeszłości i planach na przyszłość. Mówili wiele i uważnie słuchali. Pili tęgo. Poruszali różne tematy. Coraz rzadziej dorzucali do ognia. Momentami podsypiali nieco. W końcu noc objęła we władanie ich obozowisko.

 

- PORA NA DOBRANOC, BO JUŻ KSIĘŻYC ŚWIECI! (…)

 

To zabawne, ale po tym ostatnim wokalnym zrywie rzeczywiście zapadła, jakże upragniona przez sąsiadów, cisza.

 

 

 

Nad ranem Joanna odwiedziła pobojowisko będące wcześniej terenem imprezy. Obejrzała je nie bez pewnej dozy politowania. Franko i Bidam spali zmorzeni pijackim snem, opatuleni kocami, w towarzystwie psów. Wokół walały się śmieci, resztki jedzenia i puste naczynia z osławionym baniaczkiem na czele.

 

- Nie zazdroszczę przebudzenia – mruknęła połowica naszego bohatera, po czym zaczęła trochę ogarniać ten chlew.

 

Nie zajęło jej to zbyt dużo czasu.

 

- Idziecie, pchlarze?

 

Zabij i Zagryź co prawda wstały, żeby się przywitać, ale wciąż nie kwapiły się, żeby opuścić przywódcę sfory.

 

- Zdrajcy. Żadnego szacunku dla ciężko pracującej kobiety. No ale proszę bardzo, pilnujcie tych pijaków. Może nawet im się to przyda. Odegram się, kiedy przyjdzie do napełniania wam misek. O, wtedy się policzymy!

 

Nawet jeśli czworonogi zrozumiały powagę sytuacji, to nie okazały tego po sobie. Trochę pokręciły się po okolicy, węsząc i załatwiając potrzeby fizjologiczne, ale później wróciły do śpiących członków swojego stada.

 

 

 

Przebudzenie było trudne. Doczołganie się do wody i środków przeciwbólowych było trudne. Ponowne zaśnięcie też w sumie takie było. Ponowny powrót do świata żywych okazał się całkiem, całkiem. Ale pierwszy posiłek po ochleju, to jednak było wyzwanie. Rozmowa z Joanną też nie była łatwa. Towarzystwo Młodego i jego perlistego głosiku – wyzwanie. Blada jak ściana Młoda, której zaszkodził niewielki ułamek tego, co wypili nasi bohaterowie – jak ja Cie dobrze rozumiem, dziecko. Będzie dobrze, nie martw się. Wyrobisz się, albo zaprzestaniesz takich praktyk.

 

To był ciężki, duszny, wypełniony tępym pulsowaniem dzień. Obawiam się jednak, że obejdzie się bez morału.

 

Bo tak po prawdzie, to żaden z uczestników imprezy nie żałował absolutnie niczego.

 

 

 

Tańce wojenne.

 

- Czy Ty się przypadkiem nie powinieneś przygotowywać do walki? - Nasz bohater spogląda pytająca na Zbigniewa Wierzchowskiego. - Bo jeśli zlekceważysz tą dziewczynę, to ona zrobi Ci z czterech liter przysłowiową jesień średniowiecza, wiesz o tym?

 

Rzecz dzieje się w Jaskini Batmana – ponownie – tyle że tym razem nigdzie nie widać psów. Są tylko Rzeźnik i reporter, siedzący naprzeciwko siebie. Dzieli ich niewielki stolik, na którym znajduje się dzbanek z herbatą, dwa kubki i szklanka z paluszkami.

 

- Szefostwo uważa, że znaleźliśmy wspólny język – Wierzchowski uśmiecha się, może trochę nerwowo – no a po tym, co odstawiłem na gali, nie bardzo się martwią moimi potrzebami.

 

- Niby słusznie, bo trochę im nabruździłeś – Zamaskowany z chrzęstem gładzi swój nieogolony podbródek – z drugiej strony jednak, powinni Ci trochę odpuścić. Bo jakoś nie widzę w tej nowej erze HVW zbyt wielu kandydatów do wykrwawiania się na ringu. Chyba ciężko będzie doczekać się odnowionego Proving Ground, przynajmniej na razie. Przydasz się, Zbyszku, a to już sam w sobie dobry pretekst do odkupienia win, nie sądzisz? Zresztą, Ty chyba zawsze marzyłeś o karierze zawodniczej? Kto wie, może się jeszcze spotkamy w ringu?

 

- Najpierw muszę przetrwać spotkanie z tą diablicą – uśmiech reportera jest ciągle trochę wymuszony. - Powiedzmy, że najpierw skoncentruję się tylko na tym problemie.

 

- Cóż, słusznie. Jakbyś chciał, to możemy stoczyć parę sparringów. Zobaczymy, czego tam się nauczyłeś przez ostatnie lata.

 

Ton Rzeźnika jest spokojny, rzeczowy i dosyć przyjazny. Propozycja wyraźnie zainteresowała jego rozmówcę.

 

- Jakby to nie był jakiś problem… byłym bardzo wdzięczny!

 

- Żaden problem. Przypomnę sobie czasy EWF, kiedy dawałem rady młodym zawodnikom. Nieskromnie stwierdzę, że niektórym z nich wysłuchanie mnie wyszło na dobre. Heh… ciekawe co teraz porabia taki Żubr na przykład? Ambitny był z niego gość… no, ale my chyba nie o tym mieliśmy dzisiaj rozmawiać?

 

- Rzeczywiście, nie o tym – Zbigniew chyba przypomniał sobie o aktualnych obowiązkach – mam trochę przygotowanych pytań. Innymi słowy, nawiązując do naszej poprzedniej rozmowy: tańce wojenne czas zacząć!

 

Zamaskowany upija łyka z jednego z kubków. Naczynie jest przeurocze, ozdobione motywem płonących, metalowych czaszek.

 

(Do nabycia w HVW Shop, już przed kolejną galą!)

 

- Zaczynajmy więc.

 

- Przed nami druga gala ponownie reaktywowanego High Voltage Wrestling, a na niej swoista powtórka z rozrywki. Spotkasz wszystkich swoich przeciwników z poprzedniego show. Jak się z tym czujesz, Franko?

 

Nasz bohater zastanawia się przez chwilę:

 

- Zadziwiająco trudne pytanie, Zbyszku. Czuję się… dobrze. Jestem usatysfakcjonowany. Z każdym z nich rozpocząłem jakąś historię, o której żadną miarą nie można powiedzieć, że została zakończona. Każda z nich aż prosi się o rozwinięcie. To naprawdę cholernie dobrze się składa, że pociągniemy to dalej już w trakcie kolejnego show. Najpierw w drużynie z Bidamem, a później… cóż. Później znowu będziemy rywalami. To niewygodne, jak zawsze, ale jednak upragnione przeze mnie. W poprzedniej walce zawiodłem w sposób, w jaki nigdy w przeszłości nie zawodziłem. To uczyniło mnie niespokojnym, ale i jeszcze bardziej skoncentrowanym na celu. Celem będzie udowodnienie, że to z poprzedniej gali to był jakiś błąd statystyczny, coś co nie ma prawa się powtórzyć. Że Rzeźnik pozostał Rzeźnikiem.

 

Nasz bohater wbija w reportera swoje słynne, zimne spojrzenie. Wierzchowski trochę niespokojnie porusza się na krześle. By zamaskować zakłopotanie, sięga po paluszka, ale okazuje się to błędem. Jego dłoń lekko drży. Franko udaje, że tego nie zauważył.

 

- Uspokoi mnie tylko pójście na całość, a to naprawdę fatalna wiadomość dla moich rywali. W końcu, to głównie oni będą krwawić i to wytrzymałość ich kości zostanie wystawiona na próbę. Czas wrócić do podstaw, Zbyszku, wrócić do korzeni. Jeżeli krwawi, możemy to zabić. Taka sytuacja. Jej sedno. Sedno bycia tym, kim jestem. Jeżeli krwawi, to jest do ubicia, właśnie tak. Cudowna, prosta filozofia, którą zawsze wyznawałem. Krwawa, brutalna prostota. Wygląda na to, że zapomniałem o niej na chwilę. Ale spokojnie, już się zreflektowałem. Już wracam do tego, co najważniejsze. Po prostu biorę się za nich, Zbyszku.

 

- Za Chrisa Attitude i Krzysztofa Wereszczyńskiego?

 

- To na początek, tak. Na początek weźmiemy się za nich z Bidamem. To nawet zabawne, bo marzyła nam się jakaś walka drużynowa, w imię dawnych czasów. Fajnie, że HVW spełniło to życzenie.

 

- Jak na zawołanie?

 

- Tak. Obawiałem się trochę, że szczupłość obecnego rosteru zabije szansę na jakąkolwiek „drużynówkę”. No ale, udało się. Dobrze.

 

- Co powiesz o swoich przeciwnikach?

 

- Docieramy do sedna, co? Przeciwnicy są w cholerę zacni, to trzeba powiedzieć. Sierściuch sprawił mi na poprzedniej gali dokładnie tyle kłopotu, ile wydawało mi się, ze sprawi. A Chris miał zwyczajnego pecha, bo mogliśmy sobie z Bidamem pozwolić na to, żeby go na zimno wyeliminować z walki wieczoru. Obaj mają podstawy do tego, żeby domagać się rewanżu. Nie mam nic przeciwko temu, naprawdę. Chcą rewanżu, to będą go mieli. Proste.

 

- No to… jak się za nich weźmiesz?

 

- Weźmiemy, razem z Bidamem. Fakt, że to starcie teamów, będzie miał tutaj kolosalne znaczenie. Obaj są dobrzy, nie przeczę. Trzeba będzie na nich uważać, to fakt. Ale daleki jestem od jakichś szczególnych obaw. Bo wiesz co? Żadna z nich drużyna. Osobno są wartymi uwagi wojownikami, Sierściuch z tą swoją zwinnością i Surfer, za całokształt. Ale jaka z nich, do ciężkiej cholery, drużyna? Doświadczenie Chrisa może wiele zdziałać, zdaję sobie z tego sprawę. On może scalić tą ekipę. Może nauczyć partnera tego i owego. W porządku, odnotowałem to. Tyle że tag team z prawdziwego zdarzenia jednak potrzebuje czasu, żeby złapać automatyzm, żeby poczuć chemię. Gdyby ta ekipa stanęła naprzeciwko kogokolwiek, kto nie jest mną i Bidamem, mogłaby wygrać. Ale realia są inne, więc zwycięstwo im raczej nie grozi. Prawda jest taka, że przejedziemy się po nich. Zadepczemy ich, jak to mawia mój partner. Zmieciemy z powierzchni ringu.

 

- Sprowadzicie na ziemię?

 

- Ta… wiesz, jak to leci dalej. Są do pokonania, po prostu. W tej walce robimy za faworytów.

 

- Pewność siebie to piękna rzecz, ale Wereszczyński zmusił Cię do poddania walki.

 

- Powiadasz? To dlaczego tej walki nie wygrał?

 

- Sędzia był…

 

- Niedysponowany?

 

- Można tak to ująć.

 

- A Ty myślisz, że nie zdawałem sobie z tego sprawy? Przecież chwilę wcześniej próbowałem go ocucić. Gdyby nie ten fakt, Krzychu nie miałby swojej szansy, prawda?

 

Wierzchowskiego na chwilę zatkało.

 

- Chcesz mi powiedzieć, że to było takie „odklepanie taktyczne”? Tylko po to, żeby przeciwnik odpuścił?

 

- Tak. Właśnie to chcę powiedzieć. I nie zrozum mnie tutaj źle, bo ta Kimura bardzo ładna była. Poczułem ją. Ale wkraczamy tutaj do bezkresnej krainy „gdyby”, a ja nie przepadam za wycieczkami po niej. GDYBY sędzia nie został wprasowany w narożnik, mój rywal nie miałby tak dogodnej okazji do założenia mi dźwigni. GDYBY nie było jasne, że jest ciągle wyautowany, MÓGŁBYM podjąć bolesną próbę dotarcia do lin. Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem, chociaż to akurat przysłowie trochę słabo pasuje do dzisiejszych czasów. Nieważne. Liczy się to, że odklepałem, a Sierściuch przerwał chwyt. Czyli zrobił dokładnie to, czego oczekiwałem. Sytuacja z arbitrem zaszkodziła nam po równo. Jeżeli zaś chodzi o ten gest Chrisa po zakończeniu walki, to był on bardzo ładny i bardzo sportowy, ale… pusty. Zwycięzcą jestem ja i trzeba mieć bardzo ograniczone spojrzenie na świat, żeby tego faktu nie zrozumieć. No, ale przynajmniej zawiązało się im coś na kształt drużyny, chociaż w tej chwili to tylko taki zarodek, czy jak to tam nazwać. Może coś z tego będzie, w przyszłości. Może. Teraz nie robi to na mnie wrażenia i wiem, że wspólnie z Bidamem rozpierdolimy ich, aż miło. Tylko, raz jeszcze: nie zrozum mnie źle. Ja dobrze wiem, że to nie będzie łatwe zwycięstwo. W porządku. Wspaniale. Łatwe wygrane są do dupy. Nie smakują, jak trzeba, wiesz?

 

- Szczerze mówiąc – uśmiecha się Zbyszek z przymusem – tak szczerze mówiąc, to nie wiem.

 

- No tak. Ale chyba potrafisz to sobie wyobrazić?

 

Rozmówca Rzeźnika potakuje, więc nasz bohater może kontynuować:

 

- Można bez końca rozkminiać tę sytuacje, tylko po co? Zwycięzca jest tylko jeden. Wygrałem, żeby przegrać z Bidamem. Wcześniej odstrzeliliśmy Krzycha numer dwa, bo mieliśmy okazję. To nic osobistego, zawsze byliśmy praktyczni. Cóż, ma prawo mieć to nam za złe. Co doprowadza nas do tego, o czym już mówiłem: obaj nasi rywale mają coś do udowodnienia. To się świetnie składa, czekam. Pokażmy braciom Czechom, na czym polega zaangażowanie w walkę.

 

Franko upija kolejny łyk herbaty, po czym wygodnie rozpiera się na krześle. Mebel trzeszczy ostrzegawczo. Nasz bohater kontynuuje:

 

- Obydwaj Krzychowie są dobrzy. Byłbym głupi, gdybym przeczył temu faktowi. Są niebezpieczni, bez dwóch zdań. No i w sumie to mają pecha, że ciągle nadziewają się na nas. Ja tutaj nie chcę się powtarzać, ale i tak to zrobię: takie są fakty, realia. Ich niewyrobiona ekipa spotka się z naszą, wyostrzoną przez lata. A my ich rozchlastamy. Ujmując to w prosty, obrazowy sposób: to, co ja spierdolę, naprawi mój partner. I vice versa. A przecież nie zwykliśmy popełniać zbyt wielu błędów. Co można temu przeciwstawić? Możemy stawić im czoła pojedynczo, możemy i w drużynie. Każdego z nich jesteśmy w stanie pokonać w solowej walce, a w tagu jesteśmy jeszcze mocniejsi. A to nie pozostawia im zbyt wiele nadziei, nie sądzisz?

 

Wierzchowski nie odpowiada.

 

- Dobra – kontynuuje Zamaskowany – rozwiejmy wszelkie wątpliwości. Rozumiem, że nasi przeciwnicy są groźni. Naprawdę, to nie kurtuazja. To fakt. Po prostu twierdzę, że w starciu z dwukrotnymi EWF Tag Team Championami ich szanse są mniej, niż mizerne. Sierściuch ciągle jeszcze przestawia się z MMA na wrestling – do niego ciągle nie do końca dociera, że dopadnięcie do lin przerywa założoną dźwignię. Jest naprawdę niezły w stójce, ale można wyczuć, że ciśnie go do parteru. To fajna sprawa, taka specjalizacja, ale i ograniczenie. Szczególnie w tag team matchu. Dźwignię może przerwać dotarcie do lin, albo interwencja partnera. A to robi cholerną różnicę. Blondas jest dużo bardziej doświadczony i pewnie spróbuje pokierować swoim tymczasowym sojusznikiem, ale czy trener Miras na to pozwoli? To bardzo istotna kwestia, bo w trakcie naszej walki zamieszał raczej, że tak to ujmę, w negatywny dla wychowanka sposób. Wydaje się być raczej upartym gościem, a to nie za dobrze biorąc pod uwagę fakt, ze na wrestlingu się po prostu nie zna. On w ogóle odróżnia go jakoś od mieszanych sztuk walki? Bo na razie nic na to nie wskazuje. Na razie jest w tej kwestii zwykłym ignorantem i jest to coś, co poważnie zmniejsza szanse Irokeza. Czy trener Miras pozwoli dojść do słowa Chrisowi Attitude? Czy doceni jego doświadczenie? Czy jednak będzie chciał za wszelką cenę podtrzymać swój autorytet? To są bardzo ciekawe kwestie. Są to też problemy, które nas z Bidamem zwyczajnie nie dotyczą. Pewnie, że mam chrapkę na jego tytuł, ale do tej sprawy wrócimy dopiero w Main Evencie. A żeby do niego dotrzeć, musimy przejechać się po rywalach.

 

Krzesło trzeszczy coraz bardziej rozpaczliwie, jednak Zamaskowany ignoruje to.

 

- To jest po prostu sprawa do załatwienia. Zamierzam mieć z tej walki tyle przyjemności, ile tylko możliwe, jednak przede wszystkim jest ona obowiązkiem do spełnienia. Szanuję naszych rywali, bo obaj są prawdziwymi wojownikami. Dodatkowo z Chrisem jest jeszcze tak, ze pamiętam go z dawnych lat, kiedy oglądałem go w telewizji. Zawsze postępował właściwie, uwierzysz, Zbyszku? W tym biznesie to prawie nie do pomyślenia. Ale nie oznaczało to jego słabości, co to, to nie. Aż do dzisiaj pamiętam, jak wepchnął do gardła plik pieniędzy temu najemnikowi, jak mu było? No, temu obżerającemu się bułkami mulatowi?

 

- Tuan?

 

- Może i Tuan. Utkwił mi w pamięci ten obrazek. I zawsze się zastanawiałem: co sprawiło, że Attitude nie osiągnął więcej w tym biznesie? Honorowy, ale nie naiwny. Szlachetny, ale nie słaby. Nigdy nie przekraczał granicy śmieszności. Zawodnik kompletny. Był w tylu federacjach, a zdobył tak niewiele. Dlaczego? Miłość do wrestlingu przegrała z miłością do deski surfingowej? Zasady stanęły na przeszkodzie? A może czegoś mu po prostu brakowało? Może nadal mu tego brakuje?

 

Wzruszenie ramion i lodowaty wzrok (dawni fani Butchera oglądający ten materiał pewnie właśnie poczuli znajomy dreszcz).

 

- Nieważne. Już wkrótce poznam go lepiej. Wcześniej czy później, będę musiał go złamać. Może przy okazji tej walki, może przy którejś z następnych, o ile takowe się odbędą. Nieistotne. Tak czy inaczej, weźmiemy się za niego. My już kruszyliśmy takie posągowe postacie. Spokojnie i metodycznie. Nieubłaganie. Mamy w tym doświadczenie. To zawodnik ze wszech miar godny uwagi, z ciekawą przeszłością, umiejętnościami, charyzmą. Ale nie takich już zostawialiśmy pokonanych w ringu. Zrobimy im dokładnie tyle, ile będzie trzeba. Zniszczymy symetrię szlachetnej facjaty Chrisa, pobijemy go tak, że jego kobieta odwróci twarz od telewizora i zasłoni oczy synowi. Zabarwimy szlachetną, lwią grzywę Surfera szkarłatem, zamieniając ją w krwawy kołtun. Wereszczyńskiego potraktujemy tak, że trener Miras zastanowi się, czy na pewno właściwie wybrał dalszą drogę kariery swojego wychowanka. Na to, co z nim zrobimy nie pomoże żadna maść. Ostemplujemy ring ich zakrwawionymi twarzami. Wetrzemy ich w matę, pozostawiając trudne do usunięcia ślady. Poślemy do szpitala, jeśli będą zanadto uparci. Musimy to zrobić, bo walka wieczoru wzywa. A ja muszę dostać swój rewanż.

 

- Czyli… Bidam?

 

- Tak. Zawsze on.

 

- Nie masz już tego dosyć?

 

- Serii walk z najtwardszym, najbardziej pragmatycznym i zarazem nieprzewidywalnym skurwielem we współczesnym wrestlingu? Co to w ogóle za pytanie, Zbychu? Mówisz, jakbyś w ogóle nic o mnie nie wiedział. Bidamczyk nie bez powodu jest mistrzem. To ringowa bestia. Niełatwo go zmęczyć, trudno zadać ból. Nie da się go zniechęcić. W jego stylu jest urzekająca prostota, minimum środków i maksimum efektów. Ten mały, żylasty skurwiel jest najtwardszym gościem, jakiego znam. Czuję się zaszczycony, mogąc go nazwać swoim przyjacielem. Czuję ponurą satysfakcję na myśl, że wspólnie dojedziemy naszych oponentów. I rozpiera mnie, dosłownie: rozpiera – radość na samą myśl o naszej ponownej konfrontacji w ringu. Nie, nie mam tego dosyć. Prawdopodobnie nigdy nie będę miał tego dosyć.

 

- Nawet znając klasę rywala?

 

- Ech, Zbyszku, z takim pytaniami to Ty może jednak zajmij się już tymi treningami, co? Przecież jasno Ci wyłożyłem, że im większa klasa rywala, tym większą mam radochę! SR–Crazy, Vaclav, Bidam… i chyba nikt inny. Wymieniłem Ci właśnie przeciwników, których nigdy nie pokonałem w walce jeden na jeden, chociaż miałem ku temu okazję. Jednocześnie dostarczyłem Ci wykaz rywali, z którymi zawalczyłbym zawsze, wszędzie i w każdych warunkach. Im większe wyzwanie, tym większa radość dla Rzeźnika. Tym większa determinacja, żeby sprowadzić skurczybyka na ziemię. Co powinno dać Ci jakieś rozeznanie co do skali tego, co dzieje się kiedy to Bidam staje naprzeciwko mnie. W tej chwili to on jest największym wyzwaniem w tej federacji. I największą nagrodą. Chcę stawić mu czoła po raz kolejny. I kolejny i kolejny, jeśli będzie trzeba. Przecież to jest esencja tego, czego ja szukam we wrestlingu. Wyzwanie, takie prawdziwe. Zwycięstwo, dla którego warto poświęcić zdrowie i upuścić z siebie trochę posoki. To mi się nigdy nie znudzi, ani mnie nie zniechęci. To po prostu wbrew mojej naturze.

 

- No tak, ale przecież sam przyznajesz, że na poprzedniej gali nie byłeś sobą.

 

- Cóż, pewnie się starzeję. Poprzednie „Under Pressure” było mi potrzebne do zauważenia i zdefiniowania problemu, którego istnienia wcześniej nie zauważałem. Trudno, zdarzyło się. Nie będę tutaj zaklinał ani zakłamywał rzeczywistości, po prostu stawiam diagnozę i będę przeciwdziałał takim sytuacjom w przyszłości. Młoda już wie, że o ile z różnych względów miała prawo do takiego zachowania, o tyle drugi raz to już nie przejdzie. Musi trzymać nerwy na wodzy, albo kończymy współpracę. To, że jest moją córką, niczego tutaj nie zmienia. Jest dorosła, musi brać odpowiedzialność za swoje czyny. Ja też muszę to uczynić. Zawsze ufałem sobie i swoim reakcjom. Jak widać, teraz będę musiał brać poprawkę na to, czego o sobie nie wiedziałem. Mam szczerą nadzieję, że odpuściłem ten jeden, jedyny raz i to gówno już się nie wydarzy. Muszę jednak mieć świadomość, że historia lubi się powtarzać. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że do grona przeciwników dopuszczam kolejnego. Wewnętrznego, rzec można. To nowa, trudna dla mnie sytuacja. Ale trudności nie są dla mnie niczym nowym. Ogarnę to, nauczę się z tym żyć. Dam radę. I pokonam najpierw „Krzychów”, a później Bidamowicza. To nie będzie łatwe, to nie będzie ładne. Będzie brzydkie, bolesne i brutalne. To jest, cholera, moje największe wyzwanie w karierze. Ale spokojnie, nic nie mogło mnie bardziej zmotywować. Jeżeli krwawi, można go pokonać. O tak. Właśnie tak. Każdy z nas krwawi, każdego z nas można pokonać, nawet mnie. Ale to ja jestem największy, najpaskudniejszy i najbardziej, k***a, zdesperowany, żeby wreszcie postawić kropkę nad „i”. Bidam miał już swój moment chwały i uniósł pas w geście zwycięstwa. Teraz moja kolej. Teraz ja! Ja! Franko The Butcher. Zimny, skoncentrowany na celu bydlak. Bydlak, który uznał, że w tej chwili wygodnie będzie mu już tylko na szczycie. Rzeźnik, Zamaskowany, Opoka EWF i być może HVW, niespełniony mściciel i starzejący się wojownik, pieprzona maszyna do wygrywania która wreszcie przestanie się zacinać, ojciec rodziny która zbyt długo czekała, żeby ujrzeć go w pełni należnej mu chwały, zawodnik tak kompletny, jak kompletnym jest chyba tylko jego najlepszy przyjaciel i najgroźniejszy rywal: ten właśnie człowiek ukoronuje się w Pardubicach na Mistrza Świata Wagi Ciężkiej federacji High Voltage Wrestling i na chwilę, na tą jedną wyczekaną, wymarzoną i tak cholernie zasłużoną chwilę, na tą jedną chwilę zazna poczucia spełnienia i spokoju. To będzie tylko moment ale z gatunku tych, dla których warto żyć. Dla niego jestem w stanie zrobić wszystko. Wykrwawić, złamać, zniszczyć, sponiewierać. Każdego, nawet najlepszego przyjaciela. Nawet jego. Wiem, że on myśli tak samo. Nie będzie brania jeńców.

 

Zapadło ciężkie milczenie, które przerwał dopiero Zbigniew dziękując za wywiad.

 

Nie było już nic do dodania.

 

 

 

Przed galą.

 

Franko rozgrzewa się w swojej szatni, zerkając na przechadzającą się nerwowo córkę. Jego walka wkrótce się rozpocznie. Za chwilę przyjdzie Bidam, przybiją żółwika i uśmiechną do siebie. Potencjalny Main Event będzie wtedy jeszcze w tle, najpierw trzeba pokonać wspólną przeszkodę prowadzącą do niego. Na bratobójczy bój jeszcze przyjdzie czas. Zamaskowany jest spokojny, ale wewnątrz czuje to, co tak bardzo chce się wyrwać na zewnątrz.

 

Jeżeli krwawi, można to zabić.

 

Żadnej litości, żadnych jeńców.

 

Tylko ja i HVW World Title. Na końcu tylko to.

 

Już niedługo rozbrzmi wesoła piosenka, która była themem Franko i Bidama jeszcze w EWF. To fajny kawałek, który w jakiś pokręcony sposób zawsze im pasował. Kolejny, dobry zresztą, żart ze strony federacji.

 

Ale Rzeźnik nie jest w nastroju do żartów. W życiu nie był tak skoncentrowany, jego myśli są przepełnione czerwienią. Przepełnia go żądza zwycięstwa, tak czysta i skondensowana. Wbrew wszystkiemu i wszystkim, nawet wbrew sobie samemu.

 

Pukanie do drzwi. Bidam? Pora przerwać rozgrzewkę i przywitać się z kumplem.

 

Jestem gotowy, jak zawsze. To dobrze. Ciekawe czy tamci są gotowi. W sumie to nieistotne. Lepiej dla nich, żeby byli.

 

Nie mój problem, jeśli nie są.

 

Jedziemy z tym.

 

Już czas.

 

 

Edytowane przez Grishan
  • Odpowiedzi 0
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Grishan

    1

Popularne dni

Top użytkownicy w tym temacie

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Dzięki
      • 74 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 17 997 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 691 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Lubię to
      • 101 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
        • Lubię to
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 181 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 551 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 874 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • rtjftdjtf
      Na 99% Stone Cold i Ric Flair odegrają jakąś rolę w tej walce albo przynajmniej jeden z nich i wiem, że to brzmi jak jakiś fantasy booking ale sami niedawno w wywiadach i wpisach to teasowali i ich pojawienie ma jakiś tam sens w tym wszystkim. No i jeszcze sam The Rock musi być w to wszystko jakoś zamieszany na samej WrestleManii bo od czasu Elimination Chamber ślad po nim zaginął.  No ale zobaczymy co z tego będzie i w ogóle dziwne też to jest, że nie ma w tej walce żadnej stypulacji, chociaż z drugiej strony jakby dodali jakieś No Disqualification to by automatycznie zaspojlerowali, że będzie jakaś ingerencja.
    • CzaQ
      Ja tam do niej coś mam.      Wzwód  
    • Attitude
      Nazwa gali: WWE Main Event #653 Data: 31.03.2025 Federacja: World Wrestling Entertainment Typ: Online Stream Lokalizacja: London, England, UK Arena: The O2 Format: Taped Data emisji: 03.04.2025 Platforma: Peacock Karta: Wyniki: Powiązane tematy: World Wrestling Entertainment - dyskusje ogólne WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
    • KPWrestling
      Zapraszamy na Wrestlingowy obóz letni KPW 2025! Zwiastun wrestlingowego obozu letniego organizowanego przez federację KPW. Gdynia, 14-27 lipca 2025Przeczytaj na oficjalnym fanpage KPW.
    • KPWrestling
×
×
  • Dodaj nową pozycję...