Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

W Jakie Gry Teraz Gracie...


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Ukończyłem 3 główne Akty każdą postacią i Akt dodatkowy jedną z nich - tyle mi wystarczy. A są jeszcze poziomy Wyniesienia. Jest co robić.

 

To karcianka w bardzo ciekawym wydaniu. Wybieramy postać (od której zależy, jakie karty będziemy otrzymywać później i z jakim bonusem zaczniemy), a potem mamy do pokonania kilka losowo generowanych map z różnymi zdarzeniami - i możemy sami sobie wybrać ścieżkę. Łatwiejszą bądź trudniejszą, jasną lub nieprzewidywalną. A po drodze pokonujemy potwory, zbieramy nowe karty i relikwie, odwiedzamy sklepy, uczestniczymy w losowych zdarzeniach, walczymy z bossami... I na początku przegrywamy, a przy kolejnych podejściach powoli zaczynamy rozumieć, co robimy źle i jak powinno się grać. I to wciąga. Mimo oczywistej dawki losowości mamy bardzo dużo kontroli nad tym, co się dzieje - może się zdarzyć, że nasza talia trafi na ścianę w postaci bossa jakby gotowego na taki zestaw, ale w większości przypadków nie ma się poczucia, że to gra jest niesprawiedliwa. To się udało.

 

Wszystkich rodzajów kart, wrogów i przedmiotów trochę jest - po wielu partiach zacznie się dostrzegać powtarzalność w pewnych aspektach, ale to nie przeszkadza. Aż chce się próbować znowu i znowu. Cztery postacie, którymi gra się zupełnie inaczej - wybierając na zmianę, nie znudzicie się szybko. Taki syndrom "Jeszcze Jednej Gry". A są też wymienione na początku Wyniesienia, czyli podbijanie poziomu trudności, aż 20 razy na każdego bohatera... Fani maksowania będą w niebie.

 

W sumie jedyny minus, który dla wielu może być mało istotny - ten opcjonalny, sekretny etap. Krótki, ale bardzo trudny i zrobiony tak, że w praktyce trzeba się na niego przygotowywać od samego początku gry i mieć trochę szczęścia, bo końcowy boss jest specyficzny i wieloma taliami wygrać się po prostu nie da. Co niweluje zabawy w testowanie nowych rzeczy. Jak komuś zależy, by zobaczyć wszystko, kolejne gry pod kątem przejścia tego "dodatku" mogą napsuć krwi i w końcu zacząć wkurzać. A bez tego była po prostu fajna zabawa. To trzeba traktować jako bonus, nie główny cel - sami twórcy też to sugerują, bo śmierć w tym czwartym akcie nie wlicza się w statystyki. Samo wejście tam jest liczone jako wygrana. Ale czy każdy to tak potraktuje? No nie wiem.

 

Poza specjalnym, niedostępnym zazwyczaj etapem, którego wielu może nawet nie zobaczyć, nie mam grze chyba nic do zarzucenia. Bardzo wciągająca, premiująca myślenie, dająca dużo kontroli mimo losowości. Satysfakcjonujące połączenie.

 

 

header.jpg

Twórcy doskonale wiedzą, jak zrobić platformera, w którym kontrolę nad postacią po prostu się "czuje". Problematyczne na początku, pod koniec nie ma problemów. Tak było z "Super Meat Boyem", tak jest i tutaj. A jednocześnie kompletnie inaczej.

 

Sterowanie jest nawet prostsze. Odpada "sprint", więc mamy tylko ruchy w lewo/prawo, skok i szybsze spadanie. I coś nowego, łapanie się krawędzi - bo odbijania od ścian znanego z SMB nie ma. Mało? Tak. Ale to wystarcza. Nie trzeba więcej, liczą się poziomy. A tych jest całe zatrzęsienie. Licząc te dodatkowe, ponad 600 ekranów. Zróżnicowany ogrom. Mamy podstawowe plansze, w dodatku najeżone sekretami. Ponad 100 poziomów, po których okazuje się, że... to połowa drogi i dostajemy coś na kształt "Dark World" z Meat Boya, ale tak bardzo pozmieniane, że często nawet nie czuć, że to "reskin". Coś nowego. I dopiero potem widzimy koniec. Albo i nie, bo jak się zbierze wszystkie znajdźki, jest dodatkowy etap. A po drodze znaleźć można też wejścia na sekretne etapy. A tam są kartridże z jeszcze innymi levelami, gdzie na dodatek fizyka jest ciut inna. Mówiłem, że jest tego dużo?

 

Ale trzeba też pamiętać, że poziom trudności z czasem drastycznie rośnie. Część główną pewnie da radę przejść każdy z odrobiną samozaparcia, choć trzeba pamiętać o tych "opcjonalnych" znajdźkach, bo na sam koniec pojawia się... limit żyć zależny od tego. Według mnie - zbędny. Choć ja zbierałem wszystko i szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłem, że coś ubywa po zgonach, tyle tego było. Ale jak ktoś szedł w "minimalizm" - może mieć problem.

 

A te kartridże to już w ogóle momentami poziom masochistyczny. Te najprostsze mają limit 20 żyć. Potem są takie, które dają tylko 1 życie na kilka plansz. I w końcu takie, gdzie ilość szans jest nieograniczona, ale do przejścia jest 10 wyjątkowo trudnych ekranów. A jak komuś mało, jest Super Mega Cart i Tower of Ascension... Pierwszy łączy 90 plansz z pierwszych kartów, dokłada 10 nowych i daje 40 żyć na wszystko, z rzędu. A drugi to w sumie 31 plansz - 4 połączone etapy, które wcześniej były do pokonania na 1 życiu, a tu nie dość, że naraz, to jeszcze z czymś ekstra na finiszu. Ile się tu naprzeklinałem... Zależało mi, by przejść wszystko. I mam za złe twórcom, że niektóre poziomy są za taką ścianą teoretycznie nie do ruszenia. Dać je osobno, by każdy mógł pograć, a "wyzwanie" zostawić reszcie.

 

Cóż, takie gry są pod konkretnych ludzi. Takich, którzy będą próbowali ile wlezie, by stać się lepszym. I mimo wieeeelu nerwów w końcu wygrają, co da wielką satysfakcję. I ja się w to wliczam. To jest świetne uczucie - najpierw nie dajesz sobie rady z kilkoma planszami z rzędu, by potem bez zgonów przejść kilka całych etapów jeden za drugim i zobaczyć, jakie postępy się tu dokonały. Premiowanie doświadczenia, nie ma miejsca na przypadek. Lubię to. A mimo to dalej mi przeszkadza, że nie mogłem tych ostatnich poziomów po prostu przejść, bez marnowania czasu na poprzednie w kółko. Nawet jak dało to w końcu satysfakcję.

 

Co jeszcze? Animacja jest OK, a utwory w tle - cudo. Tak, to jest po prostu zremixowana muzyka klasyczna. Ale niczego więcej nie trzeba. Pasuje idealnie. W jakimś wywiadzie padło, że to była decyzja "na szybko", by nie tracić czasu na oryginalne nuty. Świetna decyzja. Nawet jeśli przypadkowa - lepiej się chyba nie dało.

 

A jakieś minusy? Hmm... O "schowanych" poziomach już wspomniałem. Poza tym czasem ciężko zrozumieć, kiedy postać chwyci się krawędzi, a kiedy zginie na kolcach nad nią. Kwestia precyzyjności w takiej grze, bardzo ważna. Jednak taki manewr prawie nigdzie nie jest koniecznie wymagany, więc można odpuścić. Jeszcze jedno - w głównych etapach nie ma opcji wyboru konkretnej planszy, trzeba grać etapami. Co oznacza, że jak się coś pominie na poziomie 20, lecimy wszystkie 20 od nowa. A w SMB tego nie było. Niby tutaj są jasno połączone ze sobą i stanowią całość, ale i tak nie rozumiem, co za problem dać taką opcję.

 

Ogółem: jedna z najlepszych gier dla fanów wymagających platformerów. Masa zawartości, masa zabawy. I potencjalnie masa nerwów.

Edytowane przez aRo
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-443567
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Szukając gier podobnych do Soulsów, trafia się na prawie same fantasy. Tu dla odmiany mamy science fiction i mechy - już jest plus, coś innego. A gra wyróżnia się nie tylko tym.

 

Zacznijmy od części wspólnych. Będziemy często ginąć, a odradzamy się w specjalnych miejscówkach działających jak ogniska z DS i tam też ulepszamy ekwipunek i zwiększamy poziom (tutaj: rdzenia). W walce liczy się poznanie schematów zachowań wrogów i zarządzanie staminą. Kilka rodzajów broni, różne zbroje... Ale tu się robi ciekawiej. Bo mało co znajdujemy w skrzynkach czy na ziemi. By pozyskać większość sprzętu, trzeba go zabrać wrogom. Konkretniej: odciąć. Bo tu się chodzi w egzoszkieletach. I jeśli chcemy założyć inny, trzeba go sobie zebrać kawałek po kawałku. I tu jest największa różnica względem Soulsów: w walce wybieramy sobie kończyny do ataku. Ręce, nogi, głowa, korpus. Te bez pancerza obrywają mocniej, a te "ubrane" można odciąć finisherem, pozyskując ich schematy lub części do tworzenia. I to jest ekstra. Starcia nadal polegają na unikach i ostrożnym atakowaniu póki starczy energii, ale ta jedna rzecz je skutecznie urozmaica.

 

Z pokonanych wrogów dostajemy głównie złom, którym podnosimy poziom rdzenia - a to ważne, bo od niego zależy ilość implantów, z których możemy korzystać. To bardzo dobry system rozwoju postaci: zamiast wydawać jakieś punkty umiejętności na nowe zdolności, wkładamy sobie implanty dające konkretne bonusy i możemy je niemal dowolnie (bo większość da się zmienić tylko przy punkcie zapisu) wymieniać, eksperymentować. Czy chcemy więcej życia, energii, jakieś dodatkowe efekty, czy... leczenie. Bo tutaj też dodajemy "estusy". Chcesz więcej - rezygnuj z innych bonusów. Działa to nieźle, można sobie wszystko ustawić pod siebie. A poza tym mamy jeszcze bonusy ze skompletowania zbroi i rozwijanie umiejętności walki przez... po prostu walkę. Częściej używasz jednego typu broni, lepiej będziesz sobie nią radził. Proste i dobre. Może lekko zniechęcać do eksperymentów, bo reszta będzie z założenia słabsza, ale jest ich tylko 5, a same bonusy nie robią ogromnej różnicy. Tak czy siak, szybko znajdziemy to, co nam najbardziej odpowiada.

 

Podstawy są solidne. A teraz pora na te mniej fajne rzeczy. Przede wszystkim: mapa. O ile lokacje są naprawdę fajnie połączone, jest multum różnych skrótów, aż się momentami przypomina DS1, tak problem w tym, że... wyglądają tak samo. Bardzo łatwo się zgubić. Szczególnie biegając po ciasnych tunelach, które się kompletnie niczym nie różnią. Końcowe lokacje potrafią zrobić mętlik w głowie. A minimapy oczywiście nie ma. Są jakieś pojedyncze ekrany, na które można spojrzeć z bliska i mniej więcej zobaczyć, jak lokacja wygląda, ale to nie daje prawie nic. Nie jest tak źle, by się nie dało grać, szczególnie te skróty robią robotę, ale dało się lepiej. Inny problem - wszechobecne dziury. Naprawdę nie przypominam sobie drugiej gry, w której równie często ginąłbym przez spadek w przepaść zamiast cios wroga. Wiele ciasnych miejscówek, jeden zły unik i koniec. A do tego jest ciemno, co też nie pomaga.

 

Druga sprawa, pewnie dość ważna dla fanów Soulslike'ów: bossowie. Jest ich w podstawce tylko 5. Pierwszy daje radę, drugi jeszcze też, choć są prości. Trzeci trochę zmienia zasady, ale jest niezbyt ciekawy, a pozostała dwójka przypomina pojedynki ze zwykłymi poczwarami, tylko mają więcej życia i dodatkowe fazy, gdzie jedna to recykling czegoś wcześniejszego. Mało wymagające, mało ciekawe - szkoda.

 

Można się też przyczepić do rozwoju ekwipunku. Z broniami problemu nie ma, bo tutaj ma to sens. Jednak zbroje to inna bajka. Ulepszenie ich lekko podbija defensywę, ale jest to niemal niezauważalne i można to naprawdę olać. Jest jeszcze problem poziomów - by stworzyć część od zera, potrzeba elementów poziomu 1, a te wylatują z wrogów tylko na początkowych etapach, więc trzeba się cofać i grindować. Albo, co chyba miało ten problem rozwiązać, od razu stworzyć ekwipunek wyższego poziomu, korzystając tylko z lepszych części. Brzmi fajnie, jednak koszt jest bardzo wysoki i to się zwyczajnie nie opłaca - lepiej to wydać na poziom. Taki mechanizm typu "da się, ale po co".

 

Ponarzekałem, a grało mi się przyjemnie. Można skończyć w 20 godzin, dużo mniej niż Soulsy, więc nie powinno się znudzić. Na głód związany z brakiem podobnych gier - w sam raz.

 

header.jpg

Świetny dodatek - urozmaica szarobure widoki podstawki, dodając kolorowy park rozrywki. Przy czym pierwsze wejście jest możliwe dość szybko, ale by dokończyć epizod, trzeba wrócić później, innym wejściem, mniej więcej w połowie historii - dzięki temu mamy odmianę od reszty dwukrotnie. Gameplayowo różnic nie ma, jednak ten wygląd wszystkiego robi robotę. Do tego jest dwójka bossów - pierwszy przypomina zwykłego pachołka z większą ilością HP, więc słabo, ale drugi jest całkiem niezły. Ogólnie: jak podstawowa wersja się podobała, to dodatek też warto ograć.

 

header.jpg

Klimaty Dzikiego Zachodu, czyli kolejna odmiana od wyglądających niemal identycznie lokacji podstawki... ale tu są po prostu areny. Dwa poziomy do przejścia + boss, jeden z trzech. A takich etapów jest 9 i już po paru powtarzają się poziomy. Przeciwnicy się zmieniają, ale to i tak to samo. Pomaga fakt, że dostęp do kolejnych odblokowuje się z postępami w głównej grze, więc jak będzie się je robić na bieżąco, nie znudzą, a są fajnym bonusem - i warto dodać, że z lokacji z dodatku można się dostać do każdej innej, więc pod koniec służy jako "fast travel station". Zwycięstwa dają też dostęp do specjalnego ekwipunku, a do tego można dodawać modyfikatory, które już potrafią sporo zmienić. Od leczenia tylko po trafieniach, po brak kolorów i przyspieszenie czasu niczym w starych filmach, a nawet walka na pięści. Da się z tego wyciągnąć sporo rozrywki. W małych dawkach.

 

header.jpg

Można powiedzieć, że to dobry wstęp do metroidvanii. Nie za trudna, bardzo krótka gra tego typu. Pęka w niecałe 3 godziny. Wyraźnie wzorowana na starych Metroidach, z małym twistem - gramy kotem i możemy opuszczać zbroję, co daje trochę urozmaicenia. Poza tym standardowo: zdobywamy ulepszenia, dzięki którym możemy odkrywać nowe lokacje, no i tak w kółko. Jedynym problemem mogą być bossowie, bo tu poziom trudności zalicza mocny skok, ale punkt zapisu zawsze jest blisko i można powtarzać do woli, a schematy zachowania wrogów nie są zbyt skomplikowane. Warto spróbować, żeby sprawdzić, jak się czujemy w tym gatunku.

 

header.jpg

Masz minutę, nie zmarnuj jej. To taki klon starych Zeld z dziwną mechaniką, która zmusza do zrobienia jak najwięcej w tym krótkim odstępie czasu, po którym wracamy do ostatnio odwiedzonego domku. Powiem tak: jako Zelda to daje radę, bo szukanie przedmiotów i czynienie progresu daje radochę, ale... chyba wolałbym, by ten główny mechanizm został jako opcjonalny tryb. Bo mam wrażenie, że jest tu po to, by grę wydłużyć... a i tak pierwszy raz zobaczyłem napisy końcowe już po 100 minutach. I nie miałbym problemu, gdyby było przez to jeszcze krócej - to przyjemna gierka na krótkie posiedzenie. A warto dodać, że po przejściu gry na 100% odblokowuje się tryb bez limitu czasowego - taki easy mode, dzięki któremu łatwo zebrać resztę rzeczy, np. pod osiągnięcia. Przydatne, bo niektóre znajdźki są bardzo cwanie poukrywane. A zdobycie wszystkiego to w moim wypadku 3 godziny, nadal mało. Tak więc nawet jak "czasówki" kogoś odrzucają, jest na tyle krótko, że warto dać szansę.

 

header.jpg

Hołd dla starych czasów w postaci gry rytmicznej. Założenia są proste: wciskaj odpowiednie strzałki, kiedy pojawią się na ekranie - do rytmu. Słuchamy chiptune'ów i klikamy. A w tle dzieje się akcja nawiązująca do przeróżnych growych klasyków, m.in. Mega Mana czy Metal Sluga. Kampania jest raczej mało sensowna i humorem nie powali, ale nie ma tego dużo. Około 20 utworów, a po przejściu Story mamy dostęp do kolejnych, w sumie aż 50.

 

Jeśli miałbym się czepiać... Choć klika się fajnie, nie wiem, czy to by nie było lepsze jako po prostu seria teledysków w necie. Bo dźwięki są OK, a to, co się dzieje w tle, też ładnie wygląda... tyle że w trakcie gry skupiasz się na strzałkach i większości nie dostrzegasz.

Edytowane przez aRo
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-443813
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  4 432
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.04.2012
  • Status:  Offline

 

Heavy Rain to zrealizowana w konwencji interaktywnego thrillera gra przygodowa. Za tę nietuzinkową produkcję odpowiada studio Quantic Dream, które odpowiada także między innymi za Fahrenheit oraz Detroit: Become Human.

Fabuła w Heavy Rain obraca się wokół sprawy seryjnego mordercy, nazywanego Zabójcą z origami. Jego przydomek wziął się od papierowych dzieł, które pozostawia przy ciałach ofiar. Gracz kieruje naprzemiennie czterema postaciami, których wątki wzajemnie się przeplatają. Protagonistami gry są: próbujący ocalić porwanego syna Ethan Mars, dziennikarka Madison Paige, detektyw Scott Shelby oraz agent FBI Norman Jayden. Każda z tych osób ma zupełnie odmienną historię oraz motywację.

 

W całej historii duże znaczenie mają moralność i etyka. Zadbano, by podejmowanie istotnych decyzji zależało wyłącznie od gracza i wywierało istotny wpływ na dalszy bieg fabuły. Nawet śmierć jednego z bohaterów nie kończy rozgrywki, a jedynie wpływa na zakończenie, jakie przyjdzie nam zobaczyć.

 

Jakiś czas temu trafiły na PCety swego czasu bardzo sławne filmowe gry od Quantum Dream. Kiedyś tytuły ekskluzywne na PlayStation po latach zawitały na "piece" również jako swego rodzaju "exy", bo tylko na jedną platformę - Epic Games. Jako, że uważam je za dobre produkcje i nie jestem jakimś wielkim przeciwnikiem Epic Store to się skusiłem. Zacząłem od pierwszej wydanej części, którą pamiętam jeszcze z czasów PS3 kiedy to zagrywaliśmy się u kuzyna. Wtedy byłem pod wrażeniem szeregu wyborów, oprawy wizualnej, dźwiękowej i możliwości poprowadzenia historii. Było to moje pierwsze doświadczenie z interaktywnym filmem. O czym? Generalnie jest sobie szczęśliwa rodzinka. Facet Ethan Mars mający uroczą żonkę Grace i dwóch synów. Jasona i Shauna. Jest architektem żyjącym z bliskimi w jednorodzinnym piętrowym domku, który pewno mało nie kosztował. Gra ma już 10 lat, ale nie chcę spoilerować jak jak ktoś nigdy nie ogrywał zatam powiem tylko, że w obliczu tragedii sielanka się sypie, a Shaun zostaje porwany przez "Zabójcę z Origami". Od 10 lat grasujący po mieście wzorowanym na Filadelfii psychol porywa, zamyka małych chłopców w studni i zostawia ich na pastwę deszczowej jesiennej pogody dając policji kilka dni na znalezienie dzieciaka przed utopieniem zostawiając rodzicom zagadki i wyzwania można powiedzieć w stylu "Piły" w wersji light. Oprócz ojca przyjdzie nam jeszcze grać innymi postaciami o różnych charakterach, zawodach i słabościach, co też wpływa czasem bardzo na rozgrywkę. Prywatnym detektywem Scottem Shelbym, ciekawską, ale uroczą i bardzo atrakcyjną dziennikarką Madison Paige cierpiącą na zaburzenia snu i omamy oraz Normanem Jaydenem. Początkującym agentem FBI z Waszyngtonu, który ma do dyspozycji eksperymentalne okulary z wirtualną bazą danych i rękawice skanującą okolice w poszukiwaniu poszlak za pomocą nowatorskiej technologi ARI (Added Reality Interface). Niestety eksperymentalny jest tutaj mocnym słowem na niekorzyść użytkownika. Nasz elegancik jest uzależniony od substancji zwanej Triptokainą, która wzmacnia oddziaływanie wirtualnej rzeczywistości, ale jak się okazuje ogromnym kosztem zdrowotnym. Każda postać ma własne cele, ambicje, powody, charakter. Gra jest podzielona na sekwencje, w których sterujemy różnymi postaciami w podobnym odstępie czasu. Czeka nas trochę wyzwań, badania poszlak, prowadzenia dialogów i podejmowania kluczowych decyzji od którycvh zalezy los nie tylko porwanego dzieciaka, ale i samych postaci pierwszoplanowych. Sposób w jaki historia jest poprowadzona to największy plus tej gry. O niepowodzeniu bądź konsekwencjach mogą zadecydować detale, o których moglibyśmy normalnie nie pomyśleć jak np.

w przypadku gościa z FBI nadużywanie wirtualnej rzeczywistości, które uszkadza układ nerwowy i prowadzi do złego zakończenia dla tej postaci bądź nie starcia śladów z jednego przedmiotu na miejscu zbrodni aby uniknąć nie słusznych podejrzeń. Koszmar dla ludzi jak ja, którzy uwielbiają zaglądać gdzie się da. :twisted:

Są również słabsze momenty, może czasem niespójne lub po prostu mogące być nieco inaczej rozwiązane z domieszką odrobiny sztywnych dialogów.

Dobrym przykładem jest tutaj wizyta Shelby'ego w sklepie z zegarami i maszynami do pisania, czyli notabene moment również ze ścieraniem odcisków palców, który wspomniałem wcześniej. Typek idzie po listę klientów na zaplecze i po dosłownie kilku sekundach nasz bohater mówi, że coś go długo nie ma. Na zapleczu typek nie żyje, ktoś mu rozwalił łeb maszyną do pisania, a tam jest jedynie szafka na dokumenty i stolik... No kto mógł go zatłuc? :roll:

Jeżeli ktoś jest kumaty to właściwie już od trzeciej sekwencji po dokładnym prowadzeniu dialogów i poszukiwaniu wskazówek skminy kto za tym wszystkim stoi. Nawet motto reklamowe tej gry może nas po jej odpaleniu i poznaniu wszystkich bohaterów nakierować na odpowiedni trop:

"Ojciec chcący odzyskać syna", dziennikarka chcąca poznać prawdę, agent FBI żądający prawdy oraz detektyw... Który pod przykrywką dochodzenia chce zakryć swoje niecne czyny".

 

To teraz aspekty wzrokowe. Jak się gra zestarzała w ciągu 10 lat? Pierwsze wrażenie dalej jest dobre choć już nie tak duże. Graficznie widać upływ czasu. Dalej wygląda to nieźle jednak rzuca się w oczy fakt, że to pierwsza gra "nowożytnej trylogii" od Quantum. Szczególnie widać momentami koślawą mimikę i niektóre animacje. Udźwiękowienie to dalej wysoka półka choć często miałem wrażenie jakoby dialogi były zbyt ciche względem efektów otoczenia i muzyki. Nie wiem czy to wina portu na komputery czy zawsze tak było. Nie pamiętam takich szczegółów z mojej pierwszej przygody na "trójce" od Sony.

Rozgrywka to tak jak w interaktywnym filmie bywa jest to po prostu plejada Quick Time Eventów. Nie każdy to lubi. Muszę powiedzieć, że sam nie przepadam za nimi choć nie były one aż tak problematyczne. Kilka razy sprawiały mi kłopoty długie sekwencje gdzie czasem kombinacja klawiszy nawet na padzie wyglądała jakby była zrobiona z myślą o ludziach z gumowymi palcami albo mackami. Jednym z większych mankamentów jest też troszkę nie intuicyjne sterowanie. Czasem jak chcemy wykonać jakąś czynność za bardzo nie wiadomo jak mam użyć gałki. Raz domniemane szybkie skierowanie ku górze nie działa. Trzeba jakby w ostatnim momencie przerwać lekko i ponownie spróbować. Częstym też przykładem było zachowanie postaci, która zamiast wejść do pokoju to się odwraca i wychodzi z niego. Taki urok kamery. Może nie do końca ala pierwszy Resident Evil, ale też czasem z dziwnymi kątami.

 

"+"

- generalnie całkiem dobra historia w postaci thrilleru kryminalnego z kilkoma możliwymi zakończeniami włączając w to stratę życia bądź poważny uszczerbek na zdrowiu wszystkich bohaterów

- graficznie jak na tamte lata wyglądało bardzo dobrze. Chyba jedna z pierwszych gier z poza kręgu sportowego z odwzorowanymi aktorami

- efekty i przede wszystkim muzyka niczego sobie. Gdyby nie ta gra nie dostałbym moim zdaniem jednego z najlepszych kawałków w historii gamingu, który był nawet wykorzystywany w licznych spotach telewizyjnych przy okazji wydarzeń sportowych zarówno zagranicznych jak i u nas

- gra często zmusza, aby przykładać uwagę do małych szczegółów, które mogą być ważną poszlaką

 

"-"

- historia jest dobra choć wydaje się, że prawdziwa tożsamość zabójcy jest do rozpoznania już na wczesnym etapie

- sporo dialogów wydaje się być za ciche przy efektach otoczenia i muzyce, a do tego lekko sztywne

- niektóre QTE lekko przesadzone i nieintuicyjne

- czasem kamera płata figle

 

Ogólnie mnie się podobało. Powróciłem po latach i może rzeczywiście nie było już jakiegoś podniecenia jakie odczuwałem na PS3 w 2010 r. ale dalej bawiłem się całkiem nieźle. Nie przeszkadzała mi konstrukcja rozgrywki bazowana na wciskaniu klawiszy w odpowiednim momencie ani pomniejsze błędy. Mam spory sentyment do tej produkcji.

 

Ocena: 4+/5

Edytowane przez Pavlos
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-443889
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Pobierzcie demo. Żaden tekst nie sprzeda tej gry lepiej. Po tej godzince będziecie wiedzieli wszystko, co trzeba.

 

Jak to napisali na stronie sklepu, wzorowano się na Zeldach, Metroidach i Portalach. I znowu: twórca opisał i pokazał to najlepiej, jak się dało. Eksploracja, ciągłe poszukiwanie nowych ulepszeń i odkrywanie dzięki nim kolejnych dróg, naprawdę niezłe zagadki logiczne. Metroidvania w 3D z dodatkiem humoru. I wolałbym tu nic więcej nie zdradzać. Po prostu trzeba spróbować.

 

Jeśli miałbym się czegoś przyczepić... Walka jest zbędnym dodatkiem - niepotrzebnie wydłuża grę i może trochę służy zapełnianiu pustki (której wiele i tak nie ma), ale później raczej irytuje, a likwidowanie miejsc, z których wychodzą potwory, w dużej mierze nie jest dostępne aż do końca. Poza tym można się zgubić na mapie, połączenia wszystkiego nie są łatwo zapamiętywalne, a dopiero po zakończeniu i dodatkowych ulepszeniach możemy dokładniej zobaczyć budowę świata. Dziwaczną i niezbyt spójną - z drugiej strony, taka konwencja: to jest wielka piaskownica u jakiegoś dzieciaka na ogródku, co w sumie trochę usprawiedliwia (i jest momentami nieco creepy, bo czasem widać twarze nad nami).

 

Jeszcze raz, krótko: jak lubicie wyżej wymienione gatunki, pobierzcie demo - w pełnej wersji można kontynuować grę. A wątpię, by się ktoś nie skusił.

 

header.jpg

Nie dostaliśmy prawdziwych Ninja Gaidenów na PC. Zamiast tego ktoś postanowił przeportować to coś. Nie wiem, nie rozumiem.

 

Zaczyna się fajnie. Główny bohater jest nawet rozrywkowy, siekanie wszystkiego na początku jest przyjemne. Mamy od razu 3 bronie, jest czym eksperymentować. Co chwilę widać nowy typ wroga, tym mocniejszym można finisherem odcinać kończyny i używać ich jako dodatkowe bronie. Do tego są żywioły, które w połączeniu (np. rzuć elektrycznym wrogiem w ognistego) dają niezłe efekty dodatkowe. A poza walką - parkour. To w sumie QTE, ale bardzo fajnie wygląda to przemieszczanie się do kolejnych lokacji, skacząc po ścianach, ślizgając się po poręczach i huśtając się na łańcuchu.

 

A potem są kolejne poziomy.

 

Nowości już praktycznie nie ma. Powtarzalnie do bólu. Dostajemy na twarz coraz większe grupy tych samych wrogów. Bossów też - jest dwóch (nie licząc Hayabusy, ale o nim zaraz), których potem dostajemy ot tak, kilku naraz, w różnych kombinacjach... Na przedostatnim poziomie grupy są wręcz absurdalne (a grałem na normalu). Lockowania się na przeciwniku nie ma, więc celowanie jest trudne, tym bardziej że kamera nie pomaga. A nawet zawadza, bo lubi sobie fruwać tak, byśmy nie widzieli rywali. Mówiłem o parkourze - tu też czasem nie widać, do czego skaczemy, więc klikamy skok lub łańcuch na czuja. A do tego pojawiają się pułapki z tak małym odstępem czasowym, że niektóre fragmenty się powtarza wielokrotnie. Ginąć nie polecam, bo powtarzanie niektórych walk to katorga. A, można też podnosić poziom postaci i zdobywać perki - jednak niewiele dają, ot: parę combosów, które potrzebne nie są i kilka innych drobnostek.

 

Co jeszcze? Spotkanie z Ryu, protagonistą głównej serii, to masakra. Chyba kara za grę kimś innym w roli głównej. Strasznie agresywny, trudno go zablokować (a kontrowanie działa różnie i nie ma co na nim polegać...), a że w walce zwykle jest tak, że i ty, i wróg lejecie naraz i nikt sobie nie przerywa combosa... Kiedy ty giniesz na 2 kombinacje (przypominam, normal), a przeciwnik ma DUŻO więcej życia, coś jest nie tak. A żeby było śmieszniej: po "wygranej" skaczemy na kolejną arenę i walk jest w sumie 3. Jej.

 

Żeby było jeszcze śmieszniej: bugi. Z tych drobnych, wrogowie zapadający się pod ziemię. Czytałem też np. o nieskończonym levelowaniu, bo punkty nie schodziły - tego nie trafiłem. Ale miałem sytuację w przedostatniej misji, że przestałem... tracić życie. Tylko specjalne ruchy niektórych mobów robiły mi cokolwiek. A że walki tutaj były naprawdę przegięte, przez moment myślałem, że mogłoby to być zamierzone... Jednak YouTube pokazuje, że nie. A pod koniec walki z ostatnim bossem w grze sytuacja się powtórzyła. Komedia.

 

Po przejściu gry odblokowuje się arcade mode - niestety, nie jest lepszy. Do tego po śmierci jest opcja restartu lub wyjścia do menu... jednak ta druga nie działa. Więc restart, czekanie na ekran startowy, enter, przydługi filmik gdzie trzeba czekać na możliwość przeklikania... Ech.

 

Gra naprawdę ładnie wygląda. I jest w miarę krótka, około 6 godzin. Tyle plusów. Kupiłem na sporej przecenie, a i tak żałuję.

Edytowane przez aRo
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-443907
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 432
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.04.2012
  • Status:  Offline

 

Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści to eksperymentalne połączenie karcianki, przygodówki, strategii oraz gry RPG. Jej akcja została osadzona w uniwersum z sagi o Wiedźminie, stworzonym przez Andrzeja Sapkowskiego oraz rozwiniętym przez deweloperów ze studia CD Projekt RED, które wyprodukowało trzy części serii Wiedźmin. Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści rozpoczęło życie jako kampania dla pojedynczego gracza do sieciowej karcianki Gwint: Wiedźmińska gra karciana. W takiej postaci została ona zapowiedziana w 2017 roku, ale kilkanaście miesięcy później deweloperzy zdecydowali, że wydadzą ją jako samodzielny produkt.

Akcja opowieści rozgrywa się przed wydarzeniami przedstawionymi w wiedźmińskiej trylogii autorstwa CD Projekt RED. Główną bohaterką gry jest Meve, królowa Lyrii i Rivii, a w trakcie przygody stajemy się świadkami jej działań partyzanckich podczas wojny z Cesarstwem Nilfgaardu. Gracze poznają również całą galerię postaci niezależnych i podejmują szereg decyzji wpływających na los poszczególnych bohaterów, a także przebieg oraz finał historii.

 

Grę w zasadzie mam od premiery, która miała miejsce w październiku 2018, ale ostatnio przeszedłem ją po raz drugi przy okazji robiąc na Steamie mówiąc konsolowym językiem "platynę". Nabyłem jako, że lubię Wiedźmina i lubię sobie pograć również czasem w Gwinta. Historia dzieje się przed wydarzeniami z pierwszej części gry kiedy to Cesarstwo Nilfgaardu po raz drugi zaatakowało Północ, a Królowa wspólnoty Lirii i Rivii po powrocie ze szlaku zostaje zdradzona przez rodaków kolaborujących z najeźdźcą i musi prowadzić przysłowiową partyzantkę szukając po świecie sojuszników do walki z okupantem i zdrajcami. Kto czytał książki ten wie o, co chodzi.

Świat przedstawiony jak to u Sapkowskiego jest mroczny, brutalny i pochłonięty niekończącymi się wojnami. Podczas gry dokonujemy wielu wyborów odnośnie rekrutowania kogoś czy pomocy, zaufaniu napotkanym nieznajomym, co może mieć różnorakie konsekwencje nawet po długim odstępie czasu. Odwiedzimy kilka lokacji znanych głównie z książek. Znajdziemy się oczywiście w Lyrii i Rivii, a także w Aedirn, krasnoludzkim Mahakamie czy chyba moje ulubione i najmroczniejsze, pełne potworów bagna Angren, które są bardzo ważnym miejscem rozgrywki jak i ówczesnej wojny w kontekście książek. Możemy też spotkać starego znajomego. ;-)

W temacie rozgrywki gra to można powiedzieć taki crossover gatunków. Chodzimy postacią po różnorakich mapach, zbierając surowce w postaci drewna, robiąc questy poboczne, za które otrzymujemy unikatowe karty, złoto lub drewno, czy rekrutujemy ochotników do armii. Element ekonomiczny polega na tym, że musimy rozbudowywać swoją bazę. Opcji rozbudowy jest mnóstwo od budowania podstawowych miejsc jak namiot dowódcy, w którym robimy przegląda armii (czyli edytujemy talię kart) po wzmocnienia palisad czy miejsca treningowe. Wszystko to wzmacnia siłę naszej talii do gry. Powiększeniu limitu kart specjalnych czy punktów werbunkowych załogi dzięki, którym możemy umieścić tam więcej kart zwykłych, które też możemy ulepszać stopniowo. Oczywiście możemy również nowe karty tworzyć jeżeli tylko wybudujemy odpowiednią część obozu i dostaniemy dostęp do możliwych do utworzenia kart. W trakcie naszej przygody poznajemy masę postaci zarówno znanych z gier o Geralcie jak i wymyślonych na potrzeby Gwinta, które trafiając do naszej armii zasilają ją jako karta specjalna/złoto/legendarna jak zwał tak zwał. Ta część gry może się wydawać monotonna i właściwie po kilku chwilach już wiemy, że nic nas innego nie zaskoczy, jednak czy to źle? Są ludzie, którzy wytykają iż to po prostu "chodzonka" po zapełnionych mapach z domieszką grania w Gwinta z przerwami na dialogi. Faktycznie jest tak i momentami zbieranie rozrzuconego po całej mapie towaru i granie w karty może wydawać się nużące chociaż mnie nie przeszkodziło się wciągnąć. Jeżeli chodzi o część związaną z walką to po prostu gra w Gwinta, ale tego nowego, który po przeobrażeniu otrzymał na początku podtytuł "Homecoming". Mamy tutaj klasyczne rozgrywki na 3 tury gdzie wygrywa się do dwóch uzyskując więcej punktów na stole, ale są także zagadki. Łamigłówki, które musimy zrobić odkrytym przez nas schematem lub wygrać podczas jednej tury. Największym minusem zdaje się być ostatnia walka. Na najtrudniejszym poziomie ktoś kto ogarnia Gwinta za palcem w nosie przejdzie tą grę aż do ostatniej bitwy, która podnosi raptem poprzeczkę zdecydowanie za wysoko. Jest to częsty mankament w grach kiedy 95% przygody jest łatwo, a na koniec twórcy dowalają Ci bossa z innego wymiaru gdzie biorąc pod uwagę, że to gra w karty dużą rolę ma losować i tzw. RNG.

 

"+"

- ciekawe połączenie różnych stylów rozgrywki

- fajnie przedstawiony świat Sapkowskiego pogrążony w kolejnej wojnie z masą barwnych postaci

- wybory i ich konsekwencje mają różnorakie i duże znaczenie

- całkiem spoko rozwiązany system ulepszania armii/talii do gry w postaci obozu

- rozgrywki karciane są różnorodne i nie raz wymagają większego skupienia

- graficznie i dźwiękowo bez zarzutu

 

"-"

- większość gier w karty jest mimo wszystko łatwa, a do tego dochodzi słaby balans. Poziom trudności ostatniej walki w porównaniu do reszty jest sporo zawyżony

- gra po czasie może wydawać się monotonna

- mogą zdarzyć się błędy przez, które gra nie zalicza wyzwań na platformach

 

Nie wiem za bardzo, co mógłbym tu jeszcze naskrobać. Nie jest to zła produkcja choć nie dla każdego. Stworzona z myślą o promowaniu zmienionego Gwinta, co może nie do końca było dobrym pomysłem z punktu marketingowego. Sprzedaż nie spełniła oczekiwań CDPR, a szkoda. Uważam, że warto dać tej grze szansę. Tym bardziej, że nowy Gwint też wielu do siebie zraził, a jednak się utrzymał i radzi sobie całkiem dobrze.

 

Ocena: 5-/5

Edytowane przez Pavlos
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-443920
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Kolejna dobra historia studia DONTNOD. A jednocześnie inna niż poprzednie. Bez tak wielkiej stawki, kręcąca się wokół dwóch postaci, a nie losach większej grupy ludzi. A do tego momentami dla wielu kontrowersyjna.

 

Jak to bywa przy interaktywnych filmach, ciężko pisać o fabule - nie chcę zdradzić za dużo, a poza nią... no, nie ma nic. Interakcje ograniczone jak w typowych przygodówkach, mamy wpływ tylko na niektóre decyzje i na to, jak dużo sprawdzimy przej pójściem dalej - standard. Gra jest o braciach uciekających z miasta i od razu nasuwają się tematy uchodźców i rasizmu. Nie powiedziałbym, że wepchnięte na siłę. Choć jest fragment w jednym odcinku, którego faktycznie mogłoby nie być... nie przeszkadzało mi, że go dodali. Bardziej mnie ruszyła ilość osób, które postawiły na "śpiewającą" opcję (jak zwykle, na koniec epizodu widzimy porównanie wyborów naszych i reszty grających).

 

Recenzja pozytywna, podobało mi się - nie ma co mówić o tym, co jest tu dobre. Trzeba zagrać i samemu ocenić, do czego zachęcam. Skupmy się za to na wadach. Parę rzeczy mi tu nie pasowało. Przede wszystkim: błędy graficzne. W dialogach czasem brakuje napisów, innym razem postacie przestają ruszać ustami. W pierwszym odcinku widziałem gościa lewitującego nad krzesłem, co się bardzo rzucało w oczy, szczególnie podczas rozmowy z nim. Później była też noga od łóżka ucięta w połowie, kolejna lewitacja. Takie rzeczy, które można by przegapić w akcyjniaku, ale nie w interaktywnym filmie, gdzie są momentami na pierwszym planie. Co mi jeszcze przeszkadzało? Przeskoki w czasie między kolejnymi częściami. Jak dobrze pamiętam, najkrótsza przerwa, oczywiście w świecie gry a nie w czasie wydawania, to miesiąc. Wracając do naszych bohaterów, zawsze jesteśmy w kompletnie innym miejscu. I musimy przejrzeć parę stron w dzienniku, by ogarnąć, co się dokładnie wydarzyło. Na tyle dokładnie, na ile to opisano, a opisy są biedne. Inna sprawa - kiepskie wymuszanie wyborów. Tutaj drobny spoiler: w pewnym momencie szukamy prezentu świątecznego dla brata. Próbujemy coś wybrać na bazarku. Da się coś kupić, da się też ukraść jojo z pudełka. A jeśli nie mamy dość kasy na cokolwiek... Trzeba kraść. Gra cię nie wypuści z tego placu, póki czegoś nie weźmiesz. Co tam, że do świąt jeszcze jakieś 2 tygodnie. Teraz i już. Kiepskie zagranie.

 

Widziałem też sporo narzekań w stronę młodego Daniela. Bo ludzi ponoć wkurzał. 10-latek, który jest w specyficznej sytuacji i poznaje wielu nowych ludzi, którzy mają na niego zwykle większy wpływ niż brat. I masa komentarzy, że nie da się go lubić, że się zachowuje jak palant i tak dalej. Tak jakby nikt nie rozumiał, że na takiego młodziaka da się łatwo wpłynąć. I wcale mnie nie dziwiły zmiany w grze. Bardziej mnie zdziwiło, ilu graczy ma tu problem. A największym problemem okazał się też dla wielu 4 epizod. Bo tam twórcy trochę odjechali z pomysłami. A dla mnie z kolei to był jeden z ciekawszych fragmentów. Trochę mnie bawił, nawet jeśli niezamierzenie. Tak czy siak, spoko pomysł. Jednak elementy religii plus wspomniany wcześniej rasizm... Wprowadzając te wątki, nie da się wygrać. Zawsze ktoś będzie pisał, że coś go boli.

 

Radziłbym nie przejmować się negatywnymi komentarzami i po prostu samemu spróbować. Choć inna niż jedynka (ale nawiązania są - jedno bliżej końca na pewno wielu zaskoczy), jeśli ją lubiliście, to w sumie to samo danie, tylko inaczej przyprawione. A zawsze fajnie spróbować nowego smaku.

 

 

header.jpg

Przyjemna gra logiczna na jakieś 3 godzinki. Jednak z Portalem łączy ją chyba tylko kamera i może trochę kolorystyka. Bo tu fabuły w sumie nie ma - masz przetestować sprzęt i tyle. Bawimy w podstawowe mieszanie barw. Czerwony, żółty, niebieski. Malujemy ściany lub kule, otwieramy przejścia i staramy się nie zginąć. To wszystko. A na dodatek niepotrzebnie utrudnione, bo zwykle pomalowanych ścian nie da się wyczyścić, a jeden błąd i poziom jest nie do przejścia. A że nie ma checkpointów, restart. Co może być irytujące... Ale to nadal tylko 3 godziny, więc nie boli aż tak bardzo. W sam raz na jeden wieczór lekkiego główkowania.

 

 

header.jpg

Bullet hell + mistrz klawiatury. Takiego połączenia jeszcze nie widziałem. Trzeba jednocześnie wpisywać słowa pojawiające się na ekranie i unikać setek pocisków - można to robić strzałkami lub kombinacją WSAD+Shift (bo wiadomo, trzeba też używać tych liter do pisania). I jest to dokładnie tak trudne, na jakie wygląda. Fabuła nie ma znaczenia, liczą się tu tylko walki z bossami, których jest 10. A do tego jedna łamigłówka, która kompletnie nie pasuje do reszty gry i bym ją usunął, ale to mała wada. Ogółem: dobra zabawa na około 3 godziny i niezły test podzielności uwagi.

Edytowane przez aRo
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-444000
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Pozycja obowiązkowa dla każdego fana serii. Naprawdę fajne zakończenie historii. Mimo wielu problemów podczas tworzenia, udało się.

 

Szczegółów gry tłumaczyć nikomu nie trzeba - w końcu chyba nikt nie zacznie przygody od ostatniego sezonu. Jedyną większą zmianą jest "system walki". I tu, niestety, jest minus. Jak w sumie ogólnie z fragmentami opartymi na QTE. Miałem często wrażenie, że gra nie reaguje tak, jakbym chciał. Podczas potyczek zwykle musimy atakować nogi zombiaków, by ich unieruchomić i nie dać się zagryźć podczas likwidowania innych. Tyle że czasem przyciski nie działają, bo tak. Może coś nie grało z odległością od wroga, nie wiem. A inna sprawa to sytuacje, gdzie np. wtapiamy się w tłum, by przeżyć. Fatalna minigra, która nie wyjaśnia, co mamy zrobić. Tu mini spoiler, choć nie fabularny. Teoretycznie mamy przejść do końca pewnej drogi, w praktyce: po prostu przeżyć tak długo, aż odpali się filmik. Bo dojście do końca nie daje kryjówki, tylko oczekiwanie na śmierć. Kretyńsko rozwiązane. A przy okazji: w grze o podejmowaniu decyzji, w takich momentach często widzimy napis "You're Dead" i cofamy się do ostatniego punktu kontrolnego. Co jednak trochę psuje klimat "kontroli nad opowieścią". Czy mam pomysł, jak to inaczej rozwiązać? Niestety nie. Chyba że jeszcze bardziej porzucić kontrolę nad postacią i jeszcze bardziej zbliżyć się do filmów. Każda opcja ma wady.

 

Za to najważniejsze, czyli historia - bardzo w porządku. AJ jest starszy, więc przypomina się teraz relacja Lee-Clementine, tyle że teraz to ona jest na miejscu "ojca". Mamy podobieństwa do dawnych czasów, różne odniesienia, no i nowe rzeczy, które też nie są złe. A ostatni odcinek jest rozegrany świetnie. Choć może nie idealnie. Starając się nic nie zdradzić, powiem tak (ale w sumie można się czegoś po tym opisie domyślić... więc jak ktoś jest bardzo wyczulony, ostrzegam przed dokończeniem akapitu): przez większość czasu chciałem napisać "przewidywalne, ale dokładnie tak to sobie wyobraziłem i nic bym i tak tu nie zmienił". A tu nagle niespodzianka. Taka, która pewnie wielu ucieszy i sam fakt takiej a nie innej końcówki mi nie przeszkadza. Po prostu... całe napięcie i związane z nim emocje nagle znikają. Ostatnie minuty to takie "no OK, w sumie fajnie, ale trochę to już po mnie spływa". Ja jednak jestem zwolennikiem historii trzymających twardo za gardło aż do ostatnich stron scenariusza (tu polecam m.in. "Monstera" Naokiego Urasawy). Tak czy siak: jako zamknięcie całego growego TWD, na plus.

 

Postawiłbym ten sezon na równi z drugim, jeśli nie wyżej. Nie jest lepszy od pierwszego, ale jest jego tematyczną kontynuacją, trochę zataczając koło w historii. I zamyka ją solidnie. Dałoby się to dalej ciągnąć, ale nie można raczej na to liczyć. I dobrze. Nie ma takiej potrzeby.

 

 

header.jpg

Definicja "średniaka"? Cała para poszła w, hmm, uczucia? Zaczynając już od pierwszych zapowiedzi. Nadal pamiętam zestresowanego gościa z włóczkowym przyjacielem w łapach podczas konferencji.

 

Gra działa na wyobraźnię i stara się dotykać tych czułych fragmentów w naszej głowie. Przyjemna muzyka i PIĘKNA grafika. Do oprawy wizualnej nie można się przyczepić. Tutaj robotę wykonano fenomenalną. A co do historii... Tu mam problem. Mógłbym ją streścić w trzech słowach: "ludzie się starzeją". Wiele tu nie ma. Naprawdę nie wątpię, że to, co tu jest, niektórym wystarczy. Może kogoś oczaruje ten klimat. Ewidentnie nie był tworzony z myślą o mnie. Nie ma tu nic wyjątkowego, to są proste rzeczy. A może akurat ktoś jest w takim momencie w życiu, że go to autentycznie wzruszy. Nie wszystko musi być "odkrywcze", byle na kogoś działało.

 

Tu się jednak pojawia pewien problem: gameplay. Bo jak myślę o tym, do kogo jest kierowana ta gra, powinna być raczej przyjemna w obsłudze i niezbyt trudna. A jednak potrafi wkurzyć. Główny patent, czyli jesteśmy ograniczeni włóczką i musimy szukać materiału, by dostać się dalej, jest OK. Jednak nie wszystko tu działa jak powinno. Łapanie się włóczką elementów wydaje się niekonsekwentne, przez co zdarza się spadać i trzeba powtarzać akcje wiele razy. Fizyka też czasem wariuje. Nasza nić może spaść pod obiekt i pozostanie restart, bo się zablokujemy (zdarzyło mi się na drzewie). Raz musiałem rozwiązać sieć, bo element, który chciałem po niej wturlać, przeszedł przez nią do połowy i zawisnął jak koralik. A nawet kiedy wszystko działa dobrze, może być zwyczajnie za ciężko. Jak się gdzieś utknie, najlepiej spróbować popychać różne elementy, bo często trudno zauważyć, że coś jest do ruszenia. A ostatni poziom... Zagadka z latarnią nie jest skomplikowana, ale wymaga trochę zręczności i szybkiego reagowania. Nic wcześniej w grze nie stawiało takiego wyzwania. Bardzo irytujący moment, zostawiający gorzki posmak, bo po nim jest już niewiele.

 

Dla kogo to jest? Jak ktoś chce się zwyczajnie odprężyć, może się wkurzyć przy platformowaniu. Jak komuś zależy na wyzwaniu, będzie ziewać przez dłużyzny. Sądząc po wielu pozytywnych opiniach, jednak do wielu ta produkcja trafiła. Więc sam oceniam "na plus", choć tak minimalnie. Trudno mi jednoznacznie polecić, ale skoro to ukończyłem mimo wszystko, na pewno nie jest "złe".

 

 

2931371-deadly%20puzzles%20toymaker.png

Chciałem ograć wszystkie HOGi Artifexu po kolei, ale tego jednego nie było na Steamie - przeszedłem go na Androidzie. I w sumie się nie dziwię, że go nie wrzucili. Jak ktoś lubi Ukryte Przedmioty, to można dać szansę, ale jest tu duża różnica względem innych tytułów studia. To w jakichś 80% same plansze z szukaniem przedmiotów. Praktycznie wszystkie przygodówkowe aspekty wyleciały. Są tu pojedyncze filmiki, parę zwykłych zagadek, a poza tym cały jeden ekran-biuro, gdzie możemy przejrzeć filmy, sprawdzić zagadkę na biurku, albo zajrzeć na mapę, z której przenosimy się szukać śmieci. Tak jakby ktoś wziął książkę typu "Gdzie jest Wally?" i dokleił na siłę inne rzeczy, by nie było, że to tylko zestaw tych obrazków. Przyjemne klikadło i nic ponadto.

 

 

1309725049.jpg

Stara platformówka, którą znalazłem na jednej z płyt z Cybermychy. Zwiedzamy park rozrywki, podzielony na części kosmiczną, piracką i nawiedzoną. Możliwości jest mało: skok, położenie się, atak typowy dla dzięcioła. W tym jeden ciekawy pomysł z wykorzystaniem dzioba, by się wspinać po drewnianej ścianie, ale używany zbyt rzadko. U podstaw to zwyczajny platformer, który się niczym wielkim nie wyróżnia. Mamy też trzy walki z bossem... jednak są takie same, tylko mamy jedną dodatkową fazę przy każdym kolejnym. I żadna nie jest zbyt ciekawa. Poza tym poziom trudności nie jest zbyt niski. Gra potrafi momentami solidnie wkurzyć. Niby często znajdujemy dodatkowe życia, ale baaardzo łatwo się je traci. Jest jeszcze ruletka, gdzie za znalezione lub zdobyte (za wszystkie znajdźki lub pokonanie każdego wroga na poziomie) dolary można zagrać i zdobyć parę żyć... jednak da się też stracić 5 - ta opcja to jest nieporozumienie.

 

Do tego po przejściu mamy... 33% ukończenia? Bo trzeba jeszcze pograć innymi postaciami. Tu jednak jest ciut inaczej: mają po 6 poziomów, z czego 3 to przeróbki etapów Woody'ego zmienione pod kątem nowych zdolności (jeden dzieciak potrafi dashować w powietrzu, drugi ma podwójny skok), a pozostałe to "wyścigi", czyli tory przeszkód na desce. A zaliczenie wszystkiego odblokuje śmiesznie krótki bonus w 2D.

 

Może trochę gra wkurza, ale da się ją spokojnie przejść w jakieś 3 godziny, więc można dać szansę, o ile ma się gdzieś stareńką płytę z grą, bo nie ma tego w sprzedaży. I trzeba dodać, że graficznie to nadal wygląda fajnie (wiadomo, że jest kanciasto, ale animowana stylistyka się nie zestarzała) i dźwiękowo też jest bardzo przyjemnie. Jedyny problem na W10: audio się desynchronizowało podczas filmików - ale to i tak tylko "stęknięcia" i muzyczka, więc nie boli aż tak.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-444072
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Soulsy w 2D. I na tym mógłbym skończyć. Nie licząc kamery, chyba żadna gra nie jest tak blisko produkcji From Software, jak ta. Różnice są niewielkie i w sumie można powiedzieć, że tam, gdzie twórcy chcieli się trochę odróżnić, wychodziło to na gorsze - jak drzewko rozwoju, które jest wielkie, ale rozmieszczenie na nim umiejętności jest dziwaczne (celując w łotrzyka, chciałem bardziej rozwijać zręczność pod obrażenia, a do używania lepszych noży musiałem podbijać głównie staminę). Ograniczanie dostępu do NPCów przez figurki i tylko kilka slotów na każdą świątynię było upierdliwe. No i bossowie, choć wyglądają nieźle i się różnią, walki mimo wszystko wyglądają podobnie - tu mi doskwierał brak trzeciego wymiaru. Dałoby się np. dołożyć drugi czy trzeci plan i przeskakiwać między nimi, to mogłoby być ciekawe.

 

...ale nie będę tylko narzekał. Bawiłem się niemal równie dobrze, co w serii DS. To samo uczucie, gdy pokonasz jakiegoś trudniejszego wroga, czy wreszcie znajdziesz miejsce odpoczynku. Mapa i różne skróty do innych miejscówek. I ogólnie ten klimat. Wspierany przez świetną ścieżkę dźwiękową i drobnostki typu różne rodzaje "estusów" w zależności od miejsca, skąd je braliśmy. Gra wciąga i chce się do niej wracać, a to jest najważniejsze. Dla fanów Soulslike'ów pozycja obowiązkowa.

 

 

header.jpg

Bohaterowie różnych gier spotykają się w barze... a potem dzieją się rzeczy różne. Grafika jest raczej brzydka, sterowanie biedne, ale nie o to tu chodzi. Dość powiedzieć, że to produkcja twórcy Pony Island. Zaskakująca kombinacja różnych gier, opowiadająca trochę o kulisach powstawania ich i o tym, co siedzi w głowie developerom. Ze smaczkami typu recenzje Steamowe, czat Twitcha... Wybuchowa mieszanka, o której lepiej nic nie wiedzieć, zanim się jej spróbuje. To trzeba odkryć samemu. Pod kątem pomysłowości i kreatywności to 10/10. Tylko trzeba pamiętać, że mimo sterowania to przygodówka - jak ktoś liczy na testy zręczności, to się mocno zawiedzie.

 

 

header.jpg

Kolejne części Darksiders trochę się od siebie różniły, ale nie aż tak mocno, jak ta. To hack'n'slash z rzutem kamery jak w typowych grach tego gatunku, a nie kolejna gra z widokiem zza pleców. Spin-off, mający fabularnie miejsce przed "jedynką", nadający się idealnie do coopa, który też w serii jest nowością. No i możemy się zapoznać z ostatnim z Jeźdźców, Waśnią, który powinien być bohaterem pełnoprawnej "czwórki", jeśli takowa powstanie. Postać zupełnie inna niż Wojna, preferująca walkę na dystans. Mamy więc 2 postacie/style gry do wyboru, masę wrogów do wybicia i trochę zagadek środowiskowych. Bardzo przyjemne w kooperacji, wystarczy na jakieś 15 godzin, więcej jeśli komuś chce się bawić w areny. Tak naprawdę jedyna rzecz, która mi w grze przeszkadzała, to trochę sterowanie - przy tym rzucie kamery czasem jest ciężko wskoczyć na niektóre belki i regularnie spadamy w przepaść. Ale na dłuższą metę nie przeszkadza to aż tak bardzo.

 

 

header.jpg

Poprzednie produkcje studia DONTNOD podobały mi się, mniej lub bardziej. Ta jest najsłabsza. Rodzeństwo spotyka się po latach i próbuje rozwikłać zagadki ze swojej młodości, czyli okoliczności śmierci matki i kim był ojciec. Znaczącego materiału jest tu bardzo mało, a został rozciągnięty w sumie na prawie 10 godzin. Twist na końcu pierwszego z trzech epizodów jest nawet ciekawy, niestety potem nie ma już nic specjalnie odkrywczego. A główne wybory, standard gier tego typu, to dla mnie absurd. Bo wybieramy, którą wersję historii akceptujemy, mając do wyboru to, co inaczej zapamiętał każdy z głównych bohaterów. Czyli: bawimy się w detektywów, ale zamiast szukać faktów, nastawiamy się na jedną z opcji... bo tak. Nie możemy sprawdzić tej drugiej i koniec. A najlepsze, że ostatni wybór w grze też się opiera na ustaleniu wersji, która ci bardziej pasuje.

 

Tu się pewnie narażę obrońcom różnych ideologii, ale trzeba to powiedzieć: miałem nieodparte wrażenie, że w pierwszej kolejności wymyślono, by na główny plan wysunąć postać transpłciową, a dopiero potem zastanawiano się nad fabułą. To chyba nie tak powinno wyglądać. W efekcie powstał średniak, który nie wiem, czy komuś odmieni życie.

 

 

header.jpg

Mógłbym napisać praktycznie to samo, co o Blind Forest. Piękne, świetnie brzmi, gra się cudnie. I przekonają się do tego nawet ci, którzy normalnie za platformerami nie przepadają. Podstawy są dopracowane, trudno się czegoś przyczepić.

 

Czym się gra różni od poprzedniczki? Twórcy zeszli trochę na bok ze ścieżki "czysty platformer" i dodali trochę elementów erpegowych. Postacie, z którymi gadamy, questy główne i poboczne, sklepy z przedmiotami i umiejętnościami. Największa zmiana to urozmaicenie walki, która w jedynce była biedna, i rozwoju postaci. Część zdolności odblokowujemy z czasem, część kupujemy. Przypisuje się je pod 3 klawisze i można w dowolnym momencie wymieniać, co daje masę możliwości. A do tego są jeszcze kamienie, które możemy wsadzać w dodatkowe sloty i zdobywać/kupować kolejne. A tam są rzeczy typu potrójny skok, więcej życia, obrażenia przy konkretnych atakach... Jest z czego wybierać, no i oczywiście wymieniamy je jak i kiedy chcemy. To jest rozwój postaci, który chcę widzieć w innych gierkach. Nie na sztywno wybierane na stałe, a po prostu więcej opcji do wyboru. Mega wygodne i przyjemne. Oczywiście są też rzeczy, które otrzymujemy na zawsze, pasywne umiejętności - mamy tu takie rzeczy jak świdrowanie przez piasek - też fajne nowinki urozmaicające eksplorację.

 

A jest coś gorszego, niż było? Pewnie zależy od osoby, ale ja na minus obstawiłbym checkpointy. W poprzedniczce sami je ustawialiśmy. Teraz są narzucone odgórnie. I problem jest z wyborem miejscówek na nie. Czasem jak zginiesz, cofniesz się dosłownie o krok. Innym razem wyzbierasz 2-3 znajdźki, spróbujesz się przebić dalej, giniesz w miejscu, gdzie już nie widać poprzedniego postoju... I powtarzamy wszystko, łącznie z tym zbieractwem. Tu im trochę nie wyszło. A do tego mogą niektórych wkurzyć sekwencje ucieczki. Szczególnie jedna pod koniec, na pustyni. Długa i irytująca, a śmierć w dowolnym momencie cofa na start - boli.

 

Poza tym wyłapałem drobnostki typu raz przecinek na początku kolejnej linii w polskich napisach, czy dziwny wybór na otwieranie drzwi i atak na tym samym przycisku (przez co czasem otwieranie nie działa... ale wystarczy użyć innego klawisza lub podmienić domyślne sterowanie). Mało ważne rzeczy. To znowu metroidvania dla każdego. Podkręcona tam, gdzie nie powalała ostatnio (walka). A sprawa checkpointów też nie jest aż tak poważna, by grę dyskwalifikować. Polecam, szczególnie że jest w Xbox Game Passie.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-444327
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Tak naprawdę jedyna rzecz, która mi w grze przeszkadzała, to trochę sterowanie - przy tym rzucie kamery czasem jest ciężko wskoczyć na niektóre belki i regularnie spadamy w przepaść.

 

Sterowanie jest mocno średnie, ale mnie chyba najbardziej bolą etapy po których chodzimy. Jakieś to wszystko mdłe i nieciekawe. Gra po pierwszym zauroczeniu szybko zaczyna przymulać, nawet grając w lokalnym coopie. Zatrzymaliśmy się w połowie i jakoś nikt nie ma parcia do tego wracać. Fabuła też jest problematyczna, a i sposób jej przedstawienia budżetowy. Dobrze, że przynajmniej nakreślili różnice charakterów między jeźdźcami, bo to nadaje nieco kolorytu.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-444328
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

  • Posty:  4 432
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.04.2012
  • Status:  Offline

 

Batman: Arkham City to kontynuacja gry akcji przenoszącej nas do świata znanego z komiksów o tytułowym bohaterze. Za stworzenie produkcji odpowiada RockSteady Studios, które opracowało świetny pierwowzór (Batman: Arkham Asylum) oraz Urban Chaos: Riot Response (PS2, Xbox). Akcja gry zaczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszej części. Quincy Sharp, były naczelnik zakładu Arkham, po przypisaniu sobie zasług Batmana został mianowany burmistrzem Gotham. Jedną z jego pierwszych decyzji było wykupienie znacznej części lokalnych slumsów, wyrzucenie z nich normalnych mieszkańców, ogrodzenie terenu, a następnie wpuszczenie tam zbirów z Arkham. O dziwo, zamiast się nawzajem powyrzynać lokatorzy tego nietypowego więzienia zgrupowali się w kilka gangów i każdym z nich dowodzi jeden klasyczny łotr z komiksów o Batmanie. Z ramienia burmistrza całym tym terenem zarządza tajemniczy szaleniec znany jako Hugo Strange. Daje on więźniom pełną swobodę, a jedyną regułą jest zakaz podejmowania prób ucieczki.

 

Po długim czasie ogrywania innych tytułów powróciłem do "Pana Nietoperza". Tym razem twórcy dali nam więcej swobody i terenu do zwiedzania. Duża część miasta została odizolowana i przekształcona w getto dla różnej maści zbirów przez nowego burmistrza Quincy'ego Sharpa, który przypisał sobie zasługi Batmana i wysłał go do pierdla. Tym razem na naszego bohatera czeka armia oprychów uzbrojonych po zęby służących przeróżnej maści odwiecznych wrogów herosa, a także szalony psychiatra Dr. Hugo Strange, który nadzoruje cały teren z pomocą paramilitarnej formacji ochrony TYGER. Nie obejdzie się bez starych znajomych jak chociażby Joker, czy Zsasz. Niektóre postacie zostały, jednak sprowadzone do jednego zadania pobocznego (Bain) czy jednej sekwencji (Poison Ivy). Za to pojawią się inne postacie, które uprzykrzą nam życie. Two-Face, "Pingwin", Mr. Freeze czy Ra's al Ghul z jego wierną nam córką Talią. Jedni z nich mają własną małą armię zajmującą poszczególne części getta. Niektórzy bawią się z nami w gierki jak Zsasz karzący latać po całym mieście między budkami telefonicznymi pod groźbą zabicia zakładników, czy "Pan Zagadka", który tym razem postanowił nam mocno zajść za skórę rozrzucając znowu pierdyliard figurek po mieście, które zdobędziemy na wszelakie sposoby dopiero jak dostaniemy wszystkie gadżety. Ponad to porwał część medyków i policjantów, których planuje zabić w widowiskowy sposób. Nie obędzie się też bez wymalowanych na ścianach znaków zapytania, które musimy sfotografować z konkretnej pozycji. Jest tego mnóstwo i mam wrażenie, że sam Riddler ze swoimi zagadkami jak i fizyczne wyzwania polegające na użyciu jakiejś poszczególnej techniki/gadżetu w walce zajmuje więcej czasu niż główny wątek. Jeżeli ktoś narzekał na backtracking w "jedynce". Tutaj będzie płakał, ponieważ zdobycie wszystkiego może być z czasem męczące.

Sam wątek główny fabuły jest fajnie zrobiony i nie pozbawiony pewnego plot twistu jak i na tamten okres mocno szokującej końcówki, w którą wielu fanów uniwersum nie chciało wierzyć. Dalej głównym rywalem jest Joker. Tym razem "pajac" jest śmiertelnie chory jako, że zażycie w pierwszej części zbyt dużej dawki "Tytanu" niszczy jego organizm. Psychol wiedząc, że ma mało czasu i nie jest w stanie znaleźć leku zaraża Batmana robiąc mu transfuzję własnej krwi zmuszając tym samym "Człowieka Nietoperza" do znalezienia antidotum dla nich obu. Oczywiście w międzyczasie podkłada mu kłody pod nogi i zaraża niewinnych ludzi podmieniając ampułki z własną krwią w szpitalach. Teraz Batman musi potrójnie walczyć z czasem gdyż jest zarażony, zarażeni są pacjenci szpitali, Doktor Strange planuje w ciągu jednego dnia eksterminacje całego więzienia, a wszędzie wokół czyhają inni wrogowie gotowi obedrzeć Batsa ze skóry. Do pomocy ma jedynie wierną "wyrocznie" córkę oficera policji Gordona, kilka ciepłych słów od swojego wiernego lokaja i... "Kobietę Kota". Atrakcyjny mruczek w lateksie jest drugą grywalną postacią. Prowadzi ona własną wojnę z "Podwójną twarzą" i pomaga Batmanowi bardziej ze względu skrzyżowania dróg i wspólnego wroga. O ile jest to najprzyjemniejsza dla oka część gry (stulejarzom polecam wybrać sobie skina kreskówkowego i pochodzić na czworaka :twisted: ) jest ona mam wrażenie wrzucona lekko na siłę. Pogramy nią znacznie krócej gdyż główny wątek jest pod Batmana. Kobieta nie dostanie się we wszystkie miejsca gdzie trzeba, ma tylko kilka własnych figurek do zdobycia (tylko ona może wchodzić na powierzchnię nad ziemią np. sufit), zdecydowanie gorzej sobie radzi w walce z dużą ilością wrogów, posiada jedynie 3 gadżety jak bicz, kulki do miotania i kolczatki rzucane na ziemie, po których wrogowie padają na glebie (jak na ironię bardzo użyteczny sprzęt).W Kampanii dostała dwa momenty w grze, w których spotkamy rudą roślinkę i zmierzymy się z żołnierzami Hugo, okradając sejf oraz dostając fałszywy wybór moralny czy chcemy uciec ze zdobyczą czy zostać i pomóc przystojniakowi z peleryną. Oczywiście musimy zostać. Jeżeli uciekniemy to dostaniemy napisy końcowe i płacz "Wyroczni" świadczącej o śmierci Bruce'a. Na koniec możemy jeszcze pobiegać po mieście żeby upolować 20 określonych zbirów i odzyskać skradzioną przez ludzi "Two-Face'a" własność. Jest ona bardziej dodatkiem, a szkoda, ponieważ chętnie pograłbym ją dłużej.

Jeżeli mowa o sprzęcie i predyspozycjach Batmana to tutaj go rozpieścili. Tym razem w ekwipunku znajdziemy o wiele więcej jak i użyjemy bardziej złożonych technik walki. Znane z pierwszej części wszelkie wyrzutnie linek, gadżet do hakowania, spray do wysadzania ścian będą w ciągłym użytku. Kultowe Batarangi teraz mogą być samonaprowadzane, pikającymi wabikami albo porażające trafionego wroga elektrowstrząsem. Granaty zamrażające z dwóch formach, karabin elektromagnetyczny, granaty dymne, dezaktywator broni palnej, czy min lądowych posłużą nam do nabijania szalonych combo jeżeli lubimy tryb wyzwań, który także powraca do dyspozycji gracza.

Skoro mowa o combo... System walki dalej jest świetny. Mamy do dyspozycji szereg nowych technik oraz możliwość użycia w odpowiednich momentach użycia gadżetów jak i specjalnych nokautów po nabiciu odpowiedniej serii ciosów. Wydaje mi się to bardziej rozbudowane i nieco trudniejsze niż w pierwszej części. Czuję dumę jak robię combo x20, a potem wchodzę na YT i widzę jak typek nawała x80. :lol:

Jako, że twórcy poszerzyli zakres działań gracza mamy do dyspozycji do zwiedzenia sporą część Gotham i kilka ważnych placówek, jak duży kościół, muzeum "Pingwina", laboratorium Freeza, bank, stację metra, posterunek policji, fabrykę chemikaliów, hutę czy wieżę doktora Strange'a. Gra w porównaniu do Arkham Asylum jest ogromna. Zrobienie 100% zajęło mi w sumie ponad 40 godzin.

Dodatkowo mamy również do dyspozycji DLC o Harley Quinn. Możemy je ukończyć w dwie godziny. Nie jest to coś za, co dałbym górę siana, ale fajnie pokazuje przemianę Harley po wydarzeniach z głównej gry oraz daje szansę pogrania Robbinem, który w kampanii się dosłownie przeminął na minutę.

 

"+"

- graficznie trzyma się nieźle, wciąż fajnie, że zadbali o uszkodzenia strojów grywalnych postaci po kluczowych wydrazeniach

- klimat

- muzyka i udźwiękowianie (dalej ci sami aktorzy podkładają głosy)

- bardzo fajna fabuła z mocną końcówką

- rozbudowany system walki

- masa gadżetów do wykorzystania zarówno podczas starć z bandytami jak i odkrywania "znajdziek"

- sporo postaci znanych z uniwersum i możliwość zagrania "Kotką" (chociaż nie jest tego dużo)

- o wiele większy świat niż w "Azylu"

- Riddler powraca z potrojoną siła wyzwań. Dzięki jego znajdźkom możemy odblokować ponownie koncepcyjne grafiki, modele postaci, historia miasta itd.

- fajny smaczek z możliwością wyboru skinów dla Batmana i Catwoman (z kreskówek i filmów lat 30, 70, itd.)

- króciutkie DLC daje nam zagrać Robbinem i podkreśla przemianę dziewczyny jokera

- dla lubiących wyzwania tradycyjny tryb "challenge" z nabijaniem punktów na czas z możliwymi do zagrania postaciami Robbina i Deathwinga

 

"-"

- gameplay Batmana niestety sprawia, że większy świat zmusza nas do większego backtrackingu

- ogromna ilość rzeczy do znalezienia wielu pewno zmęczy

- ponownie niektóre postacie zjawiły się na moment bądź na kilka chwil, ale w zamian dostaliśmy nowych przeciwników także coś za coś

 

Mimo, że pod koniec czułem wyraźnie zmęczenie materiału bawiłem się bardzo dobrze. To dalej solidna produkcja wzbogacona o nowe gadżety, postacie (kosztem innych), większy teren do zwiedzania i nowy wątek z mocnym zakończeniem przy jednoczesnym utrzymaniu mrocznego klimatu Batmana. Podobno "trójkę" robił już ktoś inny i wyszło nieco gorzej. Wolę się sam przekonać. Po przejściu "jedynki" też miałem się gorzej bawić w "dwójce". Na szczęście było odwrotnie.

 

Ocena: 4/5

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-444529
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

mario-64---button-1559263987447.jpg

Postanowiłem przejść cały zestaw 3D All Stars na Switchu od początku, z myślą że może być ciężko wrócić do staroci po nowszych częściach. I jestem zaskoczony - bo gra się naprawdę nieźle zestarzała. Oczywiście poziomu samego remastera nie będę oceniał, bo to jest ewidentnie zrobione po linii najmniejszego oporu, ale działa i grać się da, a to najważniejsze.

 

Trafiamy do zamku, gdzie na początku trzeba wykonywać zadania "po kolei", a potem dostajemy naprawdę dużą swobodę. Generalnie jest 15 sporych plansz, a na każdej z nich 8 celów - jeśli robimy je w kolejności, dostajemy na starcie podpowiedź, o co w ogóle chodzi, ale w praktyce większość można zaliczyć w dowolnym momencie. Takie małe otwarte światy. Naprawdę fajny pomysł. Mapy są spore i napakowane sekretami, zawsze jest co robić. A do tego nawet samo wejście do niektórych potrafi zaskoczyć. Jest na przykład poziom, w którym od wybranego obrazu zależy rozmiar Mariana. Jest zegar, w którym ustawienie wskazówek podczas wejścia wpływa na szybkość poruszania się mechanizmów. Albo taki, gdzie w zależności od wysokości, na jakiej do niego wskoczymy, woda będzie na innym poziomie. Akurat to ostatnie jest mało przejrzyste, ale za sam pomysł plus. Kreatywności tu sporo.

 

No i po prostu gra się w to przyjemnie. Choć oczywiście nie bez wad. Kamera potrafi sporo napsuć, nie mamy nad nią pełnej kontroli i lubi zmienić kąt, kiedy tego nie chcemy. Kontrola nad postacią - Mario lubi robić "kółka", zmiana kierunku o 180 stopni ot tak jest niemożliwa, przez co łatwo spaść z wąskiej krawędzi. Śmierć wyrzuca z poziomu, powrót jest dość szybki, ale strata wszystkich żyć wyrzuca nas poza zamek, co niepotrzebnie marnuje czas - podobnie wypadanie z niektórych sekretnych miejsc, co szczególnie wkurza, kiedy się nie uda za pierwszym/drugim/dziesiątym razem. Pływanie - irytujące. No i latanie z wing capem jest wyjątkowo uciążliwe, a są spore fragmenty na tym bazujące.

 

Zdobyłem 107 na 120 gwiazdek, brakuje mi tylko tych za 100 monet na poszczególnych etapach - jednak gra jest nastawiona na wykonywanie celów zamiast zbieractwa i musiałbym parę razy przeczesać każdy kąt, czego mi się zwyczajnie nie chciało robić, bo i tak wchodziłem minimum 8 razy na każdą mapę - wystarczy. Niemniej gra po tylu latach dalej daje frajdę. Szkoda, że nie poprawiono paru kwestii, które męczyły już ponad 20 lat temu, jednak tytułu nie dyskwalifikują.

 

 

uploads%252Fcard%252Fimage%252F971226%252F978ddb55-457e-4494-ac18-60756d54a4c2.png%252F950x534__filters%253Aquality%252880%2529.png

Ukończyłem "kampanię". Co prawda największą atrakcją jest dostęp do dzieł innych graczy, praktycznie nieskończony dopływ poziomów Mario, jednak... trzeba mieć abonament Nintendo Online. Bardzo niefajne zagranie. Wezmę 7-dniowego triala i wypróbuję, może potem wykupię więcej, ale to nie powinno być konieczne. Spory minus. Tym bardziej że sama gra tania nie jest.

 

Ale sam story mode też jest przyjemny. 120 plansz, które może nie mają ze sobą powiązań, ale nieźle pokazują ogrom możliwości, jakie daje masa opcji tworzenia etapów - w różnych stylach (pierwszy Mario, SMB3, World, New, 3D World), wraz z dodanymi nowszymi rzeczami do starszych odsłon (jedynie 3D ma ekskluzywne przedmioty). Zestaw przedstawiający kreatywność twórców. Dobrze się przy tym bawiłem. Co prawda bez Online raczej nie ma sensu tego brać, ale na jakiejś promocji, albo używkę, można wziąć nawet dla tych paru godzin singla. Jak już się zaliczyło resztę gier z serii.

 

 

SMS_Switch_logo.png

Chyba najczęściej jechana przez graczy odsłona. Najgorszy Mario w 3D? Możliwe - ale dalej naprawdę dobry. Mimo wielu problemów.

 

Schemat jest w sumie podobny jak w 64 - jest wielki hub (tym razem wyspa) i z niego wchodzimy na spore otwarte światy. Tyle że tym razem są one podzielone na 8 części, które trzeba wykonywać po kolei, by odblokować kolejne - nie przeskoczymy żadnego celu, bo mapki są modyfikowane pod konkretny i nie da się nic pominąć. A by przejść grę, więc odblokować walkę z finałowym bossem, trzeba zaliczyć 7 na każdym z 7 etapów. Zamiast gwiazdek są "błyski" - jednak musimy mieć te konkretne. Da się zdobyć ponad drugie tyle z innych źródeł, ale to nie popchnie fabuły - trochę szkoda, bo to ogranicza.

 

Same ruchy Mariana - ekstra. W przeciwieństwie do M64 nie czułem, że przy zwykłym poruszaniu się czasem nie mam kontroli. Wszystkie ruchy wydawały się dość naturalne. Problem może stanowić jedynie to, że postać rozpędza się z 0 do 100 w pół sekundy. Komplikowało to sprawę tylko gdy chciałem przejść po cienkich kładkach, ale generalnie nie przeszkadzało. Bardzo miło się grało. A poza tym mamy jeszcze "główną atrakcję", czyli FLUDD. To już nie było takie super. Można pryskać wodą w różnych kierunkach, a czasem nawet trzeba. Jednak wydawało się to troszkę na siłę. Dość powiedzieć, że najbardziej podobały mi się dodatkowe etapy, gdzie możliwość traciliśmy. Z drugiej strony - dzięki temu można też chwilę "latać", co sporo ułatwiało, a później też zwiększać szybkość lub bardzo wysoko skakać, co już było na plus.

 

A same poziomy... Tu są spore różnice. Są czasem przyjemne, nie za trudne, a innym razem wręcz okrutne. Te najgorsze są na szczęście opcjonalne, choć i tak zaliczyłem wszystkie. Maszyna Pachinko pod kątem fizyki jest fatalna. Słynny "lily pond", gdzie trzeba kontrolować listek i nie można wpaść do wody, bo się ginie (jedyny taki przypadek w grze...), nie sprawił mi tylu problemów, co niektórym (w sieci psioczą na niego niemiłosiernie i się w sumie nie dziwię), ale już dojście do niego to katorga i tu sobie uprościłem... glitchem - zamiast marnować czas na transport łódkami i liczenie że skok Yoshim nic nie zepsuje, wpakowałem się pod mapę i wyskoczyłem blisko wyspy z wejściem (bo woda z jakiegoś powodu zabija dinozaury TYLKO od góry, jak się dostaniesz pod nią to już problemu nie ma). Niestety są też okrucieństwa wymagane do przejścia, jak poziom gdzie rzucają nami mieszkańcy wyspy i trzeba się ustawiać niemal co do piksela, by nas nie zabili zamiast pomóc. Czy kontrola łódki FLUDDem przed bossem - można powiedzieć, że to prawdziwy boss, bo potem już nie ma aż takiego wyzwania...

 

Generalnie miejscami widać bardzo dziwne decyzje popełnione przez projektantów. To odblokowywanie końca przez konkretne etapy, a nie po prostu błyski. Dziwaczne, irytujące plansze. Glitche i bugi (choć nie trafiłem na takie psujące mi grę). Zbędny system żyć i wywalanie z etapu po śmierci, co BARDZO wydłuża wszystko (...czego nie ma na ukrytych planszach, tam jest zwykły restart, a do tego zawsze da się znaleźć dodatkowe życie, by nie musieć mozolnie tam wracać po całkowitej porażce - TU SIĘ DAŁO). Meduzy do surfowania - 3 kolory, a w praktyce korzystanie z innej niż zielona nie ma sensu, bo reszty nie da się do końca kontrolować i mają 0 plusów (a na dodatek koniec jednej misji wymaga skoku nad ląd po błysk, co daje zgon jak nie trafimy, a z meduzy zejść się nie da... bo nie i koniec). No i niebieskie monety, durny pomysł, który już chyba do serii nie wrócił. 240, każde 10 można wymienić na błysk (więc potrzebne do maksowania), ale nie ma info, ile już mamy, jak je zaczniemy wymieniać, więc lepiej tego wcześniej nie robić. Po 30 sztuk ukryte na 7 głównych etapach, ale też są porozmieszczane w konkretnych miejscach w konkretnych wersjach mapy (a przypominam, jest po 8 na każdą). Szukanie tego bez poradników to tortura. Nawet nie zamierzam próbować - to, co zdobyłem, mi wystarczy. Mam 108 na 120 błysków, brakuje mi tylko reszty z tych monet, których przypadkiem nie zebrałem.

 

Zdobywania wszystkiego nie poleciłbym nikomu... ale przecież nie trzeba tego robić. Do ukończenia wystarczy 50 głównych znajdziek i to już warto zdobyć. Porusza się ekstra, wygląda dzisiaj nadal dobrze, muzyka jest cudna. Nawet jak to najbardziej niedopracowana i miejscami strasznie irytująca gra z czerwonym hydraulikiem, to nadal obowiązkowa pozycja dla fanów platformerów 3D.

 

 

header.jpg

Mirror's Edge z lepszą walką. A może trochę bardziej Hotline Miami. Zabijasz jednym ciosem, giniesz od jednego. Biegasz po ścianach, fruwasz między hakami. Możesz po prostu siekać kataną, potem też odbijać nią pociski (lub je omijać), uderzać falami powietrza, przebijać paru wrogów w sekundę, przejmować kontrolę... Trochę się z tego potem robi "symulator Jedi". I to zdecydowanie nie jest minus. Jest bardzo przyjemnie, nawet kiedy giniemy raz za razem - cofamy się błyskawicznie, a checkpointy na ogół są szczodrze rozmieszczone.

 

Minusem może być biedna, nieciekawa fabuła, znajdźki (w sensie: to gra o pędzeniu przed siebie, zatrzymywanie się na szukanie czegoś po kątach psuje flow) czy krótki czas rozgrywki - nawet przy częstych zgonach (a tych nie unikniecie) to zaledwie parę godzin. Niektórych mogą wkurzać bossowie (pierwszy to wielka groźna sekcja platformowa, drugi zmusza nagle do parowania, czego się poza tym prawie nie robi). Jednak zabawa jest na ogół przednia, te gorsze momenty tego nie psują. Potem można przejść grę raz jeszcze, z nowym układem wrogów i dostępem do umiejętności od początku - jak ktoś to lubi, wyciśnie więcej z tytułu. Jednak nawet bez tego warto spróbować.

 

 

header.jpg

W dużym skrócie: średnio ciekawe, durnowate anime (choć baaardzo widowiskowe) z dodatkiem świetnych walk. Tak, miałem wrażenie, że tutaj jest więcej oglądania niż gameplayu. I w sumie szkoda, bo to gameplay jest tą świetną częścią. Wiele broni do wyboru i kilka slotów na nie, sporo combosów, uniki i spowalniający czas Witch Time - sieka się bardzo przyjemnie. Przeszkadzać może jedynie, jeśli się nie lubi takich motywów, system ocen, który głównie pokazuje nam na początku, jacy jesteśmy słabi. Każdy otrzymany cios to zjazd oceny, a używanie przedmiotów (leczenie, tarcza) obniża notę na koniec etapu. Możesz wszystko, ale nie powinieneś!

 

Najwięcej zabawy wyciągną z tego fani perfekcjonizmu i grania w kółko na coraz to wyższych poziomach trudności, z coraz lepszymi wynikami. Czyli w sumie tak samo jak w serii DMC, nie powinno to nikogo dziwić. Ale jak nie przejmować się notami, można się dobrze bawić i przy jednym jedynym podejściu. Sieka się super. Tylko trzeba lubić absurdy, bo to połowa tego, co zobaczycie na filmikach. Trudno sensownie opisać, co tam się dzieje. Fabuła nie ma wiele sensu, a akcja jest maksymalnie oderwana od rzeczywistości. Stylowość na pierwszym miejscu, wyłącz mózg i podziwiaj. A końcówka to już totalny odjazd, 3 razy myślisz że to koniec, a tam ciągle coś się pojawia, w dodatku sceny, których się nie spodziewacie. Szczególnie ostatnia nie klei się z niczym.

 

Dodam jeszcze, że QTE czasem wchodzą znikąd i bez wiedzy o nich ciężko trafić (a kończą się natychmiastową śmiercią), wrogowie potrafią nas lać pół sekundy po końcu filmiku i uniki wydają się wtedy niewykonalne, recykling bossów może zawadzać, a odstępstwa od zwykłego siekania (strzelnica, motocykl, czy przede wszystkim latanie rakietą) są kiepskie. Ale to wszystko dodatki. Da się przeboleć, a nawet warto. Jako sam slasher nie zawodzi.

Edytowane przez aRo
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-444995
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 959
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Biegniesz chłopcem przed siebie, obserwujesz dziwny świat wokół, maszyny kontrolujące ludzi, a na koniec... Jest dziwnie. I trzeba się zastanowić, czy w ogóle była tu jakaś głębsza historia. Podobają mi się różne jej interpretacje, jakie znalazłem w sieci. A nawet jeśli nikt nie ma racji, to i tak tytuł zmusił do myślenia, co można uznać w pewnym sensie za sukces. A gameplay? Raczej proste zagadki, jednak gra się po prostu przyjemnie, a jak ktoś chce odkryć wszystko, sekrety są solidnie poukrywane. To tylko 3-4 godziny na całość, a mimo braku jakiejś większej otoczki fabularnej, która by nas pchała do przodu, bawiłem się świetnie. Klimat robi robotę.

 

1276851639.jpg

Klasyki Mario nadrobione. Czy to najlepszy Mario w 2D? Nie. World jest nie do ruszenia - i może mam trochę problem przez to, że go skończyłem wcześniej. Sam progres w serii doceniam - jest tu masa nowinek w porównaniu do poprzedniczek i są to praktycznie same zmiany na lepsze. Mapki dające (czasem) wybór drogi, dodatki typu ruletka czy gra w karty, nowe kostiumy, możliwość zbierania przedmiotów i odpalania ich przed wejściem na poziom dla ułatwienia. Zbieranie znaczków na koniec plansz zamiast flagi. No i gra się po prostu fajnie. Tak przez 75% czasu.

 

Świat numer 7 jest tak niepotrzebnie przekombinowany, że nie wiem, kto uznał to za dobry pomysł. Wisienką na torcie jest level, na którym teleportujemy się w różne miejsca, by zdobyć strój, z pomocą którego trzeba latać, by gdzie indziej zauważyć w ogóle wyjście - przelecieć całą planszę, bo nie ma żadnych oznaczeń. Nie domyślisz się, trzeba po prostu w odpowiednim miejscu trafić. I w ogóle ogarnąć latanie, bo bez tego się po prostu nie da.

 

A sam mechanizm lotu też jest śmieszny, bo często pozwala zwyczajnie olać przeszkody i strywializować nie tyle fragmenty, co całe poziomy. I ta umiejętność przyda się szczególnie w ostatnim świecie, bo tu poziom trudności ostro skoczył i są długie etapy, gdzie skaczemy po latających platformach i nie ma miejsca na błąd. Aż się prosi o to latanie. A w porównaniu do tego, co trzeba przeżyć po drodze, końcowa walka z Bowserem jest w sumie banalna. Z nawet fajnym pomysłem, ale prościutka. Ogólnie: troszkę się zawiodłem, ale jako całość i tak jest nieźle.

 

English_SMB_TLL_Boxart.png

Przyznam, że bym tego nie skończył, gdyby nie możliwości emulatora NESa na Switchu. Poza zapisem w dowolnym momencie mamy cofanie czasu: od 1 do 30 sekund wstecz. Więc nie trzeba powtarzać całych etapów, wystarczy zepsute fragmenty. A naprawdę sobie nie wyobrażam grać w to z zestawem żyć jak kiedyś, tym bardziej że strata wszystkich oznacza powtarzanie od samego początku. Tu już jest masakra.

 

Nie dziwię się, że to kiedyś nie wyszło poza Japonią. W sumie nie chodzi tylko o poziom trudności, znaczenie ma też zbytnie podobieństwo do jedynki: to bardziej level pack, nowości prawie nie ma. A jak są... Trujące grzyby, szybsze rośliny w tunelach, mocniejsze trampoliny. Jest kilka poziomów, gdzie trzeba zgadnąć kolejność drogi, by nie utknąć w pętli. Jest nawet taki, gdzie musisz zgadnąć, że trzeba trafić w jeden kamienny klocek, nad fruwającym żółwiem, nad przepaścią, bo bez tego nie znajdziesz nigdy wyjścia. Okrutne. I znajdzie się też etap w całości poświęcony tym wybijaniem się ze sprężyn, w dodatku wysoko ponad mapę. Bonusów mało, przeciwników aż nadto. Przekombinowane. Dzięki opcji sejwów w sumie nawet fajnie się bawiłem, odkrywając te absurdy, ale ciężko mi to komukolwiek polecić. Bardziej ciekawostka.

 

header.jpg

Teleporty się psują, więc idź napraw sytuację. Nie ma się co oszukiwać, fabuła wybitna nie jest. Ale nie o to chodzi. To staroszkolny platformer o banalnych podstawach, ale po prostu świetnie zrobiony. Możemy tylko chodzić, skakać i strzelać. I to wystarcza. Po drodze zbieramy kilka spluw i pieniądze na upgrade'y do broni/życia. No i idziemy, skaczemy, strzelamy. Tylko tyle. A i tak jest fajnie. Zróżnicowane poziomy, parunastu bossów, ani chwili nudy. Choć jest krótko, około 2 godziny, potem odblokowuje się trudniejsza wersja, w której niby mapy są podobne, ale zmian jest tyle, że spokojnie mogłaby to być "dwójka" lub płatny DLC. Więc w praktyce mamy tu raczej 6 godzin zabawy, nie dwie (i to dalej pomijając New Game+).

 

Doceniam też zmiany mimo starego podejścia do gier. Utrata życia cofa tylko na początek aktualnego ekranu, utrata wszystkich każe powtarzać cały etap. Jednak kasa i ulepszenia zostają, a co ważniejsze: bossowie i trudniejsi wrogowie się nie odrodzą, zostanie puste pomieszczenie. Więc nawet po porażce zaliczamy często jakiś postęp, co motywuje. Nadal wolałbym bogatszy system zapisów, ale lepsze to niż nic.

 

Bardzo polecam fanom starych platformówek z czasów NESa. Jedyne osoby, które mogą być zawiedzione grą, to fani Cave Story, którzy liczyli na więcej tego samego od znanego autora. Choć jest podobnie, tam była wariacja metroidvanii, a tutaj mamy raczej Mega Mana.

Edytowane przez aRo
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-445016
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

  • Posty:  2 885
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  24.05.2008
  • Status:  Offline

Jakiś miesiąc temu nabyłem klasycznego (pierwszego) Xboxa za całkiem przyzwoite pieniądze i obecnie (o ile czas pozwala) ogrywam Half Life'a 2. Prawdziwy klasyk gier FPS o którym tyle słyszałem a nigdy w niego nie zagrałem. O ile nie przepadam za graniem w strzelanki na padzie tak w przygodę Gordona Freemana wsiąkłem bez reszty (a rozwalanie kolejnych potworków na za pomocą Gravity Guna to czysta przyjemność) brak klawiatury i myszki zupełnie nie przeszkadza, sterowanie jest bardzo intuicyjne (podobnie miałem przy ogrywaniu na PS4 również typowo PC-owych produkcji: Diablo III i Skyrima). Duże wrażenie zrobił na mnie również silnik fizyczny gry. Ogólnie jestem pełen podziwu dla Valve że potrafili tak zaawansowaną (jak na ówczesne czasy) grę przenieść na pierwszego Xboxa (podobnie jak Bethesda Morrowinda, którego również posiadam w wersji Xboxowej). Gabe Newell- szacun! Edytowane przez TakerFanKrk
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-446003
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  1 386
  • Reputacja:   30
  • Dołączył:  25.04.2013
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Trzy miesiące temu w końcu ruszyłem z miejsca w kwestii złożenia nawet niezłego PeCeta, na pewno na tyle dobrego, by pograć w nawet całkiem nowe gry w 1080p.

 

Obecnie ogrywam ponownie Mafię II, tym razem w wydaniu Edycja Ostateczna.

 

W końcu mogłem odpalić także Dooma 2016 i porządnie go ograć :)

 

No i męczę cały czas Euro Truck Simulator 2, tym razem w dużo lepszej jakości :D

 

Za sobą mam też już chociażby niesławnego Cyberpunka 2077.

Edytowane przez Michcio
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-446062
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  2 885
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  24.05.2008
  • Status:  Offline

Za sobą mam też już chociażby niesławnego Cyberpunka 2077.
Wersja Piecykowa? U mnie na półce wciąż stoi nieodpalony Cyberpunk w wersji na PS4, ale po przeczytaniu tylu niepochlebnych opinii aż boję się go uruchomić, żeby mi konsoli nie spalił :D
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/4528-w-jakie-gry-teraz-gracie/page/147/#findComment-446089
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • CzaQ
      Zgadza się, jedziesz dalej.
    • MattDevitto
      Nowy rok, nowe postanowienia to i może jakieś nowe fedki, które każdy z nas chce oglądać. Warto się zastanowić, szczególnie, że obecnego wrs jest bardzo dużo do ogarnięcia. Z roku na rok też czasu jakby mniej do śledzenia tego wszystkiego. Stąd też tradycyjnie w styczniu przybywam do was z pytaniem:  ile fedek zamierzacie oglądać w 2025? Oczywiście oprócz ich wymienienia, napiszcie też co będziecie śledzić na bieżąco, z jakiej fedki np. rezygnujecie etc. Można też dodać jakieś federacje retro - choćby LU, macie jak zawsze pełną dowolność Poniżej dodaję link do tematu sprzed 12 miesięcy:
    • -Raven-
      Poza tym, całkiem sprytnie to rozgrywają, bo niby w tej walce Szefów żadne Bloodline nie może interweniować, ale Jokerem jest tu Drew, który może pomóc Soliście. Niby teoretycznie wiadomo, że Romek powinien ogarnąć, ale zawsze pozostaje ten element niepewności. Po drugie, bez sensu jest kończyć tak duży feud na zwykłej tygodniówce (a wygrana Rzymskiego to by było game over), co jeszcze bardziej zwiększa szanse Sikacza.   Oby nie, bo Stratna może w takim wypadku długo się pasem nie nacieszyć, a szkoda by było.
    • -Raven-
      Parasolkę.
    • RomanRZYMEK
      - Drew przechodzi na stałe na SmackDown i w sumie spoko, bo co miałby robić na RAW? Od razu dostaje segment z Blondasem, który doprowadza do kolejnego brawlu Owensa z Cody’m. Spoko, tylko dla mnie trochę za dużo tych brawli ostatnio w rywalizacji Cody’ego z Kevinen. Mogliby trochę z tym przystopować, bo szybko się ludziom znudzi i cały feud na tym traci. Co jeszcze warte odnotowania w tym segmencie - czyżbyśmy dostali zalążek stajni Owensa, Drew i ewentualnie Rollinsa? Każdy z nich działa z podobnych motywów, więc ma to jakiś sens.     - Solo bardzo rozwinął się na MICu od czasu jego solowego runu jako Tribal Chef. To kolejna osoba po Jey’u, Samim i Jimmy’m która zostaje jednym z głównych beneficjentów story z Bloodline. Ciekaw jestem co się z nim stanie po programie z Romanem. Raczej czeka go los Romka i program z podopiecznym Jacobem Fatu.    - IT’s Tiffy Time! Wow - co za pop. Fajnie rozegrany Cash-In, bardzo logiczny. Tiffy dostaje swój moment, nawet fajerwerki, ciekawe jaki będzie jej run. Potencjał na Micu, jak i w ringu ma nieograniczony. Czuję że na WM’ce dostaniemy jej walkę z powracającą Charlotte Flair.   - LA Knight dalej Over, ale w sumie ta strata pasa nic mu nie dała. Program z Nakamura na razie miałkły. Liczyłem że może Knight pójdzie wyżej, dostanie znowu szansę na Title Shota na WWE Championship, ale niestety na to się nie zanosi. Jedyna droga w tym roku, to walizka, ale raczej Knight jej nie wygra.    Ogolnie, to nie wiem czy zmiana decyzji na 3h wyjdzie na plus długofalowo. Co prawda roster SmackDown ma potencjał jeśli dodamy osoby, których obecnie nie ma - Orton, Styles i mocniej postawią np na Carmelo, Theory itp. Boję się jednak że przez przejście na 3h poziom tygodniówki spadnie i będą się musieli ratować zapychaczami, jak na tym show dostaliśmy kolejne starcie Michin vs Piper, które było tylko zapychaczem. Obym się mylił, ale jestem sceptyczny. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...