Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Muzyczny Geniusz


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  411
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.05.2006
  • Status:  Offline

James Hetfield - wokalista i solista grupy Metallica. Wraz ze swym zespołem uważany jest za twórcę thrash metalu. Znajduje się w ścisłej czołówce najlepszych gitarzystów świata. Jest również tekściarzem grupy - tworzone przez niego piosenki w ciekawy sposób poruszają liczne, często kontrowersyjne tematy (kara śmierci, manipulacja, wcielanie dzieci do armii, korupcja, popadanie w obłęd)
DGUSA Freedom Fight Highlights http://www.youtube.com/watch?v=qekttdFCC20

1120776568498aade65c5a3.jpg

  • Odpowiedzi 23
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Marcin

    3

  • theGrimRipper

    3

  • Dejv

    2

  • tap-chan

    2

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  387
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  16.02.2004
  • Status:  Offline

James wg mnie nie jest wybitnym gitarzysta on od zawsze nastawiał się na wokal, duzo wiekszy poziom w zespole pokazuje juz Kirk. Co do tekstow to piszą je razem, malo jest piosenek "tylko" Jamsa. Jako wokalista jest naprawde dobry, choc juz jego moc przerobowa sie skonczyla na "load", dlatego ja za geniusza bym go nie uznał

 

Dla mnie geniuszem byl i bedzie Slash ( Guns N' Roses, Velvet Revolver ) jego nieprzeciętne umiejętności mozna usłyszeć w wielu utworach wg mnie to on nadawał GN'R specyficzny rytm w jakim oni grali pozniej przez lata. Do tego ta charyzma no i ten melonik... ;)

 

 

Do tej listy napewno pasuja jeszcze - Bono, Santana, The Beatles

Jesli bym mial wymienic polskich geniuszy to bedzie ciezko....oj bardzo ciezko :)

"Nie dyskutuj z debilem. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem."

33412018941ee9d4524a0c.jpg


  • Posty:  178
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.10.2005
  • Status:  Offline

Andrew Wood - wokalista nieistniejącego już Mother Love Bone, którego idolem był Freddie Mercury, i pod względem wokalu byli podobni. Adrew zmarł w młodym wieku, z przedawkowania. Kto wie jak potoczyłaby się kariera Mother Love Bone, gydby żył. Myślę, że mogliby się stać kimś wielkim.

 

Layne Staley - za wokal i teksty.

 

Eddie Vedder - stworzył masę piosenek, tekstów, jest naśladowany przez wielu. Ale co świadczy o jego geniuszu wg. mnie? Serce. Talent.

 

Freddie Mercury - geniusz wokalny, muzyczny. Dodawać chyba niczego nie muszę.

 

Neil Young - przez wielu uważany za twórcę grunge. Grał rozmaitą muzykę, od country po ciężkiego rocka. Nadal tworzy, pomimo swego wieku, zaangażowany w organizacje anty-wojenne.

 

Tomek 'Lipa' Lipnicki - jak dla mnie, tworzy piosenki i melodie, które przenikają do głębia duszy, które są zarazem wyjątkowe, ale i mówią o rzeczach, które dotyczą nas wszystkich.

 

Grzegorz Ciechowski - kompozytor, wokalista, gitarzysta. Republika stała się kultem dla wielu.

HardCore I.C.O.N.

877480213449ffc22ab4dc.jpg


  • Posty:  796
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.12.2003
  • Status:  Offline

Freddie Mercury - geniusz wokalny, muzyczny. Dodawać chyba niczego nie muszę.

No toz jasne :)

 

Geniuszem muzycznym byl na pewno tez Dylan. Oczywiscie nie jesli chodzi o wokal :D czy gre na jakims instrumencie, ale jesli chodzi o teksty, ktore pisal. Podobnie Kris Kristofferson (najczesciej w historii muzyki popularnej coverowany kawalek, to wlasnie jego "Me And Bobby McGee";). Btw wlasnie sciagam drugi (ponoc najlepszy) longplay Krisa z 1971 - "The Silver Tongued Devil And I".

WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO

3247778034e83b336a7b43.jpg


  • Posty:  352
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.12.2004
  • Status:  Offline

Dla mnie geniuszem był duet Jimmy Page i Robert Plant. Szkoda, że już nie tworzą razem. Stairway to Heaven, Since I've Been Loving You, Thank You czy Whola Lotta Love... wystarczy posłuchać i wszystko jasne. Naprawdę szkoda, że Led Zeppelin nie istnieje już tak długo

 

Inni których bardzo szanuje to:

Kurt Cobain, Ritchie Blackmoore, Ozzy Osbourne i całe Black Sabbath, Zakk Wylde (za Black Label Society), Jimi Hendrix, zespół Queen i Oasis.

THE CHAMP IS HERE!!!

1275531655466bdfa0e2345.jpg


  • Posty:  56
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  13.02.2005
  • Status:  Offline

Robak, Yamaoka oprocz OSTow do Silent Hilli stworzyl calkeim sporo muzy. Mnostwo kawalkow do DDR, Beatmanii chocby. Generalnie, to jeden z nadwornych muzykow Konami.

Ale oprocz tego sam tez tworzy, niedawno wyszedl jego album, zapomnialem nazwy, poszukaj a znajdziesz. ;) Generlanie nienajgorsze techno/electro/ambient, chociaz do geniuszu mu sporo brakuje.

 

Ale jesli o kompozytorach growych/filmowych z Azji mowa, to polecam Joe Hisaishi i Nobuo Uematsu. Ten pierwszy jest odpowiedzielnay za udzwiekowienie wiekszosci filmow ze studia Ghibli, ten drugi to m.in. seria Final Fantasy.

W obu przypadkach to niby 'typowa' muzyka orkiestrowa, wielokrotnie na dodatek powtarzaja motywy.

Jednak ich zgranie z obrazem i niesamowite umiejetnosci wywolywania okreslonych nastrojow powoduja, ze o geniusz sie ocieraja. :]

1999497734465ab7e81663.jpg


  • Posty:  262
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.09.2004
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Wiem o OST-ach do innych gier, ale wspomniałem właśnie o tym, ponieważ według mnie to jego najlepsze rezultaty pracy ;) Co do płytki to się nazywa iFUTURELIST i jak napisałeś jest nienajgorsza, ale mimo wszystko to nie to. Niektóre kawałki są denerwujace wręcz xP Oczywiście są też takie, które podobają mi się, jednak zdecydowanie za mało.

- The feel like I'm dreamin'.

- Heh. More like a nightmare I'd say.


  • Posty:  56
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  13.02.2005
  • Status:  Offline

Jasne, rozumiem. Jednak iFuturelist sie rozni dosc znacznie od tego, co zrobil do Silent Hilla. ;]

 

A jak o geniusz mowa, nikt nie wwspomnial jeszcze o Yoko Kanno - wiem wiem, znow Japonia, ale jednak ta kobieta ma zdecydowanie najszerszy repertuar jaki slyszalem.

A za udzwiekowienie do Cowboy Bebop nalezy sie Oscar badz tez Emmy i basta. ;]

1999497734465ab7e81663.jpg


  • Posty:  2 817
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  20.12.2004
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

ja moze z powrotem 'skocze' do starego, dobrego rocka, bo tu czuje sie najpewniej;-)

 

dodalbym jeszcze Dave Grohl'a... nie na taka wieksza skale, ale bez watpienia geniusz... gral kilkanascie lat na perkusji (Nirvana), aby pozniej, tak po prostu, zmienic instrument na gitare i dolozyc niezly wokal (Foo Fighters), a dodatkowo poszedl w strone eksperymentu (Probot), ktorego nie powstydzilby sie mistrz Patton

 

Prince (Symbol,Artist,FKAP) - ponoc mozna bylo polozyc przed nim jakikolwiek instrument, a on po 2-3 minutach prob zaczynal grac klasyki swiatowej muzyki (co za rym), wylacznie ze sluchu...

 

no i, nie smiejcie sie, Wolfgang Amadeusz ;-)

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • -Raven-
      1. Jamie Hayter vs. Mercedes Moné - mocno średnia walka (zwłaszcza jak na te z Moneciarą w składzie), z bardzo dobrym finiszem. Szefowa Mercedesa została rozpisana za mocno, przez co często walka była bardzo jednostronna. Wkurwia to tym bardziej, że przecież rozpisano jej wygraną. Mocny finisz, gdzie chwilami można było się łudzić, że Hejterka to jednak ugra. Jednak nic z tego. Samochodówka oczywiście musiała zaorać kolejną rywalkę i zdobyć kolejne trofeum. Wkurwia mnie babsko straszliwie, ale nie tak heelowo (jak powinna), ale tak po prostu, normalnie - po ludzku. Mam tylko nadzieję, że nie planują zrobić z niej pierwszej laski w AEW z dwoma babskimi pasami : 2. FTR (Cash Wheeler and Dax Harwood) (with Stokely) vs. Daniel Garcia and Nigel McGuinness - słabiutka walka, przez większość czasu oparta o gnojenie Nigela i niedopuszczanie Garcii do ringu, czyli bookingową sztampę. Jedyne zaskoczenie, to to, że finalnie to Daniel jobnął, bo spodziewałem się, że od tego tu będzie Angol. Uśpiło mnie to starcie i kilkukrotnie musiałem cofać, co nie jest najlepszą rekomendacją. 3. Mark Briscoe vs. Ricochet - kolejny zmarnowany potencjał przez durny booking. Pomimo niezłych spotów i fajnych motywów komediowych, Maras przez 90% walki wycierał sobie buty Łysolem, żeby ten na koniec wygrał po dwóch akcjach z nożyczkami... Kto to kurwa rozpisuje??? Podkupili bookerów z WWE? 4. The Hurt Syndicate (Bobby Lashley and Shelton Benjamin) (c) (with MVP and MJF) vs. The Sons of Texas (Dustin Rhodes and Sammy Guevara) - walka z dupy, o randze tygodniówki, a oglądało się ją całkiem spoko. Nie była zbyt długa, były zmiany przewag, fajnie rozpisany Dustin (który z wiekiem jest jak wino) i nie przynudzała. Żaden tam wypas, ale mimo wszystko, dostałem więcej niż się spodziewałem (choć za wiele się nie spodziewałem). 5. Kazuchika Okada (c) vs. "Speedball" Mike Bailey - pierwsza, naprawdę dobra walka na tym PPV. Mocno kibicuję Karate Kid'owi od czasów TNA i tutaj także błyszczał, a walka nabierała kolorów, kiedy Bailey zaczynał ją prowadzić (bo Okada standardowo potrafił ją ringowo zamulić). Zajebiste kontry, zmiany przewag i solidnie rozpisany pretendent, który - pomimo, że nie miał prawa tego wygrać - zafundował nam kilka niezłych near falli. Fajnie się to wszystko oglądało. Akurat na Bitch'a Bailey jest obecnie za krótki (pod kątem wypromowania), ale mam nadzieję, że finalnie dostanie w AEW push adekwatny do jego skillsów. 6. "Timeless" Toni Storm (c) (with Luther) vs. Mina Shirakawa - no żesz ja pierdolę! Przecież za takie rozpisywanie walk powinny być instant wyjebki z roboty. Sikawa robi miękkim dzyndzlem Sztormiaczkę przez niemal całą walkę, kontruje, obija, ogólnie niemal ośmiesza w ringu, żeby Antośka na sam koniec miała reaktywację i po odpaleniu jednego finiszera, skradła wygraną??? To musiał bookować ten sam kretyn, co rozpisywał walkę Rico z Briscoe. Widać tą samą spierdolinę mózgową i zero pojęcia o co chodzi w tym biznesie 7. Kenny Omega, Swerve Strickland, Willow Nightingale, and The Opps (Samoa Joe, Powerhouse Hobbs, and Katsuyori Shibata) vs. Death Riders (Jon Moxley, Claudio Castagnoli, Marina Shafir, and Wheeler Yuta) and The Young Bucks (Matthew Jackson and Nicholas Jackson) - mam z tą walką duży problem. Z jednej strony 3/4 było mega chujowym chaosem, pełnym słabego brawlu i okraszonym jakimiś debilnymi przyśpiewkami i odpustową muzą lecącą w tle (serio???), co wymęczyło mnie w chuj i spowodowało permanentne odliczanie do końca. Jednak pozostała 1/4, a zwłaszcza to co działo się stricte w ringu, potrafiło diabelnie wkręcić i sprawić, że momentami można było zamarkować. Te wariackie spoty, szaleństwo i konkretny hardcore - prawie uratowały to starcie. "Prawie" robi jednak różnicę. Nie wiem czy Joe miał jakąś kontuzję, ale nie było go tu niemal widać, gdzie to on powinien poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa (powinni go uwiarygodnić), żeby na następnym PPV, mógł gładko jobnąć Mox'owi, w walce "jeden na jeden". Dziwnie to wyglądało, że Kapitan Teamu stosunkowo (do reszty) gówno tutaj zrobił. 8. The Paragon (Adam Cole, Kyle O'Reilly, and Roderick Strong) vs. The Don Callis Family (Konosuke Takeshita, Kyle Fletcher, and Josh Alexander) (with Don Callis) - nie wiem co było nie tak z tą walką, ale za cholerę nie potrafiła mnie wkręcić. Ringowo było spoko (bo oba teamy, to świetni zawodnicy), ale czułem jakby każdy odpierdalał tam swoje, bez jakiejś większej ringowej chemii. Finisz też był jak cała walka... Po prostu był, ot tak, bez jakiejkolwiek finezji. Szkoda, bo potencjał by tutaj na prawdziwego killera, a dostaliśmy walkę jakich wiele... na tygodniówkach. Swoją drogą Cole ładnie poleciał w dół w kwestii pushu. Od main eventera do udupienia w tagach. Wygląda jakby kompletnie nie mieli obecnie na niego pomysłu. 9. "Hangman" Adam Page vs. Will Ospreay - byłem podjarany wizją tej walki jak ksiądz proboszcz przed wizytą w Smyku. Finalnie powiem tak - było bardzo dobrze, ze świetnie rozpisanymi zawodnikami, kozackimi kontrami i mnóstwem near falli. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że nie spodziewałem się po taki składzie jeszcze więcej. Jedna rzecz była tam dla mnie jak kamyk w zajebiście wygodnych butach, a mianowicie tempo stracia. Kiedy Kowboj prowadził pojedynek, było chwilami wolno jak w walkach Reignsa, z tą jednak różnicą, że Adaś potrafi robić to na pełnej kurwie (co pokazał nie raz) w przeciwieństwie do Pięknego. Ktoś znowu rozpisał to po chuju, bookując Hangmana z "zaciągniętym ręcznym" :roll: Szkoda, bo mogli skrócić to o te 10 minut, ale pozwolić obu wcisnąć gaz do dechy, a wtedy ponowne ojcostwo już by mi nie groziło, bo urwałoby mi jaja Nigdy nie czytam innych opinii przed napisaniem własnej, ale podejrzewam, że za wynik pewnie AEW dostało mocne zjeby. Ja tam nie narzekam. Od zawsze mocno kibicuje Wisielcowi (bardzo lubię jego postać oraz ringowe skille) i cieszy mnie push dla niego. Podejrzewam, że wygrał, bo chcą jeszcze zostawić pas u Moxa (Adaś niestety nie da tutaj rady), a jak już Ospreay dostanie swoją szansę na Złoto - to ją wykorzysta. Swoją drogą Angol jest trochę rozpisywany jak Omega - potrafi przegrać z teoretycznie słabiej promowanym rywalem, ale potrafi też wygrać dosłownie z każdym, co zapewne wkurwia jego fanów, ale też powoduje, że przy jego starciach, nie można być do końca niczego pewnym. Reasumując - kolejne już PPV od AEW, które jak na ich możliwości, to dupy nie urywa. Od chuja niewykorzystanego potencjału i bookerskiej fuszerki. Tak na dobrą sprawę, to były tylko 2 bardzo dobre walki (main event i Okada z Bailey'em) i 2, które były spoko (walka o pas tagów oraz Anarchy). Cała reszta zassała w mniejszym lub większym stopniu, co jak na umiejętności AEW (a pokazali nie raz, że potrafią montować kurewsko dobre PPV's) jest jednak mocno rozczarowujące. Moja ocena: 3-/6.  
    • PTW
      GALA JUŻ W SOBOTĘ, KTO OKAŻE SIĘ PROTAGONISTĄ KOMIKSU NAPISANEGO W NASZYM RINGU? :) To tylko mała zajawka tego, co wydarzy się 31 maja w ramach pro wrestlingowej extravaganzy zatytułowanej PTW: Dzień Dziecka. Kto napisze kolejny rozdział epickiej historii, a kto utonie w falach zapomnienia? Bądź z nami i przeżywaj losy swoich ulubionych bohaterów! Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
    • Grins
      R-Truth a raczej Ron Cena to był świetny przystanek dla Cena co jak co  Wychodzi na to że Cena sam chyba sobie dobiera zawodników z którymi chce stoczyć walkę, mam nadzieje że to nie Cody będzie ostatnim przeciwnikiem Cena tylko Punk.  Bronson Reed nowy członkiem stajni Rollinsa... Najśmieszniejsze w tej całej historii jest to że Roman zniknął od tak z dupy, po prostu go nie ma i chuj... Zrobił sobie przerwę i wróci po Money In The Bank albo na samej gali ale już nie jako OTC, Trible Cheef bo to już umarło coś czuje że będzie już nowy gmmick oby nie Big Dog    
    • Grins
      Jakoś ostatnio mam mało czasu oglądać wrestling, ale obejrzałem ostatnio tą galę i ogólnie była nawet spoko tym bardziej Fatal 4 Way mocno mnie nie zawiódł ale już Main Event był nie co średni. Nie będę się tu rozczulał nad każdą walką, ogólnie przejdę od razu do Main Eventu, na prawdę to miała być ostatnia walka Cena i Ortona? Serio średnia końcówka tym bardziej, John mimo że staruje się Heelować to średnio mu to idzie, ta jego sztuczność bije po oczach, serio jak już chcieli tego turnu to mógł zmienić charakter a nie dalej wchodzi przy swojej starej muzyce, dalej w starym stroju bez sensu to jest... Ogólnie wszystkie segmenty Ortona i Cena były świetne ale sama walka to totalna klapa, szkoda mi Ortona że go tak chujowo zabookowali bo serio nie zasługuje na to.  Tyle z tego dobrego że Valkyria jest pompowana i pushowana to na duży plus, jednak powrót Becky to nie był taki zły pomysł może sama Beczka postanowi promować młodsze nabytki. 
    • KyRenLo
×
×
  • Dodaj nową pozycję...