Programy z WWE Network - ogólna dyskusja

[Pavlos]

Również obejrzałem relacje z ośrodka dla emerytów. Jest to dużo spokojniejszy program gdzie będzie się mniej działo niż w np. TD.

 

Polo albo golf to sport dziadków. Tutaj było polo. Jako, że weterani nie umieją jeździć na koniach to dostali wózki golfowe i to jeszcze z paniami za kierownicami. Jedni wygrali drudzy musieli czyścić stajnie...

 

... Co spodobało się Atlas'owi, który jak widać lubi wiejskie powietrze.

 

Robią z Okerlund'a typka, który ma sceptyczne podejście do wszystkiego. "Pierwszy raz w życiu widzę taki sport", "pierwszy raz słyszę o czymś takim jak Zumba". Typowy emeryt.

 

Piper jest główną gwiazdą tego programu. Jest go najwięcej i dziewczyny z siłowni poleciało od razu do niego. Nie dziwi mnie to. Sam to oglądam w dużej mierze dla jego postaci.

 

Urocza Ashley postanowiła pojawić się parę razy, ale to nie wystarczy żeby bardziej przykuć moją uwagę (dobra może trochę...).

[Kcramsib]

The Ultimate Warrior Legend to naprawdę dobry dokument. Znalazło się miejsce i dla początków kariery (tag ze Stingiem, współpraca z Dutchem Mantelem) i jej szczytu (run w wwe) i wreszcie upadku (odejście z fedki, WCW, dvd).

 

Najciekawsza jest jednak końcówka: prawdziwa kronika zapowiedzianej śmierci dokumentująca ostatni weekend w jego życiu. Tej części obawiałem się najbardziej, wyszło jednak bardzo dobrze: autentycznie i bez nadmiernego epatowania emocjami.

 

Kcramsib approves

[Venomus]

Drugi odcinek Domu Legend obejrzany i... łojezu, naprawdę robi się szoł dla emerytów xD

 

Ciężko było się przez to przedrzeć, a i to tylko dzięki Piperowi i Hartowi. Ta dwójka daję radę czy to jeżdżąc na wózkach golfowych czy śliniąc się na panie w gymie.

 

No i poznaliśmy tajemnicę fryzury Jimmy'ego - styl który trwa dłużej niż streak Undertakera (w sumie domyślałem się, że grę wchodzi suszarka i jakiś lakier,ewentualnie przeszczepy co jakiś czas).

Naprawdę, próbuje wykrzesać z siebie optymizm ale nie wiem czy rzucę się na 3 odcinek - gerontofilskie zachowanie Mean Gene'a i bełkot Atlasa zniechęcają mnie mocniej niż Vince zawodników byłego WCW...

[Kowal]

Trzeci odcinek Legends House mogę uznać za najlepszy z dotychczasowych. Nareszcie przyjemnie się to oglądało i nawet trochę się pośmiałem w trakcie oglądania. Nareszcie większość akcji działa się poza domem, w przeciwieństwie do poprzednich odcinków.

 

Turniej w kręgle został przegrany z kretesem przez legendy i nawet nie wiem czemu liczyli że w ostatecznym rozrachunku pokonają kury domowe. Dziadki dopiero na koniec zostały dosięgnięte palcem bożym, bo z zerowych zdobyczy punktowych nagle zaczęli zbijać wszystkie kręgle. Jednak cuda się zdarzają.

 

Kręcenie reklam również zostało fajnie zaprezentowane. Moim zdaniem jednak lepsza była ta zrobiona przez team robiący spot dla myjni samochodowej, ale skoro lepsze było darcie to trudno. W sumie to takie zabawy to lepsze widoki niż legendy siedzące cały czas w domu i gotujące obiad, tak jak tydzień temu…

[Pavlos]

Turniej w kręgle ze staruszkami. Teraz już widać, że to program dla emerytów. Golf już nie potrzebny. Porażka akurat mnie nie dziwi, ale mały pucharek na pamiątkę nawet mnie rozbawił.

 

Odnośnie kręcenia spot'ów reklamowych już po samym podziale na drużyny było widać kto wygra. Gene jest opanowany, ale ma surowe, poważne podejście i chce wszystko zrobić dokładnie, na cacy. Flamingi wygrały, bo goście programu specjalizują się w głupkowatych reklamach i to akurat jest prawda. Ci goście mają własny program TV, a nawet konto na YT, więc można poznać ich twórczość. Sam skład - Piper, Hacksaw, były konferansjer Finkel i charakterystyczny śmiech Atlas'a to przepis na humorystyczne podejście.

 

Odcinek na razie rzeczywiście najlepszy.

[Venomus]

Prawda, konkursem chcieli pokazać, że zamiast profesjonalnie i "sucho" lepiej robić z pasją - coś co hamerykanie łykają w ciemno.

Program obniża i tak niskie obroty. Kręgle wydawały się tak stage'owane (nagle zaczęli turlać strike'i), że aż śmieję się z tych zapewnień Pipera, że program jest 100% real. Hogan knows best w takim razie też był 100% real

 

Plus z każdym odcinkiem coraz ciężej przebić mi się przez bełkot Atlasa - sztuczna szczęka czy demencja?

[PH93]

Legends House jest reżyserowany/skryptowany w 100%, ale za sprawą Gene Okerlunda to już przekracza pewne granice - on chyba coś wypił przed tymi konfami do kamery - bo opisywał wydarzenia jakby to był serial

 

"Obaj panowie się nie lubię - mamy pewność, że do czegoś dojdzie... do czego? -tego dowiecie się w najbliższym odcinku!"

 

"Będzie duży rozpierdol w ... Legends House! i tym podobne.

 

 

Samo zadanie było mega trudne do obejrzenia bo nie wiem jak innym, ale mi nie sprawia przyjemnośći oglądanie Pata Pattersona w samych "majtach" - brakowało tam jeszcze tylko jego "Cream Tea"...

 

 

Plus z każdym odcinkiem coraz ciężej przebić mi się przez bełkot Atlasa - sztuczna szczęka czy demencja?

 

B.

[Kowal]

Właściwie to poziom odcinka został zaprezentowany już w trailerze, który został zrobiony z sytuacji z Tonym Atlasem w limuzynie.

 

 

 

Odcinek jest do obejrzenia w pięć minut. Bo szkoda czasu na oglądanie tańców starych dziadków czy depilacji. Chociaż reakcja Pipera na wytargiwanie włosia była bardzo śmieszna. Właściwie to nic więcej nie warto pisać o tym odcinku. Bieda panie bieda…

[Venomus]

B.

 

A szerzej?

[PH93]

Chłop żyje swoim gimmickiem w prawdziwym życiu czyli bliżej demencji

 

 

2000 Post

 

It's Party Time... All the Time!

 

 

 

[aRo]

Czy jeden z Chippendalesów to nie był Kenny King?

[Pavlos]

Cały odcinek poświęcony występowi, którego chyba sami emeryci spodziewaliby się jako ostatniej możliwej rzeczy, gdyby nie było z góry zaplanowane. Ani nauka tańca ani tym bardziej golenie owłosienia nie było ciekawe. Sam początek również. Chwila napięcia, a tutaj policja uprzedziła żeby nie bawić się flamingiem. Atlas tak się zdenerwował, że zagazował limuzynę... Poprzedni odcinek podniósł nieznacznie poziom, ale go błyskawicznie zniwelował.

[Kowal]

Kolejny niewyróżniający się poziomem odcinek LH. Najlepszym momentem była Ashley w bikini, co mogło okazać się złym posunięciem, bo pokazywanie prawie nagiej laski facetom z prawdopodobnym nadciśnieniem mogło doprowadzić do zawału.

 

Wystawa „obrazów” namalowanych, a raczej naciapranych przez legendy to niezbyt ciekawy wątek. Jedynie obraz klauna namalowany przez Atlasa wyglądał w miarę jak obraz a nie jak kartka wyciągnięta z plecaka, w którym wylały się farbki. I oni jeszcze próbowali komuś sprzedać te obrazy…

 

Zakupy w sklepie mięsnym wcale nie wyglądały apetycznie. Pewnie po usmażeniu/ugotowaniu smakuje to dobrze, ale stanowczo nie narobiło mi to apetytu na jakiekolwiek jedzenie. Tylko taki koksu jak Tony może jeść to na surowo.

[Pavlos]

O ile nóżki w galarecie je się również w Polsce to, co on zamierza zrobić ze świńską głową? I tak w ogóle współczesny człowiek nie jest przystosowany do jedzenia mięsa na surowo.

 

Pływanie synchroniczne. Kolejna scena prosto z domu starców... .

 

Z obrazów bym się nie śmiał, bo współczesna sztuka niczym się nie różni. O ile zrobienie rzeźby w kształcie trójkąta wymaga trochę pracy i umiejętności to są "artyści", którzy za narysowanie kratki zgarnęli fortuny. To był dla mnie najjaśniejszy punkt programu obok żółtego bikini, bo ukazał istną głupotę jaką dzisiaj większość malarzy prezentuje. Kocham moment kiedy Atlas po prostu nabazgrał na kartce papieru, a gość doszukuje się przesłań.

[Kowal]

Według mnie ten odcinek był najlepszym z dotychczas wyemitowanych z serii LH. Były momenty w których można się było pośmiać, a żeby nie psuć sobie dobrego zdania o tym odcinku lepiej przewinąć relację z pobytu dziadków w SPA, bo jest o wiele mniej ciekawa od scen, kiedy ich depilowali itp. Jakieś dwa odcinki temu. Tu jest pokazane tylko jak ich masują i nic więcej, dlatego ostatni kwadrans lepiej sobie odpuścić.

 

Gra w wojowników ratujących księżniczkę (Ashley, byłaś w tych piskach tylko trochę bardziej wiarygodna od Brie Bella) mi się podobała. Już jak ta trójka suchoklatesów wbiła do domu z ogłoszeniem, chcieli zacząć poważnie mówić, a dziadki im wyskakują że oni nie wyglądają jak Ashley. To było dość śmieszne. Późnej legendy musiały oczywiście wygrać żeby im smutno nie było. Ale pokonanie aż takiej bandy rywali to było zbyt przekolorowane. Myślałem że będą walczyć 6 na 6, a tymczasem walczyli 6 na przynajmniej 20. W dodatku Jimmy zwiał i siedział z boku i to reszta, a głównie Piper, walczyli o Ashley. Niby gra starych dziadków, a jednak całkiem fajnie się to oglądało.