Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołączenie zajmie Ci mniej niż minutę – a zyskasz znacznie więcej!

    Dostep do bota wrestlingowego AI
    Rozbudowane zabawy quizowe
    Typowanie wyników nadchodzących wydarzeń
    Pełny dostęp do ukrytych działów i treści
    Możliwość pisania i odpowiadania w tematach oraz chacie
    System prywatnych wiadomości
    Zbieranie reputacji i rozwijanie swojego profilu
    Członkostwo w najstarszej polskiej społeczności wrestlingowej (est. 2001)


    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

     

WWE Hell in a Cell 2013 PPV (Zapowiedź,spoilery,komentarze)


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  558
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  10.07.2013
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Nie będę się rozpisywał w swoim stylu, bo za bardzo nie mam na to ochoty. A zresztą galę oglądałem na żywo i dwie walki przespałem niemal w całości. :)

Mam dziwne wrażenie, że skrypt walki Ambrose vs. Langston został ściągnięty z potencjalnej walki Langston vs. Axel, a po prostu w panelu zrobili do tego starcia podbudowę. Ambrose ciągle utrzymuje pas United States, ale prawie zawsze zatrzymuje tytuł nieczysto (SummerSlam). Zdaje mi się, że wkrótce straci pas, bo skoro jego partnerzy zostali ograbieni z tytułów Tag Team ...

Nie ma kogo wrzucić do Pre-Show to dali Kofi'ego Kingstona. To było do przewidzenia. W końcu Sandow wygrał na PPV i bardzo mocno promowali jego cash in. Szkoda, że tym samym spoilerowali, że na Hell in a Cell walizeczki nie wykorzysta. Stawiam, że WWE nas "zaskoczy" i dzisiaj Sandow zrealizuje walizkę po ataku Alberta na Cenę. Skoro już jestem przy tej walce to też o niej trochę napiszę. Jest to jedna z przespanych walk (druga to walka o pas Div, jednak to dziwić nie może), ale początek oglądałem i nie było tak źle jak się spodziewałem. Cena z pasem po gali? Tego się nie spodziewałem za co plus dla WWE.

Kane wrócił! Trudno powiedzieć w jakim alligance będzie, bo był to segment strasznie tweenerowy. Czekam na RAW właśnie po to, aby WWE to wytłumaczyło. Moim zdaniem trochę lepiej można było rozegrać ten powrót, mimo że każdy się go spodziewał. Kane powinien wejść do ringu i zastanawiać się kogo zaatakować. To co zrobili zabiło trochę emocje.

Znów walka o pasy tag team najlepsza, chociaż spodziewałem się czegoś więcej. Przed galą nie czułem emocji związanych z tą walką, ale o dziwo z biegiem czasu bardzo mocno kibicowałem The Usosom.

Los Matadores bardzo przewidywalnie wygrali.

Matko! Great Khali na PPV to ogromne zło. Summer Rae wygrała w swoim ringowym debiucie w main rosterze co było pewne. Oby odłączono od tego panów, a zostały w feudzie same panie. Nie pogniewam się.

Ryback vs. Punk znów zawiodło, a spodziewałem się, że będzie to przynajmniej coś średniego. Coś czuje, że Ryback może być odskocznią dla pushu Langstona. Beznadziejne też zakończenie całego feudu, bo Punk miał zlać Heymana, a nie tylko wykonać mu GTS i skończyć. Plus za akcję rozgrywaną na szczycie klatki.

I HBK odegrał kluczową rolę w walce co było do przewidzenia. Ogromny chaos na koniec co zawsze jest odbierane na plus. Tę walkę oglądał na pół żywo, więc podobała mi się. Oczywiście nie ringowo, a tylko pod względem emocji, które były ogromne! Dobrze, że nie wrzucili w to Big Showa. Oczywiście na RAW HBK powie, że nie mógł patrzeć jak Daniel Bryan nokautuje jego przyjaciela i musiał to zrobić ... dla dobra biznesu. Czy będzie to na pewno heel turn Michaelsa? Nie musi, ale myślę, że WWE podąży tą drogą.

Galę oceniam na 3+, bo bardzo dobrych walk nie było, ale jak to się mówi "waga gatunkowa" była dosyć wysoka i naprawdę emocjonowałem się całym PPV.

  • Odpowiedzi 38
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Morison

    4

  • Ghostwriter

    2

  • 8693

    2

  • Napoleoni

    2

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  1 969
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.08.2013
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows
  • Styl:  Jasny

Mnie osobiście to PPV rozczarowało. Z kilku chaotycznie spisanych powodów.

 

- Khali w PPV. Drugim z rzędu. A w tym czasie Ziggler bawi się w eksperta w studio... samo to wystarczy do obniżenia oceny.

 

- Ryback dostał lanie po nudnej walce (bądźmy szczerzy: nic już z niego nie będzie), Heyman zainkasował kilka ciosów kijem, przyjął GTS i co? Koniec trwającego pół roku feudu? Wiem że z Heymana nie jest żaden Mankind, takie rozwiązanie było jednak żałośnie słabe. Nawet jak na PG-erę.

 

- Towarzyszący dwóm clownom karzeł w stroju byka dokucza niemal 70-letniemu facetowi i co? Mamy to uznać za coś zabawnego? Cieszyć się i krzyczeć "Ole!"? Może jestem dziwny, ale ten moment wkurzył mnie jak mało co ostatnio...

 

- Kane powrócił (co samo w sobie cieszy), jego powrót był jednak... cóż, można było z tego wycisnąć więcej. I nawet nie chodzi o bootch kilka sekund po wejściu na ring. Ani o fakt, że publiczność najbardziej ucieszyła się chyba z ataku na Miza. A o co? Nie wiem, czuję jednak pewnego rodzaju niedosyt.

 

- Bob Backlund tańczacy z Prime Time Players (czemu Titus był prawie nagi?)... WTF??

 

- ME... dla jednych chaos jest czymś dobrym, dla innych nie do końca. A przynajmniej nie taki chaos: naciągany (Michaels zalicza KO od małego szturchnięcia), przeczący zasadom walki w klatce (gdzie przecież nikt nie powinien mieć wstępu) i wtórny. Bryan orżnięty po raz trzeci - to się już staje nudne...

 

- Obecność Sandowa w walce o tytuł WHC ograniczyła się do stania przed telewizorem... bez komentarza.

 

Ok, bardzo fajną walkę dały TT (#Goldust wrestler miesiąca), miło oglądało się niespodziewane starcie Ambrose-Big. E, nawet ADR z Ceną dali niezłe starcie (btw: Ceny można nie lubić, moment jego wejścia robi jednak wrażenie), czy jednak wystarczy to by uratować całość? W moim odczuciu nie. Szczególnie, że obie walki w klatkach nie dały teg, czego można było oczekiwać i, co jest grzechem niewybaczalnym, zwyczanie znudziły. Dlatego więcej niż 3/10 dać po prostu nie mogę.

#FireSpears

Mistrz Świata w Typerze Mistrzostw Świata a.d. 2018

#FireSpears

Zapomniane Ikony Wrestlingu, odcinek #6 - styczeń 2020.

#FireSpears

10322574215b75ed600e0af.jpg


  • Posty:  217
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.07.2012
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Dość fajny motyw na Kick-Offie kiedy to Big E Langston mógł sobie porozmawiać z Ambrosem. Został poszkodowany i trzeba to przyznać, nie wiadomo natomiast z jakiego powodu. Czy WWE zrozumiało, że nie może podłożyć go pod Axela czysto czy faktycznie nasz mistrz doznał jakiejś kontuzji. Pojedynek bez historii, budowany na szybko, ale jedno co cieszy to zwycięstwo Sandawa, w końcu ich wiele na swoim koncie nie posiada.

 

Opener jak dla mnie zrobił wszystko co miał zrobić, a głównie rozgrzać publiczność przed kolejnymi starciami. Walka naprawdę mogła się podobać, powiem więcej jak dla mnie to najlepsza walka tego PPV. Mieliśmy emocję, kilka świetnych spotów, dobrą końcówkę w której samemu było mi się ciężko odnaleźć. Na pochwałę zasługuje każdy, nawet Reigns ale i tak moim bohaterem od powrotu jest Goldust, który poczynia sobie lepiej niż nie jeden młodzik.

 

Kane powrócił, w mniej lub bardziej przekonywującym stylu. Domagała się tego publiczność, domagaliśmy się również my bo serce bolało jak ten Bray od SummerSlam nie mógł sobie znaleźć miejsca. Teraz czas na dokończenie programu, jak to dalej pociągną to już nie mam pojęcia.

 

Miło, że Summer dostała swój ringowy debiut w głównym rosterze na tak ważnym PPV. Wiadomo, zapychacz ale dla tej dziewczyny to nie lada przeżycie. Nawet nieźle sobie poradziła, teraz czekamy co dalej, jakiś feud się tutaj zaczął, ale czy WWE chce pchać w niego antenowy czas. Nie wydaje mi się...

 

Ambrose broni pasa dość w dziwny sposób, chwilami myślałem że nasz nowy, trochę większy Kofi Kingston może sięgnąć po złoto. Odkąd Shield straciło pasy TT już tak bardzo nie błyszczą, standardowe starcie dość okrojone przez krew, która pojawiła się pod okiem Langstona i na szczęce Deana. Dokończyli starcie w przyzwoitym tempie i czekajmy co dalej, możliwe że to właśnie Langston będzie tym, który dokończy okradanie Tarczy ze złotek.

 

Doczekałem się pierwszego pojedynku w klatce. Na początku chciałbym poprosić WWE aby na drugi raz zatrudniła kogoś kto tym pojazdem umie się poruszać, kamery specjalnie tego nie pokazywały, ale widać że gość nie dawał sobie rady za kierownicą. Heyman w swoim stylu uciekł przed walką, ale ja się tego spodziewałem. Bezsensem było go zamykać w klatce i totalnie zmniejszyć jego szanse. Tak to Punk pokonał Rybacka, dorwał Paula i zakończył ten długo trwający feud. Jeśli chodzi o samą walkę to nie podobała mi się, mało spotów, akcja za akcją w ślimaczym tempie. Klatka praktycznie w ogóle nie wykorzystana, słabo panowie, słabo.

 

Matadorzy pokonali Amerykanów, Who Cares?

 

Powraca Cena, po dość niezłych filmikach o jego karierze spodziewałem się czegoś lepszego. On po prostu wszedł, większe pół walki przeleżał i wygrał. Typowy John, nie walczył jak dla mnie o to zwycięstwo w każdej akcji. Del Rio nie był tak tragicznym mistrzem, tylko ja się bardziej zastanawiam kto teraz pójdzie do programu z Jasiem. Spodziewajmy się kogoś z wyższej półki bo nie dadzą na pożarcie Cenie kogoś słabego.

 

Brie Bella odklepała i niech się to wreszcie skończy, program marny jak każda z tych dwóch czy trzech walk. Co dalej dla mistrzyni? Obawiam się, że kolejna gwiazdeczka 'Total Divas'.

 

Main Event, który dopiero w ostatniej fazie dość mocno przyspieszył nie był taki zły. Z dobrej strony pokazał się Daniel, swoją robotę odwalił Orton i całe widowisko było dość przyjemne dla oka. Shawn zrobił to co musiał, zrobił to czego wszyscy się spodziewaliśmy. Jedyne co to wszystko ratuje to fakt, że nie było oczekiwanego Showa, który miał wbiec (no, dość powoli) i rozwalić część klatki aby się do niej dostać.


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Matadorzy pokonali Amerykanów, Who Cares?

 

Prawdę mówiąc to mnie "cares". Cały czas liczę na to, że coś jest w doniesieniach o planowanym pushu dla Cesaro. Ale jeżeli tak, to wydarzenia już po walce są nieporozumieniem. Rozumiem, że El Matadores musieli wygrać. Bardzo dobrze, że przypięli słabsze ogniwo teamu, czyli Swaggera. Cesaro miał też swojego kręciołka. Super. Ale byczek zamiatający z ringu Castagnoliego to było kurewskie nieporozumienie i szmacenie gościa, który wybitnie zasługuje na coś lepszego. Podobało się za to mojej 4-letniej córce i o to chodzi WWE.

 

Co do reszt HiaC 2013, to opener był chyba najlepszą walką tej gali, chociaż wynik był z góry wiadomy. Match nie porywał, gdy prowadził go Goldust, ale za to później pozostali aktorzy widowiska dali solidny pokaz techniki i szybkości. Szkoda, że kolejne matche nie dostosowały się poziomem do tego starcia.

 

Fandango & Summer Rae vs. The Great Khali & Natalya - to oczywiście zapchajdziura godna SmackDowna, a nie HiaC. No i udupili pogromcę Jericho w takich egzotycznych feudach. Przykre to, naprawdę przykre. Mam na myśli nieodżałowany job na WM-ce Y2J.

 

Dean Ambrose vs. Big E Langston - Nie wiem który to już raz wielki koksu dostaje push i kolesie w stylu Deana Ambrose'a muszą pokazywać jakimi to są popierdółkami w stosunku do potencjalnego hero. Sama walka niezbyt porywająca.

 

CM Punk vs. Ryback & Paul Heyman - Będę włączał sobie tę walkę jak będę miał problemy z zaśnięciem. Między Rybergiem i Brooksem nie ma chemii, co udowodnili zresztą już nie raz. Na szczęście to już koniec feudu Punk vs. Paul Heyman Guys, który skończył się wraz z odejściem na kolejną przerwę Lesnara. Prawda jest taka, że storyline ssał od momentu, gdy CM Punk wziął się za bary z młodym Perfectem. Gdyby było inaczej, to pewnie miałbym radochę nieziemską po słusznej karze wymierzonej Heymanowi przez Punka na szczycie klatki. Niestety - tylko ziewałem.

 

John Cena vs. Alberto Del Rio - Kolejna walka na dobicie. Aczkolwiek i tak zaskakująco nieźle sklecona jeżeli porównać to do pojedynku z udziałem Punka, w którym nic się nie kleiło. Powrót Ceny zdecydowanie zbyt szybki. Należy oddać Del Rio, że tym razem jego run z pasem nie był jakiś najgorszy. Meksykanin miał swoje momenty.

 

Randy Orton vs. Daniel Bryan - Przyzwoita walka, którą jednak zabijało wyczekiwanie na zakończenie. A zakończyło się dokładnie tak jak wszyscy myśleli. Prawdę mówiąc dobity wcześniejszymi pojedynkami ożywiłem się dopiero po wejściu Tryplaka. To już, to teraz okantują (znowu) Bryana... I znowu ciekawsze będzie kolejne RAW.

14453752125651e0a536c69.jpg


  • Posty:  3 459
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  09.12.2010
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

For TT: Taka walka na opener?... Była strzałem w dziesiątkę. Naprawdę była cholernie dobra. Pojawiło się w niej to, co powinno być w każdej jednej drużynowej walce, czyli spoty (SS poza ring w wykonaniu Rhodesa był mega), drużynowe akcje (szczególnie końcówka), akcje wysokiego ryzyka... Z początku obstawiałem wygraną Shield, co było z resztą widoczne tutaj na forum w typerze, ale postanowiłem zmienić swój typer na Cody'ego i Goldusta i słusznie.

 

For US: Jak na walkę, która została na szybko wrzucona jako zastępstwo za inną, to wypadła całkiem fajnie... A w związku z nią cieszą mnie dwa fakty: jej odbycie się (Big E jednak pojawił się na gali) oraz wydarzenie po jej zakończeniu, które można nam zapowiedzieć zmianę posiadacza pasa US a nie IC na ''Bigiego''.

 

I to tylko dwie walki obejrzałem od początku do końca, resztę na przewijaczu lub po prostu omijałem, ale w skrócie napiszę coś o nich:

-Mimo, że Wy wszyscy marudzicie, że Mixed TT był walką wziętą z dupy, to ja jestem nawet zadowolony z tego faktu, ponieważ swój czas na tej gali otrzymał Fandango. Gdyby był to ktoś inny, to mówiłbym tak samo jak wy.

 

-Mówicie, że szkoda del Rio, ale z jakiego powodu szkoda go wam? Bo was w ogóle nie rozumiem. Cena z pasem WHC to coś dobrego dla drugiego najważniejszego pasa dablju. W końcu coś będzie się wokół niego dziać.

 

-Michaels, którego nie cierpię przeszedł turn i ciekawy jestem jaki będzie dalszy przebieg feudu na lini korporacja vs Bryan i spółka.


  • Posty:  685
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.03.2013
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Rhodes Bros vs Usos vs The Shield - Zdecydowanie najlepsze starcie tej gali. Nie było niczego nowego, innowacyjnego ale wszystko zagrało idealnie. Zaskakująco dużo czasu dostał Goldust, zaskakująco mało, Usosi. WWE bardzo dobrze wiedziało co robi umieszczając ten pojedynek jako pierwszy. Świetnie rozpoczęcie show. Początek nieco wolniejszy z Reignsem niewiedzącym co się dzieje ale umiejętnie dawkowali emocje. Koncówka taka jakiej oczekiwałem.

 

 

Fandango & Summer Rae vs The Great Khali & Natalya - Rozrywka nie warta nie tylko PPV ale także tygodniówki. Omijać to z daleka.

 

 

Big E Langston vs Dean Ambrose - To co zabiło tą walkę to brak nawet najmniejszej reakcji. Przenikliwa cisza sprawiła, że nawet zjadliwa walka mnie strasznie wynudziła. Nie była to dobra starcia, zapamiętam z niej tylko ten spear/suivide dive Langstona ale jak na walkę dodaną z dupy i w ostatniej chwili to jestem zadowolony z jej przebiegu. Kontuzja Axela niestety może być początkiem końca Ambrose’a bo prędzej czy później, Langston pas midcardowy dostanie.

 

 

CM Punk vs Paul Heyman - Przyznam szczerze, że kupiłem ten motyw z Heymanem stojącym na szczycie klatki. Tak naprawdę całość to feud pomiędzy Punkiem a Heymanem a Ryback to tylko zbędny dodatek. Przypominało to trochę grę komputerową w której to główny bohater aby dojść do swojego celu musi pokonać ostatnią przeszkodę. Mimo, że sytuacja z Heymanem była małym spoilerem samej walki to czekałem na moment w którym Punk go złapie. Brooks dostał zemstę, powinno się to zakończyć ale mam wrażenie, że to jeszcze nie koniec.

 

 

Los Matadores vs Real Americans - Na papierze był materiał na bardzo dobrą walkę jednak 5 minut to nie jest czas w którym da się cokolwiek zrobić. Szkoda, że debiut Matadorów musiał przypaść akurat na moment w którym Amerykanie zyskują coraz więcej i stają się prawdziwym teamem. Mimo ich zwycięstwa to przeciwnicy spisali się zdecydowanie lepiej. Nie dość, że trwało to tak krótko to jeszcze dostaliśmy utartą już końcówką bez większych emocji.

 

 

John Cena vs Alberto del Rio - Z kilku możliwych scenariuszy sprawdził się ten najgorszy. Poszli najprostszą możliwą drogą. Niestety powrócił słodkopierdzący Jaś, który mimo nieprzeciwności (patrz Alberto del Rio, który co chwila poluje na ręke Johna) pokonuje przeciwnika i po raz kolejny wspina się na szczyt. Moim zdaniem nie popisali się także końcówką. Brakowało emocji. Alberto padający po jednym AA to także nie jest to co chciałem zobaczyć. To był w końcu mistrz WHC który w ostatnim runie naprawdę przekonywał i liczyłem na nieco więcej.

 

 

AJ LEE vs Brie Bella - Panie zrobiły to co miały zrobić czyli uczestniczyły w tej walce. Poza interwencjami Taminy i Nikki ( co daje podstawy do feudu pomiędzy siostrami i turnu jednej z pań) nie było niczego czego byśmy nie widzieli. Za krótko czasu aby powiedzieć coś więcej.

 

 

Randy Orton vs Daniel Bryan - To starcie moim zdaniem było najlepsze z całej trylogii jaką dostaliśmy. Pod względem ringowym było niemal tak jak zawsze czyli czegoś jednak brakowało ale jeżeli chodzi o emocje to walka nie mogła się z niczym równać. WWE od samego początku mieszało nam w głowach tak abyśmy czekali na sam finisz. Do końca nie było wiadomo kto wygra i to własnie było najlepsze. Bryan dostał swój moment czyli Flying knee na Triple H i chyba w tą strone pójdzie po stracie pasa..

 

 

-Mówicie, że szkoda del Rio, ale z jakiego powodu szkoda go wam? Bo was w ogóle nie rozumiem. Cena z pasem WHC to coś dobrego dla drugiego najważniejszego pasa dablju. W końcu coś będzie się wokół niego dzia

 

Run del Rio z pasem do wybitnych nie należał ale wg mnie spisywał się lepiej niż Sheamus, Show czy sam del Rio poprzednim razem, do tego dochodzi to, że jako bezwzględny heel jadący czysto naprawde zaczął przekonywać. Samego del Rio mi nie szkoda ale to w jaki sposób stracił pas już tak. Cena pojechał go jak zwykłego zawodnika a co by nie mówić z mistrzem WHC powinno to wyglądać inaczej.


  • Posty:  2 028
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2012
  • Status:  Offline
  • Styl:  Klasyczny

Nieco spóźniony, ale również dodam komentarz odnośnie Hell in a Cell.

Na początek zmiana w karcie - walka Big E vs Axel i tak byla miernie wypromowana, stąd zmiana Curtisa na Ambrose'a bardzo mnie ucieszyła.

 

Kingston vs Sandow - standardowa, klasyczna tygopdniówkowa walka, słabe tempo, widać, że nie byal w żaden sposób przygotowywana, zawodnicy opierali się na najprostszych chwytach i akcjach wykonywanych podczas ich wcześniejszych starć, Jedyne co mnie zaskoczylo, to wynik. Sandow wygrywa na PPV :o

 

Przechodząc do gali w systemie PPV, na początek muszę pochwalić otwierające promo - Hell in a Cell pokazane jako piełko na ziemi i gwiazdy WWE, które spotkały się z tą konstrukcją i opowiadają o tym przeżyciu

 

Triple Threat Tag Team Championships: zaczynamy od walki, na którą bardzo czekałem i przyznaję, że było świetne! 6 osób zapewniało dynamikę, Goldust w pierwszej części budował napięcie, by wszyscy wyczekiwali hot tagu, była masa spotów, w tym takie jak Superplex na zewnątrz ringu (kiedy ostatnio coś takiego było w WWE?), to, co luię w takich starciach najbardziej, czyli wielki chaos w ringu, gdzie każdy wykonuje swoją sygnaturę, jak na stardardy Vincelandu bardzo przyjemny pojedynek.

 

Big E vs Ambrose - kolejny solidny pojedynek, w którym spotkało się dwóch ringowych rzemieślników, Langston wypadł bardzo dobrze, a jego ostatnie występy sa żywym przykładem na to, jak ważne może być poparcie Janusza - walki w teamie z Punkiem, występ w ME SD a teraz wygrana na jednym z lepszych midcardowych champów ostatniego czasu, kolejny pjedynek może przynieść zmianę mistrza Big E's busted open!

 

Chyba nie tylko ja (We want Kane!) domyśliłem się, że segment Miza i Wyatta to tylko pretenskt do powrotu Red Monstera, który ostatecznie nie dołącza do Rodzinki (w co chyba mało kto wierzyl), przewiduję scenariusz, jak podczas jego poprzedniego returnu - będzie gniótł każdego, kogo spotka na swojej drodze, dopóki nie spotka na niej jakiegoś Enzo Amore, z którym wejdzie w Team po wspólnych terapiach :)

 

Cieszyłem, się że Miz i Bray nie dostali walki, ale mój entuzjazm zbladł po tym, gdy ujrzałem uczestników kolejnego starcia - sądziłem, że Mixed Team match zepsuje mi obraz całego PPV jako jeden nikomu niepotrzebny zapychacz, walka co prawda i tak była do dupy, ale podczas finishu nawet nieco zamarkowałem - Summer idzie w ślady swojego partnera i wygrywa w debiucie na PPV

 

Punk vs Ryback (& Heyman?) - oczywiście trzeba docenić zarówno promo jak i cały pomysł z obserwowaniem tej walki przez Heymana ze szczytu klatki (a zgonić kierowcę :twisted:), sam pojedynek nie odbiegł poziomem od tego z PPV, Ryback lepiej czuje się w walkach, gdzie może po prostu okładać rywala, czego jednak nie było widać, odnoszę wrażenie, że to nawet Punk mial przewagę, oklep Heymana po matchu pozostawił u mnie mały niedosyt, szkoda, że nie zlądował na hiszpański stół komentatorski, po takim wyczynie miałby u mnie (pewnie już pośmiernty) medal i miejsce w top 3 najbardziej zasłużonych ludzi w historii WWE :D

 

El Burito zmenił futerko na zimowe i to w zasadzie jest podsumowanie walki Matadores vs Americans, kolejne poniżenie Zeba po walce pokazuje, jak w USA traktuje się bohaterów wojennych :twisted:

 

Cena wraca i zgarnia tytuł, postawienie Sandowa przed tv na zapleczu kompletnie wyzerowało jego szansę na kasację, RAW jeszcze nei widziałem, ale mam nadzieję, że Janusz tytuł straci właśnie na poniedziałkowej gali, samo starcie było dosyć delikatne, chociaż dużo lepsze od HiaC matchu z przed kilku minut, oczywiście wszyscy skupieni byli na ręce Ceny, ten jednak pozostał przy swoim Never give up, chociaż poczatkowe uciekanie z ringu i chowanie głowy za liny nieco mnie zaintrygowało.

 

Podczas starcia AJ i Belli niecierpliwie spoglądałem na suwak czasu i prosiłem Boga o jak najszybszy koniec, by więcej czasu pozostało na main event. Nikki ostatnio całkiem fajnie się nosi - w tej czapeczce bylaby idealną partnerką dla Ceny w gimmicku Doctor of Togenamykz :roll:

 

Bryan vs Orton - wyszło całkiem udane starcie, znowu zrobił świetną robotę i właściwie główą rolę odegrał Hunter, mimo niedługiego jak na main event (22 minuty) starcia było na co popatrzeć, obeszło się bez typowego dla początku starcia macania, co prawda nie ujrzeliśmy wymiany finisherów, ale zrekompensowały nam to interwencje i "zaskakujące" wydarzenia, po Sweet Chin Music na Bryanie pomyślałem sobie "a jednak". Wygrana Ortona obecnie jest chyba najlepsza dla biznesu.

 

Przyzwoite PPV, choć bez fajerwerków, wreszcie mniej znaczące walki dostały tyle czasu, ile powinny, kosztem najwazniejszych starć (a wszystko przez Khaliego : |), początek i koniec godne uwagi, wszystko co pomiędzy w zasadzie można było przewidzieć, średnia publika, ogólnie Hell in a Cell ocenię na 6,5/10, sądzę, że spokojnie może bić się o 2. pozycję, jeśli chodzi o oziom PPV w tym roku (po SummerSlam).

 

 

1. Cody & Goldust vs Shield vs Usos

2. Bryan vs Orton

3. Cena vs del Rio

Rocznikowo miała 15

13616784565a4bd060e41e5.jpg


  • Posty:  10 346
  • Reputacja:   361
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows
  • Styl:  Jasny

1. Tag Team Championship - taki opener to ja rozumiem! Pomimo, że ciut wolno się rozkręcał, to w późniejszej fazie pomknął już jak lawina, która kompletnie mnie wciągnęła. Każdy z teamów pokazał swoje najlepsze "asy z rękawa", było dramatycznie, ze zmianami przewag i niezłymi kontrami. Goldust faktycznie przeżywa swoją drugą młodość, bo w ringu rozpisano mu sporo czasu i wypadł tak, że można go było jeść łyżkami. Cody również spisał się świetnie, a jego superplex from top rope, poza ring, pewnie będzie solidnym kandydatem do bumpu roku w WWE (ogólnie coraz bardziej markuję braciakom). Na dokładkę dostaliśmy świetną, dramatyczną, okraszoną near fall'ami końcówkę i Rollins'a, który jest jednym z najlepszych sellerów u Vince'a (bosko wręcz sprzedaje finiszer Cody'ego).

Świetnie. Oby dalsza część tego PPV była na podobnym poziomie (ale coś czuję w moczu, że właśnie widziałem najlepszą walkę tego show i później będzie już tylko gorzej :roll: obym się mylił).

 

2. Powrót Kane'a - ciekawy i niejednoznaczny (zdemolował heeli, ale i dokopał Mizowi), choć nawet podczas tak krótkiego brawlu dał radę zasadzić botcha :roll: Promo Brya Wyatt'a standardowo kozackie i klimatyczne. Gdyby gość choć w połowie był tak dobry w ringu jak podczas odgrywania postaci, to byłby dla mnie bogiem.

 

3. Khali & Natalka vs. Fandango & Summer Rae - żart, godny tygodniówki. Rozwaliło mnie wejście Khalasa, Natalii i Horns'a, bo wyglądali jakby spierdolili wspólnie z jakiegoś objazdowego cyrku (karzeł, kaleki drągal i siłaczka) :D Sama "walka" (cudzysłów zamierzony) bez historii, a filigranowa Summer, siłowo rollująca powerową Nettie, to godne dopełnienie tej ringowej farsy.

 

4. Ambrose vs. Langston - walka średnia, z kilkoma lepszymi momentami (nie czuło się tu tej dramaturgii), ale ładnie pokazała potencjał tkwiący w Big E (a ktoś tu ostatnio na forum smęcił, że facet jest kiepski w ringu... :roll: )., który jak na takiego power house'a - jest szybki i efektowny (świetny Spear poza ring). Szkoda tylko, że facet z gęby wygląda na potulnego gumisia zamiast na killera, bo dla mnie z taką twarzą, to jako kozak będzie tak samo wizualnie groźny jak był kiedyś Lashley.

Nie podobało mi się rozpisanie końcówki. Chcieli dać wygraną Big'iemu, a pas zostawić przy Ex-Moxley'u, przez co zrobili z tego drugiego cipę spylającą z ringu i liczącą na count out. Szkoda, bo Tarczownicy byli zawsze bokowani na prawdziwych zadziorów.

 

5. Punk vs. Ryback & Heyman - walka, która nie wzbudziła we mnie zupełnie żadnych emocji. Zero dramaturgii. Ot, Wędkarz ponapierdalał power moves'ami (fajne suplexy na siatkę), a Punker je brał na klatę i nic sobie z tego nie robił. Na koniec, po prostu finiszer, niespieszna próba pinu i... koniec :roll: No i oczywiście popastwienie się Brooksa nad starszym panem, który jak debil nawet nie próbował spylać w dół, widząc kolesia, chcącego mu zrobić z dupy jesień średniowiecza za pomocą kija do kendo... Jaka walka - taki finisz. Miłośnik Ryb po raz kolejny płaci frycowe za swój brak postępów w ringu, co przekłada się na wykastrowanie jego walk z wszelakich emocji.

 

6. Matadorzy vs. Amerykanie - czyli dalszy ciąg szmacenia Swaggiego i Cesaro. Matadorzy są ringowo całkiem spoko i przyjemnie się ogląda ich akcje, ale ten gimmick i "byczek-maskotka", skazuje ich na tagowy odpowiednik Santino Marelli (komediowy ulubieniec dzieciarni), a więc zbyt wielkich sukcesów im nie wróżę.

Sama walka - nic ciekawego, a El Torrito dający łupnia Swaggerowi, przepełnił czarę goryczy.

 

7. Alberto vs. Cena - kolejna denna walka na tym PPV. Nienawidzę takiego bookingu "z kontuzją", gdzie 99% starcia, to polowanie na kontuzjowana kończynę :roll: Tutaj 90% czasu dominował Del Rio, demolując Jaśka i próbując urwać mu łapę, po to, żeby na koniec Cena wsadził sobie w dupę Energizery, nabrał super mocy, miał reaktywację i rozjechał Mistrza niczym TIR gówno na autostradzie. Jak widać, nawet Jednoręki Jasiek jest lepszy niż będacy w swoim prime'ie Alberto... A później się dziwią, że ludzie hejtują Cenę-Ubermanscha :roll:

Niestety, zakulisowy widok, jarającego się przed monitorem, niczym CzaQ przed swoim pierwszym razem z Byłą, Sandalarza - był spoilerem i gwarancją, że realizacja walizki dzisiaj nie nastąpi. Szkoda, bo liczyłem, że powrót Jacha to jednorazowy myk dla podniesienia ratingów i po HIAC zostanie on odesłany na kontynuowanie rehabilitacji łapki. A tutaj dostaliśmy nowego Mistrzunia i BezCenny podbił sobie statystyki, przejmując to "gorszej próby Złoto". Dobrze, że przynajmniej przez to, będą go trzymać z dala od głównego feudu federacji (a przynajmniej taka mam nadzieję).

 

8. AJ vs. Brie - całkiem strawna walka, jak na starcie z obecnością Bellaski. O dziwo, Brie pokazała się tym razem z całkiem niezłej strony w ringu, zaprezentowała poprawnie kilka ciekawych akcji i ogólnie dawała radę. AJ - standardowo też, a więc oglądało się to wszystko bez bólu. Ładny, czysty finisz Mistrzyni. Zawsze cieszy mnie kiedy heele mają możliwość czystej wygranej. Najważniejsze, że pas zostaje tam, gdzie większość chciałaby skończyć, czyli na brzuchu Pchełki :wink:

 

9. Scenka Backstage z Backlundem i Prime Time Players - ogólnie nic ciekawego, ale piszę o niej ze względu na to, że całkiem ładnie "z gadulca" zaprezentował się Titus, co w połączeniu z jego gabarytami, może mu dać jakiś solowy pusch, kiedy już rozpadnie się jego team z Miłośnikiem Męskich Zadków.

 

10. Daniel vs. Orton - mało porywający main event (dla mnie zerowe napięcie. ani przez chwilę, do samej końcówki nie było tego dreszczyku napięcia, na zasadzie "może to już?"). Sporo dominacji Daniela (jak na underdoga), mającej wynagrodzić mu jobowanie w tym starciu + wynik jaki wszyscy przewidywali. Jedna z tych walk, po zakończeniu których niewiele się pamięta (no, może poza akcją z licznymi krzesełkami), bo była klonem wszystkich poprzednich starć tych wrestlerów, pomiędzy którymi ringowa chemia to pojęcie dość abstrakcyjne. Pas dostaje Orton, a przekręconego, pokrzywdzonego Dragona, ludziska będą lubić jeszcze bardziej. Klasyka made in WWE.

 

Reasumując - beznadziejne PPV, chyba jeszcze gorsze niż gówniane BfG od Dixie. Poza świetnym openerem i przyzwoitą walką kobiet, cała reszta, z main eventem na czele, to jedna wielka porażka i męczenie konia, które spowodowało, że to PPV oglądałem na 2 razy i dwa razy na nim kimnąłem (niewiele brakowało bym musiał je kończyć w środę :roll: ). Ale tak to jest jeżeli napierdala się kolejne PPV już w 3 tygodnie po poprzednim, zamiast je olać i wyśrubować następne :roll: Moja ocena: 2-/6, co i tak jest oceną dość łaskawą (tylko dlatego, że opener na prawdę mi się podobał). Mocny kandydat do tytułu najgorszego PPV roku.

 

[ Dodano: 2013-10-30, 21:39 ]

oraz podwójny denerwujący komentarz spowodowany powrotem Reya Mysterio. Na Boga, co mnie to obchodzi że on siedzi przy hiszpańskim stole i po co mam go słuchać skoro nawet tego języka nie rozumiem. Zresztą jak pewnie 90 % fanów na arenie, którym chyba puszczali ten komentarz.

 

Geez, Kowal, zastanów się czasem zanim coś napiszesz. Zapewne w USA, gdzie Latynosów jest od chuja pana, a Vince sra po nogach, by mieć jak najwięcej charyzmatycznych latynoskich zawodników w rosterze (vide: Alberto, Rey, Matadores czy na chama - nie zastanawiało Cię, czemu go jeszcze nie wyjebali po tych wszystkich mykach? - trzymanemu Sin Carze), na arenie gdzie odbywało się PPV - 90% osób nie rozumie po hiszpańsku (bo akurat Ty też nie rozumiesz) :roll: Pewnie też dla tych 10% osób rozumiejących ten niepopularny na świecie język, Vince zrobił ukłon i np. taki Alberto "żąda", by Lilian Garcia zapowiadała go właśnie w tym niemal wymarłym języku :twisted:

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Attitude
      Nazwa gali: Stardom Goddesses Of Stardom Tag League 2025 - Dzień 9 Data: 24.11.2025 Federacja: World Wonder Ring Stardom Typ: Event Lokalizacja: Iwaki, Fukushima, Japan Arena: Iwaki City Gymnasium Publiczność: 437 Karta: Wyniki: Powiązane tematy: Kobiecy Pro Wrestling - dyskusje
    • Attitude
      Nazwa gali: Marigold True Victory - Dzień 3 Data: 24.11.2025 Federacja: Dream Star Fighting Marigold Typ: Online Stream Lokalizacja: Kazuno, Akita, Japan Arena: Memorial Sports Center Format: Taped Data emisji: 27.11.2025 Platforma: Wrestle Universe Karta: Wyniki: Powiązane tematy: Kobiecy Pro Wrestling - dyskusje
    • Giero
      Za nami kolejny, ostatni przed Survivor Series 2025 odcinek WWE Monday Night Raw. Przedstawiamy podsumowanie najważniejszych wydarzeń z tego show. Zgodnie z zapowiedziami, Raw otworzył Roman Reigns. Dość szybko przerwał mu… WWE Champion Cody Rhodes. Cody przypomniał, że Roman poprzednim razem wywiązał mu się z danego słowa. Chciał wiedzieć, by ponownie tak będzie. I jaki cel ma Roman w związku z nadchodzącym WarGames. Reigns odpowiedział, iż on i Cody nie lubią się. Nawet zbytnio się nie znają
    • IIL
      Kusi, aby finałem była walka Okada vs Takeshita. Kazu jest mocarnie bookowany i byłby to bardzo emocjonujący finał ze względu na to, że Takeshita jest mistrzem IWGP i wygrał tegoroczny G1 Climax. Jon Moxley ostatnio poddaje grubsze walki przez submission i jemu taka wygrana by się teoretycznie przydała, ale jego wizerunek jest już oczywiście zabudowany na maxa i może to też uwalić. Hajp na Darby Allina po powrocie nieco przygasł, także jemu wygrana w turnieju i zdobycie mistrzostwa Con
    • Grins
      Coś czuje że Kyle O'reilly miał być zwycięzcą tego turnieju, na chwilę obecną to największe szansę mają PAC, Darby, Moxley, Fletcher ale po ostatnim zwycięstwie bym widział właśnie PAC'a we finale no i Darby'ego któryś z nich mógłby zdobyc mistrzostwo. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...