Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

HHH będzie polował z HBK, Mason Ryan wraca i kradnie entranc


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  117
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.10.2010
  • Status:  Offline

Mówiąc nie ładnie "Sądzicie gówno na śmierć" a niech sobie strzela niech nagrywa niech robi co chce My powinniśmy zapamiętać go z tego jakim był wrestlerem i jaki był w ringu. Takie jest moje zdanie
  • Odpowiedzi 26
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Ghostwriter

    8

  • -Raven-

    6

  • Icon

    4

  • MJ

    1

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Mówiąc nie ładnie "Sądzicie gówno na śmierć" a niech sobie strzela niech nagrywa niech robi co chce My powinniśmy zapamiętać go z tego jakim był wrestlerem i jaki był w ringu. Takie jest moje zdanie

 

To co "powinniśmy", to akurat każdego indywidualna sprawa. Dla jednego, facet może rozprowadzać choćby i prochy w podstawówkach, ważne żeby dawał świetne proma i walił "five stary" w main eventach, a dla drugiego - oprócz tego istotne jest też to, jakim jest człowiekiem poza ringiem. Uszanuj to, że nie każdy musi patrzeć na kwestię "ulubionego wrestlera" w taki sam - dość powierzchowny - sposób, jak Ty.

 

My powinniśmy zapamiętać go z tego jakim był wrestlerem i jaki był w ringu

 

Akurat w przypadku wczesnych lat kariery Michaelsa, można zdrowo polemizować z tym "jakim był wrestlerem" (w końcu na to nie składa się tylko mikrofon + ring), bo był typowym szują, krętaczem i backsage'owym mącicielem, który jak mógł migał się od jobowania. Jeżeli chcesz oceniać HBK'a przez pryzmat tego "jakim był wrestlerem", weź też pod uwagę jego wcześniejsze lata, a nie tylko rozdział "po odnalezieniu Boga" - wówczas Shawn nie wypada już tak perłowo.


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Ja miałem to samo, kiedy Hitman wysrał się na to wszystko co mówił ("prędzej piekło zamarznie niż wrócę do WWE") i sprzedał McMahonowi, dla kasy robiąc z siebie pajaca i uczestnicząc w feudzie, który robił sobie jaja z czegoś tak skurwysyńskiego jak montrealski screw job. Hart postąpił jak zwykła dziwka, za kasę puszczając w niepamięć to jak Vinnie go wyrolował i waląc na wizji "miśki" z Michaelsem, kótry mu latami bruździł.

 

Co do Hitmana to masz rację. Swoją książkę (która została bestsellerem) zakończył rozdziałem, w którym napisał, że Shawn pomimo tej religijnej drogi, którą zaczął kroczyć - zawsze będzie dla niego kłamcą. Vince'a przedstawiał jako złego człowieka, który dorobił się fortuny - z refleksją, że właśnie tacy jak on zarabiają biliony. A samo o sobie walnął: "I escaped with my head up and my conscience clear". No po prostu nieskazitelny koleś. Tylko jak to się ma do tego powrotu do WWE? Ja myślę, że można się licytować kto jest "mniej brudny". W tym wrestlingowym świecie, w którym najważniejszy jest pieniądz zapewne trudno pozostać na powierzchni nie kurwiąc się w jakimś momencie. Ja myślę, że każdy ma swoją cenę.


  • Posty:  1 300
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.11.2010
  • Status:  Offline

Jest jeden sprawiedliwy, a zwie się:

 

Steve Borden.

 

Nigdy nie sprzedał się Vincentowi i nigdy tego nie zrobi.


  • Posty:  1 660
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.04.2011
  • Status:  Offline

nigdy tego nie zrobi.

 

Jak to mówią:"Nigdy nie mów nigdy" :)


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Nigdy nie sprzedał się Vincentowi i nigdy tego nie zrobi.

 

Każdy się kiedyś sprzeda wujkowi Vincentowi. :)

 

A tak na poważnie to rzeczywiście Borden oparł się pieniądzom McMahonów. Nie chciał zostać zeszmacony jak inne gwiazdy WCW jeżeli dobrze kojarzę. W tej chwili Sting ma ten luksus, że zarabia całkiem niezłe pieniądze w TNA (jak podejrzewam), gdzie jest dodatkowo traktowany jak król - przynajmniej patrząc na booking. Więc pewnie w jego przypadku dylemat jest następujący: brać dobre pieniądze w TNA, czy podpisać lukratywny kontrakt z Vincem i jobbnąć Takerowi na WM-ce. :D Te drugie rozwiązanie na pewną metę byłoby by dla niego mniej korzystne. Kto by go wtedy brał poważnie? Borden nie jest głupi i zdaje sobie sprawę, że Vince by go przeżuł i wypluł. Dzisiaj Sting ma się gdzie podziać i na brak kasy nie narzeka. I chyba dobrze. Z jednej strony chętnie bym obejrzał jego walkę z Takerem, a z drugiej (chociaż za nim jakoś szczególnie nie przepadam) nie chciałbym patrzeć jak jobbuje na lewo i prawo midcarderom z WWE i niszczy własną legendę.


  • Posty:  408
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.09.2011
  • Status:  Offline

Sting w TNA jest tak naprawde królem i największą gwiazdą i nic tego nie zmieni. W WWE byłby zapewne jednym z wielu. Taker w WWE również pokazuje się jedynie w kontekście Wrestlemanii bo szkoda go szmacić na jakieś liche feudy. Nie mniej jednak odbiegając od tematu jeśli jest tak jak Vince mówił pare miesięcy temu, że Taker spokojnie dociągnie do WM30 to brakuje mu rywali. Wiadomo że mówi się że ta Wrestlemania będzie ostatnią dla Takera ale coś mi mówi że spokojnie jeszcze pare lat pociągnie. Praktycznie nic nie przemawia za tym żeby kiedykolwiek doszło do starcia Sting vs Undertaker. Tak naprawde to nikt nie ma wątpliwości że byłby to pojedynek o największym potencjale w historii wart każdych pieniędzy. Sting tyle lat nie dał się zeszmacić więc i teraz się nie da. No chyba że miałby lukratywny kontrakt i byłby pewien dużego pushu. Pytanie tylko co jest ważniejsze dla Stinga, większa kasa czy pozostanie legendą.

http://www.youtube.com/watch?v=ktxW0vidElE


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Jest jeden sprawiedliwy, a zwie się:

 

Steve Borden.

 

Nigdy nie sprzedał się Vincentowi i nigdy tego nie zrobi.

 

Gdybym miał dostawać złotówkę za każdy taki usłyszany tekst, to do pracy jeździłbym obecnie Ferrari :twisted:

Poczekajmy jak Borden zakończy karierę, kaska trochę się rozejdzie i Vinnie zacznie go kusić "kontraktem legend", wtedy dopiero będzie można z pewnością stwierdzić, czy wygra duma Bordena, czy prawdziwość powiedzenia, że "pieniądz nie śmierdzi".

Fajnie byłoby gdyby Sting faktycznie zachował swoje "anty-WWE" dziewictwo, ale rzeczywistość pokazuje, że każdy ma swoją cenę (zwłaszcza jak oszczędności topnieją, vide: Hitman) i różnie może to być...


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Poczekajmy jak Borden zakończy karierę, kaska trochę się rozejdzie i Vinnie zacznie go kusić "kontraktem legend", wtedy dopiero będzie można z pewnością stwierdzić, czy wygra duma Bordena, czy prawdziwość powiedzenia, że "pieniądz nie śmierdzi".

Fajnie byłoby gdyby Sting faktycznie zachował swoje "anty-WWE" dziewictwo, ale rzeczywistość pokazuje, że każdy ma swoją cenę (zwłaszcza jak oszczędności topnieją, vide: Hitman) i różnie może to być...

 

Przez jakiś czas będzie jeszcze mógł jechać na swojej sławie. Napisze książkę "Jak zostałem zajebisty i pokazałem palec Vince'owi" (pewnie jakiś zysk będzie), odcinać kupony od sławy będzie mógł za jakieś tam pieniądze także w TNA (o ile nie padnie). Myślę, że bez kasy McMahona da radę jeżeli jest mądry. Z drugiej strony - czemu nie pójść na łatwiznę i nie wziąć siana od Vincenta? :) Jeżeli w końcu mało kto będzie go pamiętać to co mu będzie szkodziło. Tylko czy Vince'owi będzie się opłacać brać odchodzącego w zapomnienie dziadka-Stinga?


  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

Ogólnie uważam, że wiele osób trochę przesadza z tym, że duma i poczucie "ostatniej, opierającej się McMahonowi legendy WCW) nie pozwala Bordenowi przejść do WWE. Sądzę, że to wcale nie musi być kwestia dumy (po prostu Stingowi było do tej pory nie po drodze z Vince'em i tyle), bo Borden (w przeciwieństwie do Harta) nigdy się nie zastrzegał (a przynajmniej z tego co pamiętam), że jego stopa nie postanie nigdy w McMahonlandii. Dla Stinga - w przeciwieństwie do tego jak tą całą sprawę postrzegają fani WCW - to może być tylko i wyłącznie kwestia wyboru "pracy A" lub "pracy B" i jeśli będzie mu to na rękę, pójdzie robić do Vince'a i jak dla mnie nie będzie to żadna zdrada ideałów, ani żadne tego typu pierdy, ale zwykła decyzja biznesowa. Czasami zapominamy, że dla danego wrestlera to może być tylko po prostu kwestia zawodowa, a nie jakieś podniosłe, ambicjonalne jazdy, które my-fani niekiedy staramy się dorabiać.

  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Myślę, że Sting jednak zdaje sobie sprawę, że jednym z jego ogromnych atutów jest to, że nigdy nie dał się skusić Vince'owi i nawet jeżeli nigdy nie powiedział "Nie pójdę do WWE" (BTW - naprawdę nigdy tego nie powiedział?) to i tak w razie ewentualnego przejścia do federacji McMahona fani pomyślą - "zdradziłeś". Tak czy siak - tak jak już wcześniej pisałem - uważam, że każdy ma swoją cenę. I Sting zapewne też ją ma. Ale jak słusznie zauważyłeś Bordenowi z Vincem nigdy nie było po drodze do i niewykluczone, że już nigdy nie będzie.

  • Posty:  10 211
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Android

nawet jeżeli nigdy nie powiedział "Nie pójdę do WWE" (BTW - naprawdę nigdy tego nie powiedział?)

 

Z tego co pamiętam, to Sting odmówił Vince'owi, kiedy ten chciał go ściągnąć, motywując to tym, że nie odpowiada mu (Bordenowi) rodzaj produktu który wydaje Vince, ponieważ stoi on w sprzeczności z religią, którą Steve na nowo odkrył (coś jak HBK). Nie powiedział jednak: "nigdy". Odmówił na tamten moment.

 

to i tak w razie ewentualnego przejścia do federacji McMahona fani pomyślą - "zdradziłeś".

 

I dla mnie to jest największa bzdura, bo wrestlerzy płynnie przechodzą pomiędzy różnymi Fedami i nikt z tego nie robi dramatu, a w przypadku Bordena zaczęłoby się pierdolenie o zdradzie ideałów, zaprzepaszczeniu spuścizny WCW i tego typu bzdury. Wg mnie, jeżeli Borden wynegocjowałby sobie w WWE odpowiedni kontrakt (np. gwarantujący mu, że nie zostanie zajobowany na śmierć i będzie miał choć w jakimś stopniu creative control nad swoją postacią), z odpowiednią sumą, to ode mnie - choć wolałbym, aby McMahon nie dostał takiej satysfakcji - facet ma błogosławieństwo. Czasami trzeba zrozumieć, że dla wrestlerów to "tylko" praca, która ma im przynosić kasę i naturalne jest to (jeżeli wszystko inne także gra), że idą tam, gdzie zielonych jest najwięcej. Dlaczego więc Borden miałby kiedyś tego nie zrobić? Bo obawiałby się posądzenia przez smartów o zdradę? Przecież on nic nikomu nie ślubował, nie obiecywał ani nie przysięgał, tak więc ta rzekoma "zdrada" byłaby tylko w umysłach grupki fanatyków WCW, zapominających, że dla osoby zainteresowanej (Borden) może to być po prostu zwykły biznes, a nie sprawa honorowa, jak próbują tu to kreślić co niektórzy.

Wiem, że to co tu piszę jest mocno niepopularną tezą, ale czasami trzeba spojrzeć na sprawę oczami osoby zainteresowanej (Borden) a nie tylko pod kątem własnych zachcianek czy oczekiwań, które takiego wrestlera obchodzą zapewne tyle, co zeszłoroczny śnieg (i jest to dla mnie naturalne).

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...