Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Książki - co polecacie? :)


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  426
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  23.03.2006
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Odpowiadam z drobnym poślizgiem, bo postanowiłem przejrzeć znowu książkę, żeby z pamięci nie walnąć jakiegoś głupstwa.

 

Osobiście uważam, że taka gdybologia może mieć sens w skali micro. Posłużę się tu przykładem - czy Napoleon wygrałby bitwę pod Waterloo, gdyby marszałek Grouchy nie spieprzył sprawy, nie zgubił się po drodze ze swoim korpusem i tym samym odmienił sytuację strategiczną wojsk francuskich? W takim przypadku można przeprowadzić nawet całkiem rzetelną analizę, "co by było gdyby", ale dotyczyć ona może samej batalii. To jest właśnie skala micro - Napoleon mógłby wygrać bitwę, ale na tej podstawie nie można jednak wyciągnąć wniosków, że nastąpiłoby nowe otwarcie w Europie. Zaledwie kilkadziesiąt-kilkaset kilometrów dalej czekały już armie rosyjska i austriacka. Nie da się przewidzieć, co by się tam wydarzyło. Wydaje mi się, że podobnie jest z książką Zychowicza. Analiza potencjalnego sojuszu z Rzeszą jest ciekawa, ale przewidywanie na tej podstawie, jak potoczyłaby się II wojna jest dla mnie niemożliwe. Lepiej pograć w Hearts of Iron. Drugą połowę książki oceniam całkiem pozytywnie, bo prezentuje jaka była polityka Hitlera i jego stosunek wobec Polki, Piłsudskiego, do tego polityka Brytyjczyków wobec Polski, Beck i jego mniemanie o sobie itd. Autor rozprawia się przy okazji z wieloma mitami i tu akurat muszę to docenić. Pierwsza część i opowieści o zwycięskim pochodzie na wschód traktuję z wielką rezerwą.

 

Co do Żydów, to nie mogę znowu oddać głosu Zychowiczowi. Podaje on przykład Węgier, gdzie, chociaż Żydów traktowano źle, to nie wydawano ich na pastwę Niemiec.

 

Tu faktycznie mogę zwrócić honor Zychowiczowi, bo mogłoby być tak jak on to opisuje. Trzeba jednak zauważyć, że kraje te były peryferiami wobec Rzeszy, my z naszym centralnym położeniem takim peryferium nie byliśmy, co więcej - biorąc pod uwagę potencjalną wojnę z Sowietami mielibyśmy Wehrmacht u siebie, a jak by się wojsko niemieckie u nas zachowywało to trudno przewidzieć. Ale ok, tu może mieć rację.

 

Zgadzam się też z Zychowiczem, że aby pokonać ZSRR trzeba było mieć program polityczny, a nie opresyjny wobec tamtejszej ludności, ale III Rzesza tego robić nie chciała, a wystarczyło tylko postępować zgodnie z niemieckimi planami Mitteleuropy z czasów I wojny światowej. Tu jeszcze widzę pewną naiwność, w której Zychowicz twierdzi, że po pokonaniu ZSRR mielibyśmy nowe ziemie i wzmocnieni tym potencjałem moglibyśmy stawiać opór potencjalnym żądaniom Hitlera. W 1914 roku miało być niby podobnie, utworzono Królestwo Regencyjne, które później wilhelmowskie Niemcy mieli powiększyć o zdobycze w Rosji. Tyle że Niemcy naszych mamili wtedy obietnicami, a ostatecznie zamiast nam coś dać, to zaczęli tworzyć na wschodzie niepodległe Litwy, Ukrainy, Białorusie - nie ma gwarancji, że i w 1941 nie powtórzyliby tego manewru, rzucając nam jakieś ochłapy w rodzaju Kamieńca Podolskiego. No, ale to też gdybologia, tym razem moja.

 

Fajny jest tekst o moralnym prawie do zdobywania terenów Rzeczypospolitej sprzed rozbiorów. Moralne prawo do Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny, gdzie sami Rosjanie żyją, nieźle to brzmi. Od razu przypomniało mi się to, co Stalin odrzekł polskim komunistom, gdy ci próbowali go jeszcze jakoś przekonać do oddania Polsce Lwowa, argumentując że ten nigdy nie był rosyjski. Jego odpowiedź brzmiała, że Lwów może nie był, ale Warszawa była.

 

Aczkolwiek myślę jednocześnie o tym jak Stalin obsrał się ze strachu, gdy Hitler wjechał na jego ziemie i czytając to, co piszesz zadaję sobie pytanie: nie miał pojęcia o swoich wielkich zasobach? Czy może Niemcom naprawdę niewiele brakowało, żeby rozjechać bolszewików na dobre. To oczywiście gdybanie, ale nie można takowego nikomu zabronić, zwłaszcza jeżeli podpiera je argumentami.

 

Dla mnie tutaj Zychowicz nie przedstawia żadnych argumentów na zwycięski podbój Sajuza. Mam dziwne wrażenie, że on nie zna się na Sowietach albo żeby nagiąć fakty do własnej koncepcji, niektóre rzeczy zignorował. W 1939 roku Niemcy nie były głównym wyborem Stalina na sojusznika. Przed przybyciem Ribbentropa do Moskwy była tam delegacja francusko-brytyjska, negocjująca potencjalny sojusz ze Związkiem Radzieckim (chyba o tym ani słowa u Zychowicza). Były nawet już przygotowane plany potencjalnej wojny (z detalami ile dywizji kto ma wystawić). Z różnych względów to nie wypaliło, bo Stalin domyślił się, że Londyn i Paryż chcą walczyć z Hitlerem wojskami sowieckimi (czyli to co i nas ostatecznie spotkało. Tu Stalin był mądrzejszy od Becka). Nie mając w zasadzie innej alternatywy poszedł na ugodę z Niemcami - u nas trochę się tu demonizuje przy tej okazji Stalina, że oto dwa diabły zawarły pakt by zniszczyć Polskę. Co jakiś czas słychać też oburzenie jak to ktoś w Rosji próbuje usprawiedliwiać niesławny pakt. Zapomina się przy tym, że Stalin kierował się jednak interesami radzieckimi, a nie polskimi (nie żebym gada usprawiedliwiał), a w interesie Moskwy nie leżała szybka wojna z Niemcami. No i do tego chcieli odzyskać utracone terytoria sprzed 1918 - tutaj bolszewia uważała się za pełnoprawnych dziedziców Romanowów. Skoro jednak Polska przystąpiłaby do paktu antykominternowskiego, to sytuacja zmienia się przecież całkowicie. W jednym z ostatnich rozdziałów Zychowicz rzuca zresztą takim stwierdzeniem:

 

Co w tym czasie robi Stalin? Czy Beck naprawdę wyobrażał sobie, że sowiecki dyktator będzie przyglądał się temu wszystkiemu z założonymi rękami.

 

Dotyczyło to sytuacji w której nie ma paktu Ribbentrop-Mołotow. Jest to o tyle śmieszne, że w wizji w której razem z Niemcami zajmujemy Kreml, Zychowicz kompletnie to olewa. U niego Moskwa właśnie tak postępuje: przygląda się z założonymi rękami. Polacy wchodzą pakt z Niemcami - nic, Kreml nie reaguje. Niemcy atakują zachód - nic. Polska i Niemcy atakują Sowietów - powtarza się faktyczny scenariusz i wchodzimy w Sowiety jak w masło i rozwalamy je z łatwością. Armia Czerwona u niego do niczego się nie nadaje, bo ma karabiny na sznurkach. Fakt, że kreowana jest ona w książce na dzikusów, ale jakoś zapomina, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej nieźle ona sobie poradziła z bitną i dobrze wyszkoloną armią japońską nad Chałchyn-goł i nad Chasanem. Jeśli Polska byłaby w sojuszu z Niemcami to Związek Radziecki już od 1939 roku wie, że czeka go wojna. Ma więc czas by w jakiś sposób się do niej przygotować. Na przemysł wojenny w 1941 roku Sowieci wydawali około 40% budżetu, a nie spodziewali się przecież, że wojna wybuchnie w przeciągu jednego roku. Żukow proponował nawet wojnę prewencyjną i swego rodzaju Blitzkrieg by zaskoczyć Niemców. Gigantyczna klęska w 1941 roku wynikała z tego, że Stalin nie chciał wierzyć, że może zostać zaatakowany (z tego, co pamiętam nawet ambasador niemiecki kilka dni przed wojną bolszewików ostrzegł, ale Stalin myślał, że to prowokacja). Nawet przed wybuchem wojny odrzucił propozycję dowództwa by postawić wojska okręgów zachodnich w stan podwyższonej gotowości, bo nie chciał "sprowokować" Niemców. Przy sojuszu polsko-niemieckim wymierzonym przeciwko Sowietom na Kremlu takich oporów by nie było. W wizji Zychowicza nie może być mowy o efekcie zaskoczenia, który rozpieprzył w drobny mak RKKA w 1941. Oczywiście trudno przewidzieć jakby się taka wojna potoczyła, ale przecież wiemy, że już w te kilka/kilkanaście miesięcy Armia Czerwona radziła sobie już z Niemcami dużo lepiej. Nie było szoku, nie było dezorganizacji, było sprawne dowodzenie i Wehrmacht nie rozjeżdżał już Sowietów. W scenariuszu kreowanym przez Zychowicza szybkie zwycięstwo nie przyszłoby tak łatwo jak on to opisuje, o ile w ogóle by przyszło. Co do kwestii zasobów, to w wielu tego typu publikacjach pojawia się wielka naiwność, że wystarczy wywalić Sowietów za Ural a cały kraj padnie. Bierze się to chyba z doświadczenia rosyjskiej wojny domowej, gdy Biali siedzieli za Uralem i przegrali, bo tam nic prawie nie było. Bolszewicy zrozumieli to doskonale, wyciągnęli z tego lekcję i po 1918 roku ten obszar Rosji został niesamowicie zindustrializowany. Pokazują to zwyczajne statystyki liczy ludności: Jekaterynburg/Swierdłowsk miał w 1918 roku około 80 tysięcy mieszkańców, a w 1939 roku już prawie 450 tysięcy. Nowosybirsk miał w 1914 około 60 tysięcy, a w 1941 już 450 tysięcy. Inne miasta na wschodzie podobnie, a wzrost taki został osiągnięty mimo faktu, że bilans Stalina w likwidowaniu własnego narodu wynosi z tego, co pamiętam około 20 milionów trupów (+ kilka milionów za Lenina). Do tego w czasie wojny duża część produkcji organizowana była nie w Moskwie czy Leningradzie, a właśnie za Uralem. Były więc rezerwy nie tylko w ludności, ale też w zapleczu przemysłowym.

 

Podsumowując przydługi wywód - historię alternatywną u Zychowicza muszę odrzucić, bo to to fantazje. Fajne fantazje, bo też bym chciał, żeby ktoś skopał tyłki bolszewikom, a najlepiej żebyśmy byliby to my. Tak przy okazji, jeśli kogoś interesuje postać Stalina, to polecam biografię Wołkogonowa - jest naprawdę rzetelna i do tego potężna.

 

Swoją drogą - ciekaw jestem co sądzisz o "Obłędzie 44" Zychowicza. Ja jeszcze nie skończyłem czytać.

 

Niestety, ale powstanie warszawskie mnie niesamowicie nudzi, więc nie skuszę się na lekturę. Podejrzewam jednak, że tu mogę być bardziej skłonny się z nim zgodzić. O ile oczywiście nie ma tam szalonych wizji alternatywnych. O wiele bardziej ciekawy jestem biografii Studnickiego, nad którą Zychowicz podobno pracuje.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-333632
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  174
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.01.2013
  • Status:  Offline

Operacja Antropoid” – tak miała pierwotnie nazywać się debiutancka powieść francuskiego pisarza Laurenta Bineta. Taki kryptonim nosiła operacja przeprowadzona przez czeski ruch oporu oraz emigracyjny rząd w Anglii z Edvardem Beneszem jako prezydentem. Nie będę zdradzał, co oznacza tajemniczy skrót HHhH. Jeśli chcecie się dowiedzieć, musicie sięgnąć po powieść pod tym tytułem, ale przypuszczenie, że ma to coś wspólnego z inicjałami nazwisk Hitler, Himmler, Heyndrich, Hoess czy Hess jest tropem właściwym. W tej literze coś jest– sztywne, geometryczne, zimne H wygląda złowieszczo na okładce, gdzie te cztery znaki zakrywają na czarno-białej fotografii oczy jednego z największych zbrodniarzy ludzkości – kata Pragi, Reinharda Heyndricha.

 

Może lepiej, że litery HHhH zakrywają to spojrzenie niczym na fotografii z policyjnego archiwum. Binet pisze w swojej książce, że spojrzenie „blond bestii” potrafiło zamrozić. Sztywne, stojące na baczność H powinny nam w zupełności wystarczyć. Na drugim krańcu fonetycznych gier stoją miękkie, szeleszczące Sz, Cz – Gabczik, Kubisz, Valczik. To ci, którzy podjęli samotną walkę z nazistowską machiną zbrodni; machiną, na którą składały się tysiące uzbrojonych, świetnie wyszkolonych i niezwykle brutalnych żołnierzy. No i jeszcze Czurda. Do pary – dwa Sz, dwa Cz. Ale Czurda to zdrajca. Jak w każdej dobrej historii musi być zdrajca.

 

Chociaż większość miejsca w książce poświęcona jest postaci Reinharda Heyndricha - trzeciego po Hilerze i Himmlerze, zbrodniarza w dużej mierze odpowiedzialnego za tworzenie planowej eksterminacji Żydów, kata Pragi, nieludzko skutecznego w prześladowaniach i zastraszaniu człowieka nazistowskiego aparatu - to przecież głównymi, prawdziwymi bohaterami powieści są Gabczik, Kubisz, Valczik i wielu innych, którzy im pomagali, także ci nie wymienieni w książce. Dla Bineta zamach na Heyndricha to jedno z najważniejszych wydarzeń II wojny światowej, to kluczowy moment, który narusza stalową machinę Trzeciej Rzeszy. Jest to dziwna, pełna paradoksów i pomyłek historia; takiego trochę westernowego bohaterstwa, gdzie jest bezkompromisowa determinacja i wiara, że ci prawdziwi bohaterowie działają po jasnej stronie mocy.

 

Autor „HHhH” czasami konfrontuje swoją powieść z „Łagodne” Jonathana Littella i nie potrafi zgodzić się na współczesną teorię względności, gdzie nie ma jasno określonych wartości i wszystko dzieje się poza dobrem i złem: płonące ludzkie stosy, tysiące trupów pod Stalingradem, transporty bezbronnych ludzi do Oświęcimia, hordy grasujących, niemieckich wyrostków, mordujące powracających do swych domów samotnych i przegranych żołnierzy, masowe samobójstwa podczas oblężenia Berlina i groza ostatnich chwil bunkra Hitlera. Binet nie godzi się na takie „postmodernistyczne” widzenie wojny, polegające na epatowaniu brutalnością i żerowaniu na głodzie ekstremalnych opowieści tzw. współczesnego odbiorcy. Jasno określa swoje stanowisko, wynikające z fascynacji bohaterskim czynem Kubisza i Gabczika.

 

Oprócz doskonale udokumentowanej historii o „tak nielicznych”, zmieniających bieg historii, jest „HHhH” wnikliwym opisem procesu tworzenia. Francuski debiutant pozwala zajrzeć czytelnikowi do swojej głowy, która wrze od pomysłów i dylematów podczas pisania opowieści. Binetowi bardzo zależy, by oddać nie tylko sensacyjno-przygodową warstwę historii, ale zastanawia się nad tym, co działo się w mózgach i duszach bohaterów. Myśli o detalach, o chwilach, o otoczeniu i przypadkowych statystach, wciągniętych w bezlitosny wir historii jak mieszkańcy wsi Lidice bezwzględnie spacyfikowani przez esesmanów w odwecie za zamach. I odpowiedź, którą otrzymujemy, jest jednoznaczna – było warto, a Gabczik i Kubisz są jak Yul Bryner i Steve McQueen w „Siedmiu wspaniałych”.

 

Na własną odpowiedzialność mogę powiedzieć, że istnieje w Polsce stereotyp Czechów (gwoli ścisłości - Gabczik był Słowakiem) jako narodu bezwolnego, godzącego się z niewolą, biernego wobec okupanta. Jeśli w ogóle historia i literatura mają czegoś nauczyć, to może właśnie obalania mitów. Sposób, w jaki Binet opowiada o historii Czech, jest daleki od stereotypów właśnie dlatego, że wnika pod podszewkę historii, że, opowiadając o historii Czech sięga do średniowiecza i króla Przemysława Otokara II, dającego przywileje niemieckim przybyszom. W pewnym momencie Binet zwierza się w swoich rozterkach na temat powieści – „piszę infrapowieść”. Próbowałem znaleźć jakąś oficjalną definicję tego pojęcia, ale internet poinformował mnie: „podana fraza nie została odnaleziona”. Jednak jeśli przedrostek „infra-” oznacza coś, co jest poniżej, to „HHhH” jest właśnie takim zejściem do tego, co na zewnątrz niewidzialne, zejściem do jądra, do istoty ludzkich motywów, do istoty mechanizmów historii.

 

Powieść debiutanta Laurenta Bineta to nie tylko powieść historyczna jakich wiele, ponura książka o nazistach jak choćby „Łagodne”, przygoda pełna akcji jak „Wielka ucieczka”. Każda z tych definicji jest ułomna. Ambicja francuskiego debiutanta sięga dalej – to próba opowieści o poszukiwaniu prawdy. Na pytanie, czy warto przeczytać „HHhH”, mogę odpowiedzieć pytaniem: czy warto szukać prawdy?

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-333662
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 471
  • Reputacja:   25
  • Dołączył:  20.12.2012
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Mogę z czystym sumieniem polecić książkę a w zasadzie trylogię o Christianie Greyu.

Jest to zupełnie fajna lekka a zarazem wciągająca książka.

Tak się w niej zatracałam, ze chciałam więcej więc i więcej.

Literatura owa totalnie odrywała mnie o rzeczywistości.

Mimo iż nigdy nie byłam w USA w mieście Seattle to ta książka sprawiła, ze pokochałam miasto, w którym rozgrywa się w większości akcja całej trylogii.

Opisywane w tych tomach praktyki z zakresu erotyki dodają pikanterii całej serii. Jednak nie są one tutaj najważniejsze. Wszystko kręci się wokół relacji i stosunków partnerski.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może przypaść literatura z tego właśnie gatunku.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-333708
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 115
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  19.08.2010
  • Status:  Offline

Dla mnie tutaj Zychowicz nie przedstawia żadnych argumentów na zwycięski podbój Sajuza.

 

Jeżeli chodzi o rozjechanie wspólnie z III Rzeszą Związku Sowieckiego, to - tak jak już wspominałem wcześniej - brzmi to rzeczywiście niezwykle. Ale Zychowicz argumenty podaje i znowu - żeby być całkowicie uczciwy, bo istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś czyta nasze posty - wypada mi je przytoczyć.

 

 

Tak z grubsza - otóż zdaniem historyka decydująca była bitwa o Moskwę. Hitler jednak tego nie kumał wbrew temu co mówili mu jego generałowie z Guderianem na czele i kierował swoje wojska w innym kierunku (o tym jak Moskwa była ważna wtedy dla komunistów i dlaczego nie należy ją porównywać z Moskwą roku 1812 pisał Mackiewicz - to było centrum komunistów bez względu na to, gdzie znajdowało się zaplecze przemysłowe). Efekt był taki, że niemieckie dywizje dotarły pod Moskwę za późno, w przededniu ostrej zimy. I było ich za mało. Tymczasem zdaniem Andrzeja Wielowieyskiego (Zychowicz tylko jego zdanie przytacza) Polska do 1941 roku mogłaby wystawić 50-60 dywizji. Zakładając, że kilka musiałoby zostać w obwodzie, to około 40 dywizji mogłoby okazać się przysłowiową kropką nad i. Warto tutaj też wspomnieć o nastrojach mieszkańców samej Moskwy, którzy zaczęli rozprawiać się z komunistami, swoimi katami na dobrą sprawę. Rebelię zdławiła jednak bezpieka, a Niemcom Moskwy nie udało się zdobyć.

 

Za Zychowiczem oddaję głos Wielowieyskiemu: "Hitler wespół z Polakami mógł w 1940 roku rzucić na Związek Sowiecki ponad 240 dywizji przeciw 220-230 dywizjom sowieckim (w 1941 roku rzucił około 190 dywizji przeciwko około 240 dywizjom sowieckim). Dla Stalina nie byłoby wtedy ratunku."

 

Sowieci widzieli, że sojusz Polski z III Rzeszą będzie dla nich groźny. Dlatego Mołotow tak obsrywał się ze szczęścia, gdy Beck jasno oświadczył w 1939 roku, że sztamy z Hitlerem nie będzie. A ewentualność wspólnego marszu Polski i Niemiec na Sowietów najbardziej zainteresowani też zakładali i się go obawiali.

 

Jeżeli chodzi o wiele aspektów, które poruszyłeś - na czele z tym: " Polacy wchodzą pakt z Niemcami - nic, Kreml nie reaguje. Niemcy atakują zachód - nic. Polska i Niemcy atakują Sowietów - [...] wchodzimy w Sowiety jak w masło i rozwalamy je z łatwością.", to nie sposób się z nimi nie zgodzić, one same mi się plątały po głowie, gdy czytałem "Pakt..". Ale też należy pamiętać, że nie można przeprowadzić żadnej pewnej symulacji, wiele kwestii opiera się na subiektywnych informacjach przekazywanych przez ludzi tamtych lat i interpretacjach historyków. Oczywiście, najbezpieczniej jest założyć: Armia Czerwona była potężna, Armia Czerwona się nie poddała, Armia Czerwona rozjechała Europę aż po Berlin i gdybanie, że mogłoby być inaczej to fantasy. Ale mimo wszystko nie mogę zgodzić się z argumentem, że coś było niemożliwe lub że po prostu tak musiało być. Są różne alternatywy, wybory wielkich ludzi tego świata (aczkolwiek trudno mi takiego określenia używać w stosunku do morderców takich jak Stalin i Hitler) decydowały o losach naszego kraju i Europy, gra zawsze mogła potoczyć się inaczej, może w jakimś tam stopniu lepiej dla Polski. A mikro, o których piszesz, to są czasami punkty zwrotne. Nie wiem na ile mają rację ci, którzy twierdzą, że Moskwa mogłaby być takowym. Wiem natomiast, że argumenty są. Ale też pełen szacun, że tak umiejętnie je zbijasz. Trudno mi podważyć to, co piszesz "o własnych siłach".

 

Jeszcze podsumowując Zychowicza - cenię jego bezkompromisowość, chęć demitologizacji naszej polityki zagranicznej, próbę wyrwania Polaków z tej romantycznej wizji dziejów i idei. Chorej idei, która kosztowała życie i cierpienie najlepszych Polaków. Myślę, że świetnie tę myśl kontynuuje historyk w "Obłędzie 44". Naprawdę nie wiem na ile ma gość rację, niektóre argumenty są dla mnie naprawdę mocne, a inne słabsze, co najwyżej warte odnotowania. Ale należy też pamiętać, że Zychowicz nie mógł przewidzieć wszystkich kontrargumentów i/lub do wszystkich szczegółowo się odnieść zanim się one pojawiły. Sporo z nich przewidział, zawarł w książce i dzisiaj kolejni znawcy tematu mogą sobie - z większym lub mniejszym powodzeniem - do Zychowicza strzelać.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-333831
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  79
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2011
  • Status:  Offline

Ghostwriter, Robespierre, znalazłem coś, co być może was zainteresuje (innych może też). W pierwszej części programu Zychowicz (wespół z Cenckiewiczem) streszczają "Pakt..." i dodają całkiem zgrabnie zrobione kroniki filmowe.

 

http://youtu.be/e1RpWQWuCvM

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-334039
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  426
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  23.03.2006
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Hitler jednak tego nie kumał wbrew temu co mówili mu jego generałowie z Guderianem na czele. Efekt był taki, że niemieckie dywizje dotarły pod Moskwę za późno, w przededniu ostrej zimy. I było ich za mało. Tymczasem zdaniem Andrzeja Wielowieyskiego (Zychowicz tylko jego zdanie przytacza) Polska do 1941 roku mogłaby wystawić 50-60 dywizji. Zakładając, że kilka musiałoby zostać w obwodzie, to około 40 dywizji mogłoby okazać się przysłowiową kropką nad i.

 

Pełna zgoda, tylko to wszystko dotyczy faktycznej Operacji Tajfun (czy też bitwy o Moskwę) z 1941 roku, a tu cały czas mówimy o alternatywnej wersji historii, w której nie ma sojuszu sowiecko-niemieckiego. Tym samym nie ma zapewne niespodziewanego ataku Niemiec na ZSRR z 22 czerwca 41, więc nie wiadomo czy w ogóle Wehrmacht by tam zawędrował. Trzeba pamiętać, że wielkie znaczenie przy ogromnych klęskach jakie ponosiła Armia Czerwona miał właśnie efekt zaskoczenia, który w konsekwencji spowodował wielką panikę, ucieczki, dezercje, brak koordynacji między zgrupowaniami wojsk. Zychowicz przedstawia scenariusz: najpierw atak na zachód, później atak na wschód. Stalina nie zabezpiecza pakt Ribbentrop-Mołotow, a więc w każdej chwili może spodziewać się wojny - jakieś przygotowania byłyby więc podjęte. Jeśli snuć wizje alternatywne, to może niespodziewany atak polsko-niemiecki rozłożyłby Sowietów w 1939, a nie w 1941.

 

Warto tutaj też wspomnieć o nastrojach mieszkańców samej Moskwy, którzy zaczęli rozprawiać się z komunistami, swoimi katami na dobrą sprawę. Rebelię zdławiła jednak bezpieka.

 

Myślę, że określenie "rebelia" to swego rodzaju wyolbrzymienie. Z ochotników z samej Moskwy Sowieci utworzyli prawie 12 dywizji (z tego 5 praktycznie zostało zmiecionych w czasie bitwy o Moskwę). Panika wybuchła dopiero, gdy ogłoszono ewakuację rządu w październiku (choć Stalin ostatecznie nie wyjechał, co miało wielkie znaczenie), wtedy właśnie pojawiły się grabieże, ataki na sklepy itd. - faktycznie NKWD wkroczyło do akcji (fajnie to określali jako "zwalczanie strachu strachem"), ale rozdawano też żywność, pieniądze i trochę się to uspokoiło. Do tego w warunkach oblężenia urządzono paradę na rocznicę rewolucji, co podniosło morale ludności.

 

o tym jak Moskwa była ważna wtedy dla komunistów i dlaczego nie należy ją porównywać z Moskwą roku 1812 pisał Mackiewicz - to było centrum komunistów bez względu na to, gdzie znajdowało się zaplecze przemysłowe

 

Moskwa miała znaczenie dla komunizmu światowego, ale czy dla samej Rosji? Pewnie tak, ale nie powinno się zapominać, że była ona stolicą dopiero od dwudziestu lat. Do tego stolicą stała się przez przypadek, bo bolszewicy nie planowali wcale przeniesienia swojego centrum z Piotrogrodu do Moskwy. Ewakuacja nastąpiła dopiero przy okazji ofensywy białego generała Judenicza, która realnie zagroziła miastu. Wyjeżdżając z Piotrogrodu zapewniali, że to tylko "rozwiązanie tymczasowe", a jak rewolucja zwycięży to wrócą do grodu nad Newą, który jak wtedy mówili jest (cytuję z pamięci) "symbolem rosyjskiego komunizmu i ruchu robotniczego. Czerwony Piotrogród nie może być nigdy utracony". Ostatecznie tak im się w Moskwie spodobało, że stolica na całe szczęście do Petersburga nie wróciła.

 

Ghostwriter, Robespierre, znalazłem coś, co być może was zainteresuje (innych może też). W pierwszej części programu Zychowicz (wespół z Cenckiewiczem) streszczają "Pakt..." i dodają całkiem zgrabnie zrobione kroniki filmowe.

 

Dzięki, obejrzę w wolnej chwili.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-334257
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  1 300
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  21.11.2010
  • Status:  Offline

Mi dzisiaj przyszedł nowy Wiedźmak :) jak przeczytam to opiszę swoje wrażenia.

Niemniej jestem pewny, że książka jest w*yebana w kosmos.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-335064
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  692
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.06.2007
  • Status:  Offline

Mogę z czystym sumieniem polecić książkę a w zasadzie trylogię o Christianie Greyu.

Jest to zupełnie fajna lekka a zarazem wciągająca książka.

Tak się w niej zatracałam, ze chciałam więcej więc i więcej.

Literatura owa totalnie odrywała mnie o rzeczywistości.

 

 

http://www.memegeneokerlund.com/media/created/3y36hv.jpg

 

 

Próbowałem. Jak buk mi świadkiem, próbowałem.

Mam taką zasadę, że daję książce 100 stron. A że Grey stał się fenomenem na świecie, to stwierdziłem, że zobaczę o co tyle szumu. I nie kumam. Nie wiem ile musiałbym wypić, żeby to ogarnąć.

Postacie i dialogi są bardziej drewniane niż nogi Rasiaka. A opisy erotyzmu? Z powodzeniem można znaleźć wyższy poziom na przeciętnej stronie zamieszczającej ero-opowiadania.

Po prostu ma-sa-kra. Jestem osobą wyrozumiałą. Nie wszystko musi mi się podobać. Ale broszura reklamowa z lidla wywołuje we mnie większe emocje niż Grey.

 

http://wyszlo.com/facet-czyta-50-twarzy-greya-odcinek-1/

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-335154
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Trochę się zbierałem, żeby skrobnąć coś do tego tematu, więc kilka pozycji się zebrało:

 

Stephen King "Misery"

Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla osób lubiących twórczość Kinga. Strasznie wciągająca, praktycznie od samego początku. Podczas czytania nie doznałem efektu znużenia materiałem, nie miałem wielkich przestojów, praktycznie od pierwszych stron czułem, że chcę poznać zakończenie. I trzeba przyznać, że całość trzyma w napięciu. Jest kilka zaskakujących momentów, świetna końcówka i ogólnie jestem tą książką zachwycony. Jedno miejsce akcji, raptem kilka postaci (dwie główne) i to wystarczyło. Według mnie książka absolutnie kapitalna, oceniam na 10/10, bo jest mi naprawdę ciężko przyczepić się do czegoś. Nie jestem specem ani jakimś wielkim czytelnikiem, dlatego też na pewno inni ocenią ją niżej, aczkolwiek dla osoby, kóra lubi od czasu do czasu czytnąć sobie dla przyjemności jakiś horrorek czy thrillerek, to oczywiście polecam.

 

Lynn Shoes "Spisek Graala"

Bardzo lubię tego typu tematykę, tzn. na tropie religijnej sensacji. Widziałem "Kod da Vinci", "Anioły i demony", więc gdy znalazłem tę książkę postanowiłem zapoznać się z nią nieco bliżej. Wrażenia mam dosyć pozytywne, choć tutaj było naprawdę sporo rzeczy, które mogły się nie podobać. Przede wszystkim już sam opis na okładce sprawia, że do 3/4 książki czytelnik jest w stanie przewidzieć co się stanie. Jakby tego było mało, przed niektórymi rozdziałami są krótkie notki, jakieś definicje itp. które z miejsca zdradzają fabułę. Cholernie irytująca rzecz, gdyż czasami czuje się taką atmosferę tajemniczości, a tutaj niemiła niespodzianka. Akcja jest dobrze prowadzona, trzeba przyznać, że szybko i wciągająco. Nie ma czegoś takiego, że musisz przebrnąć przez 100 stron żeby w końcu coś się zaczęło dziać. Tutaj praktycznie na start zaczyna się dobrze i utrzymuje poziom. Przeczytać nie zaszkodzi, choć jakoś specjalnie nie poleciłbym tego. 6/10

 

Jeffery Deaver "Kolekcjoner Kości"

Podejrzewam, że większość już widziała film albo przeczytała książkę. Od siebie dodam, że naprawdę warto to przeczytać. Z całą pewnością nie nudziłem się przy tym. Co prawda niektóre momenty, gdzie grupa analizuje dowody mogą nieco przynużyć, jednak jest to nadrobione przez stale idącą do przodu fabułę. Bardzo podobały mi się fragmenty, w których opisywane były przygotowania i uprowadzenia ofiar przez Kolekcjonera. Dzięki temu aż chciało mi się czytać. Czytelnik ma mnóstwo okazji do podejrzeń kto może być wspomnianym przestępcą, a pod koniec po prostu nie da się odejść od książki. Cóż, jedynym minusem może być to, że Lincoln Rhyme jest aż za bardzo wszechwiedzący. Przydałyby się momenty, w których ma on jakieś wątpliwości, a taki moment, który ma naprawdę jakiś oblrzymi wpływ na akcję jest chyba jeden. Poza tym jest to kapitalna literatura akcji, która bardzo mi się podobała. Teraz pozostaje mi zobaczyć film i porównać co wypadło lepiej (wolę kino, więc zapewne bardziej podejdzie mi film, chociaż Angelina Jolie wszystko może zepsuć :P). A niech będzie 9/10, nie będę dawał dychy, żeby nie wyjść na takiego, co to przeczyta książkę i od razu stwierdzi, że arcydzieło i w ogóle.

 

Jeffery Deaver "Spirale Grozy"

Nie podeszło mi to zbytnio. Książka jest zbiorem krótkich, około 30-stronicowych opowiadań. I choć czytało mi się je przyjemnie, to czułem niedosyt. W ciągu tych kilkudziesięciu stron nie wczułem się w klimat, a z czasem opowiadania wydają się strasznie schematyczne. Już nawet sposób pisania zaczyna być irytujący. Z każdym kolejnym rozdziałem zaczyna się mieć wrażenie, że autor zmienił po prostu sytuację, miejsce i bohaterów. Praktycznie cała reszta pozostaje bez zmian. Z rzeczy pozytywnych na pewno wymienię fabułę, bo ta w większości opowiadań jest naprawdę dobra i aż się prosi o rozwinięcie. Prawdę mówiąc, gdyby Deaver niektóre z tych historii wydłużył i dołożył kilka zwrotów akcji, to powstałyby naprawdę dobre pozycje. A tak mamy historyjki, po których nic się nie czuje. Po prostu kończysz jedno, zaczynasz drugie i nawet nie wracasz do poprzednich. A na koniec okazuje się, że żadnego nie pamiętasz. 5/10

 

Obecnie czytam książkę Deana Koontza - "Twarz". Po pierwszych 100 stronach jakoś nie mam ochoty na dalsze czytanie. Ale postaram się skończyć, bo chcę wiedzieć jak się rozwinie sytuacja (o dziwo jeszcze się dobrze nie zaczęła). Raven polecał, aby brać się za jego starsze dzieła, gdyż te nowsze po prostu są średniakami i chyba właśnie na takiego trafiłem. Następnym razem muszę zapamiętać jakieś tytuły, a nie brać w ciemno :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-335177
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Można by rzec, że książek nie czytam, chociaż ostatnio coś się w tej kwestii zmieniło, a to za sprawą uniwersum Star Wars i książek w tymże uniwersum. Ogólnie przeczytałem już 5 pozycji: Cienie Imprerium, Darth Maul: Łowca z Mroku no i trylogię o której chcę tu napisać, czyli trylogię Bane'a.

 

Na trylogię tą składają się:

- Darth Bane: Droga zagłady

- Darth Bane: Zasada Dwóch

- Darth Bane: Dynastia Zła

 

Co jest takiego wyjątkowego w tych książkach? W porównaniu z poprzednimi tytułami, te opowieści dzieją się w czasach odległych od filmu. Są one również w innych czasach niż gry takie jak KotOR. Cienie Imperium opowiadały historię pomiędzy V a VI częścią filmu, Łowca z Mroku dział się chwilę przed I częścią, a tutaj mamy ok. 1000 lat przed wydarzeniami z filmu! Mamy więc całkowicie nowych bohaterów, nie ma żadnych znanych postaci. Tylko w pierwszej książce pojawia się Raven, ale to postać z gry, a nie z filmu, a tak poza tym, to i tak jest to tak napisane, że nie trzeba znac gry (taką sytuację miał mój ojciec, który także czyta te ksiązki ;) ).

 

Książki opowiadają historię jednego z najpotężniejszych lordów Sith w historii, czyli Darth Bane'a.

Pierwsza cześć skupia się na narodzinach nowego lorda, a później wprowadzaniu w życie planu zagłady starych Sithów i stworzenie nowego, potężniejszego zakonu, który będzie skupiać się na Zasadzie Dwóch (może istniec tylko mistrz i uczeń).

Druga cześć zaczyna się praktycznie zaraz po pierwszej książce i opisuje dalsze losy Bane'a i jego uczennicy, by następnie przenieść nas paręnaście lat do przodu, gdzie poznajemy dalsze plany i działania nowego zakonu Sithów. Nie chcę walić spoilerami, ale powiem tylko, że dzieje się sporo i choć w tej części główne skrzypce jakby grała uczennica Bane'a - Zannah, to kompletnie nie przeszkadza to w odbiorze książki.

Ostatnia cześć przenosi nas o kolejne dziesięć lat do przodu. W tej części Bane zaczyna miec wątpliwości co do swojej uczennicy, a poza tym czuje że się starzeje, także wyrusza w poszukiwaniu nieśmiertelności, ale i nowego uczenia. Z drugiej strony mamy Zannah, która wie, że zbliża się czas gdy będzie musiała zabic swego mistrza i przy okazji, podaczas wykonywania kolejnej misji dla swego pana, także stara się znaleźc sobie ucznia. Siłą tej książki są także bohaterowie poboczni. Sporo mamy postaci które pojawiły się epizodycznie w poprzednich częściach. Jedna z nich odgrywa tu nawet bardzo ważną rolę. Jest to jednak siła tej pozycji. Wielowątkowa historia, która z czasem zbiera wszystkich w jedno miejsce i czytający już wie, że będzie się działo ;)

Nie wiem czy to dlatego, że jestem świeżo po jej skończeniu, ale ostatnia książka jest dla mnie najlepsza z całej trójki. Książka zamyka wszystkie wątki i jest idealnym zakończeniem tej trylogii, a emocje trzymają nas do samego końca.

 

Podsumowując, polecam tą serię wszystkim, nie tylko fanom Star Wars, bo w moich oczach nawet osoby nie interesujące się tym światem będą potrafiły wciągnąc się w tą historię. A fani Star Wars? Jeśli nie zaczęliście czytac jeszcze książek i bazujecie tylko na filmach lub grach to gorąco was do tego zachęcam. Książki to nie tylko rozszerzenie tego świata, ale i całkowicie inna i co ważne dojrzalsza, doroślejsza przygoda. Książki potrafią byc bardzo brutalne w swoich opisach i nie ma tutaj "słodkiego pierdzenia" znanego z filmów. Warto dać im szansę, bo ja z osoby która w ogóle nie czytała książek stałem się osoba zaczytującą się w nich gdy tylko mam wolny czas. Także jeszcze raz gorąco polecam ;)

 

PS: Obserwujcie promocje na Allegro, jakiś czas temu jedna z księgarni wystawiła aż 26 nowych książek Star Wars za ok 100zł :shock: Nawet nie zastanawiałem się nad ich kupnem ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-338885
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 236
  • Reputacja:   499
  • Dołączył:  24.07.2008
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Czytał ktoś Edwarda Lee? Faktycznie gość to taka ekstrema? Jak rzeczywiście jego książki są tak dobre i makabryczne jak mówią to kupię, bo wypożyczyć nie ma skąd. Ale najpierw chciałbym się dowiedzieć tego od kogoś z Was.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-338887
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 209
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Online
  • Urządzenie:  Windows

Czytał ktoś Edwarda Lee? Faktycznie gość to taka ekstrema? Jak rzeczywiście jego książki są tak dobre i makabryczne jak mówią to kupię, bo wypożyczyć nie ma skąd. Ale najpierw chciałbym się dowiedzieć tego od kogoś z Was.

 

Czytałem wszystkie, które wyszły w Polsce. Faktycznie gość jest niezły i dość ekstremalny (+pisze bardzo chwytliwym stylem, który dobrze się czyta), choć wszystko jest kwestią, co kto uważa za ekstremę (ja tam zbytnio zszokowany nie byłem, choć mi się podobało).

Moja sugestia: zacznij CzaQ od "Sukkuba" (wg mnie, najlepsza pozycja z tego co czytałem Edka). Później warto sięgnąć po "Ludzi z Bagien" (trzyma poziom, choć od Sukkuba jest trochę gorsza), a co do "Golema", to dla mnie typowy przeciętniak (przeczytać można, ale dupy nie urywa).

Z tego co wiem, to najbardziej ekstremalne książki Lee nie zostały jeszcze wydane w Polsce (a podobno są zdrowo pojebane), vide:

 

http://horror.com.pl/books/recka.php?id=621

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-338894
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 760
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  30.01.2005
  • Status:  Offline

Bighead ma powstac film w 2014r. Mial byc w 2013 ale obsuwa.

http://www.filmweb.pl/person/Michael+Ling-1894033

 

Sukkuba czytalem rzeczywiscie pozycja godna polecenia, inne jego pozycje ( tez Bighead ale wersja ang) leza u mnie na czytniku i nie sa otwierane, mam sporo pozycji innych do przeczytania.

 

Ostatnio mecze "Doktor Sen" Kinga czyli Lsnienie 2. Moge tylko napisac ze niestety o wiele slabsza pozycja od Lsnienia.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-338896
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  3 236
  • Reputacja:   499
  • Dołączył:  24.07.2008
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Dzięki Pany ;) Na pewno zamówię - gdzieś na aukcji bodajże Sukkuba był z ok. 2 dyszki, więc się opłaca.

 

Najciekawiej właśnie zapowiada się Bighead - strasznie moje klimaty, szkoda że niewydany w PL. Filmu też szukałem, ale nie znalazłem - teraz wiem czemu - dzięki Street ;)

 

Jak przeczytam to postaram się zamieścić swoją opinię ;)

 

Z ostatnich czytanych książek zahaczyłem o "Demony Normandii" Mastertona.

"Mieszkańcy małego miasteczka w Normandii ciągle jeszcze wspominają dramatyczny dzień 1944 roku, kiedy trzynaście czarnych amerykańskich czołgów zlikwidowało niemiecką dywizję pancerną. Jedyną pamiątką jest przerdzewiały czołg z zaspawanym włazem stojący przy drodze. Mieszkańcy nie chcą go usunąć twierdząc, że mieszkają w nim demony"

Standardowy Graham - wrzuć demona/pradawne bóstwo jako antagoniste, dodaj ciekawskiego głównego bohatera, jakąś pomocnicę którą przeleci (w końcu pisał poradniki seksualne

akurat w tej książce nie było bzykanka :shock:

dużo akcji, umiarkowaną ilość flaków i.... spierdoloną końcówkę.

Czy tylko ja mam wrażenie, że gość mimo bycia zajebistym pisarzem - w moim rankingu czołówka, czasem się nie mogę zdecydować czy on czy Stefan Król jest lepszy - fajny styl pisania, chyba zawsze nawiązuje do Polski itp. to jakoś końcówki mu nie wychodzą. W dodatku szkoda, bo książka leci do przodu w zaparte i nie jest szczegółowa co daje nam tylko ok. 200 stron, a więc jest krótka. Mimo swej długości jest przyjemna i wciąga, można przeczytać w kilka godzin, jedyny mankament to końcówka, jak ktoś chcę zacząć romans z Mastertonem to tę książkę możecie rozdziewiczyć - 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-338910
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Od ostatniego czasu wpadły mi w ręce 2 książki:

 

Scott Turow - Bez przedawnienia

Ostatni raz skończyłem książkę na siłę. Szkoda mi było przestawać, bo do końca zostało mi około 70 stron. A mogłem się tego pozbyć już po 50 stronach. Narracja jest nieco inna, autor używa miejscami czasu teraźniejszego, ale wcale nie sprawia to, że czyta się lepiej. Historia przedstawiona jest dosyć przeciętna (sędzia, który wacha się przy wadaniu wyroku, jednocześnie otrzymuje listy z pogróżkami), przez cały czas nie ma tego czegoś, co nagle zachęciłoby mnie do dalszej kontynuacji. Postaci bezbarwne, straszny chaos panuje w ich przedstawieniu. Tak naprawdę jedyne, co wiemy o współpracownikach, czy znajomych głównego bohatera to ich imiona. I tyle, nic więcej. Nawet jeśli zostanie to gdzieś napisane, to nie więcej niż raz, a i tak nie będzie to robiło różnicy. Stanowczo odradzam tę pozycję, całe szczęście jest to mało popularna książka, więc mam nadzieję, że się na nią nie natkniecie. Moja ocena: 2/10.

 

Dean Koontz - Dobry zabójca

Pierwsza książka Koontza, którą przeczytałem całą. Poprzednio czytaną "Twarz" odpuściłem. Jednak "Dobry zabójca" strasznie mnie wciągnał. Co prawda tak jak kiedyś wspomniał Raven, nowsze twory Deana zalatują strasznymi średniakami, to jednak czytało mi się to całkiem przyjemnie. Akcja jest wartka, cała historia została ciekawie przedstawiona, zakończenie z lekka przewidywalne, aczkolwiek nie skończyło się tak oczywiście, jak możnaby się tego spodziewać. Bohaterowie nie są drętwi, mają w sobie pewne tajemnice, które oczywiście z czasem wychodzą na światło dzienne. Pomimo dosyć przeciętnych opinii w internecie, osobiście polecam tę książkę. 7/10. Nie za długa, nie za krótka, a czyta się szybko :).

 

Następne w kolejce są "Prędkość" (dobre opinie w internecie) i "Pieczara Gromów" (posługując się opinią Ravena, który ocenił ją na 10), obie Koontza.

Tak poza tym, domyślam się, że tego Edwarda Lee nie znajdę w bibliotece publicznej :P Czyli zostaje mi księgarnia lub e-book :).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2605-ksi%C4%85%C5%BCki-co-polecacie/page/16/#findComment-339405
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...