Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Angle Matt/Lita/Edge zdaniem SPoPa


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  1 334
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.12.2003
  • Status:  Offline

No prosze...wystarczyl jeden tekst mojego autorstwa na Wrestlefans, a juz syndykat, czyli serwer na ktorym stoi ten wspanialy serwis, padl trupem :)

Zly omen jakis, czy cos? :)

 

Anyway, w trosce o tych, ktorzy:

a) z zasady nie wchodza na WrestleFans

b) wchodza na WrestleFans, ale cala ich dzialalnosc tam koncentruje sie na "zabawach" w Hajdzie :)

c) wchodza na WrestleFans i pewnie przeczytaliby moj felieton, gdyby tylko mogli ;)

 

postanowilem wrzucic moj artykul tutaj, zebyscie przeczytali, przeanalizowali i ew. skomentowali :) Tym bardziej, ze nie wiem, kiedy serwer znow ruszy, a zachodzi powazne zagrozenie, ze kiedy juz ruszy, felieton w wyniku nowych posuniec WWE znacznie straci na swej aktualnosci...

Ostrzegam przy tym, ze tekscio jest dosc dlugi, ale opinie niektorych, ktorzy juz mieli przyjemnosc rzucic na niego okiem, daja mi pelna legitymacje do stwierdzenia, ze warto przeczytac :)

 

Tak wiec bez zbednych wstepow - oto on...

 

Mój prywatny „One Night Stand”

 

Od razu na wstępie pragnę uprzedzić – niech Was nie zmyli tytuł, który bynajmniej nie odnosi się do moich impresji na temat reaktywowania na jeden wieczór ECW. Będę pisał raczej o czymś, na czym znam się nieco lepiej, a więc na magicznym i zaczarowanym świecie sports entertainment. A konkretnie? O tym, co ostatnia w firmie ze Stanford, CT najgorętsze i najbardziej „si” (Tak, właśnie „si”, jako że „si” oznacza coś, co jest „trendy” lub „jazzy” z tą różnicą, że określenia „trendy” i „jazzy” są już dawno „passe” ;) ). Taki żarcik na rozładowanie atmosfery… Ok, zawsze pisałem za długie wstępy, więc tym razem postaram się ograniczyć. Zaczynamy.

 

 

Przez ostatnie kilka miesięcy gromkie „We want Matt!” rozlegało się w prawie każdej hali, w której WWE organizowało swoje show. Niezależnie od tego, czy był to house show, RAW, czy ECW ONS wystarczyło tylko krótkie pojawienie się Lity lub Edge’a, aby z miejsca wzbudzić natychmiastową reakcję widowni. I nie można się dziwić tym ludziom, że często biorąc wrestling za bardzo „serio” żądali dokonania się sprawiedliwości dziejowej. Nadmiernie rozdmuchana przez Matta za pośrednictwem Internetu afera z Edge’m, który „poderwał” mu dziewczynę lotem błyskawicy obiegła cały wrestlingowy światek tak, że nawet najbardziej zmarkotniałe marki były na bieżąco z tym, co dokonało się w życiu osobistym ww. trójkąta. Bo przecież w całkiem normalnym życiu tak się nie robi. Matt uważał Edge’a za kumpla, a przecież niepisana zasada mówi, że dziewczyna kumpla jest nietykalna. I nawet jeśli tej dziewczynie znudzi się jej obecny chłopak i będzie wolała związać się z kumplem, psim obowiązkiem kumpla jest położyć na to lachę i olać delikwentkę. Z kolei jednak, kiedy tak rażące pogwałcenie norm moralnych już się zdarzy, poszkodowany „były” ma wszelkie prawa do wyładowania własnej złości, z obiciem mordy nielojalnemu kumplowi włącznie. Tak jest w „realu”… A w sports entertainment? Bo przecież oliwy do ognia dolało tu jeszcze niespodziewane zwolnienie Matta z WWE, kiedy był tuż po wyleczeniu kontuzji i szykował się do powrotu na ring. Zwolnienie spowodowane zapewne chęcią „zatuszowania” całej sprawy, której rozprzestrzenienie się groziło poważnymi konsekwencjami dla firmy, spośród których popsucie atmosfery „backstage” zdawało się być najłagodniejszym wymiarem kary.

 

 

I tak jak poniekąd rozumiem okrzyki fanów, tak zastanawiam się, ilu z nich tak naprawdę chciało powrotu Matta do WWE? Ilu tak naprawdę zastanowiło się nad tą, w sumie skomplikowaną przecież sprawą i nie podążyło owczym pędem za rozentuzjazmowanym tłumem. Chyba niewielu… Tymczasem moje osobiste zdanie jest takie, że Hardy jak najbardziej nie powinien wracać tam, gdzie został potraktowany w TAKI sposób. A przynajmniej nie powinien tego robić w angle’u, który tak dogłębnie przenika i łączy się z jego osobistym życiem. Okej, został skrzywdzony, a Lita potraktowała go jak szmatę (nie zerwała z nim, tylko potajemnie zdradzała z Edge’m do czasu, aż wszystko wyszło na jaw), ale w takiej sytuacji normalny człowiek załatwia wszystko z zainteresowanymi i zaangażowanymi w całą sprawę na polu prywatnym (choćby i to miało być to całe mordobicie ;) ), a nie na oczach telewidzów i internautów. No właśnie, człowiek normalny i człowiek z klasą…

Ale zacznijmy od początku…

 

 

Tak jak napisałem przed chwilą, Matt nie powinien był rozpętywać tej całej burzy w Internecie związanej z aferą. Ok, biorąc za pewnik jego słowa o tym, jak mocno kochał Litę i chciał sobie ułożyć z nią życie, można sobie tylko wyobrazić ogrom bólu, jaki musiał poczuć, gdy dowiedział się o skurwysyństwie, którego stał się ofiarą. Rozumiem i respektuję (także z autopsji, niestety). Rozumiem, że człowiek w takich przypadkach zachowuje się jak zranione zwierzę i napierdala, gdzie popadnie, byleby tylko sobie ulżyć. Dodajcie do tego nieuzasadnione z żadnych „kontraktowych” względów zwolnienie i macie obraz naprawdę ostro wkurwionego i załamanego człowieka. Ale czy to uzasadnia odkrywanie tego na prawo i lewo wśród postronnych fanów? Może tak, może nie…w każdym razie możemy uznać te argumenty za satysfakcjonujące lub skonstatować, że chłopakowi po prostu puściły nerwy (czemu wcale, a wcale się nie dziwię). Sprawa i tak wyszłaby na jaw, a winni całej sprawy (Bo jeszcze tego nie napisałem wprost, ale chyba nie ma wątpliwości, że duet E&L zrobili prawdziwe świństwo przez duże „Ś”) napiętnowani przez publikę. Swoją drogą ten heat czyni z nich najbardziej gorącą parę heel’s w ostatnich latach i tylko dodaje smaczku charakterom, które odgrywają w tej chwili. Zmierzam jednak do czegoś innego…

 

 

Akcja naszego opowiadania przenosi się teraz bowiem nie dalej, jak dobre kilka miesięcy wstecz, kiedy związek Lity z Edgem wkroczył pełną gębą do świata sports entertainment i stał się oficjalnym storyline’m. Wszyscy zapewne pamiętają, jak w finale Golden Rush Tournament o title shot Lita odwróciła się od swojego „męża” Kane’a i pomogła Edge’owi zwyciężyć w tym turnieju. Dwójka ta jednocześnie oficjalnie odkryła to, co od dobrych dwóch kwartałów (jeśli nie dłużej, nie pamiętam dokładnie,kiedy to się zaczęło) było tajemnicą poliszynela, czyli fakt, że są zakochaną w sobie parą. Ale to nie jest przecież takie złe…

 

 

Nie wiem, kiedy WWE zaczęła ponowne negocjacje z Hardym, bo chyba nikt już nie ma wątpliwości, że jego powrót do federacji VinMana to bardzo dobrze „zworkowany” „shoot” ;), ale mam wszelkie prawo sądzić, że miało to miejsce po wydarzeniach, które miały miejsce w następnych tygodniach. Przemówienie Lity, w którym wspomina o tym, że nigdy nie kochała żadnego faceta tak mocno, jak Edge’a, podobnie z innymi aluzjami do jej ex-związku z Mattem były jak strzał prosto w pysk nie tylko ze strony byłej dziewczyny, ale też i całej organizacji. Od niepamiętnych czasów wątki z życia osobistego zapaśników są wplatane w wrestlerskie angle. Kto pamięta jeszcze feud z połowy lat 90-tych (96, a może 97 rok, nie pamiętam już) w nieodżałowanej ECW między Ravenem, a Sandmanem, w którym to ten pierwszy „przekabacił” na swoją stronę małego synka pana Fullingtona? Albo zerwanie zaręczyn Testa ze Stephenie? Albo… (w tym miejscu wpiszcie jeden z wielu pozostałych przykładów). Tylko, że wszystkie opisane wyżej przypadki to były raczej precyzyjnie opracowane worki, odbywające się za zgodą obu zainteresowanych stron. Decyzja VinMana o tak dogłębnym wykorzystaniu osobistych problemów innych ludzi w scenariuszu jest zdecydowanym przekroczeniem pewnej granicy. Granicy, która jest przecież płynna i nieustannie się kurczy (Pisałem o tym zdaje się w felietonie sprzed roku o WM XX, więc nie będę się powtarzał). Nie ma jednak wątpliwości, że czyniąc liczne aluzje do Hardy’ego posunięto się za daleko Pozostaje tylko pytanie, jak powinien na to zareagować normalny człowiek? Normalny człowiek powiedziałby: „Kurwa, nie mają za grosz wstydu tak po mnie jeździć, ale spoko nie będę się zniżał do ich poziomu, ani nie pozwolę na to, żeby moje życie osobiste w tak wielkim stopniu wpływało na moje życie zawodowe”. I tyle…

 

 

Ale nie Matt Hardy. Pojawił się więc tydzień temu na RAW i całkiem zgrabnie usiłował sprawić wrażenie, że cała akcja jest spontaniczna i dzieje się zdecydowanie poza kontrolą McMahonlandu. Jednak cóż…trochę za dużo było w zeszły poniedziałek „przypadku”, żeby można było uwierzyć w „shootowo”-spiskową teorię dziejów. Najpierw więc kamera całkiem „przypadkowo” pokazuje nam Edge’a i Litę na backstage’u zmierzających na ring. Oczywiście, WWE jest dość biedną organizacją, dlatego zatrudnia amatorów kręcących z ręki, którzy nawet nie potrafią utrzymać kamery prosto. A może kamerzysta z emocji tak zaczął bujać kamerą, że gdy Edge’a zaatakował „nieznany” wrestler, rozedrgany obraz nie pozwalał zbyt dokładnie stwierdzić, kim jest ów tajemniczy napastnik? Zasadniczo security staff WWE już wtedy powinna „aresztować” anonimowego wrestlera, ale przecież wtedy nie byłoby reszty zabawy, prawda? Tak więc w końcówce walki Edge vs. Kane napastnik ponownie wkracza na ring (Mądre posunięcie reżysera, który opóźnił najazd głównej kamery, tak jakby wjazd niespodziewanego gościa był dla niego wielkim zaskoczeniem ;) ) i już wszystko jest jasne…to Matt Hardy!! Wściekły rzuca się na Edge’a, następuje krótka wymiana ciosów, po której do akcji wkracza ochrona. Ale znów nie udaje im się złapać super-zwinnego Matta, który sobie tylko znanym sposobem przenika w okolice barierek dla fanów, gdzie całkowitym „przypadkiem” trafia mu w ręce mikrofon, tak jakby każdy fan mógł sobie wejść, wziąć sprzęt nagłaśniający i dowoli nawtykać swoim najbardziej nielubianym wrestlerom. „Przypadkową” należy też nazwać reakcję ochrony, która nim całą watahą rzuci się na Matta, pozwala mu przemówić w krótkiej, ale jakże treściwej (I co warte zaznaczenia, nie „wypikanej” w miejscu na wulgaryzmy – ale przecież to niespodzianka i w dodatku wszystko jest live! ;) ) formie. A już sam moment, kiedy wyprowadzają go z hali i są w okolicach Titan Tronu, a jemu jeszcze raz udaje się powtórzyć przed kamerą tą swoją mantrę: „Edge, Lita…you’re gonna pay!” i „WWE can kiss my ass”, co wygląda na całkowity spontan. A najlepszy dowód na to, że to był shoot to reakcja trójki komentatorów, czyli…raczej mizerne skomentowanie tego, co się działo w ringu (Coś w stylu: „Ej, tego nie było w scenariuszu!” ;) ). I choć cały ostatni paragraf ocieka oczywiście cynizmem i ironią faktem jest, że zrobiono sporo, aby segment ten wyglądał na przypadkowy.

 

 

Jeśli ktoś mógł mieć wątpliwości co do akcydentalności poniedziałkowych akcji miał okazję się ich pozbyć oglądając środowy Byte This!, którego gościem specjalnym była Lita. Nie jestem pewien, czy wszyscy wiedzą, dlatego podpowiem, że BT! to interaktywny talk show dotyczący wydarzeń związanych z WWE, ukazujący się co tydzień na stronach wwe.com – dlatego polecam samemu rzucić okiem, choć ściągnąć się nie da i zostaje tylko streaming, ale za to mają dość szybkie łącza, więc spokojnie da się obejrzeć bez zbędnych problemów. Wracając do ostatniego programu – Lita jako gość specjalny programu odpowiadając na pytania prowadzącego sprawiała wyraźne wrażenie „out of character”, czyli zwykłej, „normalnej” Amy. Nie starała się nadmiernie tłumaczyć, ale pytana, stwierdziła m.in., że gdyby mogła cofnąć czas, na pewno inaczej rozegrałaby rozstanie się z Mattem (Czytaj: Nie spotykałaby się z Edge’m za plecami Matta i nie czekałaby, aż Matt dowie się o tym od osób trzecich). Jednocześnie padły z jej ust jeszcze inne stwierdzenia:

- przykro jej, że jest pierwszą osobą, która złamała Hardy’emu serce, ale takie rzeczy się zdarzają, rozumie jego ból, ale powinien powoli przejść nad tą całą sprawą do porządku dziennego;

- nie wyobraża sobie dalszej znajomości z Mattem, ponieważ „odbija mu” (coś w tym stylu :)) A swoją drogą to dość dziwne biorąc pod uwagę, że według różnych insiderskich newsów cała trójka zaczęła stopniowo rozmawiać ze sobą już jakiś czas temu…

Jaki ten wywiad miał wpływ na rozwój angle’a, zapytacie? Otóż, integralną częścią każdego talk show są telefony od fanów… Czy muszę mówić dalej, kto zadzwonił? ;) Trwająca dobre 15 minut rozmowa byłej pary była właściwie monologiem Matta, który:

 

- co drugie zdanie mówił, że, mówiąc oględnie, odpłaci im pięknym za nadobne ;)

- wypominał Licie jakieś tam zaszłostki z przeszłości (m.in. to, że specjalnie dla niej poświęcił „świetnie zapowiadającą się karierę single wrestlera na Smackdown! i przeniósł się na RAW tylko po to, żeby być bliżej niej). Swoją drogą, musiałem mieć wtedy jeszcze przerwę w oglądaniu wrs, więc moje pytanie do Czytelników – prawda li to? Bo jakoś nie chce mi się wierzyć… Jeśli wiecie, a na pewno wiecie, dajcie znać na maila, który podam pod koniec artykułu

- jechał po WWE, zarówno z powodu:

a) jego bezpodstawnego zwolnienia

b) jak i tego, że WWE to gówno, a nie wrestling i jak się cieszy, że wreszcie może walczyć tam, gdzie chce (kilka razy wstawił tez reklamę najbliższych gal, na których wystąpi, szczególnie eksponując swój niedzielny występ na gali ROH)

- aha, no i oczywiście odwiedźcie koniecznie jego stronę internetową, gdzie za 5,99$ miesięcznie, albo 70$ rocznie możecie śledzić zapierający dech w piersiach reality show z nim w roli głównej (Adres strony sami znajdziecie, ja nie podaję, bo wkurwia mnie tak nachalna forma reklamy)

 

 

W całym tym zamieszaniu najbardziej podobała mi się Lita, która przyjęła jego shootowy atak „na chłodno”. To była Lita w stylu „whatever, Matt, blablabla” – nie dała mu się wyprowadzić z równowagi, choć trzeba przyznać, że w samej końcówce Hardy trafił chyba w czuły punkt, bo Amy nagle jak oparzona wstała i wyszła ze studia. Tak więc serial na pewno będzie miał swój ciąg dalszy, zapewne już podczas dzisiejszego RAW (Piszę te słowa na dobre 7-8 godzin przed rozpoczęciem programu). A podsumowując napiszę, że oboje całkiem nieźle zagrali swoje role, choć Matt momentami sprawiał wrażenie, jakby lekko go ponosiła i dokonywał pewnej nadinterpretacji podanego tekstu (Co jest swoją drogą dziwne, skoro miał łatwiejsze zadanie – słychać było tylko jego głos ;)).

 

 

Jest jeszcze jedna godna uwagi kwestia, którą podniósł w swej wypowiedzi Matt Hardy. Stwierdził on, że zamiast niego WWE natychmiast powinno zwolnić Edge’a. A ja na to pytam się dlaczego? Bo jest skurwielem i złamał normy moralne? Ano jest, ale nadzwyczaj rzadko się zdarza, żeby za bycie skurwielem i poderwanie dupki kumplowi z rostera zostawać zwolnionym. Tym bardziej w świecie wolnej amerykanki, który przecież często gęsto jest ze wszelkimi normami moralnymi na bakier.

 

 

W kontekście rozwoju scenariusza Edg/Lita/Hardy na Byte This! warto też zwrócić uwagę na nowe zjawisko, jakie ma miejsce w angle’ach WWE. Jest to mianowicie próba wyprowadzenia wrestlerskich feudów poza ciasne granice hal sportowych i okolic. W dobie wielkiego rozwoju interaktywnych mediów sports entertainment stara się wykorzystać nowo powstałe możliwości do rozwijania i prób „urealnienia” produktu, który sprzedają. A Byte This! to nie jedyny przykład. Aby się o tym przekonać, polecam zajrzeć na www.reymysterio.com , by zobaczyć kolejny etap „szantażowego” angle’u pomiędzy Rey-Reyem, a „wujkiem Eddiem”, który posunie się tak daleko jak tylko może, byle obrzydzić Reyowi życie. Ostatecznie ma asa w rękawie. Jest to „tajemnica” dotycząca „syna” Reya – Dominika (napisałem w cudzysłowie, bo nie wiem, czy on w ogóle ma syna, a jeśli ma, to czy jest nim właśnie ww. chłopiec ;)) ). Zabrzmiało po markowemu? Trudno ;) A skoro pozwoliłem już sobie na jedną dygresję z dala od głównego temu, napiszę i drugą. Uwielbiam Eddiego jako heela, takiego bezwzględnego skurwiela, naparzającego przekleństwa po hiszpańsku gringo. Ale tak jak Eddie to świetny heel, tak obecny angle jest dla mnie niesmaczny i niezrozumiały. O co w ogóle chodzi? Co to za wielki sekret, że Rey jest gotów dać sobą pomiatać byleby tylko nie ujrzał on światła dziennego? Panowie felietoniści z PWTorch boją się, że czeka nas pierwszy w historii angle pedofilski (No co? Skoro mieliśmy już w przeszłości quasi-nekrofilski to myślicie, że coś powstrzyma writerów z WWE?). To jednak nie trzyma się w ogóle kupy, podobnie jak to, że niby Eddie jest ojcem dziecka, bo to nie powodowałoby takiej reakcji u Reya… Nie zmienia to faktu, że ten angle jest dla mnie bezdennie głupi i z utęsknieniem czekam, aż Eddie wróci z banicji tam, gdzie jego miejsce, czyli tam gdzie był jeszcze 12-15 miesięcy temu, czyli na sam szczyt. C’mon, ten chłopak się marnuje ;)

 

 

Ale wracając do głównego tematu… Stanęliśmy na tym, że Matt jednak dogadał się z WWE i pociągnie dalej wózek z Edgem i Litą. Zapowiada się nawet, że to może być jeden z flagowych punktów programu RAW, który doprowadzi do bezpośredniego pojedynku obu panów, raczej nie na Summerslam (bo do 21 sierpnia zostały tylko 4 poniedziałki, więc trudno powiedzieć, czy, w zależności od stopnia rozbudowania scenariusza, da się pomieścić całą historię ;) ), ale pewnie na następnym PPV. I tu też trudno się dziwić – taka walka na pewno przyciągnie przed telewizory tłumy ludzi i nie byłbym zaskoczony, gdyby dotyczyło to także tych, którzy na co dzień brzydzą się „komerchą” sports entertainment. W końcu to Matt Hardy – człowiek stojący jedną nogą na scenie independent, który publicznie twierdzi, że produkt WWE to crap i woli walczyć tam, gdzie wrestling to „prawdziwy” wrestling (cokolwiek miałoby znaczyć to enigmatyczne stwierdzenie).

 

 

Sądzę więc, że ratingi i buyrate’y mają w najbliższym czasie szansę zanotować znaczący skok w górę, ale nie jest to problem, którym chciałbym się zająć w dalszej części felietonu. Pytanie, które sobie zadaję, zapewne nie jest obce także innym obserwatorom sceny WWE. A można je streścić za pomocą jednego prostego wyrazu: Dlaczego?

 

 

Być może pomocna w odpowiedzi na to pytanie będzie jedna z wypowiedzi Lity w opisywanym powyżej Byte This! W końcu przy tym „shootowym worku” nigdy nie wiesz, co jest prawdą, a co sprytnym manewrem script-writerów. Powiedziała ona mianowicie (mniejsza o kontekst), że Matt miewa problemy z odróżnianiem realnego życia od swojej profesji wrestlera. Jako przykład podała ich ówczesną rozmową, kiedy zamiast normalnej pogadanki „out of charakter” ucinał co chwila odgrażające się wrestling promos. Nie wiem, czy przybiera to też inne, bardziej karykaturalne formy, że na przykład wchodzi do domu tylko przy dźwiękach swojego entrance themu, albo podając komuś rękę zawsze lekko się waha i rozgląda wkoło, jakby czekał na reakcję publiczności (Po inne przykłady uzależnienia od wrestlingu zapraszam do stosownego tekstu w fun-clubie ;) ), ale nie w tym rzecz, ponieważ zdanie Lity może być kluczem do całego problemu. Z różnych wypowiedzi na temat Matta Hardy’ego wielu ludzi z backstage podkreśla, że to zawodnik w całości oddany temu biznesowi, stawiający wrestling ponad wszystko inne w swoim życiu. Nie może to dziwić, bo pomimo całkiem młodego wieku jak na wrestlera (23 września skończy 31 lat) do czasu zwolnienia był jednym z wrestlerów o najdłuższym stażu w WWE – razem z Jeffem zaczęli od profesjonalnej jobberki na ringach McMahona już w 1996 roku. Dalej potoczyły się jak w amerykańskim filmie – dzięki ciężkiej pracy doszli na swój prywatny szczyt, czyli do pozycji jednego z najlepszych tag teamów lat 90-tych. Przecież nie bez powodu walka z ich udziałem podczas Wrestlemanii XVI, czyli osławione już TLC zajęła według wrestlerów WWE (choć pod tym kryterium także nie bardzo wiadomo, co się kryje – ale możecie spytać Mean Gene’a, swoją drogą szkoda, że nie prowadzi i nie reklamuje już tej swojej „hooot hotline” ;)) ) 2.miejsce w kategorii „najbardziej pamiętnego meczu w historii” tej imprezy, ustępując jedynie Iron Man Matchowi między HBK, a Hitmanem. Czy biorąc pod uwagę opinie o niezwykłym wprost poświęceniu i oddaniu dla wrestlingu może dziwić, że Hardy postanowił także w tej sprawie szukać satysfakcji w ringu? Jasne, że może, bo trudno to sobie wyobrazić, ale taka hipoteza jest jak najbardziej możliwa…

 

 

Ale my tu pierdu-merdu o jakimś nie odróżnianiu fikcji od rzeczywistości, podczas gdy zapewne decydującym faktorem, dla którego Hardy zgodził się powrócić była kasa. Jestem przekonany, że Vince zwęszył świetny interes i na pewno nie pożałował grosza, byleby tylko dograć ten angle do końca. Tutaj podniosą się pewnie głosy sprzeciwu fanów sceny „niezależnej”, że Hardy się sprzedał. Pewnie i tak jest, ale z drugiej strony, zapewne za bardzo godne pieniądze. Kariera wrestlera nie trwa wiecznie i choć do mnie taka argumentacja nie przemawia w ogóle, mogę ją sobie wyobrazić jako ewentualny punkt widzenia Hardy’ego.

 

 

Godząc się na powrót Matt mógł też zapewne liczyć na „odzyskanie” twarzy przed opinią publiczną, tzn. wszystkimi markami nie czytającymi insiderskich serwisów wrestlingowych. Do ludzi tych przedostała się cała historia zerwania Matta z Litą (trudno, żeby tak nie było, skoro Matt zrobił naprawdę dużo dla popularyzacji swej udręki ;) ). Jak próbowałem dowieść przed chwilą Matt też prawdopodobnie jest trochę markiem, to znaczy ma problemy w odróżnianiu świata poza ringiem i tego w ringu. Ma więc być może nadzieję, że bookerzy piszący skrypty wykażą zrozumienie dla jego sytuacji, sprawiedliwość dziejowa dokona się, a face w ostatecznym rozrachunku skopie zadek „bad boyowi”. Oczywiście, brak jest nam wiedzy na temat tego, czy cały skrypt feudu jest już zapisany, ale…nie zdziwiłbym się, gdyby WWE postąpiło mu na złość i dało wygraną Edge’owi. Chyba, że podczas negocjacji udało mu się zastrzec jakieś stypulacje w kontrakcie, ostatecznie wydaje się przecież, że to on miał więcej asów w rękawie.

 

 

Swoją drogą, jestem ciekawy, jak i czy w tym shootowo-workowym angle’u odnajdzie się….Kane. Przecież według scenariusza z nim także Matt Hardy powinien mieć ostry konflikt. Wszyscy doskonale to pamiętają, ale mniej więcej rok temu odbył się jeden z głupszych angle’i w historii WWE, w którym poza Big Red Monster brali także udział Lita i Matt. Pojedynek Hardy’ego na Summerslam 2004 miał zdecydować, który z obu Panów będzie miał zaszczyt pojąć za żonę Litę, która wcześniej zdążyła już zostać…zapylona przez Kane’a właśnie ;) Jak dotąd był to ostatni oficjalny pojedynek Matta w WWE – „przegrał” małżeństwo z Litą i zgodnie z jakimś logicznym ciągiem rzeczy powinien mieć także jakieś „wąty” do Kane’a.. Mam nadzieję, że WWE tego nie popsuje, chociaż….paradoksalnie cała ta sytuacja także daje im duże pole do popisu. Załóżmy, że Edge i Kane odkładają niedawne urazy w imię rzeczy, które ich łączą (obaj przyprawili Hardy’emu rogi – z tym, że jeden w realu, a drugi w storyline ;) ) i wspólnego wroga. Odbywa się wielka walka tag team, podczas której Mattowi ma sekundować „tajemniczy” tag team partner, a okazuje się nim być….może Brock Lesnar, a może…..sam The Great One? :D:D Wiem, wiem, poniosło mnie trochę, ale przecież to sports entertainment, a tu literalnie wszystko jest możliwe (Także to, że z tego niesmacznego angle’a uda im się rozrobić coś ciekawego ;) ).

 

 

Trzeba jednak pochwalić WWE za świetne przeprowadzenie samego powrotu Matta. Trzymano to w tak wielkiej tajemnicy, że na insiderskich stronach nie pojawiła się na ten temat ani jedna wzmianka. Matt tymczasem walczy w tylu niezależnych federacjach, w ilu tylko się da (dla przypomnienia: zadebiutował w zeszłą niedzielę na gali ROH od zwycięstwa w walce z Christopherem Danielem), podczas gdy WWE udaje, że to jego prywatna sprawa i wydaje się jak najbardziej zaskoczona jego obecnymi „atakami”. Stara się przy tym nie zauważać ich – najlepszy dowód to wspomniana wyżej pewna taka „apatatyczna” reakcja komentatorów RAW na jego pojawienie się oraz fakt, że wwe.com w swych oficjalnych raportach ani razu nie wspomniało jeszcze o jego osobie (Te słowa z kolei piszę już we wtorkowy wieczór, kiedy pojawił się po raz drugi). Sprawa zaszła tak daleko, że w wyniku licznych spekulacji na temat pojawienia się Hardy’ego na niedzielnym No Surrender PPV, TNA musiała kilka godzin przed galą wydać specjalne oświadczenie, że Matt na pewno NIE będzie obceny podczas show. To znaczy wiecie, biorąc pod uwagę liczne aluzje Edge’a i Lity odnośnie jego osoby, opcja pojawienia się Hardy’ego wydawała się nawet prawdopodobna, ale…mało kto wierzył, że jednak zdecyduje się na taki krok.

 

 

A co z samym Mattem? Wydaje się, że jego „wieczna miłość” do Amy wcale nie była tak „wieczna”, skoro jego oficjalna strona (Ta, której adresu nie podam ;) ) informuje nas o jego aktualnej towarzyszce życia, niejakiej Lori Barbour, z którą łączy go „naprawdę wyjątkowa chemia”. Zdołał więc jakość przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, w związku z czym…zapowiada się nam naprawdę dłuuugi feud. Czy ciekawy? Wszystko w rękach writerów. Ja jednak podtrzymuję zdanie, że nie powinien wracać. W ten sposób ryzykuje spalenie za sobą kilku mostów, stawiając wszystko na jedną, dość niepewną zresztą, kartę. Już teraz słyszymy przecież utyskiwania smart-assów ze Stanów, że Internet, który służył Mattowi do odkrywania „prawdziwej prawdy” na temat jego związku z Litą niepostrzeżenie stał się dla niego bazą do budowania angle’a w tej „komercyjnej”, nielubianej WWE. A że smarki mają wpływ na marków (i co by nie mówić, stanowią znaczną część fanów sceny Indy) etykietka „zdrajcy” może na stałe przylgnąć do Hardy’ego. Co z tego, spytacie? Otóż, jeśli okaże się, że jego powrót jest zbudowany tylko na jeden konflikt z Edge’m i obliczony na zbicie wielkiej kasy, po czym niewdzięczne WWE ponownie wyśle go na zielona trawkę (co jest całkiem prawdopodobne), Matt może mieć pewne problemy ze znalezieniem nowej pracy. Bo do czasu skończenia angle’a i 90-dniowej karencji (znowu ostro hipotetyzuję) TNA zdąży już zatrudnić większość odpadów z WWE (określenie umowne, choć wcale nie odnosi się do klasy dopiero co zwolnionych wrestlerów, a przynajmniej nie wszystkich ;) ) i nie będzie potrzebowała nowych zawodników.

 

 

Na wszelki wypadek, gdyby mu się nie udało, zawsze może podjąć pracę w CH Auchan w moim rodzinnym mieście. Jest tam stoisko z punktem ksero, wyrabianiem kluczy i tym podobnymi usługami, które nazywa się…Hardy!. Matt Hardy w „Hardy” :D:D:D. Rozumiecie tę subtelną i pełną humoru grę słów? ;)

 

 

I tak nieuchronnie zbliżamy się do końca tego artykułu. Dużo jest w nim hipotez, przypuszczeń i domniemań, ale jak sami wiecie, sprawa sama w sobie jest dość tajemnicza. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak mieć nadzieję. Nie, nie na to, że to będzie super ciekawy konflikt zakończony stojącą na ponadprzeciętnym poziomie walką. Na to raczej nie ma większych szans. Bardziej należy więc zaufać WWE, że skoro już zdecydowali się na pociągnięcie tego wątku, to nie skopią go jak tylko oni potrafią, a granica niesmaku (która już została przekroczona) będzie jednak w jakimś stopniu wytyczną, którą firma będzie brała pod uwagę planując ten feud. Szans wielkich nie ma…ale, piszę to po raz nie pamiętam który w tym artykule, w świecie WWE wszystko jest możliwe ;)

 

 

Jak zwykle było ponadnormatywnie długo, ale mam nadzieję, że przynajmniej nieźle się czytało. Będę wdzięczny za wszelkie uwagi, komentarze i polemiki, które możecie umieszczać w Hydeparku WF, albo mailując bezpośrednio do mnie na adres spop@o2.pl

 

 

Pozdrawiam Was serdecznie

SPoP

 

 

PS. Prawie zapomniałem wspomnieć o jednym kwiatku z internetowej strony Matta (wiecie

której ;) ). Od razu po wejściu po lewej stronie w „Matt facts” widnieją dwa piękne zdania – „Matt nigdy nie zdradził przyjaciela” oraz „Jedyną rzeczą, na której Matt oszukuje, jest od czasu do czasu jego dieta”. Słodkie, nieprawdaż? 

PS1. Końcówka może się Wam wydać trochę nieskładna, ale pisałem późno w nocy, więc miejcie na to baczenie i okażcie wyrozumiałośc ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2067-angle-mattlitaedge-zdaniem-spopa/
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • Hartfan

    1

  • sixter

    1

  • SPoP

    1

  • Piotrekmilan

    1

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  2 485
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.11.2003
  • Status:  Offline

Swietny tekst. SPOP: Twoje felki, Fuckheada i Stingera to najwyzsza klasa. Przyjemnie sie czyta caly tekst.

 

Angle ich bedzie sie ciagnal dluzszy czas... A co tu duzo o Licie... Biaaatch... :D

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2067-angle-mattlitaedge-zdaniem-spopa/#findComment-21193
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  149
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2003
  • Status:  Offline

Jako Mark jestem w szkoku bo o niczym nie wiedzialem :D

cool txt ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2067-angle-mattlitaedge-zdaniem-spopa/#findComment-21194
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 066
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.11.2003
  • Status:  Offline

w sumie sie zgadzam z wiekszosca tez zapodanych w tym felietonie. MOim zdaniem WWE osiagnelo olbrzymi sukces tym ,ze sa ludzie ktorzy w ogole zastanawiaja sie nad realnoscia tego angle'a.Jest kilka podstawowych rzeczy jakie odrozniaja malego marka od profesjonalnego obserwatora sceny, jedna z nich jest to ze obserwator nie wierzy w smierc wrestlerow podczas roznorakich feudow (mam na mysli Undertakera , bron Boze Owena) , nie wierzy w prawadziwosc zawieranych na ringu slubow czy nie wierzy w to ze rezyser pokaze choc przez sekunde na zywo w stacji UPN czy Spike wrestlera ktorego nie ma w scenariuszu, rezyser bedzie sie tak przed tym bronil jak przed cyckami .
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/2067-angle-mattlitaedge-zdaniem-spopa/#findComment-21240
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Attitude
      Śmiało można mówić, iż premierowe Raw na Netflixie to spory sukces, przynajmniej pod względem zainteresowania. Netflix przekazał, że epizod z 6 stycznia międzynarodowo zebrał 4,9 miliona widzów. W samych Stanach Zjednoczonych show oglądało 2,6 miliona osób. Te statystyki robią wrażenie, bowiem to wzrost aż o 116% względem najchętniej oglądanego odcinka Raw z 2024 roku. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ostatni epizod poniedziałkowej tygodniówki był mocno promowany. I sporo osób było zainteresowanych tym, jak będzie to teraz wyglądać na Netflixie. Wkrótce przekonamy się, czy te liczby to będzie mniej więcej stały trend. Eric Bischoff w najnowszej odsłonie swojej audycji "83 Weeks" odniósł się do reakcji publiczności podczas wspomnianego Raw na pojawienie się Hulka Hogana. Rzuciło się w uszy, to jak ikona została wybuczana w Intuit Dome. Bischoff próbował wyjaśnić tę sytuację. Zwrócił uwagę, że wiele osób, których nie było do tej pory w Kalifornii nie jest świadome, jak politycznie nastawiony jest ten stan. A po ostatnich wyborach prezydenckich w USA, Hogan i Donald Trump są jakby "zrośnięci" ze sobą w oczach wielu. Bischoff przyznał, iż Hulk może być rozczarowany. Ale nie powinien być zaskoczony czy zszokowany taką, a nie inną reakcją publiczności na jego osobę. Link do filmu Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
    • MattDevitto
      Spadek w jakości kart niestety już był zauważalny w poprzednich miesiącach - szkoda, że z ciekawej, trochę innej federacji od reszty powstaje kolejny identyczny produkt.
    • Grins
      Co ten Lauderdale odpierdala... Może do Allie nic nie mam ale Effy to dno a nie zawodnik, nie chciałem tego widzieć może i dobrze że nie ma już tyle czasu tego śledzić, teraz gdy Gage odszedł z GCW raczej już nie będę tak zerkał na ten produkt tym bardziej jeśli ktoś taki jak Effy jest brany pod uwagę jako Main Eventer gali, pojebało totalnie Brett'a że stawia na ten odpad.   
    • Mr_Hardy
      Private Party te panie do świętowania mogli wybrać ładniejsze... Haha, fajny trolling z wejściem Stricklanda. Te zawiedzione miny 🤣. Genialny motyw z przerzucaniem Ricocheta między Archerem i Hobbsem. 🤣 Harley nie dość, że bardzo ładna, to jeszcze przezabawna. Śmiechłem ja Dax Harwood poślizgnął się i wywinął orła. Przewijałem kilkukrotnie. Bardzo fajne Dynamite, pełne dynamicznej akcji. Te niecałe dwie godziny minęły mi bardzo szybko. Super się to oglądało!
    • Mr_Hardy
      EDIT: Oj nie w tym temacie. Proszę skasować.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...