Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Dramaty


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Inhale (2010)

 

Film opowiada historię pewnego prokuratora, którego mała córeczka zapada na śmiertelną chorobę płuc. Dziewczynka wkracza w ostatnie stadium choroby i lekarze dają jej kilka dni życia a jej odległa pozycja na liście osób oczekujących na przeszczep jest równoznaczna z wyrokiem śmierci. Zrozpaczony ojciec postanawia pojechać do Meksyku, by tam "na lewo" zdobyć dla córki płuca do przeszczepu. Nie spodziewa się jednak, że jest to równoznaczne z wkroczeniem w świat, gdzie takie pojęcia jak "prawo", "sprawiedliwość", czy "moralność" nie istnieją i nie mają racji bytu. W świat gdzie rządzi przemoc, pieniądz i strach. Na ile kompromisów z samym sobą będzie gotowy? Jak daleko będzie w stanie się posunąć, by uratować życie własnego dziecka? Czy naprawdę będzie wstanie zrobić WSZYSTKO i żyć do końca swych dni z tą świadomością?

"Inhale" to świetny, przejmujący dramat o wyborach jakie czasami stawia przed nami życie. O wyborach, które nie oferują dobrych rozwiązań, ponieważ każdy z nich jest zły i sprowadza na kogoś cierpienie. To próba odpowiedzi na pytanie, gdzie przebiega ta cienka granica, której nie jesteśmy w stanie przekroczyć, by potrafić dalej żyć z samym sobą. I czy w ogóle istnieje taka granica jeżeli na szali znajduje się życie własnego dziecka?

Film poza świetnym tematem, niezłą grą aktorską, wartką akcją i niebanalnymi pytaniami jakie stawia przed oglądającym, charakteryzuje się także miażdżącym zakończeniem, po którym niejedna osoba zada sobie pytanie: "a co ja bym zrobił w takiej sytuacji?".

Bardzo solidny dramat, przywodzący skojarzenia z "John'ym Q", od początku do końca trzymający w napięciu. Moja ocena: 7/10

 

Na weekend planuje dwa seanse, czyli pierwszy z "Lilja 4-ever" a drugi z rosyjskimi "Prostytutkami"

 

Obejrzałeś może RVD te "Prostytutki"? Bo ciekaw jestem, czy film jest wart uwagi.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-209703
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 162
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • -Raven-

    103

  • Bonkol

    14

  • RVD

    12

  • Ja Myung Agissi

    7

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

Owszem obejrzałem w te kilka dni wolnych kilka filmów, w tym i wspomniane "Prostytutki". Napiszę o nich i nie tylko coś więcej wieczorem :)

 

[ Dodano: 2010-11-02, 20:38 ]

http://gfx.filmweb.pl/po/61/74/36174/7119130.2.jpg?l=1185190085000

"Lilja 4-ever"

Szesnastoletnia Lilja mieszka w blokowisku w byłym ZSRR. Jej matka z kolejnym "mężczyzną swojego życia" wyjechała do USA, zostawiając córkę swojemu losowi. Lilja czeka na list i pieniądze od niej- bez rezultatu. Jedynie przyjaźń z małym Wołodią, podobnie jak i Ona wegetującym na osiedlu, jest jednym z niewielu pozytywnych elementów w jej życiu. Dziewczyna poznaje przystojnego i wygadanego Andrzeja, który proponuje jej wyjazd do Szwecji. Lilja zgadza się pomimo protestów Wołodii. Nie wie jeszcze, co czeka ja za granicą.

 

Za namową Raven'a oraz King of King'a postanowiłem obejrzeć "Lilja 4-ever", jako film, który miał mnie rozwalić. Postanowiłem zaufać im i obejrzałem "Lilje", z ciekawości która rosła z tygodnia na tydzień kiedy ten film leżał i czekał. Obejrzałem i co ja dużo będę mówił - film faktycznie, rozwalił mnie bez reszty! Już w tym momencie mogę z całym sumieniem stwierdzić, że to moim zdaniem jeden z najlepszych dramatów początku tego wieku. Niesamowicie zagrany (pomimo wielu mankamentów) to po pierwsze. Po drugie: scenerie. To co zostało w tym filmie ukazane, oddaje wielkość temu obrazowi. Jeśli miało coś tutaj być autentyczne, to scenerie w wielu przypadkach zastępują dialogi. Po trzecie: scenariusz - jego niesamowitość tkwi w prostocie. Ja tutaj za dużo pisać nie będę, bo każdy FAN kinematografii (tak, tak - to do ciebie N!KO :D powinien ten film obejrzeć!

 

Ocena filmu: 9-/10

 

 

 

 

http://gfx.filmweb.pl/po/93/10/359310/7127453.2.jpg?l=1219372114000

"Tochka" ("Prostytutki")

Trzy moskiewskie prostytutki - Nina, Ania i Kira - oferują swoje usługi w brudnym rewirze nieopodal "Czerwonych Wrót". Pracują dla "firmy", która zyskami z seks biznesu dzieli się z miejscową milicją. Trafiają tu najdziwniejsze typy - od marzycieli i zboczeńców po yuppies, chcących zaspokoić swoje najbardziej wyuzdane pragnienia. Każda z dziewczyn ma swoją własną historię i dobry powód, dla którego opuściła rodzinę i wyszła na ulicę. Wszystkie nauczyły się wznosić ponad okropności, których doświadczają, dzięki poczuciu niezależności, jakie dają im ich skromne zarobki. Nie mają złudzeń co do tego, że życie jest bezwzględne, pełne przemocy, upokorzeń i niegodziwości.

 

Do oglądania "Prostytutek" przystąpiłem praktycznie w kilka godzin po seansie z "Lilja 4-ever", mając bardzo mocno w głowie ten drugi film. Może i nie na miejscu było porównywanie jednego i drugiego obrazu do siebie, bowiem traktowały one o czymś zupełnie innym (aczkolwiek "Lilja" w drugiej połowie mogła w sumie nawiązywać do tematu "Prostytutek"), jednak w trakcie oglądania "Tochki" takie myśli przewijały się w mojej głowie. Po obejrzeniu filmu Jurija Moroza szczerze powiedziawszy mam mieszane uczucia. Prostytucja to tak naprawdę temat rzeka. Mieliśmy kilka niewątpliwie ciekawych pozycji w przeszłości, chociażby "Dziwkę" Lidon'a, w którym oprócz aktorek porno (oraz samego Pierre'a Woodman'a znanego z filmów porno z castingów podczas których "testuje" przyszłe gwiazdy) wystąpiły Daryl Hannah czy Denise Richards. "Yo Puta" przeszła jednak bez echa i świat nieco niedocenił tego filmu. "Toczka", jako film rosyjski miał wszelkie predyspozycje coś zmienić, zwłaszcza patrząc pod kątem przedstawienia tego świata w tym kraju. Niestety, moim zdaniem nie udało się. Jeszcze przed samym oglądaniem tego filmu, zastanawiałem się jak powinien wyjść. Nie czytałem recenzji, więc do jego oglądania zabierałem się będąc ówcześnie nie przygotowanym "merytorycznie". Film o takiej tematyce powinien być niewątpliwie kontrowersyjny, ze scenami które były w stanie mną wstrząsnąć. Tymczasem dostałem tutaj raptem 2 takie sceny, zwłaszcza jedną w ostatnich kilkunastu minutach filmu. Nic poza tym. Fakt, mamy tutaj przedstawione życie moskiewskich prostytutek (w wielu momentach bardzo przekoloryzowane na potrzeby filmu), w kilku scenach proces który roboczo nazwałem "dziwko-twórczy", czyli jak stworzyć prostytutkę praktycznie z niczego. I w zasadzie tyle. Brak w tym filmie tego czegoś, co potrafiłoby wywołać u mnie pewne emocje. Może wspomniana scena praktycznie na końcu filmu w strugach deszczu jako jedyna do tego się zbliżyła?! Nie ukrywam faktu, że widziałem wiele śmiałych filmów, to co dla mnie tutaj nie było jakieś szokujące, dla kogoś może być zgoła odmienne. W każdym bądź razie "Prostytutki" to nie "Lilja 4-ever" podczas oglądania której siedziałem wręcz jak zahipnotyzowany i przez cały seans praktycznie byłem w świecie w którym żyła tytułowa Lilja. "Prostytutki" bardziej swoją budową, jak i grą aktorską są zbliżone do "Galerianek", filmów może z pozoru odmiennych ale jakże podobnych...

 

Chcąc nie chcąc muszę w tym momencie raz jeszcze stwierdzić, że "Prostytutki" nie spełniły mojego oczekiwania, które mimo wszystko miałem sporo względem tego filmu. Jednak mimo wszystko, jest to dobry obraz. Nie wybija się ponad jakąś przeciętną, ale każdy fan dramatów, jak również kina rosyjskiego ze spokojem go obejrzeć. Nie wiem czy dla wielu akurat słowo "spokój" będzie tutaj adekwatne do poruszanej problematyki filmu, jednak u mnie osobiście film tylko raz wzbudził niepokój. To pokazuje, że tkwił w nim ogromny potencjał, który po prostu nie został wykorzystany.

 

Ocena filmu: 6/10

 

[ Dodano: 2010-11-03, 21:03 ]

http://gfx.filmweb.pl/po/37/38/253738/7187864.2.jpg?l=1205810588000

"Pu-239" ("Połowiczny rozpad Timofieja Bierezina")

Film oparty na opowiadaniu Kena Kalfusa "PU-239". Timofiej, pracownik elektrowni atomowej pod Moskwą, staje się ofiarą napromieniowania, w wyniku którego nie pozostaje mu już wiele dni życia. Gdy umrze, jego żona Marina i synek pozostaną bez środków do życia. Timofiej postanawia zapewnić im bezpieczną przyszłość poprzez wykradzenie z elektrowni plutonu PU-239. Z niebezpiecznym materiałem udaje się do stolicy, by dokonać targu na czarnym rynku. Spotyka tam gangstera Shiva, który obiecuje mu pomóc w dotarciu do mafii zainteresowanej zakupem plutonu. Wkrótce okazuje się, że chęć sprzedaży tak niebezpiecznego ładunku doprowadzi Timofieja i Shiva do sytuacji bez wyjścia...

 

Przyznam szczerze, że z obejrzeniem tego wyprodukowanego przez HBO filmu czekałem ładny szmat czasu. Jednak, że w ostatnim czasie łykam wszystko co jest dramatyczne, postanowiłem w końcu zabrać się za "Połowiczny rozpad Timofieja Bierezina". I co tutaj dużo mówić - mogę uderzać się w pierś, że nie zrobiłem tego wcześniej, bowiem film przeszedł moja najśmielsze oczekiwania! Historia Timofieja została w tym filmie przedstawiona naprawdę tragicznie. Przez cały film śledzimy jego losy, chcą sprzedać pluton, aby za pieniądze uzyskane z jego sprzedaży mógł pomóc rodzinie. Rodzinie, która tak jak on pochodzą z tajnego miasta, takiego swoistego kompleksu którego wogóle nie ma na mapie, jak i samej elektrowni, która oficjalnie nie istnieje. Swoją drogą, jak tam się znaleźli, skąd pochodzą? Tego w filmie się nie dowiadujemy. Reżyser Scott Z. Burns skrzętnie przedstawia nam na początku filmu pewne fakty i stawia nas jakby przed faktem dokonanym. Cofnięcie się w przeszłość ma tutaj tylko i wyłącznie na celu ukazanie co się stało i jaki skutek wywołało. Film ma niewątpliwie ciekawą konstrukcję. Pomimo, że jest to typowy dramat, który dzieje się w nieco fikcyjnej rzeczywistości, możemy w nim doszukać się także innych gatunków. Mam na myśli dwa: science-fiction, przejawiającą się tutaj w stworzeniu specjalnego plutonu bojowego, czy też poddawanej pod wątpliwość (przynajmniej moim zdaniem) wytrzymałości głównego bohatera, który przeżył warunki niemalże dwa razy większe niż po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie. Komedia, bowiem widząc perypetie nieudolnych kompanów mafijnych Shiva'y człowiek w pewnym momencie zaczyna się śmiać (zwłaszcza w ostatniej scenie z tą dwójką praktycznie na samym końcu filmu). Zastosowane w tym filmie dwa dodatkowe gatunki, tworzą bardzo ciekawą kompozycję z kinem typowo dramatycznym. Przejawia się to w tym, że człowiek podczas seansu raz się śmieje, a za drugim razem z powagą obserwuje dramat głównego bohatera. Niewątpliwym plusem jest tutaj także pojawiająca się narracja Timofieja. Słychać tutaj wyważenie słów oraz powagę sytuacji ale nie tylko. Narracja uzupełnia tutaj przekaz typowo wizualny, będąc miejscami wręcz świetnym dopełnieniem lirycznym przekazu audio-wizualnego. Narracja w końcu również charakteryzuje nam postać Timofieja, jako osobę wykształconą, można nawet użyć stwierdzenia - erudytę. Jako dopełnienie przekazu audio-wizualnego wypada tutaj wspomnieć o ścieżce dźwiekowej. Odpowiedzialny za nią jest nasz rodak - pochodzący z Krakowa, Abel Korzeniowski. Mamy tutaj do czynienia z dosyć lekką, ale zarazem ponurą muzyką poważną, która idealnie łączy się z resztą filmu. Sam scenariusz został bardzo prężnie napisany na podstawie opowiadania Kena Kalfusa. Niestety, nie czytałem "PU-239" więc trudno ocenić mi stosunek filmu, do tekstu. Scenerie przedstawione w filmie niewąpliwie są plusem. W zasadzie uwagę widza zwraca nie Moskwa w której większość filmu dzieje się ale tajemnicze miasto-kompleks. Jest to zwyczajne, rosyjskie miasto z elektrownią atomową, która może być jedynym, bądź jednym z nielicznych miejsc zatrudnienia okolicznej ludności. W głowie jednak cały czas siedzi "tajność", co daje przekaz taki, że w owej elektrowni prace toczą się również nad innymi "rzeczami", czego owocem jest pluton bojowo skradziony przez Timofieja. Na koniec tej krótkiej recenzji postanowiłem zostawić sobie grę aktorską. W rolę Timofieja wcielił się brytyjski aktor, Paddy Considine, znany w przeszłości z takich filmów jak "Człowiek Ringu" czy też "Ultimatum Bourne'a". Muszę przyznać, że kupiłem w tym obrazie jako Rosjanina i wszelkie cechy typowo brytyjskie zostały w tym filmie sprawnie zatuszowane. Niewątpliwie Considine zagrał swoją postać świetnie i aż dziw bierze, że za rolę Timofieja nie otrzymał żadnej nagrody, tudzież wyróżnienia. W rolę Shivy z kolei wcielił się Oscar Isaac. Ostatnio mogliśmy oglądać go w dwóch produkcjach: "Robin Hood" (jako Książe John) oraz "Agora" (Orestes). Szczerze powiedziawszy co do jego roli mam mieszane uczucia. Może jestem odosobniony w tej opinii, ale momentami odnosiłem wrażenie, że był nieco przekoloryzowany. Nie wiem, może to tylko konstrukcja postaci tak na mnie wpłynęła. Warto odnotować, że w rolę żony Timofieja wcieliła się Radha Mitchell, stosunkowo dobrze znana aktorka, mająca na koncie wiele filmów. Muszę przyznać, że osoby zajmujące się castingiem do tego filmu, jak i charaktakteryzacja odwaliła przy tym obrazie kupę świetnej roboty. Przyglądając się postaciom które pojawiły się w tym filmie, na pierwszy rzut oka w życiu bym nie powiedział, że to nie są Rosjanie! Mówiąc jednym słowem - perfekcja!

 

Podsumowując. "Połowiczny rozpad Timofieja Bierezina" zaskoczył mnie niemiłosiernie. Obraz ten należy do tych, podczas oglądania których człowiek nie chce aby się skończył. Nie jest to film bez wad, bowiem jest kilka. Chociażby nieco przerysowanie postaci, tudzież historii (ale z tym mogło być ciężko, jeśli reżyser starał się czytać opowiadania). Do tego raziło mnie to, że film był angielsku a nie po rosyjsku. Jeśli przymknięmy na te i kilka innych mankamentów oko, to przez 1,5 godziny seansu mamy do czynienia z bardzo ciekawym dramatem ale również ciekawie przedstawioną historią pewnego człowieka imieniem Timofiej.

 

Ocena ogólna filmu: 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-209704
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Obejrzałem wczoraj mało popularny film Triage z Colinem Farrellem w roli głównej. Reżyserem filmu jest Danis Tanović znany przede wszystkim ze zrobienia świetnego filmu Ziemia Niczyja. Triage opowiada historie Marka Walsha - reportera, którego wręcz pasjonuje robienie zdjęć podczas wojny i jego kolejną misją jest Kurdystan. Film świetnie pokazał niektóre detale takiej wojny jak np. profesja lekarza, który zamienia się też w kata, żeby dać ulgę swoim pacjentom. Mark wrócił z Kurdystanu sam(mimo, że poleciał z przyjacielem) w bardzo ciężki stanie. Szczególnie ucierpiała jego psychika, która z dnia na dzień coraz bardziej dawała znać o sobie, a wspomnienia z wojny doprowadzały go do skraju rozpaczy(interwencja psychologa - świetny Christopher Lee). Polecam, bo zakończenie bardzo dobrze rozegrane, gra aktorska Farrella i Lee na bardzo wysokim poziomie, a sama fabuła palce lizać. 8/10.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-210192
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

http://gfx.filmweb.pl/po/12/09/211209/7113242.3.jpg?l=1185190085000

"Peaceful Warrior" ("Siła Spokoju")

Życie młodego utalentowanego sportowca Dana Millmana (Scott Mechlowicz) to pasmo sukcesów – jest przystojny, ma pieniądze, a osiągnięciom sportowym towarzyszy równie imponujące powodzenie u kobiet, które zmienia jak rękawiczki. Niestety wypadek brutalnie przerywa jego karierę i wspaniałe plany na przyszłość. Dan załamuje się, zaczynają go męczyć przerażające koszmary senne. Którejś kolejnej nieprzespanej nocy trafia na stację benzynową, gdzie spotyka tajemniczego mechanika Socratesa (Nick Nolte), który na zawsze odmieni jego życie...

Film jest ekranizacją autobiograficznej powieści Dana Millmana „Droga miłującego pokój wojownika”.

 

"Siła Spokoju" (ach te Polskie tłumaczenie....) przeleżała u mnie spory okres czasu nim w końcu zabrałem się za jej obejrzenie. Przyznam szczerze, że nie oczekiwałem tutaj czegoś specjalnego, tym bardziej, że w historii kina już mieliśmy kilka naprawdę dobrych dramatów sportowych. Ten z początku wydawał mi się jako jeden z wielu, którego obejrzę i zapomnę o nim. Tymczasem, po blisko 2 godzinnym seansie obraz ten siedział mi jeszcze przez dłuższy czas w głowie i dał nawet nieco do myślenia. Traktuje on bowiem o....a może to zostawie dla siebie, bowiem nie chcę tutaj zbytnio spoilerować. Niech każdy oglądając ten film dowie się o czym on jest. Tutaj mogę jedynie zdradzić, że o czymś ważnym, nomen omen - poruszanym w wielku filmach. Do "Peaceful Warrior" przyciąga z miejsca klimat, który jest świetnie przedstawiony. Film z pozoru wydaje się dość ponury, jednak z czasem widz odkrywa jego drugą stronę. Owa ponurość jest tak naprawdę "złotym środkiem" do finału tego filmu. Początkowo do końca nie wiemy o co tutaj tak naprawdę chodzi. Pojawia się za dużo faktów, praktycznie w tym samym czasie. Jednak po jakimś czasie zagadka jaka jest tutaj schowana, wychodzi na jaw. Jednym z kluczy do rozwiązania tej zagadki jest Sokrates, w którego postać wcielił się Nick Nolte. Niewątpliwie Nolte zagrał najlepiej od ładnych paru lat, przynajmniej moim zdaniem. No właśnie, wracając do tej zagadki. Sokrates wydaje się odpowiedzią, swoistą "wyprawą", która prowadzi do rozwiązania owej zagadki, która dręczy głównego bohatera - Dan'a Millman'a. Ale czy aby napewno? Czy nie jest tak, że Sokrates nie jest kluczem, lecz pewnego rodzaju przewodnikiem a odpowiedź na zagadkę siedzi w głównym bohaterze? Tego dowiecie się sami. Odpowiedź może być stosunkowo błacha, ale niewątpliwie uważam, że została ona w bardzo sprawny sposób przedstawiona. Tak tutaj piszę nieco "zagadkowo", przez co można odnieść wrażenie, że "Siła Spokoju" to nie jest zwykły dramat. Nie dane mi było czytać wcześniej „Drogi miłującego pokój wojownika”, przez co zaskoczył mnie film, że w filmie mamy wplecioną parapsychologię. Wyszło to naprawdę fajnie i tym bardziej widz z niedowierzaniem myśli o tym, że Millmana faktycznie mogło coś takiego przed laty spotkać. Idąc za tym rozumowanie, można niewątpliwie stwierdzić, że sam scenariusz do tego filmu jest jednym z bardziej oryginalnych w ostatnich latach, w produkcjach stricte dramatycznych. Na uwagę w "Peaceful Warrior" zwraca również ścieżka dźwiękowa. Przygnębiająca, dająca poczucie niewiedzy muzyka poważna idealnie wręcz wkomponiowuje się w film. Aktorstwo, a głównie postacie Sokratesa oraz Dana zostały bardzo dobrze zagrane (w przypadku Sokratesa, można powiedzieć, że Nolte odwalił kawał dobrej roboty). Reszta postaci przewijająca się w filmie schodzi tak na dobrą sprawę na drugi plan. Całość obraca się głównie wokół wspomnianego Sokratesa oraz Dana.

 

"Peaceful Warrior" nie jest pozbawiony wad. Irytować może momentami zbyt "piękne" oddanie dramaturgii tego filmu oraz naginanie pewnych faktów, w które po prostu nie chce się wierzyć, tym bardziej, że Millman niby przeżył to. Jeśli jednak pominiemy te nieściłości, to wychodzi nam bardzo dobry dramat, który potrafi wciągnąć od pierwszej do ostatnie minuty. Może i traktuje o sprawach nieco przyziemnych, których temat był już niejednokrotnie (nieczęsto w zbyt dosadny sposób) poruszany, jednak tutaj został oddany w taki sposób, że nie razi widza.

 

Ocena filmu: 8-/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-211356
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Kafka" (1991)

 

"Praga 1919 r. W żydowskiej dzielnicy miasta mieszka samotnie Franz Kafka, w dzień skromny urzędnik Zakładu Ubezpieczeń Robotników od Wypadków, udręczony bezsensowną pracą, w nocy pisarz, który tworzy własną rzeczywistość i pisze listy do ojca. Każdy dzień jego egzystencji jest szary i podobny do innych, choć jednocześnie każdy wywołuje strach przed nowym i nieznanym oraz gorzkie refleksje nad "hartem, z jakim ludzie potrafią znosić życie". Niespodziewanie jeden z kolegów biurowych Kafki, niejaki Edward Raban, ginie w tajemniczych okolicznościach, a jego zwłoki zostają wyłowione z Wełtawy. Policja, rozmawiając z Kafką, sugeruje samobójstwo, ale pisarz, znając Rabana, wyklucza taką ewentualność. Postanawia na własną rękę wyjaśnić okoliczności śmierci przyjaciela. Dzięki znajomej z biura, Gabi Rossman, poznaje środowisko praskich anarchistów i dowiaduje się, że Raban był na tropie zbrodni demonicznej władzy, urzędującej w zamku, który wznosi się ponad miastem. Kafka decyduje się pójść tym samym tropem i wyjaśnić, jaką ponurą tajemnicę skrywają zamkowe mury..."

 

Cóż, Franz Kafka to jeden z moich ulubionych pisarzy i nie będę ukrywał, że podchodziłem do tego filmu z bardzo dużymi oczekiwaniami, przez które być może nie byłem w stanie wystawić mu wyższej noty, choć film był bez dwóch zdań bardzo ciekawy i zdecydowanie wart obejrzenia.

Już na wstępie powiem, że tą produkcję najbardziej docenią widzowie znający choć trochę (a im bardziej - tym lepiej) prozę Kafki, bo film obfituje w smaczki będące nawiązaniami do biografii oraz twórczości tego niesamowitego pisarza (np. przyjaciele Kafki podpytują się nad czym obecnie pracuje. Franz odpowiada, że nad opowiadaniem o facecie, który zamienia się pewnego dnia w wielkiego insekta, na co znajomi wybuchają śmiechem i zaczynają sobie kpić z pisarza. Odniesienia oczywiste do jednego z najbardziej cenionych opowiadań Kafki, czyli "Przemiany". Takich smaczków w filmie jest dużo więcej), zwłaszcza do "Zamku" i "Procesu".

Całość fabuły jest jakby "puszczeniem oczka do widza" ze strony reżysera i lekką insynuacją, że Kafka naprawdę przeżył sytuacje, na podstawie których napisał swoją późniejszą prozę. Jest to oczywiście wymysł reżysera, ale fajnie się to wszystko komponuje, zwłaszcza dla kogoś, komu nieobca jest biografia i twórczość pisarza.

Oprócz ciekawego pomysłu, film zdecydowanie plusuje bardzo solidną grą aktorską (jak zwykle świetny Jeremy Irons, w tytułowej roli), niepokojącym (typowym dla pisarza) klimatem wyobcowania oraz świetnymi, czarno-białymi ujęciami Pragi i kontrastowymi, kolorowymi kadrami podczas "wizyty" bohatera na Zamku, gdzie sceny momentami przypominają senny koszmar, z którego chciałoby się natychmiast wybudzić. Poza tym - mocna, typowo kafkowska, końcówka jest dobrym zwieńczeniem filmu i pokazem tego ile może zdziałać jednostka w starciu z "systemem".

Nie wiem, może to moje zbyt wybujałe oczekiwania spowodowały, że film oceniłem "tylko" na -7/10, a może jednak sprawiło to kilka dłużyzn podczas seansu i to, że jednak żaden film nie będzie w stanie oddać tego, co produkowała moja wyobraźnia podczas obcowania z prozą Kafki? Nie zmienia to jednak faktu, że "Kafka" to bardzo ciekawe połączenie dramatu i thrillera, który powinien zadowolić niejednego widza, a zwłaszcza takiego, któremu twórczość autora słynnego "Procesu" nie jest całkowicie obca.

 

 

"Moja droga Wendy" (2005)

 

"Historia rozgrywa się w biednym, górniczym miasteczku o nazwie Estherlope. Głównym bohaterem jest samotny i wrażliwy chłopak Dick, który został osierocony przez ojca - górnika. Od tej pory czuł się wyobcowany wśród pozostałych mieszkańców miasteczka i nie mógł znaleźć sobie zajęcia. Pewnego dnia jednak wszedł on w posiadanie małego, starego rewolweru. Z początku bohater myślał, że to tylko zabawka, ale szybko okazało się, że jest on prawdziwy. Dick uległ fascynacji owym rewolwerem do tego stopnia, że zaczął o nim mówić pieszczotliwie "Wendy". Wraz ze swoim nowym kolegą - Steviem, którego również pociągała broń palna, zaczął ćwiczyć strzelanie w starej fabryce. Wkrótce dołączyło do nich kilku młodych ludzi, którzy także czuli się nieswojo w Estherlope. I tak powstał tajemniczy "Klub Dandysów". Członków tego tajnego stowarzyszenia połączyła wiara w pacyfizm, miłość do broni i wspaniałe pomysły, które chcieli razem realizować. Nigdy jednak nie mieli zamiaru używać broni, zatem ich głównym hasłem stały się słowa: "nigdy nie wyciągaj broni" i tego starali się trzymać. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy dołączył do nich czarnoskóry chłopak imieniem Sebastian. Wyszedł on właśnie z więzienia na warunkowe zwolnienie, w którym odsiadywał wyrok za morderstwo z użyciem broni palnej. Mając taką osobę w grupie, nieuchronnym stało się złamanie głównej zasady przez Dandysów i użycie broni."

 

"Dear Wendy" to film powstały dzięki współpracy dwóch niezwykle interesujących postaci duńskiego kina: Larsa von Triera i Thomasa Vinterberga. Główną zaletą i siłą tego filmu jest bardzo interesujący scenariusz Triera, który notabene miał posłużyć do produkcji ostatniej części trylogii amerykańskiej ("Dogville", "Manderlay"), a który to pomysł Trier podobno porzucił, oddając swój scenariusz do realizacji Vinterbergowi. Niestety wg mnie Thomas nie wyciągnął ze scenariusza wszystkiego co się dało, bo mocno przeciągnął początek (co może dla niektórych trącić lekko dłużyzną) a w końcówce szaleńczo podkręcił tempo i przekoloryzował, uderzając momentami w klimat niemal groteski (być może zamierzenie), która jakoś do mnie nie trafiła (bardziej wolałbym aby utrzymany na finiszu został ton czystego dramatu). Nie oznacza to jednak absolutnie, że film jest słaby.

Ciekawa jest sama historia, bo mamy tutaj grupę outsiderów, wypchniętych gdzieś poza nawias małomiasteczkowej społeczności, którzy - pomimo, że szczycą się swoim pacyfizmem - odkrywają, jak niesamowicie na wzrost ich poczucia własnej wartości działa posiadanie broni palnej. Oczywiście mają oni szereg zasad (strzelają tylko w opuszczonej kopalni, absolutnie nie używają i nie pokazują nikomu innemu swojej broni poza miejscem ich spotkań itp.), które mają stać na straży ich "pacyfizmu", ale każdy "wyrobiony" kinoman będzie już tylko czekał, kiedy fascynacja bronią przerodzi się w obsesyjną "miłość" a ta - spowoduje, że broń zostanie użyta w celu, w jakim została wyprodukowana - aby siać śmierć i zniszczenie...

"Dear Wendy" można rozpatrywać na wielu płaszczyznach a każda z nich ma coś do zaoferowania. Jednak do mnie najbardziej przemówiły świetnie ukazane nieodwracalne i niebezpieczne zmiany w samej psychice bohaterów, którzy z nieśmiałych i zakompleksionych outsiderów, w miarę rozwoju akcji i dzięki sprzyjającym okolicznościom - przemieniają się w pewnych siebie, gotowych na wszystko, "wielbicieli broni", którzy nie tylko tworzą własne reguły gry, lecz dla dobra, jedynie słusznej według nich, sprawy - nie zawahają się ich złamać, do końca pozostając wiernymi swojemu jedynemu prawdziwemu powiernikowi, towarzyszowi, wybawicielowi i przyjacielowi w jednym – broni palnej.

Smutny, dający do myślenia dramat, którego wydźwięk niestety mocno obniża pastiszowa końcówka, celująca wg mnie, momentami wręcz w parodię westernu. Żeby była jasność - sama jej realizacja jest w 100-u procentach zajebista i wbijająca w fotel, ale użycie takiej właśnie formy, mocno obniżyło dramatyczny wydźwięk całej historii. A może właśnie taki był zamysł reżysera, aby z lekkim, szyderczym uśmieszkiem podejść do czegoś co jest tak chore, że aż momentami śmieszne (a stanowi przecież amerykańską rzeczywistość, jaką niekiedy widujemy w "Wiadomściach")? Jeśli tak było, to w tym przypadku do mnie to nie do końca przemówiło.

Co by nie mówić - film jest z pewnością dobry i warty obejrzenia, choć na pewno (a przynajmniej dla mnie) jest też słabszy od "Dogville" czy "Manderlay". Moja ocena: 6+/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-211543
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Running Scared" (2006)

 

"Joey Gazelle jest szeregowym gangsterem, który dostaje zadanie pozbycia się broni użytej w porachunkach mafijnych. Wkrótce dowiadujemy się, że Joey ukrywa broń za fałszywą ścianką w piwnicy, zamiast topić ją w rzece. Pewnego razu 10-cio letni syn Joey'a, Nicky i jego najlepszy przyjaciel, Oleg, są świadkami jak Joey chowa gnaty po nieudanej akcji. Oleg wykrada jeden z nich - 38-ke ze skróconą lufą (użytą do zabicia skorumpowanego gliny) i strzela do swojego ojczyma. Wyglądałoby to wystarczająco źle nawet gdyby ojczym Olega nie był bratankiem psychotycznego bossa mafii rosyjskiej, który ubija z grupą Joey'a interes na lewej sprzedaży paliwa. Teraz Joey ma na głowie również 'brudnego' policjanta (który przeżył spartoloną wymianę narkotykową) oraz gorącą 38-kę gdzieś na ulicach, zmieniającą właścicieli w półświatku świrów, alfonsów, dziwek i pedofilów oraz Olega, który może go naprowadzić na trop pistoletu. Rozpoczynają się rozpaczliwe poszukiwania Olega. Czas ucieka, a jeśli Joey nie znajdzie w porę rewolweru, podpisze tym samym wyrok śmierci na własnej rodzinie..."

 

Powiem szczerze, że dawno nie oglądałem tak dobrego i trzymającego przez niemal całe 2 godziny, dramatu sensacyjnego. Tak jak z reguły wolę klasyczne dramaty, tak ten (z dużą domieszką sensacji i akcji) całkowicie zaspokoił moje filmowe wymagania.

Akcja zaczyna się od pierwszej minuty i niczym lawina przyspiesza, aż do spektakularnego finiszu. Świetnie pokazany jest wyścig z czasem i dramatyczny pościg głównego bohatera tropem feralnej broni, poprzez brudne ulice, pełne wszelakiego sortu szumowin, dziwek, gangsterów i zboczeńców. Wszystko to kręcone jest niesamowicie realistycznie i w ekspresowym tempie, tak że momentami łapiemy się na tym, że wstrzymujemy oddech :wink: Świetna jest też praca kamery. Mamy tu liczne zwolnienia tempa, krótkie "cofnięcia taśmy", żeby pokazać akcję z innego ujęcia oraz retrospekcje nakładające się na inne retrospekcje, które poszerzają naszą wiedzę o całości sytuacji. Spora jest też dawka brutalności, która może nie podchodzi pod definicję słowa "gore", ale takie numery jak np. widok odstrzelonych częściowo twarzy, strzał z giwery przytkniętej do krocza, czy odgryzione ucho (Mike Tyson? :twisted:) itp. - robią mimo wszystko wrażenie.

Gra aktorska jest dla mnie także mocną stroną tego filmu. Główny bohater (Paul Walker) daje radę i świetnie odgrywa dramat osoby walczącej z czasem o życie swoje i własnej rodziny, ale błyszczy tu także aktorstwo na drugim planie, a zwłaszcza Vera Farmiga, John Noble czy Karel Roden.

W prawdzie stosunek dramatu do filmu akcji nie rozkłada się tutaj równomiernie (60% to jednak mocna sensacja), ale film jako całość i tak się spokojnie broni. Jak najbardziej polecam "Potęgę Strachu" (kolejne kretyńskie spolszczenie tytułu :roll:), bo jest to świetny mariaż dramaturgii z "rozrywką" (akcja), która momentami potrafi zdrowo wcisnąć w fotel. Moja ocena: mocne 7+/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-211784
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

The Reef (2010)

 

"Weekend spędzony na jachcie, zwiedzając najpiękniejszą rafę koralową na świecie – brzmi jak marzenie. Ale gdy łódź wywraca się do góry dnem, wycieczka dla czwórki przyjaciół zmienia się w koszmar. Co powinni zrobić w takiej sytuacji? Zostać na uszkodzonym kadłubie, który może w każdej chwili zatonąć, czy spróbować dopłynąć do lądu?"

 

The Reef to całkiem nie najgorsza kalka pomysłów wykorzystanych w "Open Water" i "Open Water 2". Nie jest to film odkrywczy, ale potrafi sprawić, że ciary przechodzą po plecach a widz dość łatwo wczuwa się w dramatyczne położenie bohaterów.

Akcja nawiązuje się dość szybko, bo główni bohaterowie już niemal na samym starcie rozrywają spód łodzi o rafę i stają przed wyborem - zostać na tonącej łodzi (którą notabene cały czas znosi na pełny ocean), czy spróbować dotrzeć wpław do wyspy (odległej o jakieś 15-20 kilosów), którą wcześniej mijali. Większość decyduje się jednak płynąć (mają tylko połówki desek do pływania) i wtedy zaczyna się jazda, bo nie trzeba zbyt długo czekać, kiedy toń wody przetnie płetwa żarłacza białego...

Od razu powiem, że nie będę zbyt obiektywny w ocenie tego filmu, bo tego typu obrazy jak "Open Water" oddziałują niesamowicie na moją wyobraźnię i powodują, że jak tylko pomyślę, że mógłbym się znaleźć w podobnej sytuacji - mam centralnie pełne gacie. Taka tematyka sprawia, że zawsze oglądam film z przyspieszonym pulsem i na pół-oddechu, tak więc "tarmosi" on mną od samego początku do końca.

Przyznam, że trudno tutaj uniknąć porównań "The Reef" z słynnym "Open Water" (dla mnie: 8/10) i starszy brat wypada jednak w tym porównaniu bardziej korzystnie (lepiej zarysowana psychologia postaci i lepsze bazowanie na strachu przed tym czego nie widać, zamiast "rzucać" od razu w widza wygłodniałym rekinem:). "The Reef" nie jest jednak filmem złym i gdybym nie oglądał wcześniej dwóch części "Open Water", to pewnie bym się nim zachwycił, bo zapewnił mi 1,5 godziny niezłych emocji. Jest to na pewno film dobry (zwłaszcza jeżeli na kogoś oddziałują takie klimaty) i dramat głównych bohaterów jest przedstawiony bardzo realistycznie (zwłaszcza, że podobno film jest na faktach). Szkoda tylko, że rekin pojawia się trochę zbyt szybko (chociaż jeżeli ktoś lubi od razu przejście do konkretów, to będzie to dla niego na plus:) i dość powierzchownie reżyser przejechał się po "atmosferze wzajemnych oskarżeń" pomiędzy bohaterami (jednak nacisk na siadającą psyche powinien być mocniejszy. Było by to bardziej realistyczne), ale nie zmienia to faktu, że obraz potrafi przykuć na 1,5 godziny do fotela a zdjęcia (zwłaszcza te podwodne) są bardzo miłe dla oka i jeszcze lepiej podkręcają atmosferę zagrożenia i napięcia. Moja ocena: 7-/10. Jeżeli komuś się podobał "Open Water" to i "The Reef" mu powinien przypaść do gustu. Jeżeli ktoś nie oglądał - proponowałbym sięgnąć jednak najpierw po klasyka a po "kopię" dopiero w drugiej kolejności;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-213375
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  26
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  24.08.2010
  • Status:  Offline

Brick (2005)

 

http://i35.servimg.com/u/f35/15/25/85/65/12201.jpg

 

Brendan Frye jest typem samotnika, niezbyt popularnym w gronie rówieśników ze szkoły średniej. Jego jedynym towarzyszem w samotności jest jego dziewczyna Emily. Jednakże i ona go w końcu opuszcza, gdyż czuje się zmęczona wspólnymi kłótniami. Trzy miesiące później Brendan otrzymuje od Emily niepokojący telefon. Dziewczyna ma poważne problemy i potrzebuje pomocy. Nazajutrz Brendan znajduję ją martwą. Odtąd jedynym jego celem jest rozwikłanie zagadki jej śmierci. Poznając bliżej społeczność szkoły, Brednan stwierdza, że wszyskie tropy prowadzą do jednej tajemniczej osoby

 

Polecam...

Nie przepadam za dramatami ale ten film jest całkiem spoko,ciekawa fabuła i dosyć skomplikowana co dodatkowo dodaje ciekawości.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214298
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Mr. Nobody" (2009)

 

"Nemo Nobody wiedzie zwyczajne życie u boku swojej żony, Elise i trójki dzieci, aż do dnia kiedy budzi się jako stary mężczyzna w roku 2092. Jako 120-latek jest najstarszym człowiekiem na świecie i jednocześnie ostatnim śmiertelnikiem pośród ludzi, którzy stali się nieśmiertelni na skutek medycznego postępu. Co więcej nikt z obecnie żyjących nie interesuje się Nemo, ani nie zawraca sobie nim głowy. Aby wrócić do czasów obecnych, Mr. Nobody, musi odnaleźć odpowiedzi na następujące pytania - Czy jego życie mu odpowiadało? Czy kochał właściwie swoją żonę i dzieci? Teraz jego celem staje się znalezienie prawidłowych odpowiedzi."

 

Już na starcie napiszę, że powyższe streszczenie jest na maksa gówniane i gdybym miał się na nim opierać - z pewnością olałbym ten film (a byłaby wielka szkoda!). Tak naprawdę ciężko napisać coś więcej o tej produkcji nie opierając się o spoilery i nie psując przyjemności z oglądania tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli.

Spróbuję więc może tak... "Mr. Nobody" przypomina w pewnych elementach takie obrazy jak: "Stay", "Źródło" (chyba najbliższe porównanie), "Efekt Motyla", "Donnie Darko" czy "Ciekawy Przypadek Benjamina Buttona", tak więc jeżeli komuś podobały się te filmy - nie powinien się rozczarować i "Panem Nikt". Mamy tutaj historię chłopaka, który posiada niesamowity dar, który pozwala mu "widzieć" jak potoczą się dalsze wydarzenia będące następstwem jego życiowych wyborów. Kluczowym punktem filmu jest pewien ważny wybór bohatera i to, jak podjęte przez niego różne decyzje - zdeterminują jego przyszłe życie i dokąd finalnie go zaprowadzą.

Dzieło belgijskiego reżysera, to zestaw pięknie podanych filozoficznych mądrości, które dają widzowi mocno do myślenia, bo fabuła filmu to posklejane metafory i symbole, które można odczytywać na wiele sposobów. To niesamowita gra z widzem, od którego wymaga się na każdym kroku interpretacji i samodzielnego myślenia. To dyskusja na temat teorii "efektu motyla" i tego jak pewne niepozorne (wg nas) decyzje mogą całkowicie odmienić nasze życie i sprawić, że alternatywne rzeczywistości, która się wówczas wytworzą (w zależności od rodzaju podjętej decyzji) - będą od siebie diametralnie różne i jak bardzo mogą one zmienić nasze życie (świetna scena nad morzem, kiedy główny bohater, będąc jeszcze nastoletnim gówniarzem, poprzez jeden głupi - wydający się bez znaczenia - tekst, traci szanse na przyszłość u boku "miłości swojego życia"). To także ciekawa dysputa na temat tego, czy nasz los jest nam narzucony z góry, czy może sami jesteśmy jego panami (a może dostajemy tylko taka ułudę?). Ciekawy temat, interesujące zagadnienia, otwarta możliwość indywidualnej interpretacji - jak dla mnie, bomba!

Myślę, że w głowach wielu z nas, często rodzi się takie pytanie - "co by było gdybym do niej podszedł?", "Co by było gdybym tego nie powiedział?", Co by było gdybym o 3 sekundy później wyszedł z domu?"... Co by było gdyby... Życie to przecież teatr miliona wyborów. Wyborów tworzących rzeczywistości alternatywne, które teoretycznie mogą być bez większego znaczenia, ale mogą też często całkowicie wywrócić nasze życie o 180 stopni. Są to sprawy niby banalne (bo przecież nawet dziecko wie, że życie składa się z wyborów), ale często podejmując te bardzo trywialne, codzienne decyzje, do których nie przykładamy większej wagi - możemy dość istotnie przemieścić zwrotnicę na torach naszego życia... O tym głównie traktuje "Mr. Nobody", ale ironia całego filmu polega na tym, że do samego końca nie wiadomo, jak było naprawdę i co miało miejsce, a co istniało tylko w głowie Nemo i było jego niespełnionym pragnieniem...

Film od strony wizualnej prezentuje się bez zarzutu, zdjęcia (+efekty) są ekstra a muza świetnie komponująca się z całością. Na dokładkę mamy bardzo solidne aktorstwo, które pozwala mocno wkręcić się w opowiadaną historię i autentycznie przeżywać porażki i powodzenia Nemo wraz z nim samym.

Reasumując - bardzo dobry dramat z elementami SF, który na pewno wyróznia się na tle obecnych, masowych produkcji. Moja ocena: 8-/10. Jak najbardziej polecam!

 

P.S. Na ulotce reklamującej ten właśnie film pojawiło się zdanie „Incepcja była tylko rozgrzewką”- potraktujcie to jednak tylko jako zabieg marketingowy (notabene, z punktu finansowego - świetny, bo na fali sukcesów "Incepcji", po takiej reklamie, wiele osób pójdzie do kin aby zobaczyć "konkurenta" filmu z DiCaprio), bo "Mr. Nobody" z "Incepcją" ma tyle wspólnego co "Łowca Jeleni" z "Ojcem Chrzestnym" (obydwa świetne filmy, ale o zupełnie odmiennej tematyce i poruszające zupełnie różne problemy).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214525
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Permanent Midnight (1998)

 

"Jerry Stahl - wzięty scenarzysta, będący atrakcją każdego elitarnego przyjęcia, jest w rzeczywistości zagubionym człowiekiem, ulegającym pokusie "szczęścia w strzykawce". Przerażony sobą Jerry udaje się do kliniki odwykowej w Arizonie. Tam poznaje atrakcyjną Kitty podobnie jak on, próbującą wyjść z nałogu. Mimo rodzących się między nimi uczuć narastającej namiętności, Jerry decyduje wrócić do Los Angeles i stawić czoła zyciu."

 

Filmów o uzależnieniu narkotykowym było wiele i zapewne część była lepsza niż opisywana tutaj produkcja, ale "Wieczna Północ" zasługuje na uwagę przynajmniej z 2 powodów. Po pierwsze primo - w dramacie tym grają aktorzy kojarzeni na codzień raczej z rolami komediowymi (Ben Stiller, Owen Wilson, Janeane Garofalo czy Elizabeth Hurley) i mają w końcu szansę, aby pokazać konkretny warsztat aktorski. Wychodzą z tej próby naprawdę z podniesionym czołem, bo rola zagrana chociażby przez Stillera - kopie tyłek (niesamowicie wiarygodnie oddane zachowania narkomana będącego na haju czy na głodzie. Duże brawa!). Po drugie primo :D - mamy tutaj obraz staczania się kolesia, który tak naprawdę nie miał żadnego powodu aby wpakować się w drugi. Był bogaty, miał dobrą pracę, koneksje, był duszą towarzystwa... Dobry pokaz tego, że twarde narkotyki to nie tylko problem biedoty, ale także osób które być może znamy z tabloidów.

Warto też dodać, że film jest oparty na faktach i zawiera kilka scen, które po prostu miażdżą jaja (np. kiedy główny bohater mający się opiekować swoją kilkumiesięczną córką, siedzi z nią w samochodzie i nie mogąc wkłuć się w żyłę na łapie, usiłuje - będąc centymetry od dziecka - wbić sobie szprycę w tętnicę szyjną :shock:) a jako całość wypada naprawdę ciekawie, tak od strony aktorskiej, jak i samej opowiadanej przez głównego bohatera historii, która pozbawiona jest może efekciarskich sztuczek (jakich sporo w tego typu produkcjach), ale podnosi to tylko jeszcze bardziej wiarygodność obrazu.

W sumie nie wiem do końca co mnie ujęło w tym filmie (może jego wiarygodność? Może całokształt, który jednak robi wrażenie?), ale po skończonym seansie miałem nieodparte uczucie, że właśnie obejrzałem całkiem dobry dramat o zagubionym człowieku, który może i wygrał z prochami (to żaden spoiler, skoro film jest na faktach), ale przegrał życie... Moja ocena: 7-/10

 

 

Life of David Gale (Życie za życie. 2003)

 

"David Gale (Kevin Spacey), profesor uniwersytetu w Teksasie, od lat aktywnie działa na rzecz zniesienia kary śmierci. Pewnego dnia, skazany za gwałt i morderstwo, sam trafia do celi śmierci. Uznano go winnym zabójstwa bliskiej współpracowniczki i przyjaciółki, Constance Harraway (Laura Linney).

Dziennikarka Bitsey Bloom (Kate Winslet) postanawia opowiedzieć jego historię. W tym celu, trzy dni przed egzekucją, spotyka się z profesorem, który udziela jej niezwykłego wywiadu. W ciągu trzech wizyt, w kolejnych retrospekcjach, powstaje skomplikowany portret skazanego: polityczne dyskusje, kontrowersyjne wykłady, seks ze studentką, oskarżenia o gwałt, alkoholizm, rozwód, rozpacz. Na kilka godzin przed egzekucją Bloom dochodzi do wniosku, że skazanie Gale'a jest skutkiem politycznej manipulacji i spisku. Przekonana o niewinności profesora, prowadzi wyścig z czasem, by udowodnić, że został on niesłusznie skazany i nie może być stracony. Jak spowodować wstrzymanie wykonania wyroku? Komu zależy na ostatecznym uciszeniu bezkompromisowego intelektualisty?"

 

Na wstępie powiem tak - rzadko się zdarza żeby jakiś film mnie dosłownie rozjebał. Temu się udało...

Z obejrzeniem "Życie za życie" czaiłem się dość długo, bo pomimo, że słyszałem na jego temat bardzo pozytywne opinie - miałem film na płytce, a w pierwszym rzędzie "czyszczę" zawsze to co mi zawala twardziela :wink: Po seansie żałuję tego, że tak długo zwlekałem (pewnie większość dawno go już widziała), bo dramat ten jest świetny pod każdym względem.

Mamy tutaj kontrowersyjny temat (kara śmierci), zajebiste aktorstwo (Kevin Spacey rewelacyjny jak zwykle + niewiele mu ustępujące Kate Winslet i Laura Linney), stopniowo dawkowane napięcie (wszystko opiera się na retrospekcjach, które powoli zasiewają w Winslet - a także i w widzu - wątpliwość w to, czy Spacey został słusznie oskarżony i skazany na "czapę") oraz niesamowitą końcówkę, która centralnie rozpierdala (przynajmniej mnie). Czegóż można chcieć więcej?

"Życie za życie" trwa ponad 2 godziny ale akcja od samego początku toczy się tak wartko, że człowiek zupełnie nie czuje upływu czasu. Elementy układanki są odkrywane w taki sposób, że do samego końca nie można być pewnym, czy Spacey jest winny, czy może jednak go wrobiono (przecież w ciele ofiary znaleziono jego spermę...), a Winslet - ze sceptycznej dziennikarki, mającej wyrobiony pogląd na sprawę - powoli zamienia się w osobę podejmującą desperacką walkę o życie niewinnego (może tylko w jej mniemaniu?) człowieka. Jaki będzie wynik tej walki? Czy Kate zdąży ocalić Kevina? Czy Spacey faktycznie jest niewinny, czy może tylko sprytnie manipuluje dziennikarką? Przekonajcie się sami. Ja od siebie dodam tylko, że dawno już nie oglądałem tak dobrego dramatu, który pochłonąłby mnie bez reszty. Jeżeli ktoś jeszcze go nie oglądał - pozycja z gatunku "musisz to zobaczyć!" dla każdego pasjonata tego typu filmów. Moja ocena: 9-/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214916
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Jeżeli ktoś jeszcze go nie oglądał - pozycja z gatunku "musisz to zobaczyć!" dla każdego pasjonata tego typu filmów. Moja ocena: 9-/10.

 

Ja również gorąco polecam ten film Alana Parkera. Kapitalna fabuła, która z minuty na minute niesamowicie wciąga widza, świetna obsada z jak zawsze rewelacyjnym Kevinem Spacey(mój aktor numer 1) i genialny finał całej tej historii. Oj -Raven- z takim opóźnieniem takie arcydzieło oglądać, muszę Ci pogrozić palcem. ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214925
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Oj -Raven- z takim opóźnieniem takie arcydzieło oglądać, muszę Ci pogrozić palcem. ;)

 

Bonkol, Ty jesteś dla mnie #1 do pogrożenia palcem, bo jak na kogoś kto ogląda 5 razy tyle filmów co ja, RVD, czy King razem wzięci :D , to mógłbyś od czasu do czasu podrzucić jakieś tytuły godne uwagi (tym bardziej, że nie gardzisz też starszymi pozycjami i czarno-białą klasyką), nawet jeżeli byś miał na ich temat skrobnąć choćby z 5 linijek :D Może tak jakieś mocne postanowienie noworoczne? :wink:

A co do "Życie za życie" i późne jego obejrzenie, to bardzo często wpadam w pułapkę, że filmy, które mam na płytkach (najczęściej dodatki do gazet) oglądam w ostatniej kolejności (uwierzysz, że nadal na seans czekają takie "starocie" jak "Wierny Ogrodnik", czy "Zakochany bez pamięci"? :roll: ), bo w pierwszym rzędzie muszę zawsze oczyszczać twardziela ze stuff'u, co by mi się na dobre nie zapchał :D

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214967
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Obiecuje, że od nowego roku będę wrzucał krótką(no dobra, czasami dłuższą) recenzje każdej produkcji którą obejrzę(N!KO, konkurencja się zbliża! :twisted: ). Co do niektórych hitów i ich późnego oglądania to oczywiście żartuje, bo sam tak mam, a nawet sam czasami zostawiam sobie jakiś rarytas na gorsze dni. To samo tyczy się oglądania filmów DVD, które są dodatkami do "Filmu" np. i też długo czekają na obejrzenie, bo twardy w 90% przypadków ma pierwszeństwo.

 

Wierny Ogrodnik to świetna historia z jeszcze lepszą grą aktorską pary Fiennes/Weisz, szczególnie pani Rachel pokazała się z niesamowitej strony(widać małżeństwo z Darrenem Aronofskym jej służy). Większość zna fabułę nawet jak nie oglądała filmu, więc nie będę się tutaj rozpisywać, to po prostu trzeba zobaczyć. ;)

 

Zakochany Bez Pamięci to z kolei świetne połączeniu dramatu, romantyku z elementami sci-fi. Świetny scenariusz, bardzo dobry Carrey(o wiele bardziej lubię gościa w tych poważniejszych filmach niż w komediach z których tak zasłynął) i świetna jak zawsze Kate Winslet(widzę masz zaległości z filmami w których grają moje ulubienice znane z połączenia aktorskiego talentu i urody ;) ). Film również obowiązkowo do zobaczenia, a jak ktoś nie przepada za takim kinem to niech chociaż zobaczy jak genialne pomysły na scenariusz mają niektórzy ludzie. ;)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214970
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Dersu Uzala (1975) - W nowym filmie japońskiego mistrza fascynujące zdjęcia krajobrazu i wielkie uczucia pokazane bez sentymentalizmu tworzą opowieść o męskiej przyjaźni. Rosyjski badacz Arsenijew wspomina ekspedycje naukową na wschód, podczas której całej grupie ratuje życie kirgijski myśliwy. Wiele lat później spotykają się ponownie i Arsenijew zabiera swego wybawce do miasta, ale ten nie potrafi przyzwyczaić się do nowoczesnego życia i powraca do lasów.

 

 

To, że Kurosawa tworzył świetne filmy było dla mnie pewne. Nie widziałem ich wiele ( zaledwie 4), ale każdy z nich nie spadł poniżej oceny 7/10. Byłem pewny, że to będzie coś dobrego. Nie zawiodłem się, a nawet czuję, że obejrzałem coś cudownego. Najwspanialszą opowieść o przyjaźni skrajnie różnych ludzi, których nie łączy nic. Chwytający za serce Dersu, człowiek prymitywny odcięty od cywilizacji, kochający przyrodę, altruista. Ktoś kogo spotkać w naszych czasach to jak szukać igły w stoku siana. Arsenijew, który dzięki tajdze odkrywa co to znaczy być dobrym człowiekiem, jak należy żyć. Niezwykłe ujęcia przyrody, niesamowita muzyka. I scena budowania szałasu z liści, aby przeżyć. To trzeba obejrzeć. Zdecydowane 9/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214971
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Obiecuje, że od nowego roku będę wrzucał krótką(no dobra, czasami dłuższą) recenzje każdej produkcji którą obejrzę(N!KO, konkurencja się zbliża! :twisted: ).

 

Trzymam Cię za słowo (nie muszą być wszystkie obejrzane tytuły, tylko te warte polecenia. Oszczędzaj siły)! :D A "Wiernego ogrodnika" i "Zakochanego bez pamięci" chyba cyknę dzisiaj, bo te filmy już od dawna za mną chodzą. Oczywiście wiedziałem o czym są i wiedziałem, że są dobre, tylko po prostu musiały swoje niestety przeleżakować na półeczce :wink:

 

i świetna jak zawsze Kate Winslet(widzę masz zaległości z filmami w których grają moje ulubienice znane z połączenia aktorskiego talentu i urody ;) )

 

Wręcz przeciwnie, bo Winsletowa to moja czołówka aktorek "młodszego" pokolenia (pisząc "młodszego" mam tu na myśli opozycję do takich starszych już tuz jak np. Meryl Streep), tylko po prostu te 2 tytuły leżakują ze względu na to, że mam je na "gazetowych oryginałach" :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/4/#findComment-214996
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • CzaQ
      Zgadza się, jedziesz dalej.
    • MattDevitto
      Nowy rok, nowe postanowienia to i może jakieś nowe fedki, które każdy z nas chce oglądać. Warto się zastanowić, szczególnie, że obecnego wrs jest bardzo dużo do ogarnięcia. Z roku na rok też czasu jakby mniej do śledzenia tego wszystkiego. Stąd też tradycyjnie w styczniu przybywam do was z pytaniem:  ile fedek zamierzacie oglądać w 2025? Oczywiście oprócz ich wymienienia, napiszcie też co będziecie śledzić na bieżąco, z jakiej fedki np. rezygnujecie etc. Można też dodać jakieś federacje retro - choćby LU, macie jak zawsze pełną dowolność Poniżej dodaję link do tematu sprzed 12 miesięcy:
    • -Raven-
      Poza tym, całkiem sprytnie to rozgrywają, bo niby w tej walce Szefów żadne Bloodline nie może interweniować, ale Jokerem jest tu Drew, który może pomóc Soliście. Niby teoretycznie wiadomo, że Romek powinien ogarnąć, ale zawsze pozostaje ten element niepewności. Po drugie, bez sensu jest kończyć tak duży feud na zwykłej tygodniówce (a wygrana Rzymskiego to by było game over), co jeszcze bardziej zwiększa szanse Sikacza.   Oby nie, bo Stratna może w takim wypadku długo się pasem nie nacieszyć, a szkoda by było.
    • -Raven-
      Parasolkę.
    • RomanRZYMEK
      - Drew przechodzi na stałe na SmackDown i w sumie spoko, bo co miałby robić na RAW? Od razu dostaje segment z Blondasem, który doprowadza do kolejnego brawlu Owensa z Cody’m. Spoko, tylko dla mnie trochę za dużo tych brawli ostatnio w rywalizacji Cody’ego z Kevinen. Mogliby trochę z tym przystopować, bo szybko się ludziom znudzi i cały feud na tym traci. Co jeszcze warte odnotowania w tym segmencie - czyżbyśmy dostali zalążek stajni Owensa, Drew i ewentualnie Rollinsa? Każdy z nich działa z podobnych motywów, więc ma to jakiś sens.     - Solo bardzo rozwinął się na MICu od czasu jego solowego runu jako Tribal Chef. To kolejna osoba po Jey’u, Samim i Jimmy’m która zostaje jednym z głównych beneficjentów story z Bloodline. Ciekaw jestem co się z nim stanie po programie z Romanem. Raczej czeka go los Romka i program z podopiecznym Jacobem Fatu.    - IT’s Tiffy Time! Wow - co za pop. Fajnie rozegrany Cash-In, bardzo logiczny. Tiffy dostaje swój moment, nawet fajerwerki, ciekawe jaki będzie jej run. Potencjał na Micu, jak i w ringu ma nieograniczony. Czuję że na WM’ce dostaniemy jej walkę z powracającą Charlotte Flair.   - LA Knight dalej Over, ale w sumie ta strata pasa nic mu nie dała. Program z Nakamura na razie miałkły. Liczyłem że może Knight pójdzie wyżej, dostanie znowu szansę na Title Shota na WWE Championship, ale niestety na to się nie zanosi. Jedyna droga w tym roku, to walizka, ale raczej Knight jej nie wygra.    Ogolnie, to nie wiem czy zmiana decyzji na 3h wyjdzie na plus długofalowo. Co prawda roster SmackDown ma potencjał jeśli dodamy osoby, których obecnie nie ma - Orton, Styles i mocniej postawią np na Carmelo, Theory itp. Boję się jednak że przez przejście na 3h poziom tygodniówki spadnie i będą się musieli ratować zapychaczami, jak na tym show dostaliśmy kolejne starcie Michin vs Piper, które było tylko zapychaczem. Obym się mylił, ale jestem sceptyczny. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...