Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Dramaty


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

http://gfx.filmweb.pl/po/83/02/38302/6938976.2.jpg?l=1210645288000

"I Am David" (2003)

 

Lata 50 ubiegłego wieku. Historia dwunastoletniego Davida, który jako małe dziecko w dramatycznych okolicznościach zostaje odebrany rodzicom i trafia do komunistycznego obozu pracy w Bułgarii. Chłopiec dorasta w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, a jedynym źródłem informacji o życiu poza murami jest jego dorosły przyjaciel Johannes. Pewnego dnia David ucieka z obozu i mając przy sobie kompas, pół bochenka chleba i tajemniczy zapieczętowany list wyrusza do Kopenhagi. W czasie tej niezwykłej podróży na spotkanie z przeznaczeniem chłopiec odkrywa zupełnie nowy świat. Po raz pierwszy dowiaduje się, co to jest wolność, odwaga, radość.

 

Film, który ma już 7 lat i jakoś mi przez ten czas umknął. Obejrzałem go i mogę tylko żałować, że nie zrobiłem tego wcześniej. Film już od pierwszych kilkunastu sekund przyciąga widza swoim unikalnym klimatem. Akcja niemalże z miejsca nabiera tempa kiedy David ucieka z obozu pracy. Symboliczna jest tutaj scena, kiedy wdrapuje się gołymi rękoma po płocie zbudowanym z drutu kolczastego - chęć wolności nieporównywalnie większa niż nieunikniona śmierć w obozie. Towarzysząc David'owi w samotnej podróży do Danii jesteśmy świadkami jego samotności, braku zaufania do ludzi (momentalnie na myśl przychodzi na myśl motto z X-Men "Ufaj nielicznym, strzeż się pozostałych"). David bowiem w każdym człowieku widzi potencjalnego oprawcę jego losu. Idąc dalej. Młody chłopak na swojej drodze napotyka wielu ludzi, jednak jego celem jest dotarcie do Danii, przez co wszystkim tłumaczy, że jest z cyrku. Będąc w innym świecie niż obozowa rzeczywistość uczy się wszystkiego jakby od nowa. Zetknięcie się z tym co jest za "żelazną bramą" jest bowiem chwilami takim szokiem jak odzyskanie wzroku przez osobę niewidomą od urodzenia. Jestem naprawdę pod wrażeniem jak w postać David'a wcielił się Ben Tibber. Postać, na twarzy której maluje się widok bólu, samotności oraz skrywanej pewnej tajemnicy o prawdziwym pochodzeniu. Z drugiej strony widać ogromną chęć zakończenia swojej podróży. Tibber jak na bardzo młodego wówczas aktora zagrał po prostu świetnie. Pozytywnie trzeba również ocenić Jim'a Caviezel'a który wcielił się w rolę przyjaciela Davida - Johannes'a. Pojawia się praktycznie tylko w scenach wspomnień, jednak jest ważnym elementem perypetii David'a. W filmie, w końcowych, najważniejszych scenach pojawia się również Joan Plowright, znana głównie z takich filmów jak "101 Dalmatyńczyków", "Kroniki Spiderwick" czy "Szkarłatna Litera". Pomimo, że aktorką jest wiekową, zagrała naprawdę dobrze. Niewątpliwie jednym z największych plusów filmu jest ścieżka dźwiękowa. Bardzo lekka muzyka, która w momentach najbardziej dramatycznych w podróży David'a potrafi stać się dodatkowym czynnikiem aby nieco się wzruszyć. Sam scenariusz, jak i dialogi również in plus. Co prawda w pierwszych minutach David jest chłopakiem małomównym i zbyt wiele kwestii nie wypowiada, jednakże później widać, że dialogi został napisane w sposób przemyślany. Scenariusz z kolei nie jest jakoś zagmatwany. Całe perypetie David'a nie są jakieś "niesamowite" i śmiało "I Am David" można "kupić" jako dramat historyczny. Tutaj bowiem została przedstawiona historia zwykłego chłopca, który z chęci bycia wolnym oraz pewnej o której nie wspomnę bo nie chcę spoilerować, postanowił uciec z obozu pracy. Nie ma tutaj żadnego aktu większego męstwa, bowiem nawet jego podróż jest człowiek w stanie kupić, że "tak mogłoby być w rzeczywistości". "I Am David" to nie film o ponadludzkim heroizmie. To film o życiu w dwóch światach 14 lat po II wojnie światowej, kiedy faszyzm przestał istnieć, jednak egzystował w Europie Wschodniej zbrodniczy komunizm.

 

"I Am David" niewątpliwie mogę polecić każdemu, kto chętnie obejrzy świetny dramat o podłożu historycznym. Film trwa raptem 1,5 godziny, jednak coś w głowie po nim zostaje przez jeszcze dłuższy czas po jego obejrzeniu. Polecam!

 

Ocena filmu: 8-/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200382
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 162
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • -Raven-

    103

  • Bonkol

    14

  • RVD

    12

  • Ja Myung Agissi

    7

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  1 864
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.01.2008
  • Status:  Offline

Moje adnotacje dotyczą filmu, który obszernie opisał już RVD. "I Am David" to piękny obraz walki o życie, mimo wszechogarniającej śmierci. RVD wszystko dokładnie opisał, więc odniosę się do aspektów "innych". Bardzo dobrze zostało wykorzystane włączenie do filmu wspomnień z pobytu z obozie, wzruszających flashbacków, co wytworzyło kolejną dawkę dramatyzmu i podkreśliło chęć przeżycia. Szczególnie ujęło mnie wykorzystanie "Ave verum corpus" Mozarta - scena w kościele i fragment Zimy Vivaldiego - scena w łazience. Zwłaszcza scena z wykorzystaniem utworu Vivaldiego potrafi wbić w fotel, połączenie obrazu i dźwięku zapada w pamięć. Tak jak mój poprzednik ja także nie zdradzę finału, gdyż moim skromnym zdaniem naprawdę warto poświęcić 90 minut na ten wzruszający obraz. Zdjęcia wykorzystane w filmie, muzyka i gra aktorska pozwalają mi dać 8/10 jako ocenę finalną. :)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200457
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

http://gfx.filmweb.pl/po/04/98/150498/6940303.3.jpg?l=1185190085000

"Brødre" ("Bracia") (2004

 

Michael, duński żołnierz, zaginął podczas misji pokojowej. Uznano go za zmarłego. To traumatyczne przeżycie odbija się na całej jego rodzinie. Młodszy brat Michaela, Janik (czarna owca rodziny), proponuje jego żonie Sarah i ich córkom opiekę. Nowa rola powoduje, że zbuntowany do tej pory Jannik szybko dojrzewa. I właśnie wtedy umęczony Michael zostaje wypuszczony z obozu wroga. Wraca do domu.

 

Pierwotna wersja "Braci" na podstawie której ostatnio amerykanie nakręcili remake powstała w Danii. Postanowiłem ją obejrzeć, odstawiając na następny raz obraz produkcji duńsko-szwedzkiej "Lilja 4-ever", który zapewne już niebawem doczeka się obejrzenia z mojej strony. Co do "Braci". Film postanowiłem obejrzeć, nie widząc jeszcze jej amerykańskiego odpowiednika, który wg wszelkich opinii jest obrazem o wiele gorszym od poprzednika. Tym samym stworzyłem sobie punkt odniesienia aby finalnie, po obejrzeniu "Brothers" porównać dwa filmy i wydać sprawiedliwy werdykt. "Bracia", której reżyserką jest Susanne Bier (znana mi wcześniej z bardzo dobrego...dramatu "Tuż po weselu") nakręciła film który niewątpliwie potrafi urzec i wciągnąć od pierwszych minut. Przez blisko 2 godziny jesteśmy świadkami wielkich rozterek i psychicznego wyniszczania człowieka przez widmo wojny. Film jest w pewnym sensie manifestem przeciwko konfliktom zbrojnym które negatywnie wpływają na psychikę człowieka. Ten element jest motywem przewodnim w tym filmie. "Bracia" bowiem to nie obraz (na co poniekąd tytuł i część fabuły mogła wskazywać) o zazdrości pomiędzy dwoma braćmi wobec kobiety. To bardzo przemyślany film psychologiczny, przedstawiający z jednej strony działanie pod ogromną presją i dokonywanie rzeczy których przy zdrowych zmysłach nigdy by się nie zrobiło. To jednak przede wszystkim dramat nie tylko pojedynczej jednostki, która dotknięcia zmorą zdarzeń z Afganistanu kompletnie gubi się w normalnej rzeczywistości ale to także koszmar dla jej rodziny - żony, dzieci, rodziców, brata. Film dobitnie ukazuje jak pobyt w ekstremalnych warunkach potrafi zmienić człowieka, wpłynąć na jego psychikę co doprowadzi do istnego zamętu w głowie. ID Michael zamiast pewne rzeczy odrzucić tak naprawdę gromadzi je. Z psychologii tudzież przedmiotów zajmujących się naukami o komunikowaniu wiemy bardzo dobrze, że duża ilość negatywnych rzeczy nagromadzona w ID może prowadzić katastrofalnych w skutkach następstw. W "Braciach" prawdziwa katastrofa jest o włos...

 

Film Susanne Bier to nie tylko przedstawienie problemów z jakimi boryka się Michael. To również próba odpowiedzenia na pytanie "Jak powinni zachowywać się najbliżsi? Czy pewne zachowania są na miejscu?". Michael niewątpliwie jest pupilkiem ojca - syn żołnierz, nigdy wcześniej nie karany, przykładny mąż i ojciec dwóch córek. Na drugim biegunie jest jednak Jannik, brat Michael'a którego ojciec najchętniej by się wyrzekł. Jannik w kilka lat wcześniej popełnił przestępstwo (napaść na bankierkę), przez co musiał odsiedzieć kilka lat w więzieniu. Po wyjściu widać jego relacje z ojcem, które do najlepszych nie należą. Kiedy wszyscy myślą, że Michael nie żyje, pomiędzy nim a żoną Michaela - Sarą zaczyna coś iskrzyć. Oboje jednak walczą z tym i...praktycznie na tym koniec, bowiem tak jak wspomniałem, to jest tylko wątek poboczny i film skupia się na problemach Michaela na początku w niewoli a później po powrocie do Danii.

 

Film "Bracia" niewątpliwie należy do tych obrazów, które urzekły mnie od samego początku. To przykład, że kino Europejskie ma się bardzo dobrze. Nie jest ono co prawda tak eksponowane jak przereklamowane produkcje Hollywoodzkie. Jednakże można znaleźć tutaj całą masę pełnowartościowych filmów, które o lata świetlne przewyższają filmy amerykańskie. Tak jak wspomniałem, do takich należą "Bracia". Obraz świetnie zagrany - bardzo dobra gra Connie Nielsen (Sarah) znanej wcześniej chociażby z "Gladiatora". Absolutnie kapitalny Ulrich Thomsen który tak wykreował postać Michael'a, że kupiłem go zarówno w mundurze, jak i podczas problemów ze swoją psychiką (ostatnie 20-25 minut w wykonaniu Thomsena po prostu kapitalne!). Do tego dochodzi jeszcze Nikolaj Lie Kaas którego grany Jannik faktycznie wygląda na człowieka lekko podchodzącego do życia i mającego nieco za uszami. Bardzo dobrym elementem jest muzyka. Nie jest jej za wiele, jednak krótkie fragmenty chociażby z kontrabasem w roli głównej potrafią zbudować niesamowity klimat. Scenariusz i dialogi to prawdziwy popis duetu Susanne Bier & Anders Thomas Jensen.

 

"Bracia" to niewątpliwie film bardzo dobry, ocierający się wręcz o świetność. To dramat jakiego się oczekuje. Co prawda trudno tutaj wylać choćby kroplę łzy, jednak przedstawienie kilku problemów, głównie na podłożu psychicznym jest tutaj miejscami wręcz niesamowite. Zdecydowanie polecam ten film każdemu, kto chce obejrzeć bardzo dobry dramat (psychologiczny). Polecam także tym, którzy widzieli już amerykański odpowiednik "Braci" i chcą obydwa obrazy porównać sobie.

 

Ocena filmu: 8/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200520
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Festen (1998)

 

"W wiejskiej posiadłości szykuje się doroczna feta. Mają to być huczne obchody 60-tych urodzin Helge Klingenfelt'a - bogatego przedsiębiorcy i patriarchy rodu. Wszyscy są zaproszeni. Przyjaciele, rodzina i bliscy Hele'go - jego kochająca żona, Elsie i trójka dorosłych dzieci: Christian, Michael i Helena. Gdy goście się zjawiają, Helge wzywa najstarszego syna, Christiana na rozmowę. W swoim gabinecie prosi go by wygłosił mowę ku pamięci swej siostry bliźniaczki zmarłej rok wcześniej. Nie może jednak wiedzieć, że syn podczas przemówienia ogłosi, że w dzieciństwie, on i jego siostra byli molestowani seksualnie właśnie przez ojca-jubilata..."

 

"Festen" Thomasa Vinterberga jest wzorcowym filmem zrealizowanym wg manifestu Dogma 95 (styl jaki pamiętamy choćby z "Idiotów" von Triera), wraz z jego wszystkimi zaletami i wadami. Do ewentualnych "wad" można zaliczyć to, że film nie jest wizualnie piękny (dla osób przyzwyczajonych do amerykańskiej papki może się okazać trudny w odbiorze), ale z tego też wynika jego największa zaleta - jedyne na czym się skupiamy, to nie efekty i barwne bajery, ale bohaterowie i problem przedstawiony przez reżysera (pozwala to jeszcze głębiej przeżywać sytuacje jakie widzimy na ekranie).

"Festen" jest dramatem psychologicznym o bolesnych rozrachunkach z przeszłością, która zawsze dościga człowieka i odciska na nim piętno. Helge, szanowany członek społeczności, stateczna głowa rodziny, bogaty przedsiębiorca - okazuje się pedofilem, który gwałcił w dzieciństwie własne dzieci... Oskarżenie to zostaje mu rzucone w twarz, na forum wszystkich jego przyjaciół i znajomych, przez syna, ofiarę gwałtów.

Reżyser doskonale pokazuje reakcje gości, którzy z niedowierzaniem kręcą głowami, dalej dowcipkują z przyklejonymi, sztucznymi uśmieszkami, uważają że Christian sobie coś wmówił i że absolutnie nie może to być prawda. Grupa nowobogackich dandysów nie chce nawet dopuścić do siebie myśli, że jeden z nich mógłby się okazać takim potworem. Zdecydowanie łatwiej wykpić "oskarżyciela" i zrobić z niego osobę chwiejną emocjonalnie. Nawet sam ojciec w rozmowie z synem, patrząc mu prosto w oczy, stanowczo stwierdza że on niczego takiego nie pamięta (doskonale pokazany efekt wypierania niewygodnych faktów z przeszłości) i że syn, obdarzony zawsze bujną wyobraźnią - coś sobie wymyślił.

Podczas dalszej części kolacji (bo oczywiście nawet po takiej "bombie", przedstawienie musi trwać dalej) na światło dzienne zaczynają wychodzić kolejne brudy z przeszłości, pokazujące że każdy z członków rodziny ma coś na sumieniu, coś co wolałby aby nigdy nie wyszło na jaw, a członkowie tej - niemal podręcznikowej wydawałoby się - rodziny, po latach, nie mają już ze sobą zbyt wiele wspólnego, poza złymi wspomnieniami i bolesną przeszłością, która okaleczyła ich psychicznie na całe życie.

"Festen" nie jest filmem łatwym ani przyjemnym, bo i jego tematyka jest kontrowersyjna. Reżyser postąpił tu wg metody: "wrzućmy bohaterów do wrzątku i zobaczmy jak się będą zachowywać", co sprawia że cały obraz stanowi niemal "laboratoryjną" obserwację postaw zarówno jednostek, jak i grupy jako całości. Wnioski z tego płynące nie są niestety optymistyczne i potrafią mocno nadwątlić wiarę w człowieka...

Mocny, poruszający i dający do myślenia dramat psychologiczny. Moja ocena 7/10. Dla wielbicieli kina skandynawskiego - pozycja obowiązkowa, osobom lubiącym po prostu dobre dramaty - także powinien się spodobać (o ile zaakceptują metody filmowania wynikające z manifestu DGMA 95 :wink:)

 

Postanowiłem ją obejrzeć, odstawiając na następny raz obraz produkcji duńsko-szwedzkiej "Lilja 4-ever", który zapewne już niebawem doczeka się obejrzenia z mojej strony.

 

RVD - jak najszybciej nadrób tą zaległość, bo "Lilija 4-ever" po prostu miażdży jaja. Zajebisty, wstrząsający obraz, który nikogo nie pozostawi obojętnym. Świetne zdjęcia, doskonała muzyka (Ramstein) i atmosfera totalnej beznadzieji, która sprawia że film bardzo często ściska za gardło. Ja go oceniłem 9/10. Po prostu obraz o którym się pamięta przez lata.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200758
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

No Raven, film na mnie czeka od dłuższego czasu (wstyd się przyznać, ale jakieś pół roku!) i jak dobrze pójdzie do w piątek, góra sobotę obejrzę. Mam jeszcze kilka mocniejszych produkcji które stoją w kolejce ale wszystko z biegiem czasu nadgonię. :)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200772
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Lulu on the Bridge" (1998)

 

"Saksofonista Izzy (Harvey Keitel) jest muzykiem w nocnym klubie w Nowym Jorku. Pewnego wieczoru zostaje przypadkowo ranny podczas strzelaniny. Podczas rekonwalescencji popada w depresję. Po powrocie do zdrowia, spacerując ulicami Manhattanu, jazzman przypadkowo znajduje zwłoki mężczyzny i odruchowo sięga po jego teczkę. Wewnątrz są tylko dwie rzeczy: kamień i serwetka z zapisanym numerem telefonu. Okazuje się, że numer należy do początkującej aktorki Celii Burns, z którą bohatera połączy gorący romans. Kamień zaś zdaje się mieć dziwną moc. Gdy kochankowie mają się rozstać na kilka dni, Izzy daje ukochanej talizman, który ich połączył. Pod nieobecność kobiety odwiedzają go ludzie poszukujący kamienia..."

 

Przyznam, że gdybym przeczytał tylko powyższy opis, to raczej pewnie odpuściłbym sobie ten film :D Na szczęście przeczytałem o nim trochę więcej na forum dotyczącym innego obrazu, postanowiłem "zaryzykować" :wink: i... nie zawiodłem się.

Teoretycznie film faktycznie opowiada dokładnie o tym, co podane jest w jego opisie, ale dodatkowo spowija go niesamowity klimat, który sprawia, że widz podskórnie czuje, że coś tu jest nie do końca tak (oczywiście mógłbym napisać coś więcej na zachętę, ale zepsułbym tym całą przyjemność płynącą z odkrywania finalnego rozwiązania, które mnie osobiście urzekło, choć może nie było niczym, czego bym już wcześniej nie widział), a z czasem zaczynają się pojawiać coraz bardziej surrealistyczne motywy, które oglądającego w tym przekonaniu utwierdzają...

"Lulu na moście" charakteryzuje się świetną muzyką i bardzo dobrą grą aktorską (jak zawsze solidny Keitel, wyjątkowo sugestywna i przekonywujące Sorvino i standardowo - mistrz ról drugoplanowych: Willem Dafoe), poza tym obraz ten spowija delikatna mgiełka mistycyzmu, tworząca wyjątkowy klimat, który jest dla mnie niemal "trzecim bohaterem" tego filmu. Wisienką na torcie jest tu bardzo intrygujące zakończenie, które pozwala spojrzeć na obraz z zupełnie innej strony i zinterpretować go na kilka różnych sposobów.

"Lulu on the bridge" to ciekawa propozycja, tym bardziej, że spokojnie można go sobie obejrzeć we dwoje, razem z dziewczyną, bo dramat miesza się tu z romansem a wszystko to okraszone jest szczyptą surrealizmu, co daje w efekcie - bardzo smakowite danie. Moja ocena 7/10.

 

Mam jeszcze kilka mocniejszych produkcji które stoją w kolejce ale wszystko z biegiem czasu nadgonię. :)

 

Mam nadzieję RVD, że podzielisz się z nami opinią o tych filmach, po ich obejrzeniu :wink:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200929
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

Oczywiście Raven, że się podziele bo jesteś jedną z nielicznych osób z którą można sobie podyskutować o tego typu kinie :).

 

Na weekend planuje dwa seanse, czyli pierwszy z "Lilja 4-ever" a drugi z rosyjskimi "Prostytutkami". Tak więc będzie o czym pisać. Może King znowu coś łyknie, bo "I Am David" mu się podobał a duńskich "Braci" ma zamiar obejrzeć :D

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200930
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 864
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.01.2008
  • Status:  Offline

Może King znowu coś łyknie, bo "I Am David" mu się podobał a duńskich "Braci" ma zamiar obejrzeć

 

Do tego dochodzi Lilja 4-ever, Nuit Noire i Crash Cronenberga. :oops:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200935
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

Ja mam cichą nadzieję, że do 25 września coś jeszcze łykniesz z dramatów, nawet japońskich których jest cała masa :D
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200937
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Ja mam cichą nadzieję, że do 25 września coś jeszcze łykniesz z dramatów, nawet japońskich których jest cała masa :D

 

[prowokacja]Na pewno łyknie i na pewno opisze, bo przecież obiecał mi, że pomoże rozruszać dział z dramatami a poza tym - podobno jest w trakcie pisania 4!!! ( :shock: ) recenzji, które niedługo nam tu zaprezentuje[/prowokacja]

 

P.S. Teraz już Królu nie masz wyjścia :twisted:

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200939
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1 864
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  09.01.2008
  • Status:  Offline

[prowokacja]Na pewno łyknie i na pewno opisze, bo przecież obiecał mi, że pomoże rozruszać dział z dramatami a poza tym - podobno jest w trakcie pisania 4!!! ( :shock: ) recenzji, które niedługo nam tu zaprezentuje[/prowokacja]

 

P.S. Teraz już Królu nie masz wyjścia :twisted:

 

[szok]Ależ z Ciebie mały szantażysta. :twisted: Mam sporo japońskich dramatów na laptopie, ale potem mi wszyscy płaczą, że oglądam jakieś "żółte kukiełki" :? [/szok]

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200940
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

Japoński dramat nie jest zły - może nieco nudnawy w pierwszej połowie, ale za to jak druga połowa się rozkręci to naprawdę idzie się wciągnąć. Przedstawiłem tutaj chyba już jeden czy dwa przedstawiciele z tego kraju które bardzo mi się podobały.

 

Japończycy ponadto lubią na swój własny sposób kopiować kino amerykańskie, dlatego też mieliśmy chociażby japońską wersję "Cast Away" (sorrki, ale zapomniałem tytułu tego filmu), gdzie akcja rozgrywała się na małej wyspie praktycznie w centrum miasta i skąd nie było wyjścia - przynajmniej początkowo.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-200942
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Różyczka" (2010)

 

"Znany pisarz (Andrzej Seweryn) przeżywa romans z dużo młodszą od siebie, piękną kobietą (Magdalena Boczarska). Wbrew wywołującej oburzenie środowiska różnicy wieku, wykształcenia i pozycji intelektualista poślubia atrakcyjną „dziewczynę znikąd”. Zaślepiony uczuciem nie podejrzewa, że ich kontrowersyjny związek może nie być kwestią przypadku. Nie wie, że jego partnerka od dawna spotyka się po kryjomu z innym mężczyzną (Robert Więckiewicz), z którym łączy ją nie tylko silna namiętność, ale i groźna intryga. Zaangażowana w niemoralny układ z agentem, przekazuje mu informacje mające służyć kompromitacji pisarza. Erotyczna fascynacja kochankiem stopniowo przeradza się w głębokie uczucie, choć kobieta zdaje sobie sprawę, że jest jedynie narzędziem w zaplanowanej akcji tajnych służb...

Opowieść zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Niebezpieczną gra uczuć między cenionym pisarzem, jego piękną młodą żoną oraz jej kochankiem, rozgrywająca się w burzliwych latach 60-tych"

 

Od razu zaznaczę, że jestem wielkim fanem polskiej filmowej sceny dramatycznej, bo bardzo często jest ona niedoceniana przez rodzimych kino-maniaków (cudze chwalicie - swego nie znacie :wink:) a równie często można tu znaleźć naprawdę bardzo ciekawe pozycje, głęboko zakorzenione w polskich realiach, co jeszcze bardziej pozwala wczuć się w klimat filmów i poczuć, że obraz nie traktuje o abstrakcyjnych dla nas wydarzeniach, ale o tym, co się dzieje dookoła.

Odnośnie "Różyczki" to powiem, że powyższy opis filmu jest trochę z dupy strony i trochę wypacza filmową rzeczywistość. Główna bohaterka (Kamila) jest dziewczyną z domu dziecka, bardzo atrakcyjną i bardzo spragnioną prawdziwego uczucia, którego nie dane było jej zaznać ze strony rodziców. Spotyka ona na swej drodze niejakiego Romana Rożka, w którym zakochuje się i ma nadzieję na ich wspólną przyszłość. Okazuje się jednak, że Roman jest pracownikiem bezpieki, a gdy jego przełożeni dowiadują się, że Kamila pracuje w otoczeniu bardzo znanego intelektualisty (Adam Warczewski), polecają Romanowi, że ma przekonać Kamilę, aby ta zbliżyła się do "figuranta", szpiegowała go i donosiła do SB. Rożek wykorzystuje naiwność oraz uczucie dziewczyny (choć najciekawsze jest to, że sam jednak darzy ją "jakąś formą" miłości, której mimo to - wypiera się przed wszystkimi, włącznie z samym sobą, z całych sił), kłamliwie przekonuje ją, że Warczewski jest wrogiem Polski i skłania Kamilę do podpisania lojalki.

Główna bohaterka dość łatwo zbliża się do Warczewskiego i zaczyna go inwigilować, w czym coraz lepiej się odnajduje (Kamila jest niespełnioną pisarką i konieczność pisania regularnych raportów jest dla niej jakąś formą samorealizacji). Nie podoba się to jednak Rożkowi, który zaczyna być chorobliwie zazdrosny o dziewczynę. Kamila zbliża się do Warczewskiego coraz bardziej i poznaje całkiem inny świat oraz inny rodzaj mężczyzny (stojącego w opozycji do Rożka - prostackiego brutala, traktującego kobietę przedmiotowo), czułego, szarmanckiego, oczytanego erudytę, który zaczyna na dziewczynie wywierać coraz większe wrażenie. Kamila zakochuje się w swoim obiekcie inwigilacji (zaczyna się też orientować, że nie jest on żadnym wrogiem Polski), ale Rożek nie ma zamiaru rezygnować ze swojej kobiety, bez względu na koszta...

Film jest naprawdę wciągający i bardzo dobrze zagrany. Magdalena Boczarska (jako Kamila) wręcz emanuje seksapilem oraz dziecięcą naiwnością i zagubieniem. Robert Więckiewicz jest świetnym heelem, gra tu totalnego chama i prostaka, nienawidzącego "wykształciuchów", Żydów i innych "wrogów narodu". Pomimo jednak tego ma on swoje uczucia (choć ich definicja jest conajmniej... kontrowersyjna) i uważam, że na swój prostacki sposób - na prawdę kochał "Różyczkę", a gdyby nie presja przełożonych - nigdy nie zrobiłby z niej donosiciela (bardzo dobrze Więckiewicz ukazuje na ekranie tą dwoistość i rozdarcie swojej postaci). Andrzej Seweryn (jako Adam Warczewski) to już standardowo klasa sama w sobie. Poza tym na ekranie widzimy także takich aktorów jak Szapołowska, Frycz, Globisz, Kamas czy Kowalewski, tak więc od strony aktorskiej jest to prawdziwa uczta dla oczu.

Sama historia i czasy w których się rozgrywa, są naprawdę tak dramatyczne jak i intrygujące. Widzimy tu spragnioną miłości dziewczynę, której naiwność (oraz uczucia) zostały z premedytacją wykorzystane, aby przeciągnąć ją na ciemną stronę mocy. Kiedy jednak Kamila doświadcza prawdziwej miłości (a nie tylko zwierzęcego pożądania, które oferował jej Rożek), otwiera oczy i usiłuje wydostać się z mroku. Niestety, kto raz podpisał cyrograf z diabłem, jest przez niego naznaczony po wsze czasy... Reżyser świetnie pokazał jak bezradna jest istota ludzka w obliczu systemu totalitarnego, który niszczy wszystko i wszystkich. W tej grze nie ma wygranych, pozostają tylko zgliszcza uczuć, wypaleni ludzie i zdeptane marzenia.

Polecam ten film wszystkim (a zwłaszcza tym, którym się podobała "Mała Moskwa", bo to trochę podobne klimaty), którzy zwątpili w polski dramat, bo tak od strony aktorskiej, świetnie rozpisanej psychologii postaci bohaterów, jak i samej historii tragicznego "trójkąta" (fabuła "Różyczki" wzorowana jest podobno na prawdziwych zdarzeniach z życia Pawła Jasienicy) jest on zrealizowany naprawdę na wysokim poziomie. Moja ocena: 7,5/10 i wniosek, do którego doszedłem już dawno, że Polacy nie powinni mieć wcale kinematograficznych kompleksów i jeżeli będą kręcić więcej ambitnych obrazów (pokroju właśnie "Różyczki", "Generała Nila", "Długu", "Domu Złego", "Symetrii", "Wszystko będzie dobrze" itp.) a mniej głupawych komedyjek romantycznych, to naprawdę nie będziemy się musieli wstydzić naszego wkładu w kino europejskie.

 

Ależ z Ciebie mały szantażysta. :twisted:

 

To wszystko z miłości, Marcinek :twisted: Przecież wiesz, że trzeba Cię motywować, bo inaczej te obiecane recenzje pozostaną dalej tylko w królewskiej głowie :wink:

 

Japoński dramat nie jest zły - może nieco nudnawy w pierwszej połowie, ale za to jak druga połowa się rozkręci to naprawdę idzie się wciągnąć. Przedstawiłem tutaj chyba już jeden czy dwa przedstawiciele z tego kraju które bardzo mi się podobały.

 

Japoński, Europejski, Amerykański... Co za różnica? Zarówno tu i tam znajdziemy prawdziwe perełki jak i zwykłe gówna. Nie ma co generalizować.

Ja sobie postanowiłem, że jak obejrzę jakiś film, który ocenię na przynajmniej 7/10, to będę się starał skrobnąć o nim choć parę słów, tu na forum. W końcu tych naprawdę dobrych obrazów nie ma wcale aż tak wiele na tle masy badziewia (o której szkoda czasu na pisanie).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-201084
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  2 014
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  06.11.2003
  • Status:  Offline

http://gfx.filmweb.pl/po/41/99/34199/6922623.2.jpg?l=1254450254000

"The Dreamers" ("Marzyciele") (2003)

 

Paryż, wiosna 1968. Burzliwe wydarzenia polityczne i społeczne, rewolucyjne zmiany w obyczajowości. Na tym tle rozgrywa się historia trójki młodych ludzi. Francuskie rodzeństwo, Isabelle i Theo, poznaje amerykańskiego studenta Matthew, który przyjechał do Paryża, aby poznać wielką europejską kulturę i historię. Bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie i wkrótce postanawiają zamieszkać razem. Od tej chwili rozpoczyna się wyrafinowana gra emocjonalna i seksualna oparta na kontrowersyjnych zasadach. Wyzwoleni młodzi ludzie prowadzą coraz bardziej niebezpieczne eksperymenty, badając granice, do których mogą się posunąć.

 

Tak na dobrą sprawę za namową Raven'a oraz Kinga miałem obejrzeć w końcu "Lilja 4-ever" ale ostatecznie postanowiłem ją nieco przesunąć w kolejności, ustępując miejsca obrazowi który od dłuzszego czasu mnie kusił do obejrzenia :) Film juz po wstępnym opisie moze wydawać się niczym innym jak erotykiem z dodatkiem dramatu. Jednakze jeśli ktoś tak podchodzi do tego obrazu, to musi z miejsca zmienić swój pogląd. "Marzyciele" to bowiem przede wszystkim dramat ze sporą dozą gry psychologicznej, a śmiałe sceny erotyczne z których ten film stał się znany są dodatkiem, nomen omen bardzo waznym, który łączy wszystkie elementy w jedną spólną całość. Nie ma co się dziwić, ze mamy tutaj taką mieszankę wybuchową, bowiem za "Dreamers" stoi Bernardo Bertolucci, w przeszłości znany z takich filmów jak chociazby "Mały Budda" czy tez "Ukryte Pragnienia" z Liv Tyler. Filmy tworzone bowiem przez Włocha mają swój specyficzny klimat i napewno nie są dla kazdego odbiorcy. Tak tez jest z "Marzycielami", którzy jednym mogą się naprawdę spodobać a inni z kolei będą nadwyraz krytyczni do tego obrazu, doszukując się w nim tylko i wyłącznie niepotrzebnych scen erotycznych. Scen erotycznych, które nomen-omen są bardzo śmiałe i w pewnym momencie człowiek zastanawia się czy nie jest to czasem jednak erotyk. Doprowadziło to do tego, ze film został wydany w dwóch wersjach - ocenzurowanej i nieocenzurowanej, w której pokazane jest naprawdę duzo jak na kino trafiające na duzy ekran a później na dvd. Jednakze tak jak wspomniałem, owe sceny są nieodzownym elementem tego filmu. Tutaj nie ma co specjalnie dyskutować nad tym faktem, one po prostu musiały się w tym filmie pojawić. Cała fabuła jaką przedstawia nam Bertolucci w swoim filmie jest niewątpliwie bardzo ciekawa i momentami kontrowersyjna. Mamy tutaj z jednej strony podłoze historyczne z 1968 roku i buntem studentów. Z drugiej zaś grę pomiędzy rodzeństwem a młodym amerykańskim studentem w którą został wciągnięty. Rodzeństwo z jednej strony nalezy do sfery dość zbuntowanej, z drugiej to co dzieje się pomiędzy nimi z całą pewnością do rzeczy normalnych nie nalezy. W tym momencie trzeba wspomnieć o świetnej grze Eva Green, która wcieliła się w Isabelle. Jej postać jest z jednej strony osobą która z pozoru ma dość mocny charakter i lubi rózne gierki przez co wykorzystuje swoją urodę oraz to, ze az kipi od niej seksem. Z drugiej wszystko to wydaje się zwykłą maską, bowiem gdzieś tam w głębi siebie skrywa w sobie to, ze nie jest az taka twarda jak mogłoby się wydawać. Niewątpliwie jej gra to największy plus w tym filmie. Wraz z nią jest jej brat (syjamski) - Theo, grany przez Louis'a Garrel'a. Moze będę odosobniony w swojej ocenie, ale za nic nie mogłem "kupić" jego postaci. Niby wygląd miał wręcz idealny na tamten okres, jednakze sama gra mnie nie powaliła. Więcej, dla mnie zdecydowanie największy minus w tym filmie to kreacja Theo. I tym sposobem docieramy do postaci przybysza zza wielkiej wody - Matthew, w którego rolę wcielił się Michael Pitt. Oglądając film i widząc jego postać doszedłem do krótkiego wniosku - absolutnie idealna rola dla Leonardo DiCaprio! Bynajmniej nie tylko przez pewne podobieństwo do Pitt'a ale przez samą psychologię postaci Matthew. Pitt jednak podołał zadaniu i stworzył naprawdę ciekawą postać, która obok Isabelle jest najbardziej wyrózniającą w tym filmie. Matthew to bowiem człowiek, który został wplątany w coś, czego wcześniej nie znał, nie zasmakował. Początkowo było to dla niego szokiem, jednak im dłuzej przebywał z rodzeństwem, tym bardziej wchodził w grę którą prowadzili. Moze nie az tak do końca, bowiem były momenty kiedy przedstawiał dość dobitnie swój pogląd na pewne sprawy, jednakze Isabelle i Theo z całą pewnością 3/4 jego zycia w Europie zdominowali. Jak wspomniałem nieco wyzej, fabuła jest ciekawa i kontrowersyjna. Porusza kwestie nie tylko związane z burzliwymi studentami, którzy wychodzą na ulice i ścierają się Policją. Głównym elementem jest tutaj gra psychologiczna, związana w sporej mierze z seksem. Ujawnia się chociazby "owoc zakazany" czyli kazirodztwo. "Marzyciele" to bowiem przekraczanie pewnych granic, których nie powinno się przekraczać. To równiez pewien manifest, zerwanie z pewnym porządkiem i próba eksponowania czegoś, co nie jest do przyjęcia. Niewątpliwie te kontrowersje w scenariuszu odrózniają ten film od innych. Scenariusz napisany bardzo sprawnie przez Gilbert'a Adair'a, który przeprowadził tak, ze człowiek wciągał się z minuty na minutę w główny nurt filmu niczym Matthew w grę Isabelle i Theo. "Dreamers" trwający ok. 2 godziny tym samym bardzo szybko się ogląda i pomimo, ze to miejscami dość "ponury" dramat, to jednak człowiek jest zaskoczony, ze tak szybko jest koniec.

 

Krótko o muzyce oraz sceneriami. Co tutaj duzo mówić, "Dreamers" jest jednym z tych filmów w które człowiek tak się wciąga, ze muzyki jesli takowa jest po prostu nie slyszy. Co do scenerii jakimi raczą nas twórcy filmu, to mamy tutaj bardzo pozytywne zaskoczenie. Francja z 1968 roku została bardzo ładnie odwzorowana. Niektóre sceny, zwłaszcza na ulicach Paryza zostały nakręcone z duzym rozmachem. Nie ma ich duzo, bowiem przez większość czasu akcja dzieje się w duzym mieszkaniu/apartamencie. Była jednak jedna scena kręcona wieczorem w trakcie deszczu która mi się nie podobała, czyli praktycznie opustoszona ulica. Motyw niewątpliwie przewijający się w wielu filmach, którego jakoś twórcy nie mogą wyelinować.

 

Podsumowując powoli. "The Dreamers" nie są pozbawieni wad, jednakze okazali się świetnym dramatem z sporą dozą psychologii. Niewątpliwie jest to film który wzbudza kontrowersje ale takie było jego zadanie i stąd tez rozgłos o tym obrazie w Europie. Bertolucci dopisał sobie kolejny świetny film do swojego CV. Polecam!

 

Ocena filmu: 8-/10

 

[ Dodano: 2010-09-12, 15:48 ]

http://gfx.filmweb.pl/po/25/98/362598/7166859.2.jpg?l=1193714574000

"This is England" (2006)

 

Jest rok 1983 a w szkołach akurat rozpoczynają się wakacje. Główny bohater Shaun jest szykanowanym przez rówieśników 12-letnim typem samotnika, który mieszka wraz z matką w ponurym mieście. W drodze ze szkoły trafia na grupę skinheadów, którzy okazują się być przyjaźnie nastawieni i biorą go pod swoje skrzydła. Wkrótce Shaun poznaje świat przyjęć, kobiet i modnych ubrań, a jego wzorem do naśladowania stają się koledzy z gangu. Sielska atmosfera ulega jednak zmianie z chwilą, gdy z więzienia wychodzi najstarszy członek grupy i zdeklarowany rasista.

 

Po raz kolejny "Lilja 4-ever" została odstawiona na boczny tor, bowiem moją głowę zawrócił zupełnie inny film. Tym razem padło na "This is England", dramat pokazujący nam życie brytyjskich skinhead'ów na początku lat '80. Film bardzo dobrze odwzorowuje tamte realia, nieco szarej, miejscami zapuszczonej Anglii. Obraz ten przedstawia nam prawdziwych skinhead'ów, którzy nie byli kojarzeni z tymi, których znamy obecnie i w część z nich przeistacza się filmie. Mówiąc w skrócie, tamci skinheadzi byli grupą ludzi której obcy był rasizm, czas spędzali głównie na imprezowaniu słuchając przy okazji reggae. W tej grupie odnajduje się Shaun, który powiedzmy sobie szczerze - nie ma zbytnio przyjaciół, jego życie po śmierci ojca jest szare niczym londyńska mgła. Wchodzi on do tego środowiska i tutaj może poczuć, że ma przyjaciół. Wszystko pięknie, ładnie ale nic nie trwa wiecznie. I tutaj mamy pewien punkt zwrotny. Na wolność wychodzi bowiem Combo, najstarszy członek grupy który podczas pobytu w wiezieniu bardzo się zmienił. Osoba Combo jest właśnie punktem zwrotnym w tym filmie bowiem dzieli skinhead'ów na tych "przed jego wyjściem i na po wyjściu z więzienia". Różnią się diametralnie, począwszy od stylu bycia a skończywszy na ideach w które wierzą. Combo tworzy grupę skinhead'ów których znamy obecnie czyli niewątpliwie osób których nie chcielibyśmy spotkać w ciemnej uliczce, osób będących niewątpliwie niebezpiecznymi. Shaun'owi, który mając cały czas w głowie śmierć ojca wydaje się, że idee głoszone przez Combo są właściwe, dlatego też postanawia wejść do tego środowiska. Jego życie jednak zmienia się jeszcze bardziej i bynajmniej nie jest to już taka sielanka w przypadku "poprzednich skinheadów". Staje się zupełnie innym dzieckiem niż wcześnie...

 

Jak widać, reżyser i zarazem scenarzysta tego filmu - Shane Meadows podjął się bardzo ciekawego tematu. Jak na powagę tego obrazu, byłem ciekaw czy podoła on od samego początku do samego końca. I muszę przyznać, że "This is England" bardzo miło mnie zaskoczyło, bowiem pomimo kilku minusów oraz pewnych scen które wydawały się za bardzo przesadzone, jest to niewątpliwie bardzo spójny obraz. Mamy tutaj ukazane nie tylko objawy ale i przyczyny takiego a nie innego postępowania przez skinhead'ów. To nie jest film w którym mamy podane suche fakty i możemy się z nimi zgodzić lub nie. Wszystko zostało tutaj ujęte. Niewątpliwym plusem jest gra aktorska. Pomijając już postać Shaun'a w którego rolę wcielił się Thomas Turgoose znany później praktycznie tylko z roli Cooper'a w "Eden Lake", zdecydowanie najlepiej zagrał Stephen Graham, znany chociażby z "Przeklętej ligi" czy "Wrogów Publicznych". Jego postać aż kipi złymi emocjami które w niej siedzą, zwłaszcza po twarzy, zachowaniu. Strzał w "10"! Graham bez dwóch zdań zagrał tutaj świetnie. Widz od pierwszego momentu pojawienia się Cooper'a kupuje tą postać.

 

"This is England" to nie tylko sprawnie napisany scenariusz czy świetna gra aktorska. Rzecz którą można dostrzec a w zasadzie usłyszeć jeszcze bardziej w drugiej połowie filmu jest niewątpliwie cudowna ścieżka dźwiękowa. Znalazły się na niej takie kawałki jak: "Louie Louie" (Toots and The Maytals), "Please let me get what i want" oraz "Never seen the sea" (Gavin Clark). Do tego dochodzi jeszcze nieco muzyki poważnej, która wprowadza wspaniały klimat, przez co odbiór filmu jest jeszcze lepszy.

 

Podsumowując. "This is England" zaskoczyło mnie kompletnie na całej linii. Nie spodziewałem się tak dobrego dramatu przedstawiające realia życia skinhead'ów. Niewątpliwie film warty obejrzenia.

 

Ocena filmu: 8-/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-201211
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"The Express" (2008)

 

"Prawdziwa opowieść o legendarnym czarnoskórym sportowcu Ernie Davisie i jego trenerze z Uniwersytetu w Syracuse, Benie Schwartzwalderze. Davis został zrekrutowany do drużyny akademickiej w 1958, gdy ruch na rzecz przestrzegania praw obywatelskich w USA nabiera rozpędu. Staje się on ofiarą uprzedzeń w kampusie, mieście, na boisku a nawet we własnej drużynie, ale mimo to przyczynia się do jej zwycięstwa w mistrzostwach kraju i staje się pierwszym czarnoskórym laureatem elitarnej nagrody Heismanna."

 

Solidny dramat w stylu "The Blind Side", tylko bez wielkich nazwisk (chociaż gra tam Denis Quaid), fajerwerków i wielkiej machiny medialnej zapewniającej rozgłos (w przeciwieństwie do Blind Side'a, ten film przeszedł bez większego echa).

Tutaj także mamy historię biednego, niezbyt kumatego (w dzieciństwie duże problemy z nauką czytania) czarnego chłopaka, który odnajduje swoje powołanie w futbolu amerykańskim. W przeciwieństwie jednak do sławniejszego "kuzyna", "The Express" rozgrywa się w czasach, gdy USA było mekką rasizmu i nietolerancji a uzdolniony sportowo bohater, pomimo że jest debeściakiem na boisku, musi się zmagać z wszelkimi przeciwnościami losu, jakie wynikają z jego odmiennego koloru skóry (totalny ostracyzm na uczelni, we własnej drużynie czy ze strony przeciwników na boisku).

Przyznam, że bardzo lubię filmy z gatunku "wyjątkowa jednostka vs. wszyscy" :D i "The Express" także mi się podobał, bo jest solidnie zagrany, przedstawia ciekawą, opartą na faktach historię oraz niepozbawiony jest tej szczypty goryczy, pokazującej że nikt nam nigdy nie obiecywał, że życie będzie sprawiedliwe. W filmie jednak czegoś mi zabrakło... Nie wiem... Może bohaterowi jakoś trochę stosunkowo zbyt gładko poszło zjednanie sobie trenera (który ponoć nie lubił "czarnych") i członków własnej drużyny (a wiadomo, że większość uniwersyteckich futbolistów to banda dupków i cwaniaków, którzy w tamtych czasach nie daliby czarnemu chłopakowi po prostu żyć)? Podkreślam tu słowo "stosunkowo", bo oczywiście Ernie miał zdrowo pod górkę, ale ja wyobrażałem sobie, że w tamtych rasistowskich czasach, czarnoskóry chłopak, choćby nie wiem jak uzdolniony sportowo, żeby się przebić musiałby przejść prawdziwe piekło, a w "The Express" to "piekło" potwierdzało zasadę, że nie taki diabeł straszny jak go malują... Może się czepiam, ale dla mnie wszystko to jakoś poszło zbyt gładko, na zasadzie: "dzisiaj Cię nienawidzimy, a jutro oddalibyśmy za Ciebie nerkę". Z doświadczenia wiem, że ludzie nie zmieniają się o 180 stopni i dla mnie takie zagrania były mało realistyczne.

Pomimo moich utyskiwań :wink: "The Express" jest na pewno obrazem wartym obejrzenia, zwłaszcza jeżeli ktoś lubi dramaty sportowe. Sporo tu jest futbolu amerykańskiego (i jeżeli ktoś średnio kuma zasady tej gry, to momentami może się gubić), ale też jest sporo solidnej dramaturgii oraz mocna końcówka, dobitnie stawiająca kropkę nad "i". Moja ocena: 7/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/3/#findComment-201566
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • CzaQ
      Zgadza się, jedziesz dalej.
    • MattDevitto
      Nowy rok, nowe postanowienia to i może jakieś nowe fedki, które każdy z nas chce oglądać. Warto się zastanowić, szczególnie, że obecnego wrs jest bardzo dużo do ogarnięcia. Z roku na rok też czasu jakby mniej do śledzenia tego wszystkiego. Stąd też tradycyjnie w styczniu przybywam do was z pytaniem:  ile fedek zamierzacie oglądać w 2025? Oczywiście oprócz ich wymienienia, napiszcie też co będziecie śledzić na bieżąco, z jakiej fedki np. rezygnujecie etc. Można też dodać jakieś federacje retro - choćby LU, macie jak zawsze pełną dowolność Poniżej dodaję link do tematu sprzed 12 miesięcy:
    • -Raven-
      Poza tym, całkiem sprytnie to rozgrywają, bo niby w tej walce Szefów żadne Bloodline nie może interweniować, ale Jokerem jest tu Drew, który może pomóc Soliście. Niby teoretycznie wiadomo, że Romek powinien ogarnąć, ale zawsze pozostaje ten element niepewności. Po drugie, bez sensu jest kończyć tak duży feud na zwykłej tygodniówce (a wygrana Rzymskiego to by było game over), co jeszcze bardziej zwiększa szanse Sikacza.   Oby nie, bo Stratna może w takim wypadku długo się pasem nie nacieszyć, a szkoda by było.
    • -Raven-
      Parasolkę.
    • RomanRZYMEK
      - Drew przechodzi na stałe na SmackDown i w sumie spoko, bo co miałby robić na RAW? Od razu dostaje segment z Blondasem, który doprowadza do kolejnego brawlu Owensa z Cody’m. Spoko, tylko dla mnie trochę za dużo tych brawli ostatnio w rywalizacji Cody’ego z Kevinen. Mogliby trochę z tym przystopować, bo szybko się ludziom znudzi i cały feud na tym traci. Co jeszcze warte odnotowania w tym segmencie - czyżbyśmy dostali zalążek stajni Owensa, Drew i ewentualnie Rollinsa? Każdy z nich działa z podobnych motywów, więc ma to jakiś sens.     - Solo bardzo rozwinął się na MICu od czasu jego solowego runu jako Tribal Chef. To kolejna osoba po Jey’u, Samim i Jimmy’m która zostaje jednym z głównych beneficjentów story z Bloodline. Ciekaw jestem co się z nim stanie po programie z Romanem. Raczej czeka go los Romka i program z podopiecznym Jacobem Fatu.    - IT’s Tiffy Time! Wow - co za pop. Fajnie rozegrany Cash-In, bardzo logiczny. Tiffy dostaje swój moment, nawet fajerwerki, ciekawe jaki będzie jej run. Potencjał na Micu, jak i w ringu ma nieograniczony. Czuję że na WM’ce dostaniemy jej walkę z powracającą Charlotte Flair.   - LA Knight dalej Over, ale w sumie ta strata pasa nic mu nie dała. Program z Nakamura na razie miałkły. Liczyłem że może Knight pójdzie wyżej, dostanie znowu szansę na Title Shota na WWE Championship, ale niestety na to się nie zanosi. Jedyna droga w tym roku, to walizka, ale raczej Knight jej nie wygra.    Ogolnie, to nie wiem czy zmiana decyzji na 3h wyjdzie na plus długofalowo. Co prawda roster SmackDown ma potencjał jeśli dodamy osoby, których obecnie nie ma - Orton, Styles i mocniej postawią np na Carmelo, Theory itp. Boję się jednak że przez przejście na 3h poziom tygodniówki spadnie i będą się musieli ratować zapychaczami, jak na tym show dostaliśmy kolejne starcie Michin vs Piper, które było tylko zapychaczem. Obym się mylił, ale jestem sceptyczny. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...