Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Dramaty


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Tak, wiem że, ciężki to przykład aby zachęcić do tematu, lecz David wtedy mnie jakoś przekonał do swojego kina.

 

Mnie przekonał za pomocą Mullholand Drive i Głowy do wycierania :-)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-155217
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 162
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • -Raven-

    103

  • Bonkol

    14

  • RVD

    12

  • Ja Myung Agissi

    7

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  8
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  17.08.2009
  • Status:  Offline

Requiem dla snu - dramat,który myślę każdy powinien obejrzeć. O tym jak zły wybór może rzutować na całe życie.Polecam.
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-155219
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Obejrzałem ostatnio jedyny pełnometrażowy film Lynch'a, którego jeszcze nie miałem okazji widzieć, a mianowicie "Człowieka-Słonia". Film jest raczej w stylu "Prostej Historii" niż "Zagubionej Autostrady", tak więc nie ma w nim pokręconych zagadek i schizolskich klimatów, niemniej jest świetnym dramatem i ważnym głosem w sprawie człowieczeństwa i tolerancji.

Obraz opowiada historię człowieka o straszliwie zdeformowanej głowie i ciele, nazywanego Człowiekiem-Słoniem. Osobę tą przetrzymuje w swoim cyrku okrutny właściciel, który czerpie zyski z pokazów Człowieka-Słonia w swoim gabinecie dziwactw i osobliwości. Na pokaz trafia przypadkiem uznany w kraju lekarz, który postanawia wyrwać istotę z rąk tyrana-dyrektora cyrku i zbadać jej przypadłość. Człowiek-Słoń okazuje się niesamowicie wrażliwą istotą, o bogatym wnętrzu skrytym pod szpetną, cielesną powłoką. Początkowa fascynacja Doktora dziwnym osobnikiem powoli przeradza się w przyjaźń i walkę, aby zapewnić skrzywdzonej przez naturę istocie - dom i akceptację społeczeństwa.

Jak widać na pierwszy rzut oka - fabuła nie jest jakaś zbyt wyrafinowana (pewnie też dlatego tak długo podchodziłem do tego obrazu), ale sam wydźwięk, waga tematu i to jak bardzo potrafi ten film zagrać na uczuciach (są momenty, które na prawdę ściskają za gardło) - jest miażdżące. Niesamowity obraz społeczeństwa i pokaz tego jak bardzo popierdolonym jesteśmy gatunkiem, który może i ewoluował przez miliony lat, ale nadal potrafimy być gorsi niż zwierzęta. Film jest dość stary (ma już chyba ze 20 lat), ale nadal nic nie stracił ze swojej aktualności, bo wciąż pojęcie tolerancji i akceptacji drugiego człowieka jest dla większości ludzi czymś nie do nauczenia.

 

 

Kolejnym interesującym dramatem, jaki miałem okazję obejrzeć jest "Władca Much". Świetny obraz, udawadniający tezę, którą kiedyś przedstawił Freud, mówiącą że dzieci wcale nie są niedobre, niegrzeczne czy nieposłuszne - one są po prostu z natury złe (dopóki dorośli nie nauczą ich norm moralnych).

Akcja zaczyna się w momencie, kiedy rozbija się samolot przewożący grupkę dzieci. Bohaterowie docierają do bezludnej wyspy i usiłują tam jakoś przeżyć. Bardzo szybko dochodzi do konfliktu między dwójką najbardziej charyzmatycznych chłopców i grupa dzieli się na 2 obozy. Pierwszy, usiłuje przetrwać łowiąc ryby i zbierając runo leśne. Drugi natomiast - rozpoczyna brutalne polowania z włóczniami, okraszone dziwnymi "zabawami-rytułałami" takimi jak mazanie się krwią upolowanych zwierząt. Rozpoczyna się chora rywalizacja między dwiema grupami, coraz więcej dzieciaków przechodzi na stronę obozu "łowców" (względy żywnościowe) a konflikt z obozem "spokojnych" wydaje się nieunikniony...

Film świetnie pokazuje to, że wystarczy chwilowy brak dorosłych (a więc osób, które potrafią utrzymać dziecko w ryzach) aby wszystkie wpajane nauki poszły w zapomnienie a normy moralne pękły niczym stary sznurek. W dzieciach budzą się pierwotne instynkty i sadystyczne zapędy, które w tym miejscu (bezludna wyspa, brak nadzoru) nie mają jak być okiełznane. Wszystko to prowadzi do prawdziwej walki na śmierć i życie między dzieciakami, a film zadaje nieme pytanie - jak niewiele potrzeba, aby wszystkie normy moralne, dekalogi, zasady współżycia społecznego poszły do śmietnika a człowiek postawiony w skrajnej sytuacji pokazał, że wbrew szumnej nazwie (człowiek - to brzmi dumnie...) jest tylko zwykłym zwierzęciem a nawet czymś o wiele gorszym (zwierze nie zabija dla zabawy)?

Mocny, dający do myślenia obraz. Zdecydowanie wart obejrzenia!

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-156002
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

  • Posty:  1 197
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  08.03.2009
  • Status:  Offline

Oto dramaty, które oglądałem jakiś czas temu:

 

Krwawy diament:

Akcja filmu rozgrywa się podczas wojny domowej w Sierra Leone. Na wioskę Solomona Vandy'ego napadają rebelianci i całą jego rodzinę biorą do niewoli, zaś on sam zostaje skierowany do wydobywania diamentów w dolinie rzeki. Podczas pracy odnajduje jeden z największych diamentów i ukrywa go przed strażnikami. Wskutek akcji wojska Solomon trafia do aresztu, gdzie przez przypadek zapoznaje się z Dannym Archerem, który obiecuje mu pomóc odnaleźć rodzinę w zamian za diament.

 

Muszę przyznać, że w tym filmie panuje bardzo dobra muzyka i w ogóle to jeden z najlepszych dramatów, z którymi miałem do czynienia w ostatnim czasie. Obsada aktorska również nie zawodzi i Polecam pobierać film, bo na prawdę warto. Ocena 6/10

---------------------------------------------------

Kolejny film, który uważam za bardzo dobry to film pt: ''W pogoni za szczęściem''. Historia Chrisa Gardnera (Will Smith), człowieka inteligentnego i utalentowanego, który zarabia na życie sprzedając wyposażenie medyczne. Nie jest to zajęcie ani wdzięczne, ani dobrze płatne. Ambitny Chris próbuje więc dostać się na staż w renomowanym biurze maklerskim i udaje mu się w tym wyścigu pokonać wielu znacznie lepiej wykształconych konkurentów. Nauka zajmuje Chrisowi wiele czasu, co odbija się na jego pracy, a tym samym i finansach. Dla niego i dla jego ukochanego, pięcioletniego synka, nadchodzą bardzo ciężkie dni; noclegi w schroniskach i na przystankach stają się codziennością. Ale mimo trudności Chris nie pozwala, by cokolwiek stanęło mu na drodze do lepszego życia i szczęścia.

 

Co prawda film jest trochę stary, ale i tak go cenie, bo świetnie pasuje do obecnej sytuacji panującej na całym świecie, a chodzi mi o biedę oraz nadzieję na lepsze jutro. Pożyczanie pieniędzy i problem z oddaniem to również świetna cecha tego filmu, która pasuje do dzisiejszej rzeczywistości. Kolejny ciekawy wątek z tego filmu to spanie w toalecie i mówienie dziecku, że jesteśmy w jaskini itp :P Po prostu uważam ten film za bardzo dobry i nikt nie zmieni mojego zdania. Ocena 7/10.

-----------------------------------------------------------------------

Monachium: Igrzyska Olimpijskie 1972 roku. Olimpiada miała przejść do historii jako wydarzenie wyjątkowe. Jeszcze żadnej olimpiady nie przygotowano z takim rozmachem. Ilość uczestników była gigantyczna - w 195 konkurencjach w 21 dyscyplinach wystartowało 7121 sportowców ze 121 krajów. Z okazji igrzysk zbudowano olbrzymi, supernowoczesny stadion na 80 000 miejsc, pływalnie, tor kolarski i wiele innych obiektów. Olimpiadę 1972 roku świat miał zapamiętać bardzo długo. I zapamiętał z bardzo tragicznych wydarzeń. Członkowie palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień wdarli się do pomieszczeń zajmowanych przez ekipę Izraelczyków. Tragedia zakończyła się śmiercią 18 osób.

 

Jak dla mnie bardzo dobry film, dobrą rolę odegrał Eric Bana. Ogólnie lubię dramaty, gdzie terroryści atakują itp. W pewnym momencie zaczęło się robić monotonne to strzelanie, ale i tak nie mogłem odejść od monitora, gdyż film wciągnął mnie na dobre, a oglądając go czułem się jakbym tam był. Muszę przyznać, że trochę żałuje tego, że nie pooglądałem tego filmu wieczorem, bo z tego co wiem to w dzień ten film ogląda się całkiem inaczej, ale w końcu wszystkie filmu lepiej oglądać pod wieczór... Ocena 6/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-161984
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Obejrzałem wczoraj całkiem niezły dramat psychologiczny (choć może nawet bardziej thriller psychologiczny) pt. "Naboer" ("Next Door").

 

"Kiedy główny bohater zostaje porzucony przez dziewczynę, do sąsiedniego mieszkania wprowadzają się dwie piękne kobiety. Całą trójkę połączy wkrótce erotyczna fascynacja. John balansując na granicy jawy i snu zaczyna spełniać swoje głęboko skrywane fantazje. Dla naszego bohatera rozpoczyna się niebezpieczna zabawa - zabawa, w której splatają się seks, przemoc, dziwne pokoje i ciemne korytarze. Skąd się wzięły te dziewczyny...? Czego właściwie chcą....?"

 

Nie chciałbym się tutaj rozpisywać głębiej o fabule (wiem, że samo opis niewiele mówi), bo pisząc cokolwiek więcej - musiałbym zdradzić rozwiązanie filmu, a nie chciałbym psuć niektórym zabawy (Street - zdecydowanie takie jak lubisz schizolskie klimaty. Królu - dla Ciebie to niemal "lektura branżowa":).

Powiem tylko tyle, że film przypomina swoją stylistyką trochę "Lokatora" Romana Polańskiego. Tutaj też mamy samotną jednostkę, zaplątaną w dziwną sytuację, która wydaje się być czymś z pogranicza sennego koszmaru (coś a'la Lynch, tylko w o wiele prostszej do rozszyfrowania formie i z interpretacją podaną na tacy:). Do końca nie jesteśmy pewni co jest prawdą a co nie i towarzyszymy bohaterowi w klaustrofobicznej wędrówce labiryntem ciasnych korytarzy z nieskończoną ilością drzwi, w drodze do poznania tajemnicy jaką skrywają jego tajemnicze sąsiadki...

Od razu ostrzegam, że większości "Drzwi Obok" mogą się nie spodobać. Nie ma tu ani szybkiej akcji ani też jakichś fajerwerków. Jest za to duszny, gęsty niczym smoła klimat i permanentne poczucie niepewności odnośnie tego, co jest prawdą a co nie. Świetnie wpasowuje się w to muzyka, umiejętnie budująca nastrój i podkreślająca poczucie zagrożenia. Wędrówka bohatera baardzo kojarzyła mi się z moimi wyobrażeniami wędrówki Józefa K. ("Proces" Kafki) po gmachu biurokratycznej machiny sądu (kto czytał - wie o co mi chodzi). Tutaj mamy takie samo zagubienie i niepewność głównego bohatera.

"Naboer" nie bazuje na porywającej akcji (chociaż na luzie potrafi przykuć człowieka do fotela), ale na świetnym klimacie jaki potrafią stworzyć Skandynawowie (film jest produkcji Szwedzko-Duńsko-Norweskiej) oraz ciekawym choć (dla zaprawionego w takich klimatach widza) dość łatwym do przewidzenia (nie psuje to jednak przyjemności obcowania z filmem) zakończeniu (pomimo to, ostatnia scena i tak kopie w jaja:).

Moja ocena to 7/10 (ponieważ uwielbiam kino skandynawskie i filmy w schizolskich klimatach).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-169984
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  369
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.05.2009
  • Status:  Offline

Ja za to polecam Lot 93 - United 93.

Opis z onetu:

"Film zrealizowany na podstawie autentycznych zdarzeń z 2001 roku.

Samolot linii United Airlines, lot 93, latał regularnie na trasie z Newark do San Francisco. 11 września 2001 roku lecący tą trasą Boeing 757-222 był jedynym z czterech uprowadzonych samolotów, który nie dotarł do celu wyznaczonego przez terrorystów. Obiektem ataku miał być prawdopodobnie Biały Dom. Uzbrojeni w noże porywacze, grożąc wysadzeniem maszyny, dostali się do kabiny pilotów. Podejrzewa się, iż to oni właśnie doprowadzili do rozbicia się maszyny w Pensylwanii, obawiając się, że pasażerom uda się przejąć kontrolę nad samolotem."

 

Film naprawdę zrobił na mnie wielkie wrażenie. Po filmie zapanowała cisza wśród oglądających. Od razu człowiek zastanawia się: co ja bym zrobił w tej sytuacji? Film jest pozbawiony patosu i "patriotyzmu" rodem z Ameryki. Ot przekaz prawdopodobnych zdarzeń w samolocie podany bez komentarza.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-170012
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

It's a Wonderful Life (1946)

 

"George Baily (James Stewart) wraz ze swoim wujem (Thomas Mitchell) kieruje budowlaną kasą oszczędności w małym miasteczku. Niemal całkowicie poświęca się pracy, pomagając potrzebującym w uzyskaniu własnego mieszkania. Niestety, tuż przed Bożym Narodzeniem wuj gubi osiem tysięcy dolarów, co może doprowadzić do zamknięcia kasy. Baily załamuje się nerwowo i postanawia popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili ocala go anioł stróż, który odsłania przed nim piękne aspekty życia... Doskonałe studium człowieka, który rozstaje się ze swoimi marzeniami, godząc się z codzienną - ponurą rzeczywistością. Krytycy uznali ten film za jedno z najlepszych dzieł lat 40."

 

Powiem tak - Frank Capra nakręcił film, który mnie totalnie rozwalił. Nadrabiam ostatnio zaległości w klasyce i oglądam sporo starszych filmów. Czytając opis "It's a wonderful life" stwierdziłem, że ten sobie odpuszczę, bo nie lubię przesłodzonych obrazów, które z życiowymi realiami nie mają zbyt wiele wspólnego (z opisu, obraz Capry zapowiadał się właśnie na taki cukierkowy dramat z obowiązkowym happy endem). Jednak średnia ocena na FilmWebie w okolicach 8,90/10 (i sporo oddanych głosów) przekonały mnie, że nawet jeżeli film ma mi nie do końca podejść, to klasykę należy znać, zwłaszcza w przypadku tak kultowego wręcz obrazu.

Nie wiem co jest takiego w tym filmie, że nawet ja (lubiący zupełnie inne stylistycznie dramaty) uznaję go za wyśmienity obraz. Może niesamowita gra aktorska Jamesa Stewarta i Lionela Barrymore'a? Może świetne zdjęcia i doskonale dobraną ścierzkę dźwiękową? A może po prostu to, że mimo iż film może od razu budzić skojarzenia z "Opowieścią Wigilijną" Dickensa - zawiera jednak w sobie sporo "podskórnej goryczy" i pomimo optymistycznego tytułu ("To wspaniałe życie"), pokazuje, że może i życie ogólnie jest wspaniałe, ale potrafi dać nam zdrowo w dupę i tak na prawdę, często musimy chadzać ze sobą na kompromisy jeżeli chcemy być dobrzy dla wszystkich dookoła.

Główny bohater jest takim po prostu dobrym człowiekiem (w dzisiejszych czasach większość miałaby go za frajera, którego można wycyckać. Smutne zaiste to czasy...), facetem który nie stara się na siłę być dobrym dla wszystkich - taka jest po prostu jego natura i inaczej nie potrafi. Płaci za to jednak wysoką cenę, bo aby ratować rodzinną firmę - musi zrezygnować z własnych marzeń (zawsze chciał podróżować po świecie a utyka w małym miasteczku i zajmuje się czymś, co zupełnie nie jest jego powołaniem) a nawet pieniędzy przeznaczonych na podróż poślubną (spłaca z nich długi firmy). Pomimo tego całego dobra, które czyni - Bóg, niczym Hioba, wystawia go na kolejne próby, doprowadzając do tego, że w pewien wigilijny wieczór, bohater staje przed niemal 100-u procentową wizją utraty firmy i trafienia do więzienia. To przelewa czarę goryczy i gość stwierdza, że najlepiej byłoby żeby się w ogóle nie urodził. Na te słowa z nieba zostaje zesłany anioł, który ma pokazać bohaterowi jak potoczyłyby się losy miasteczka i jego mieszkańców, gdyby nasz bohater faktycznie nigdy się nie urodził. Nie jest to, jak się domyślacie, wizja zbyt optymistyczna...

Teoretycznie film jest bardzo prosty w swojej wymowie (podsumowanie w stylu: "ten jest na prawdę bogaty, kto posiada prawdziwych przyjaciół" - ociera się niemal o banał) i nie przekazuje nic odkrywczego. Z drugiej jednak strony, obraz ten zawiera niesamowite pokłady optymizmu oraz pozytywnej energii i pomimo bajkowych motywów (anioły, Bóg, zmienianie przeszłości itp.) oraz tego, że od początku wiemy jak się to wszystko skończy (nie trzeba być tu mistrzem dedukcji :wink:), to jednak pomiędzy wierszami przemyka się brutalna, gorzka, życiowa prawda, że jeżeli chcesz mieć miękkie serce, to musisz posiadać zarazem twardą dupę a ludzie których ogólnie uznaje się za tych "dobrych" - dostają po tej dupie najbardziej (ot, takie specyficzne poczucie humoru kogoś tam nad nami :twisted:)

Moja ocena to 8,5-9/10 a film na prawdę zasłużył na miano kultowego (oglądając go, należy pamiętać w którym roku był kręcony).

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-183407
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  190
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.02.2010
  • Status:  Offline

Zielona Mila (1999)

 

Film opowiada o losach byłego strażnika więziennego. Akcja filmu rozgrywa się w więzieniu Death Row w 1935 roku. Paul Edgecomb jest szefem strażników bloku śmierci. Pewnego dnia do bloku trafia John Coffey, czarnoskóry mężczyzna oskarżony o zamordowanie dwóch dziewczynek. W przeciwieństwie do innych więźniów, Coffey okazuje się człowiekiem niezwykle łagodnym. Jest on obdarzony niezwykłym darem - potrafi uzdrawiać innych ludzi. John dzięki swojej mocy leczy Edgecomba oraz pomaga innym w więzieniu. Strażnicy podejmują walkę o ułaskawienie Coffeya...

 

Teraz kilka słów ode mnie.Najlepszy film na świecie.Znakomita gra aktorska, intrygująca fabuła i ten naprawdę smutny koniec tworzą niesamowitą atmosferę sprzyjającą refleksji nad naszym życiem :)

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-183413
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Defendor (2009)

 

"Bohaterem filmu jest mężczyzna o imieniu Arthur Poppington (Woody Harrelson) , który uważa się za superbohatera i nazywa siebie Defendor'em. W mieście szerzy się przestępczość i korupcja. Arthur postanawia oczyścić miasto ze zła. Nie posiadając żadnej innej mocy niż odwaga, mając zaledwie bronie jakie sam zrobił i wiarę w to, że nic i nikt nie jest w stanie go powstrzymać ani zranić - podejmuje nierówną walkę z mafią i wszelkimi przejawami niesprawiedliwości"

 

Sam się zastanawiam dlaczego umieszczam opinię na temat tego filmu w tym właśnie dziale... "Defendor" nie jest klasycznym dramatem a raczej tragikomedią, choć granica pomiędzy "tragi" a "komedią" zależy tu wyłącznie od wrażliwości osoby oglądającej, bo dla mnie temu filmowi było zdecydowanie bliżej do dramatu niż głupawej komedyjki, gdzie można by się było pośmiać z opóźnionego w rozwoju człowieka, uważającego się za super-herosa.

Poza tym - chciałbym też trochę rozruszać dział "Dramaty" ponieważ wiem, że sporo osób tu na forum lubi ten gatunek filmowy i skoro już ktoś założył taki temat (Longer - do roboty! :wink:) to bez sensu pisać o dramatach w dziale ogólnym, dotyczącym ostatnio oglądanych filmów.

Wracając do "Defendora", to jest to film bazujący na ciekawym, oryginalnym pomyśle, gdzie nie mamy do czynienia z klasycznym super-hero kopiącym wszystkim dookoła dupska, ale z opóźnionym w rozwoju, zwyczajnym facetem o złotym sercu (mi się od razu skojarzył z Forrestem Gump'em, z tym że Defendor ma zdecydowanie zawsze bardziej "pod górkę" w życiu niż Forrest, któremu wszystko jakoś się tak gładko udawało), który wmówił sobie że jest super-bohaterem, przywdział tandetny strój, zaopatrzył w tandetną broń własnej roboty (maczuga na bazie kija bejzbolowego, proca, słoiki z wściekłymi osami itp.) i ruszył w miasto walczyć z niesprawiedliwością oraz pomagać potrzebującym.

Na pierwszy rzut oka wydawać może się to śmieszne (tandetne bronie, strój rodem ze sklepu zabawkowego, "skuteczność" Defendora, który z reguły podczas swoich potyczek z bad-guys'ami dostaje bęcki itp), ale we mnie ten film wzbudził jedynie smutek, że obecnie panuje taka znieczulica społeczna i bierność (korupcja lub brak możliwości skutecznego działania) policji, że społeczeństwo "potrzebuje" Defendora, który by - nawet tak nieudolnie - próbował bronić jego interesów. Bo jeżeli nie on, to kto (skoro większość obywateli nie ma na to odwagi)? To pytanie cały czas przewija się gdzieś między wierszami toczącej się akcji. Ale cóż, jakie społeczeństwo, taki super-bohater...

Poza tym, kolejny smutny uśmiech na mej twarzy wywołała motywacja przywdziewanie stroju Defendora przez upośledzonego Arthura, który jak sam stwierdza - jako super-bohater nie czuje się już głupi, niepotrzebny i nijaki. W jego mniemaniu - dopiero wówczas staje się wartościową jednostką, z którą ktoś się liczy (identycznego wytłumaczenia używa jego przyjaciółka-prostytutka, odpowiadając na pytanie, dlaczego ciągle pali crack)...

Reżyser "Defendora" stara się warstwą śmiechu maskować poważne problemy (samotność i brak akceptacji jednostki żyjącej - przez swoje upośledzenie (Defendor) czy też wybór (prostytutka Kate) - poza nawiasem społeczeństwa, ogólną znieczulicę społeczną i bierność działań policji), ale jak dla mnie jest to wyłącznie śmiech przez łzy (coś co mogliśmy zobaczyć np. w "Dniu Świra").

Doskonale odegrał tu tytułową rolę Woody Harrelson potwierdzając, że jest z niego na prawdę świetny aktor, o czym trochę pozwolił nam już zapomnieć przyjmując liczne drugo i trzecioplanowe rólki w mało ambitnych produkcjach (gdzie te brawurowe role jak np. w "Skandaliście Larrym Flynt'cie"?).

Polecam "Defendora", bo film jest na prawdę inny, doskonale zagrany przez Woody'ego i w ciekawy sposób poruszający istotne kwestie. Jest oczywiście grupa osób, którą będzie bawiło to, że "debil-przebieraniec dostaje w pierdol przy niemal każdej swojej próbie ratowania świata" (patrz: wpisy na FilmWeb'ie), takim osobom proponuję jednak trochę lżejsze kino pokroju "Kick-Ass'a", bo "Defendor" to wbrew pozorom film bardzo poważny, w którym reżyser poprzez "dawkę śmiechu" stara się złagodzić ponure wnioski, jakie wypływają podczas oglądania tego obrazu. Moja ocena 7/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-183782
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  1
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.06.2010
  • Status:  Offline

Hmm... ten pierwszy film jest zachęcający do obejrzenia.Ale tego drugiego to nieznam tytułu,ale nazwa tego filmu jest zachęcająca do obejrzenia. :-)
Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-185079
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Golem (1979)

 

"W świecie wyniszczonym przez wojnę atomową Doktorzy starają się udoskonalić ludzkość. Jednostki zdegenerowane przerabiane są na pełnowartościowych członków społeczeństwa. Takim odnowionym człowiekiem jest Pernat, który po pewnym czasie buntuje się przeciwko swoim opiekunom. Próbuje ucieczki, namawia do niej innych, ale wmieszany w zabójstwo Holtruma, agenta Doktorów, trafia do więzienia, z którego wychodzi odmieniony."

 

Film Piotra Szulkina można podciągnąć pod dramat z gatunku "Political Fiction" (choć jest z pewnością też reprezentantem polskiej szkoły SF), ukazujący anty-utopijny świat, w Orwell'owskim stylu.

Oglądając ten obraz nie sposób nie dostrzec tu śladów i motywów jakie znaleźć można w prozie Franza Kafki (skazana na porażkę walka jednostki z systemem), Brunona Schulza (oniryczna klimat) czy nawet filmów Lyncha (irracjonalne, surrealistyczne motywy, rodem z koszmarnego snu).

Bohater filmu (nieodżałowany Marek Walczewski. RIP), "nieudany eksperyment" państwowego projektu "udoskonalania obywateli", przez przypadek wydostaje się na wolność i usiłuje znaleźć odpowiedź na pytanie kim jest oraz odnaleźć się w przerażającej, totalitarnej rzeczywistości, rodem z najgorszych koszmarów sennych...

To co rozwala w filmie Szulkina to niesamowite, mroczne zdjęcia (obrazy przedstawione w sepii, coś jak w "Palimpsest'cie") i upiorne lokalizacje, obskurne, odrapane domy, wszechobecny brud, groteskowe postacie (intrygujące role K. Jandy, K. Majchrzaka, J. Nowickiego, W. Pszoniaka), złowieszczy klimat okraszony psychodeliczną muzyką, degrengolada społeczna oraz totalny nihilizm unoszący się nad światem głównego bohatera niczym mgła. Na prawdę wszystko to robi niesamowite i przygnębiające wrażenie na widzu.

Ponadto, bogata symbolika filmu pozwala na liczne, indywidualne interpretacje większości wątków występujących w obrazie, tak więc wielbiciele "rozkminiania" będą tu mieli szerokie pole do popisu :wink:

"Golem" stawia ważne, nawet z punktu widzenia "dzisiejszego widza" (film wcale się nie zestarzał, choć na prawdę killerską wymowę musiał mieć za czasów komuny), pytania... Kim jest człowiek zagubiony w moralnej próżni zdegenerowanego świata? Czy tylko marionetką zaprojektowaną przez władze, które postawiły jej poprzeczkę z napisem "doskonałość"?

Sztuczny twór (Golem), nabywając podświadomie ślad człowieczeństwa, błąka się w poszukiwaniu tożsamości, która bynajmniej spełnienia mu nie przyniesie, bo człowiek utkany z gliny, miejscami posiada więcej uczuć niż ten "z krwi i kości", ta zagubiona, pogrążona w rozkładzie rasa ludzka... Niestety, w tym zdewastowanym moralnie świecie, jednostki wyjątkowe (wyróżniające się z szarej masy) nie są pożądane...

Tak więc, kto tu jest tak naprawdę Golemem (bezduszną istotą)? Gdzie przebiega ta cienka granica człowieczeństwa?

Bardzo dobre kino (tym bardziej, że polskie!!), napawające niepokojem i stawiające ważne pytania... Moja ocena 7,5/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-187656
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Ga, ga: Chwała Bohaterom" (1986)

 

"W XXI wieku ludzkość skolonizowała sąsiednie planety, stała się tak bogata i wygodna, że zabrakło chętnych do pracy w niebezpiecznym zawodzie kosmonauty. Promy kosmiczne zaczęli pilotować więźniowie, tacy jak Scope, który zostaje wysłany na nową planetę (Australia-458) w celu wciągnięcia jej w poczet "naszych" planet. Jakież jest jego zdziwienie, kiedy po wylądowaniu na obcej planecie wszyscy jej mieszkańcy traktują go jak bohatera... Okazuje się, że jednak nie ma nic za darmo. Bohaterowie mają przecież piękną śmierć..."

 

"Ga, ga..." to kolejny film Piotra Szulkina, po który sięgnąłem zachwycony jego "Golemem". To co od razu rzuca się w oczy, to podobna do "Golema" stylistyka obrazu i jego strona wizualna (reżyser ewidentnie wyrobił sobie swój oryginalny styl i jest w tym konsekwentny), choć zdecydowanie nad tym filmem nie wisi aż tak ciężki klimat nihilizmu, a przynajmniej nie jest on przedstawiony tak bezpośrednio jak przy wcześniej wspomnianym obrazie.

"Ga, ga: Chwała Bohaterom" to raczej tragifarsa w stylu "Dnia Świra" (tam też tylko teoretycznie było z czego się pośmiać, choć wnioski wypływające z filmu były ponure i zdecydowanie mało napawające optymizmem), gdzie reżyser stara się pod płaszczykiem karykaturalnych postaci i przerysowanych sytuacji (budzących niejednokrotnie śmiech) przemycić naprawdę ważne kwestie i nawiązywać do ówczesnej sytuacji w kraju. Myślę, że ten zabieg był oczywiście celowy i Szulkin liczył na to, że cenzorzy przepuszczą tą "zabawną i totalnie odrealnioną historyjkę" a inteligentny widz i tak będzie potrafił dostrzec jej drugie dno, czytając między wierszami.

"Ga, ga..." jest filmem zdecydowaniem "lżejszym" niż "Golem", który nie wali "prosto między oczy", jak było to we wcześniejszym filmie Szulkina. Tutaj wszystko jest subtelnie zawoalowane i ukryte pod grubą warstwą śmiechu. Reżyser jednak jasno daje do zrozumienia co sądzi o systemie totalitarnym, ówczesnym systemie prawnym (dość wyraźnie można wyczuć nawiązanie do słynnego: "pokażcie mi człowieka a znajdzie się paragraf"), zakłamania władzy oraz tego jak telewizja potrafi manipulować widzem (najlepszą puentą dla filmu jest taki oto dialog: "- Czy podoba się Panu Bohaterowi nasza planeta? - Nie, jest ohydna! - A, co? Może na Ziemi jest inaczej? -... (sugestywny brak odpowiedzi)").

Groteskowa historia "przestępcy" (którego jedynym wykroczeniem była "krnąbrność" - wobec władz, jak można się domyślić), który na obcej planecie jest traktowany jak bohater, przed którym nikt nie ukrywa (a nawet spodziewają się po nim entuzjazmu z tego powodu), że jego przeznaczeniem tutaj jest dokonanie (czy chce tego, czy nie) spektakularnej zbrodni i śmierć poprzez nabicie na pal, która ma stać się przykładem i przestrogą dla obywateli - przypomina mi trochę "Proces" Kafki. Tutaj także samotna, zagubiona, znajdująca się w kuriozalnej sytuacji jednostka, staje oko w oko z dziwaczną machiną, która wkręca go w swoje tryby usiłując przerobić na swą modłę. "Proces" był jednak napisany w bardziej poważnym, dramatycznym tonie a "Ga, ga..." jest typową groteską - tragifarsą (lub jak to się określa dzisiaj: "tragikomedią"), gdzie widz momentami śmieje się, kręcąc z niedowierzaniem głową - choć wie, że w oglądanych sytuacjach tak na prawdę niewiele jest do śmiechu (zwłaszcza głównemu Bohaterowi).

Tym co lekko obniża moją ocenę filmu jest dość banalne zakończenie, które może i pasuje do "komediowej" konwencji filmu, ale dla mnie pozostawia po sobie pewien niedosyt i nie stawia kropki nad "i".

Zdecydowanym plusem jest za to obsada (rewelacyjny Jerzy Stuhr, piękna i jeszcze wtedy szczupła - Katarzyna Figura, przekonujący Marek Walczewski czy świetne epizody w wykonaniu Henryka Bisty, Jerzego Treli, Leona Niemczyka i Jana Nowickiego), choć tytułowy bohater w wykonaniu Daniela Olbrychskiego jakoś nie przekonał mnie w 100-u procentach do siebie. Olbrychski średnio oddał to całe zagubienie swojej postaci w starciu z groteskową sytuacją jaka go spotkała na obcej planecie. Jego styl gry nie przedstawia dla mnie dostatecznego zszokowania (oraz braku akceptacji tego wszystkiego - chociażby w początkowej fazie) bohatera, tym co zastaje na Australii-458.

Mimo wszystko film jest z pewnością warty grzechu. Nie jest może tak miażdżący jak "Golem", ale Szulkin nadal trzyma wysoki poziom, tworzy świetne warsztatowo obrazy i nadal porusza istotne kwestie, choć tym razem maskując je pod grubą warstwą farsy i odrealnienia (nie ma się co jednak dziwić, wówczas cenzura była bardziej bezlitosna niż w dzisiejszym WWE 4 Kids :twisted:). Moja ocena 6,5/10.

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-188334
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  54
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.02.2010
  • Status:  Offline

"12" to film z 2007 roku, nakręcony przez Nikitę Michałkowa. Jest to remake znanego filmu amerykańskiego reżysera Sidneya Lumeta "Dwunastu gniewnych ludzi", który z kolei powstał na podstawie sztuki amerykańskiego dramaturga. Głównym wątkiem fabuły jest osądzenie przez dwunastu sędziów przysięgłych czeczeńskiego chłopca za zabójstwo ojczyma...

 

 

Moja ocena 7/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-188342
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  212
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.09.2008
  • Status:  Offline

Jednak o wiele bardziej zachęcał bym każdego fana dramatów do obejrzenia oryginalnej wersji filmu "12" czyli "Dwunastu gniewnych ludzi". Mimo iż film jest stary (rok 1957), to jak na razie najlepsze potęgowanie napięcia jakie kiedykolwiek dane mi było przez film przeżyć. Dialogi, reakcje i sposób ukazania całej sytuacji jest to czysty majstersztyk. Jeden pokój, jeden temat. Winny morderstwu czy nie ? Warto ominąć fabułę, bo tą każdy powinien sam poznać, oglądając ten kapitalny film. Na kolejny plus jest tutaj gra Henrego Fondy, tego który podjął się głównej obrony. Budowanie strachu u widza, czy aby wszystko się ułoży, czy zwycięży sprawiedliwość. Kolejnym plusem są pokazane tutaj zachowanie ludzkie. To co dzieje się z człowiekiem, kiedy nie ma na coś ochoty, czuje się nie komfortowo.

 

Dla mnie zasłużone arcydzieło, dlatego dałem notę 10/10

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-189607
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

  • Posty:  10 208
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Palacz Zwłok (Spalovac Mrtvol. 1969r)

 

"Czechy, lata 30-te XX wieku. Karel Kopfrkingl od 20 lat pracuje w krematorium. Pół życia spędził na paleniu zwłok. Paskudna sprawa, można by pomyśleć... Pewnie tak, ale nie dla Karla, który swoje stanowisko wręcz sakralizuje. Uważa się za współczesnego Charona, który umożliwia duszom ludzkim spokojne przejście na tamten, lepszy świat. Według niego kremacja oczyszcza człowieka, uwalnia od cierpienia i zgryzoty, zapewnia wieczny spokój duszy i odrodzenie. Tylko poprzez śmierć i skremowanie można wyzwolić się z okowów grzesznego życia i osiągnąć szczęście.

Kopfrkingl traktuje swoją pracę w "świątyni śmierci" jako misję. Jego chore poglądy zawładnęły nim całkowicie, zabiły w nim resztki moralności i człowieczeństwa. Uczyniły z niego osobę chorą psychicznie, zaburzoną emocjonalnie i wewnętrznie rozchwianą.

Czasy są jednak niespokojne. Hitlerowskie Niemcy szykują się do ekspansji na Czechy i Morawy. A Karl ma wrażenie, że nieco zaniedbuje rodzinę. Wkrótce nadarza się okazja zaprzyjaźnienia się z jednym z członków nazistowskiej partii, który obiecuje Karlowi stanowisko kierownika krematorium i nowe ciała do spalenia. W zamian faszystowscy znajomi żądają bezwzględnej lojalności. Tymczasem następuje okupacja Czech i przejęcie faktycznej władzy przez nazistów. Karl w niedługim czasie przeistacza się w gorliwego faszystę i volksdeutscha. Wraz ze wspinaniem się po szczeblach społecznego awansu bohater zaczyna popadać w coraz większe szaleństwo. W końcu śmiertelne niebezpieczeństwo pada na najbliższych Karla, który w rodowodzie żony odnajduje żydowskie korzenie... Coraz częściej marzą mu się także wielkie krematoryjne piece..."

 

Cóż, obraz Juraja Herza ciężko jest jednoznacznie przypisać do jednego nurtu filmowego. Najwięcej jest tutaj na pewno z dramatu, ale też sporo z ponurej groteski, czarnej komedii a nawet horroru psychologicznego.

Jakkolwiek by jednak "Palacza Zwłok" nie klasyfikować - film jest z pewnością wstrząsający i pod warstwą występującego tu często czarnego humoru czai się groza w czystej postaci. Jest to opowieść o konformizmie i tym do czego może on doprowadzić. "Palacz zwłok" to doskonała geneza rodzenia się zła w człowieku (o wiele ciekawiej przedstawiona niż np. w przereklamowanej "Białej Wstążce" Haneke'go), zła które poprzez bierność człowieka i bezmyślne akceptowanie chorych idei - zakrada się do duszy głównego bohatera, aby zawładnąć nim całkowicie i przekształcić w potwora. A jeszcze bardziej przerażające jest to, że główny bohater to nie żaden "rodowity" psychopata o jakich czytujemy na pierwszych stronach gazet. To spokojny człowiek, jaki może mieszkać drzwi obok, całkowicie przeciętny, trochę zagubiony, teoretycznie chcący jak najlepiej dla swojej rodziny i społeczeństwa, ale który przez brak moralnego kręgosłupa bardzo łatwo poddaje się wszelkiego rodzaju indoktrynacjom, bardzo chętnie przyswajając je sobie jako własne idee (jakieś podobieństwa do fanatycznych słuchaczy pewnego toruńskiego radia? :twisted:). Taka osoba jest o wiele bardziej przerażająca niż zastęp wampirów, czy innych szaleńców biegających z siekierami (jakich multum oglądamy w horrorach), bo właśnie dzięki takim słabym moralnie i podatnym na manipulacje personom doszedł kiedyś do władzy Hitler, a patrząc na postać Kopfrkingla, pytanie: "czy takie coś miałoby szanse się jeszcze kiedykolwiek powtórzyć?", nabiera całkiem nowego, niepokojącego wymiaru...

"Palacz Zwłok" to wiwisekcyjny wręcz pokaz tego, jak zło, krok po kroku, opanowuje ludzkie umysły i dusze. Pokaz tego, że prawdziwe zło, niczym bomba z opóźnionym zapłonem, leży gdzieś uśpione na dnach naszych, ulegających pokusom, serc - tylko czekając na iskrę, która je obudzi do życia. To pokaz tego, jak niewielkie pójście na kompromis z samym sobą, może spowodować początkowo niewielki "ubytek" w naszym sumieniu, który bardzo szybko później może przemienić się w otchłań bez dna...

Wstrząsający obraz genezy narodzin zła w ludzkiej duszy i pokaz tego, jak niewiele trzeba, aby piece krematoryjne zapłonęły kiedyś ponownie... Moja ocena 7/10. Polecam!

Odnośnik do komentarza
https://forum.wrestling.pl/topic/17376-dramaty/page/2/#findComment-199707
Udostępnij na innych stronach

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • CzaQ
      Zgadza się, jedziesz dalej.
    • MattDevitto
      Nowy rok, nowe postanowienia to i może jakieś nowe fedki, które każdy z nas chce oglądać. Warto się zastanowić, szczególnie, że obecnego wrs jest bardzo dużo do ogarnięcia. Z roku na rok też czasu jakby mniej do śledzenia tego wszystkiego. Stąd też tradycyjnie w styczniu przybywam do was z pytaniem:  ile fedek zamierzacie oglądać w 2025? Oczywiście oprócz ich wymienienia, napiszcie też co będziecie śledzić na bieżąco, z jakiej fedki np. rezygnujecie etc. Można też dodać jakieś federacje retro - choćby LU, macie jak zawsze pełną dowolność Poniżej dodaję link do tematu sprzed 12 miesięcy:
    • -Raven-
      Poza tym, całkiem sprytnie to rozgrywają, bo niby w tej walce Szefów żadne Bloodline nie może interweniować, ale Jokerem jest tu Drew, który może pomóc Soliście. Niby teoretycznie wiadomo, że Romek powinien ogarnąć, ale zawsze pozostaje ten element niepewności. Po drugie, bez sensu jest kończyć tak duży feud na zwykłej tygodniówce (a wygrana Rzymskiego to by było game over), co jeszcze bardziej zwiększa szanse Sikacza.   Oby nie, bo Stratna może w takim wypadku długo się pasem nie nacieszyć, a szkoda by było.
    • -Raven-
      Parasolkę.
    • RomanRZYMEK
      - Drew przechodzi na stałe na SmackDown i w sumie spoko, bo co miałby robić na RAW? Od razu dostaje segment z Blondasem, który doprowadza do kolejnego brawlu Owensa z Cody’m. Spoko, tylko dla mnie trochę za dużo tych brawli ostatnio w rywalizacji Cody’ego z Kevinen. Mogliby trochę z tym przystopować, bo szybko się ludziom znudzi i cały feud na tym traci. Co jeszcze warte odnotowania w tym segmencie - czyżbyśmy dostali zalążek stajni Owensa, Drew i ewentualnie Rollinsa? Każdy z nich działa z podobnych motywów, więc ma to jakiś sens.     - Solo bardzo rozwinął się na MICu od czasu jego solowego runu jako Tribal Chef. To kolejna osoba po Jey’u, Samim i Jimmy’m która zostaje jednym z głównych beneficjentów story z Bloodline. Ciekaw jestem co się z nim stanie po programie z Romanem. Raczej czeka go los Romka i program z podopiecznym Jacobem Fatu.    - IT’s Tiffy Time! Wow - co za pop. Fajnie rozegrany Cash-In, bardzo logiczny. Tiffy dostaje swój moment, nawet fajerwerki, ciekawe jaki będzie jej run. Potencjał na Micu, jak i w ringu ma nieograniczony. Czuję że na WM’ce dostaniemy jej walkę z powracającą Charlotte Flair.   - LA Knight dalej Over, ale w sumie ta strata pasa nic mu nie dała. Program z Nakamura na razie miałkły. Liczyłem że może Knight pójdzie wyżej, dostanie znowu szansę na Title Shota na WWE Championship, ale niestety na to się nie zanosi. Jedyna droga w tym roku, to walizka, ale raczej Knight jej nie wygra.    Ogolnie, to nie wiem czy zmiana decyzji na 3h wyjdzie na plus długofalowo. Co prawda roster SmackDown ma potencjał jeśli dodamy osoby, których obecnie nie ma - Orton, Styles i mocniej postawią np na Carmelo, Theory itp. Boję się jednak że przez przejście na 3h poziom tygodniówki spadnie i będą się musieli ratować zapychaczami, jak na tym show dostaliśmy kolejne starcie Michin vs Piper, które było tylko zapychaczem. Obym się mylił, ale jestem sceptyczny. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...