Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

     

     

Ostatni heel, który wzbudził Twą nienawiść.


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 214
  • Reputacja:   228
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Hmmmm... temat jest o tyle dla mnie trudny, że odkąd przestałem być markiem, stałem się fanem mocno pro-heelowym, który bardziej lubi "czarne charaktery", doceniając "pazur" w ich gimmicku i stosunkowo "cięższe" życie w porównaniu do face'ów (wiadomo, że fajniej jest być uwielbianym przez tłumy. Zwłaszcza, że niektórzy fani nie potrafią zbastować po gali, vide: sytuacja z Jericho).

 

Co do "znienawidzonego" heela, to mam tu 2 typy:

 

1. Opcja "po okresie markowania" - HBK. Tutaj zgadzam się z Grim'em, że Michaels jako heel potrafił zdrowo wkurwić. Miał bardzo "śliski" gimmick (taki irytujący, mały pizduś-cwaniaczek, który wygrywa psim swędem, często nawet z dużo mocniej wypromowanymi rywalami), duży push (pozwalający mu nawet pojechać Takera w HIAC) + aparycję gościa który zwiał z klubu dla gejów (pofalowane, długie, blond włoski, kurtałka z kawałkami lusterek, czapka-cyklistówka na głowie itp). Poza tym - wiedząc o tym, jaki był wówczas Shawn w realu (kawał jebanej gnidy) i o tym jak wydymali z Vince'em Hitmana (mojego wrestlera #1 forever) w Montrealu, trudno mi było nie łamać go w myślach kołem:)))

Michaelsa nie znoszę do dziś, chociaż bardzo lubię oglądać jego walki i obiektywnie - doceniam jego niesamowity, wrestlerski talent.

 

2. Opcja "podczas okresu markowania" - Yokozuna. Yoko był świetnym heelem, który dostał bardzo duży push (podłozyli mu m.in. Hogana, Hitmana itd) i trzymał tytuł mistrzowski niemal przez rok, bezlitośnie eliminując wszystkich pretendentów. Poza tym - "Japończyk" był promowany jako gość, który swoim finisherem (Banzai Drop) kontuzjuje ludzi i wysyła ich do szpitala, dlatego też moja "markowa nienawiść" była do niego jeszcze większa:))) Jego totalna dominacja przez niemal rok, to że był bookowany jako "heel z jajami", który nie cierpi na "Ortonizm" (notoryczny lęk przed mocno wypromowanymi face'ami) i zawsze dominuje chalengerów, oraz to że kantem skroił z pasa uwielbianego przeze mnie Breta - wszystko to sprawiło, że Yokozuna był jednym z najbardziej znienawidzonych przeze mnie heeli (z okresu markowania).

 

Ogólnie obecnie nienawidzę heeli pokroju Ortona czy Punka, którzy są mocni w gębie a jak przychodzi do walki, to bookowani są jak zwykłe cioty, które marzą wyłącznie aby przetrwać (wygrać przez DQ, Count Out itp.) a nie zwyciężyć rywala. To, że ktoś gra rolę heela, nie oznacza że musi być bookowany jak ringowa niemota bez kręgosłupa, która sra po nogach ze strachu przed rywalem. Tęsknię za starymi heelami z charakterem i jajami, pokroju Yokozuny, Vadera, Takera, (klasycznego) Mankind'a czy pierwotnej wersji Kane'a (pamiętacie ten motyw, kiedy chyba z 8 zgnojonych wcześniej przez BRM'a wrestlerów rzuciło mu wyzwanie a Kane się pojawił, aby walczyć z nimi wszystkimi? Takich heeli to ja uwielbiam!)

  • Odpowiedzi 127
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • LooseCannon

    8

  • -Raven-

    6

  • RR

    4

  • Andrew

    4

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  5 045
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline

Z czasów markowania strasznie denerwowała(nienawiść to jednak za duże słowo) mnie para Nash+Hall, czyli Outsiders. Z biegiem czasu zacząłem dostrzegać ich fenomen, ale te 10-11 lat wcześniej, kiedy tak okrutnie oszukali Goldberga sprawiło, że gdy tylko pojawiali się na Nitro miałem ich po prostu dość. Trzeba przyznać, że w swoich rolach wypadali niesamowicie realistycznie i kupić ich to nie był żaden problem.

 

Jeżeli chodzi już o okres, że tak powiem teraźniejszy i aktualne rozumienie wrestlingu to prym wiedzie Shane Douglas. Dużo dobrych walk, świetny na mikrofonie, ale niesamowicie irytujący z biegiem czasu. Dwa najdłuższe runy z pasem w historii ECW to zdecydowanie za dużo, a fakt, że było w tamtym okresie wielu zapaśników których darzyłem większą sympatią to trudno było mi się z tym wszystkim pogodzić. Pamiętam jak kilka lat temu oglądałem chronologicznie gale ECW i byłem strasznie szczęśliwy jak jeden z moich ulubieńców Bam Bam Bigelow zdobył pas, bo bałem się, że Franchise znów będzie trzymać pas około roku tak jak za pierwszym razem. Cóż jak się później okazało pas wrócił w jego ręce i dopiero po ponad roku Taz zdołał go zdetronizować. To był bardzo trudny okres dla mnie jako fana tej organizacji. ;)

 

Ogólnie obecnie nienawidzę heeli pokroju Ortona czy Punka, którzy są mocni w gębie a jak przychodzi do walki, to bookowani są jak zwykłe cioty, które marzą wyłącznie aby przetrwać (wygrać przez DQ, Count Out itp.) a nie zwyciężyć rywala. To, że ktoś gra rolę heela, nie oznacza że musi być bookowany jak ringowa niemota bez kręgosłupa, która sra po nogach ze strachu przed rywalem.

 

Niestety ostatnio jeżeli chodzi o federacje w których góruje entertainment heel właśnie w taki sposób jest przedstawiany i jest to strasznie ciężko przełknąć. Trochę lepiej jest z tym w federacjach niezależnych USA, Kanady, Meksyku czy Japonii, ale pełnokrwistych złych charakterów z jajami jest coraz mniej... Co do cipko-heeli to jak dla mnie numerem jeden ostatnich lat jest Rated-R Superstar Edge! :twisted:


  • Posty:  2 107
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  03.01.2005
  • Status:  Offline

Te złośliwości z uśmiechem od ucha do ucha, słynny gest ”wzruszenia ramionami” i inne skurczysyństwa, które zwłaszcza przy okazji jego feudu z Flairem/4H sprawiały, że miałem momentami chęć wyrzucić telewizor przez okno

 

 

mialem to wspomniec SPoP, ale z racji tego ze nWo mialo u mnie wzgledy wrecz nie do naruszenia, bylem po prostu w siodmym niebie jak "Bitchoff" odwalal swoje numery :) to bylo cos pieknego, pomiatanie Piperem, Flairem, sedzia Andersonem, JJ Dillonem, Steiner Bros, ehhh po prostu miodzio :)


  • Posty:  290
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  28.12.2008
  • Status:  Offline

Najbardziej mnie wkurza Chris jericho. To jego gadanie o hipokrytach i o tym jakim on jest mistrzem wkurza mnie na maxa.Podczas feudu z HBK'em zaczeła się moja niecheć do Jericho. Ostatnio tez CM Punk działa mi na nerwy.

  • Posty:  1 470
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  10.07.2008
  • Status:  Offline

Ostatnio uwielbiałem patrzeć na kreację złego Jericho, który w kwestii kreowania wizerunku potrafi wznieść sie na wyżyny. Jednak doceniam tego wrestlera widząc go oczami nawet dojrzałego juz fana, a co z czasów markowania?

Ze złotych czasów WCW nienawidziłem jak cholera i chciałem śmierci Hogana, lidera nWo, organizacji którą tak zwalczał mój boski idol Sting. Oczywiście jako 10 letni mark postrzegałem świat spontanicznie w kolorach biało- czarnym, więc musiałem nienawidzieć Hulstera. W dodatku jego nonszalancki styl bycia, głos podczas wypowiedzi (których mało co wówczas rozumiałem), drapanie, wbijanie palcy w oko czy bicie paskiem w ringu to wszystko stworzyło wtedy w moim umysle obraz największego skurwiela w ringu. Obecnie oceniając Terrego bardziej fachowo, to jego heelowska kreacja była strzałem w dziesiątkę, gdyż Hogan potrafił zagrać tak, by publikę przygniotła tona charyzmy płynąca od niego.

Jeszcze wedlug mojej opinii można szybko znienawidzić Scotta Steinera, wielkiego, chamskiego koksa, którego również pisząc bardziej obiektywnie podziwiam za przeskok z nijakiego członka face'owego przeważnie tagteamu do złego mistrza wagi ciężkiej.


  • Posty:  54
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  01.09.2009
  • Status:  Offline

Oglądam wrestling od około roku i w tym czasie najbardziej "zirytowali" mnie:

 

Regal - Za gimmick stereotypowego arystokraty gardzącego plebsem, w dodatku ksenofoba w brytyjskim wydaniu (gdy grał GM). Jako szef heelowej stajni w ECW powinien częściej brać udział w walkach, bo jest duuuużo lepszy od swojej gwardii.

 

Miz - pomijając dość średnie umiejętności, miał w czasach tag-teamu z Morrisonem wyjątkowo w...ący entarce.

Na głowie kretyński kapelusik a-la Jacyków, a tyłkiem krecił niczym bardzo brzydka diva. :)


  • Posty:  599
  • Reputacja:   3
  • Dołączył:  13.08.2009
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Za czasów markowania nienawidziłem Randy'ego Ortona, gdy atakował tydzień w tydzień Cenę by zdobyć po raz pierwszy pas WWE champion.

Teraz właściwie dalej mnie on irytuje. Gimmick Vipera jest do dupy. Choć może to bardziej wina tego, że WWE przedstawia tak właśnie heelów. :roll:

 

Również wkurza mnie Triple H, który swego czasu był wielkim Terminatorem. Na No Mercy 2008 czy to może na następnym PPV, otrzymał od Hardy'ego Twist Of Fate i Swanton Bomb tylko po to, żeby skontrować jego pin na roll up i pinfall :roll:

Na No Way Out jeszcze bardziej wkurzyło mnie, że na HHH'a nie działa ani Chokeslam ani nawet Tombstone od Undertakera.


  • Posty:  593
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  02.09.2005
  • Status:  Offline

Skoro już ktoś tu wspomniał o syndromie "Ortowania"...to właśnie Nasz lider nWo made in Hollywood był tutaj prekursorem :D

 

Mnie wkurzało to, że Hulkster gdy ktoś spuszczął mu łomot to odstawiał swoje cyrki (klękanie przed oponentem z wyciągniętymi rękoma, błąganie o litość itp.)...też zawsze wolałem bad guy'sów z jajami (vide Hall&Nash, Bam Bam )

 

Teraz gdy markowanie mam za sobą (snif snif) to niewiele mnie rusza w kwestii nienawości do heeli. O Ortonie wspomniano...HBK też...

 

Cholera nic innego mi nie przychodzi do głowy :D


  • Posty:  102
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.12.2004
  • Status:  Offline

Najbardziej odpychający dla meni (co potwierdsza ich kunszt odgrywania charakteró) to HBK z lat wczesnych 90tych. Tak jak napisałm wyżej Raven. Oprócz tego na liścei mam Triple H z czasów Evolution. nie wiem ile, ale ktoś to policzył że chyba przez 3 lata był w prawie każdym main evencie. No i co by nie mówić Y2J - człowiek który jest elitą tzw. wrestlerów kompletnych. Obojętnie jaką postac gra robi to wyśmienicie (w obecnym przypadku do obrzygania i do znudzenia). Wkurza mnie też Kurt Angle, ale z zupełnie innego powodu...od jakeigoś czasu walczy na pół gwizdka. Brakuje mi jego walk w zajebistym tempie jak choćby z Joe i czy na wzór tych, z którymi już odeszli z tego świata. Ta cała Mafia to tania zrzynka, któa mam nadzieje szybko się rozleci.

  • Posty:  531
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.11.2008
  • Status:  Offline

Z czasów ostrego markowania pamiętam szczególnie jedno niegdyś znienawidzone nazwisko które w temacie nie padło.

Skręcało mnie na sam widok tego wrestlera który był podły, dwulicowy i arogancki tak mocno że aż chciało się wyłączyć tv , ale jednocześnie nie można było się oprzeć drugiemu ringowemu "Ja" tego pana i trzeba było obejrzeć jego poetyckie wręcz popisy ringowe.

Niedoceniony śp. Owen Hart przez parę lat tak właśnie grał mi na nerwach i doprowadzał do szewskiej pasji.

Jego przechwałki tym że będzie łamał karki swoim przeciwnikom, atakowanie swojego kulejącego brata, aroganckie speeche i wiele innych pomniejszych grzeszków utwierdzały mnie w przekonaniu że Owen jest złym do szpiku kości sukinsynem no a z racji tego że brałem wszystko na serio był tym najbardziej znienawidzonym.

Do marka którym wówczas byłem nie docierało to w jaki sposób geniusz ringowy na którego walki patrzeć mógłbym bez przerwy godzinami ( już będąc markiem doceniałem techników i wolałem oglądać kręcenia łap, przechodzenia do submissionów i tarzanie się po ringu od niezniszczalności i pokazów "aktorstwa" Hulkstera, Worriora i innych podobnych do nich showmenów) , mógł posiadać jednocześnie tak nikczemną, odpychającą "osobowość".


  • Posty:  439
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  26.04.2008
  • Status:  Offline

Akurat w moim przypadku nienawiść do heela nie była chyba tym, na co liczą federacje, kreując swoich złych gości. Wyobraźcie sobie sytuację, że obecnie w WWE, pas mistrzowski wygrywa Kenny Dykstra. Czy mielibyście ochotę to dalej oglądać? Dla mnie tego rodzaju sytuacja zaszła w WCW. Kiedy odeszli moi ulubieńcy Eddie i Benoit, a także szereg main eventerów, było coraz mniej atrakcji do oglądania. W końcu nie było też i Breta, do pasa zaczynali startować midcarderzy. Steiner? Ok. Booker T? W porządku. Ale Jarrett?? :shock: Ten gość kompletnie nie miał w moich oczach "what it takes" aby być main eventerem. Proma solidne ale nie jakieś porywające. Zero prezencji, wygląd typowego amerykańskiego prawnika, który i za szczeknięcie psa chciałby pozwać kogoś do sądu. Owszem, był denerwujący, jak to heel być powinien. Problem w tym, że kiedy dorwał się do pasa, stwierdziłem - no way, ja tego oglądać nie zamierzam, nie jestem aż tak zdesperowany. No i skończyła się moja przygoda z WCW. To już nie były czasy markowania, dobrze wiedziałem, czym jest wrestling.

 

O dziwo nie denerwował mnie Hogan. Lubiłem NWO ze względu na Nasha i Halla, którym markowałem. Ale nienawidziłem wtedy Flaira. Gdy ujrzałem go pierwszy raz, pomyślałem sobie - co to do cholery ma być? Jakiś stary piernik z obłąkanym wyrazem twarzy? Potem tolerowałem go gdyż wziął pod swoje skrzydła Chrisa Benoit - mojego ulubionego midcardera WCW. Potem znowu znienawidziłem Flaira za ten angle z jego synem Davidem. Flair wtedy przekupywał jobberów, aby ci podkładali się jego synalkowi. Cieszyłem się wtedy jak głupi gdy w końcu młodemu Flairowi przyszło walczyć z Goldbergiem :lol: Jednak w przeciwieństwie do Jarreta, Flair był zawsze bardzo charyzmatyczny i bardzo utalentowany jeżeli chodzi o granie ludzkimi emocjami. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć - good job, Naitch!

 

W 96 roku w WWF denerwowała mnie Sunny. Była taką wyrachowaną, zimną suką. Rozkochiwała w sobie dobrodusznych wrestlerów, trwała przy nich dopóki dzierżyli pasy, a gdy je tracili, rzucała ich dla kogoś innego. W promach zapowiadała, że oferuje swoje usługi menadżerskie jedynie mistrzom. Wkurzyła mnie wtedy, gdy rzuciła któregoś z tych Godwinnów (heh, pamięta ich ktoś jeszcze?), aby związać się z teamem Smoking Guns. Było mi bardzo szkoda tego Godwinna, wydawał się taki smutny :lol: Obecnie uważam, że takiej divy właśnie w WWE brakuje. Wyrachowanej, charyzmatycznej femme fatale, która zawsze dąży do tego, by znaleźć się w świetle reflektorów.

 

Nie wiem czy Norman Smiley był heelem, czy facem, ale gdy tylko się pojawiał, przełączałem kanał. Nie mogłem znieść jego widoku, a podkładali mu byłych "ekstremistów" z ECW. Idiotyczny scenariusz przypominający obecny z Hornim i Chavo.


  • Posty:  798
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  31.12.2006
  • Status:  Offline

Zdecydowanie Vince McMahon.

Podczas feudu z Austinem;[

jako higher power w corporate ministry, w ogole markowalem ministry z Takarem, Edgem, Christianem, Gangrelem, Viscera i APA, a gdy polaczyli sie zMcMahonami to strasznie mnie zezloscilo;]

I nawet w miare niedawno, gdzie juz nie przezywam to podczas feudu z HBKiem, a potem DX VKM wzbudzal we mnie nieciekawe uczucia;]

 

z obecnych to jedynie Jericho mnie drazni, ale ciezko to nazwac nienawiscia, on po prostu swietnie odgrywa swoja role naczelnego heela na sd;]


  • Posty:  3 551
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.12.2006
  • Status:  Offline

Jak zaczynałem swoją przygodę z WCW, to nigdy nie czułem nienawiści do heeli, bah, często ich wolałem bardziej od faceów. Jako przykłady mogę podać m.in Ravena i jego flock, generalnie całe nWo Hollywood czy kilka lat później świetnego Jarretta.

 

Jednym z nielicznych wrestlerów, których wręcz nienawidziłem był Shane Douglas!. Gość odgrywał rolę heela w ECW tak zajebiście, że aż wręcz marzyłem by go ktoś ostro zlał. Shane jest chyba ostatnim wrestlerem do którego czułem nienawiść. Przed nim to raczej tylko sporadycznie h8towałem a moje nienawiści do wrestlerów często zmieniały się w uwielbienia - Johnny B. Badd (jako Mero już go kochałem :) ), Rick Rude czy Shawn Michaels.


  • Posty:  369
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.05.2009
  • Status:  Offline

Na ostatnim ECW przypomniały mi się stare dobre czasy WWF i WCW za sprawą Sheamus'a.

Coś pięknego:

Znęcał się nad miejscowym jobberem, tak jak tydzień wcześniej męczył Benjamina.

Dwa razy przy pinie Sheamus podnosił głowę nieszczęśnika przy tym jak sędzia wbijał dwa.

Takiego banalnego motywu nie widziałem od kilkunastu lat.

Potem wpadł Shelton i wyrzucił go z ringu. Sheamus został wyrzucony. Sam zwiewał jak "wspaniały" Orton. Rudy to jest HEEL.


  • Posty:  29
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  27.10.2009
  • Status:  Offline

Zauważyłem, że wielu z Was jako "najlepszego" heel'a opisuje Shawna Michaels'a. Można tego zawodnika lubić lub nie, ale trzeba mu oddać, że wrestlerem jest znakomitym. Pamiętam go jeszcze z czasów, gdy wspólnie z Martym Jeannetym tworzyli tag team o nazwie The Rockers. Byłem w szoku, kiedy podczas jednej z transmisji pokazywanych w Sky One- Michaels pozbył się efektownym kopem partnera, który jak się okazało byłby tzw. "hamulcowym" jego talentu i kariery.

 

Wrestlerem z przeszłości, który wspaniale wykonywał rolę heela, był Jake "The Snake" Roberts, który po akcji z Macho Manem stał się ikoną "czarnych charakterów". W jego wypadku jednak podobnie jak i u Michaelsa odgrywana postać znalazła również i...zagorzałych entuzjastów w tym także moją skromną osobę.

 

Innymi heel'ami, których dobrze zapamiętałem byli The Berzerker, The Barbarian, Skinner, The Mounti oraz najsłabszy w tym towarzystwie Repo Man, który był raczej nudnym "graczem".

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • HeymanGuy
      WWE NXT - 14.01.2025  Oba Femi:  Femi jako mistrz NXT to fajna historia, ale nie wiem, czy jego pierwsza obrona powinna wyglądać tak, jak to ma mieć miejsce. Ok, mamy walkę z Eddym Thorpe'em w zapowiedzi, ale żeby nowy mistrz został tak szybko zaatakowany? Taki początek nie sprawia, że czujesz go jako dominującego mistrza, a raczej jako gościa, który miał farta. Segment sam w sobie nie był tragiczny, ale zawiódł Shotzi vs. Stephanie Vaquer: To było naprawdę dobrze zrealizowane. Shotzi pokazała, że nie tylko potrafi robić fikołki, ale i solidnie walczyć, a Vaquer potrafi trzymać tempo. No i ta akcja z Fatal Influence – zawsze jakieś zamieszanie, ale jakoś znośnie. Końcowy wynik z roll-upem mógł być lepszy, ale nie ma tragedii, Shotzi po coś do tego NXT wróciła.  Ethan Page vs. Dante Chen: Klasyczny squash, ale z większym sensem. I znowu, po walce Page dosłownie wykończył Chena, co wprowadza tę brutalność, której potrzebujemy, ale nic specjalnego.  Meta-Four vs. Unholy Union: Dobra walka tagowa, choć Meta-Four rzeczywiście wyglądały na silniejsze. Jackson i Legend mają tę "moc" w sobie, więc można to oglądać z przyjemnością.  Cora Jade vs. Kelani Jordan: Teoretycznie miała potencjał na coś lepszego, ale jakoś to wszystko było za szybkie, i choć Jade wygrała dzięki nieczystym zagrywkom, czuć było, że obie mogłyby dać więcej.  NXT Tag Team Championship - Fraxiom (c) vs. OTM:  Idealne "David vs. Goliath". Frazer i Axiom trzymali tempo, a OTM świetnie wpasowało się w rolę wielkich, nie do zatrzymania. Walkę oglądało się z napięciem, a finał był świetny, więc tutaj na plus, fajnie że zachowali te pasy. OTM byli na większej fali przy okazji poprzedniej ich walki, więc byłoby to nielogiczne jakby tu wygrali.  Roxanne/Bayley: Zapowiedź nowej ery? Może tak, może nie, ale na pewno to zbliża NXT do większych zmian, a sam segment z Bayley był poprawny, miło widzieć Bayley z powrotem w domu.  Ogólnie, NXT tej nocy to średniak. Było kilka bardzo dobrych momentów, ale też trochę walk, które nie robiły wrażenia. Jak na standardy NXT – może być lepiej, ale nie jest źle, wiem że stać ich na więcej. 
    • MattDevitto
      Wiesz ostatnio nic nie sprawdzałem z GCW, ale pewnie luknę na najbliższą galę w Hammerstein Ballroom, która jest 19/01 - The People vs. GCW 2025. PS - akcje z paralizatorem widziałem, latała wszędzie po necie
    • Grins
      Widzę że nie jest tak źle Atticus Cogar wrócił do GCW  Możliwe że to on będzie rozdawał główne karty w GCW w najbliższym czasie, ta akcja z paralizatorem do jebana, widzę duży potencjał w tym chorym pojebie. 
    • Jeffrey Nero
      Już w AEW nie mógł korzystać z tego ring name prawa ma bodajże AAA podobnie jak do Penatgon Dark ma Lucha Underground dlatego w AEW pojawił się chwilowo jako Penta Oscuro. Sam debiut fajny, ale theme song mógłby być lepszy. Co do singlowych szans nie wiem czy większych nie ma jego młodszy o 5 lat brat Rey Fenix starcie dwóch Reyów tam są $$$. Spoko iż mówią , że był mistrzem w TNA czy Lucha Undergrund co było około 7 lat temu a nie wspominają o tytułach w AEW( czyli kolejne lata kariery nic nie robił i dlatego jest jednym z największych obecnie wolnych agentów) tak wiem, że to ich rywal, ale to tak jakby np pozyskać np. Roberta Lewandowskiego a wspomnieć , że strzelał gole dla Lecha Poznań a sukcesy w Barcelonie czy w Monachium olać bo to nasi rywale w lidze mistrzów a Lech to nam buty może czyścić. Skoro podają już takie ciekawostki statystyczne to mogliby być rzetelni mimo wszystko. A Pat wspominając, że oglądał go w Tv przyznał sie do oglądania konkurencji czytaj AEW
    • TheRealE9
      Jako wielki fan Pentagona z czasów LU ... ciężko mi się go ogląda w tej mainstreamowej formie. Debiut na Netflixie wypadł na pewno zdecydowanie lepiej, niż jego występy u Khana (ot kolorowy luchador z tag-teamu). Cieszy ciut mroczniejsza forma prezentowania postaci, cieszą małe elementy brutalniejszego charakteru, cieszy fakt, że nie uwalili mu połowy repertuaru. Git ! 👍 Jednak dla mnie to nadal nie to ... przed oczami ciągle mam chu*a łamiącego ręce przeciwnikom/przeciwniczkom na lewo i prawo. Ah ... 😪 Bądź, co bądź - debiut na plus. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...