Skocz do zawartości
  • Witaj na forum Attitude

    Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!

    Jeżeli masz trudności z zalogowaniem się na swoje konto, to prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum@wrestling.pl

Horrory


Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Altitude" 2010

 

"Piątka młodych ludzi: Sara, jej kuzyn Cory, para zakochanych, Mel i Sal, oraz Bruce, niby-chłopak Sary, udają się na weekendową wycieczkę. Zamiast jednak samochodem, postanawiają polecieć samolotem, ponieważ Sara zdobyła niedawno licencję pilota. Jej ojciec, pułkownik US Army, nic o tym nie wie i jest przekonany, że córka będzie jechać samochodem. Sielankowy z początku lot zamienia się szybko w dramat: zupełnie niespodziewanie załamuje się pogoda, a próba ominięcia chmur burzowych nie udaje się i samolot zostaje wciągnięty w sam środek burzy. Jak by tego było mało, zawodzą instrumenty pokładowe, a mała śrubka, który wykręciła się wskutek turbulencji, blokuje tylne stery uniemożliwiając obniżenie wysokości. Samolot może więc lecieć w ogólnym kierunku na wprost, a nasza piątka znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Na domiar złego, Sal zaczyna twierdzić, że zauważył iż wśród czarnych, burzowych chmur czai się coś strasznego..."

 

Od razu na starcie zaznaczam, że "Altitude" nie jest jakąś rewelacją, która powali Was z nóg. Jest natomiast z pewnością solidnym horrorem, który pomimo fatalnych ocen na forach filmowych (zwłaszcza dlatego zamieszczam tutaj tą reckę) trzyma w napięciu od początku do końca zapewniając oglądającemu 1,5 godziny niezłej, dramatycznej jazdy, okraszonej całkiem solidną (jak na tak młodych i nieznanych bardziej aktorów) grą aktorską.

Pierwsza część filmu jest bardziej mocnym thrillerem w stylu "Open Water" niż horrorem, bo mamy tutaj piątkę zwyczajnych osób postawioną w bardzo nietypowej i mało godnej pozazdroszczenia sytuacji, która wystawia na próbę ich przyjaźń, człowieczeństwo i ukazuje do jakich zachowań może dojść, kiedy do głosu dochodzi nie rozum a instynkt samozachowawczy. Ta część filmu podobała mi się najbardziej, bo była zajebiście wiarygodna i łatwo można się było utożsamić z bohaterami oraz zacząć zastanawiać, co samemu zrobilibyśmy w takiej sytuacji...

Druga część filmu to już typowy horror i to taki, który w zależności od widza - albo pogrzebie cały film (osoby podobne do mojej Anki, które nie znoszą wątków fantastycznych w horrorach, pomimo darzenia sympatią samego gatunku, oraz osoby, które nie potrafią wyłączyć na 1,5 godziny racjonalnego myślenia i będą się czepiać co chwilę, smrodząc nieśmiertelne: "to przecież fizycznie niemożliwe!":roll:) albo nie wpłynie negatywnie na jego odbiór jako całości (mi nie wpłynęło).

W tej właśnie części okazuje się, że samolot, który cały czas pikuje w kierunku ziemi - za cholerę nie może wylecieć z burzowych chmur i dolecieć do stałego lądu - jakby go w ogóle nie było (bardzo dobry motyw) oraz że w burzowych chmurach faktycznie coś złego czyha na lecących podróżników, coś przed czym nie da się umknąć...

Tak jak pierwsza część filmu mnie wręcz przykuła do fotela, tak druga była już stosunkowo trochę słabsza, choć absolutnie nie była zła. Pomysł na rozwiązanie fabuły jest karkołomny (tak jak wspomniałem - zagranie z gatunku "pokochasz lub znienawidzisz"), ale spokojnie się broni. Sama finalna puenta jest jak dla mnie trochę przekombinowana, ale też jakoś za specjalnie nie popsuła mi odbioru całości.

Reasumując - "Altitude" to dobry przykład jak przy niewielkim budżecie (niemal cały film rozgrywa się w małym samolocie) stworzyć naprawdę wciągający film. Ciekawy pomysł, dobra gra aktorska, świetnie stopniowane napięcie i bardzo dobre ujęcia (mrok burzowych chmur i niewielki samolocik na tle ich ogromu - powodowały naprawdę momentami ciary na plerach :wink:). Osobiście liczyłem, że reżyser rozwiąże całą zagadkę podobnie jak w rewelacyjnym

"Dead End"

, ale Kaare Andrews postawił jednak na oryginalność i większą dawkę fantastyki niż we wspomnianym (w spoilerze) obrazie. Zdecydowanie jednak nie pogrążyło to filmu jako całości, choć ja osobiście inaczej widziałbym zakończenie tego filmu.

Tak czy siak, "Altitude" spokojnie zasługuje na ocenę nie mniejszą niż 6,5/10 (a średnia ocen na FilmWebie - 4,9 to po prostu kpina).

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

  • Odpowiedzi 736
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • -Raven-

    142

  • Euz

    59

  • Streetovs

    56

  • Zophael

    40

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  198
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  04.03.2010
  • Status:  Offline

Saw 7

Pobrałem ten film w zasadzie tylko ze względu na pułapki i sceny brutalność. Z całej fabuły niewiele bym zrozumiał bo wymaga to obejrzenia poprzenich części. Film jest dziwny. Z jednej strony mamy ciekawą fabułę walczenia o "dziedzictwo" Jigsawa, z drugiej człowieka który robi wszystko by uratować żonę(?). Pułapki w filmie są pomysłowe, na szczególne brawa zasługuje pułapka z Chesterem, wokalistą Linkin Parka i pierwsza pułapka. Chester jest dobrym aktorem, dali mu bardzo fajną pułapkę(chociaż efekty krwi flaków i wyrywanych kończyn były raczej śmieszne). Ogólnie dobrze pomyślane i fajna muzyka w tle(w końcu nie motyw który był od 1 części). A pierwsza pułapka spodobała mi się ponieważ była publiczna. Ciekawie oglądało się dwójkę walczących ze sobą ludzi(fajna stypulacja^^) gdy obserwuje ich cały tłum statystów(którzy akurat zagrali chujowo). Fabuła w zasadzie dzieli się na 2 części. Jedna opowiada o walce Hoffmana i Amandy nad dziedzictwem Jigsawa druga o człowieku który ratuje żonę, na koniec do tego wszystkiego dochodzi policja i SWAT. Fabuła człowieka ratującego żonę jest zagmatwana, pozbawiona sensu i wogóle "po chuj" walka nad dziedzictwem akurat jest ciekawa(w końcu odwrócona pułapka na niedźwiedzie zadziałała!). I trzeba przyznać że bardzo dobra końcówka. Klimatyczna, oddająca hołd serii(Game Over!). Podobno to ostatnia część piły, trochę szkoda, bo twórcy pewnie mają jeszcze pomysły na pułapki(chociaż niektóre z tych były zbyt wymuszone) to otworzyli bardzo fajną drogę do kontynuacji. Ogólnie film mi się podobał, co prawda bardziej się uśmiałem niż bałem, ale jako wesoła komedia na dobry humor(założenia twórców pewnie były inne :roll: :twisted: ) jest dobrze.

Ocena: 7/10

My life, my rules.

17029495504c78e82ba05f6.jpg

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Srpski Film" (2010)

 

"Miloš jest 'emerytowaną' gwiazdą serbskiego przemysłu porno. Swe największe sukcesy ma już dawno za sobą, jednak wciąż pozostała mu rzesza oddanych fanów, mających w pamięci jego niegdysiejsze imponujące wyczyny. Chcąc zapewnić swej rodzinie dostatnie życie, Miloš zgadza się jeszcze raz wystąpić przed kamerą w tajemniczym projekcie ekscentrycznego reżysera Vukmira. Twórca, którego wcześniejszy dorobek i działalność pozostają równie zagadkowe co obecne przedsięwzięcie, przekonuje dawnego ogiera ekranu do comebacku licznymi pochlebstwami i - przede wszystkim - oszałamiającą wysokością gaży. Początek zdjęć jest co prawda nieco specyficzny, ale w zasadzie nie wykracza specjalnie poza doświadczenia typowe dla branży. Im dalej jednak, tym wątpliwości Miloša co do przedsięwzięcia są większe. A gdy spróbuje zrezygnować, wtedy dopiero zacznie się prawdziwy koszmar... "

 

Powiem tak, dawno nie oglądałem horroru, który by swym "przekraczaniem wszelkich granic" i łamaniem tematów tabu, tak mocno mną potrząsnął... I pies nie jest tu pogrzebany w scenach gore (choć i tych nie brakuje a - wierzcie mi - są mocne!), ale w tym czego dotyczą pewne motywy i jak bardzo mogą być dla niektórych widzów kontrowersyjne. Za przykład niech posłuży obraz jednej sceny (nie jest to jakiś wielki spoiler a osoby, które uznają, że są zbyt wrażliwe na tego typu numery - spokojnie będą mogły ominąć ten film szerokim łukiem, zamiast później jojczyć :wink:), gdzie gość odbiera poród, po czym brutalnie gwałci noworodka, czemu z lubieżnym uśmiechem przygląda się "świeżo upieczona" mamusia...:shock: Podobnych "smaczków" jest tu więcej (tak więc '"wrażliwcom" i filozofom spod znaku: "dla kogo kręcone są takie filmy?" - już podziękujemy :twisted:), ale nie służą one tylko bezsensownemu pokazaniu na ekranie skrzywień i okrucieństwa (jak miało to miejsce choćby w "Guinea Pig", czy "August Underground"), ale świetnie komponują się z fabułą filmu, która może do jakichś mega-odkrywczych nie należy, ale jest solidna i jak dla mnie, całkiem wiarygodna (sądzę, że w jakichś biedniejszych rejonach świata jak np. Ameryka Południowa, gdzie ludzkie życie niewiele kosztuje, może dochodzić do podobnych sytuacji. Po prostu popyt automatycznie generuje podaż. Ekonomia jest bezwzględna w tej kwestii).

Sama realizacja filmu jest bardzo dobra, bo mamy ciekawy zabieg, gdzie główny bohater chcąc się wycofać z "projektu", zostaje naćpany prochami i budzi się pokiereszowany i zakrwawiony w domu, stwierdzając, że... gdzieś uciekły mu 4 dni z kalendarza a on niczego nie pamięta! :shock: Ma tylko niejasne przebłyski wspomnień, że był uczestnikiem czegoś strasznego a znalezione, nagrane kasety video pokazują mu, że słowa "piekło" i "człowiek" mogą być - i często są - synonimami...

Ciekawy jest też sposób wprowadzania głównego bohatera w "projekt", o którym ten (podobnie jak widz) nic nie wie. Milos ma po prostu improwizować, dostaje słuchawkę do ucha, przez którą są mu przekazywane lakoniczne instrukcje i wraz z nim wkraczamy na plan filmowy, a z każdym krokiem zapuszczamy się coraz głębiej w chory świat reżysera pseudo-artysty (świetnie oddana dezorientacja głównego bohatera, która automatycznie udziela się widzowi), gdzie takie pojęcia jak moralność, człowieczeństwo czy jakiekolwiek ludzkie uczucia - przestają cokolwiek znaczyć...

Od strony wizualnej film jak najbardziej się broni (profesjonalny montaż i zdjęcia, dobra gra aktorska + nienajgorsze dialogi), bo mamy liczne tonące w mroku i brudzie lokalizacje, które potęgują wrażenie totalnej deprawacji i zgnilizny moralnej uczestników "projektu". Wszystkiemu temu towarzyszy depresyjna, wzmagająca nastrój zagrożenia muzyka, która świetnie komponuje się z tym, co oglądamy na ekranie. Niektóre pomieszczenia są niczym żywcem wyjęte z filmów Lyncha (zwłaszcza zaciemniony pokój z charakterystyczną podłogą w czarno-białą kostkę. Od razu miałem skojarzenia z "Twin Pekas") a groteskowe sceny do których w nich dochodzi, wydają się być jakimś surrealistycznym koszmarem, bo normalnemu człowiekowi z trudem przychodzi zaakceptowanie faktu, że tak może wyglądać rzeczywistość.

Tak jak wspomniałem na początku, siła oddziaływania filmu tkwi przede wszystkim w tym jak działa on na psychikę oglądającego i jak daleko reżyser potrafi wyjść poza schematy oraz ile tematów tabu złamać. Tu nie chodzi o to co widzimy na ekranie (choć sceny gore są dość mocne), ale raczej o to, jak bardzo reżyser poszedł "na całość" z tematyką i jak mocno potrafi to zryć psychę widzowi. "Srpski Film" to jak przejażdżka z diabłem po najdalszych zakamarkach ludzkiej deprawacji i bestialstwa. To dowód na to, dlaczego bardzo często "człowiek" uważany jest za najgorszy gatunek zwierzęcia. Z pewnością nie jest to obraz obok którego można przejść obojętnie (bez względu na to, czy ocenimy go in plus, czy in minus) a jego wizja pozostaje z nami długo po seansie (moja dziewczyna dopiero w kilka godzin po seansie, kiedy wszystko przetrawiła i opadły emocje, potrafiła wystawić mu jakąś ocenę).

Nie wiem, czy "polecać" to najtrafniejsze sformułowanie w przypadku tej produkcji, bo film zniesmaczy (i już zniesmaczył, o czym świadczą liczne, negatywne komentarze na forach filmowych) oraz zaszokuje wiele osób i jest raczej kierowany wyłącznie do hardcore'owych fanów horrorowej ekstremy, ale odwaga reżysera, bezkompromisowe podejście do tematu (poruszanie tematów-tabu, na które niewiele osób ma odwagę się porwać) oraz ciekawy sposób na opowiedzenie tej historii (retrospekcje, flashback'i pamięci, uzupełnianie brakujących wspomnień materiałem znalezionym na nagranych kasetach video itp.) powodują, że na mnie ten film wywarł niesamowite wrażenie. I choć liczni dewoci perorują, że jest to obraz tylko dla dewiantów i psycholi, moja ocena to mocne 7+/10, choć sam seans jest jak kąpiel w rynsztoku i kop z buta prosto w twarz. Masochistyczna, chora "przyjemność" :D i ryjąca psychę podróż przez piekło ludzkich dewiacji, na którą każdy, kto podejdzie do tego filmu - decyduje się na własne ryzyko...

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

"Koralina i tajemnicze drzwi" (2009)

 

"Koralina (nie, Karolina!) jest jedenastoletnią, rezolutną dziewczynką o nieprzeciętnej wyobraźni. Wraz z rodzicami przeprowadza się do wiejskiej okolicy i okazałego ponad stuletniego domu. Koralina nie wykazuje szczególnego entuzjazmu z powodu zmiany otoczenia. W dawnym miejscu zamieszkania zostawiła przyjaciół i cudowne jedenaście lat swego życia. W nowym miejscu nie ma żadnych atrakcji, Wybie, chłopak z sąsiedztwa, wydaje się być dziwny i nieznośnie gadatliwy, sąsiedzi to dziwacy, a dom jest zaniedbany. Najgorsze, że rodzice są pochłonięci przygotowaniem katalogu roślin i myślą tylko jakby się pozbyć natrętnej córki. Ojciec wymyśla Koralinie zajęcie – ma policzyć wszystkie okna i drzwi. Dziewczynka, z braku alternatywy, zaczyna inwentaryzować okna i drzwi. Odkrywa wówczas w opuszczonej pracowni małe, zamurowane drzwiczki, które nie wiadomo dokąd prowadzą. Rodzice nie zwracają większej uwagi na to odkrycie a i Koralina szybko o nich zapomina. Ale w nocy okazuje się, że nie są one wcale zamurowane, w środku zaś jest tunel, który prowadzi do drugich drzwi. Ciekawska Koralina postanawia sprawdzić co się za nimi kryje. Okazuje się, że jest to przejście do alternatywnego świata, w którym jest ten sam wielkim dom, są rodzice, Wybie, ekscentryczni sąsiedzi a nawet paskudny, czarny kot. Jest jednak mała różnica. Wszystko w tym drugim świecie jest takie jak Koralina chciała, żeby było. Rodzice nie tylko interesują się Koraliną, ale spełniają wszystkie jej zachcianki. Jednym niepokojącym drobiazgiem są guziki zamiast oczu, które mają wszystkie żywe istoty. Czy już wtedy Koralina nie powinna się domyślić, że Drugi Świat z Drugą Mamą i Drugim Tatą jest śmiertelną pułapką?"

 

„Koralina i tajemnicze drzwi” to animowana adaptacja powieści Neila Gaimana, pisarza, scenarzysty, współtwórcy komiksów (seria „Sandman”). Już sama osoba reżysera filmowej wersji, Henry Selicka wystarczyła, by wiedzieć czego się spodziewać. Selick jest bowiem współtwórcą „Miasteczka Halloween” (drugim jest Tim Burton) i surrealistyczna, makabryczna wyobraźnia, którą Selick zaprezentował w tej niezwykłej animacji powraca w „Koralinie i tajemniczych drzwiach”.

Na pierwszy rzut oka, film jest typową, animowaną opowiastką z lekkim dreszczykiem (dlatego też reckę zamieszczam w dziale z horrorami, bo pomimo animowanej formy, "Coralina" to jednak dość niepokojący obraz, który daje do myślenia i stawia całkiem poważne pytania), dla dzieciaków - lecz jeżeli spojrzymy trochę w głąb i zastanowimy się nad treścią, jaką przekazuje nam reżyser - okaże się, że poza "pro-dziecięcą formą" - film ma niewiele wspólnego z typową pozycją dla młodszej widowni i porusza dość istotne, "dorosłe" treści. Powiem więcej - film może być ciekawą zabawą dla dzieciaków, ale raczej tylko osoby starsze docenią jego drugie dno i wyłapią między wierszami - płynące z niego treści.

"Koralina i tajemnicze drzwi" ma bardzo ładną stronę wizualną a animacja filmu to naprawdę klasa sama w sobie. Reżyser i jego ekipa zdecydowali się na „staroświecką” animację poklatkową, co okazało się strzałem w dziesiątkę. W dobie szalejącej animacji komputerowej, „Koralina…” wyróżnia się oryginalnością a wykreowana pracą rąk ponad kilkuset animatorów filmowa rzeczywistość wraz z zapełniającymi ją postaciami sprawia wrażenie żywej, pełnej niezwykłego uroku i autentycznej magii. Sama mimika twarzy głównych bohaterów i szeroka paleta różnych grymasów adekwatnych do danej sytuacji - robi niesamowite wrażenie. Poza tym - siłą filmu jest jego tytułowa bohaterka, która z biegu potrafi zaskarbić sobie sympatię widza (co automatycznie przekłada się na autentyczne zainteresowanie jej losami), ponieważ nie jest typową "baby-face'ową" :D, słodką do wyrzygania memeją, ale charakterną, wygadaną dziewczynką, która potrafi być zdrowo złośliwa i mocno zaleźć za skórę :wink: Wyłamuje się przez to z klasycznego schematu, charakterystycznego dla tego typu produkcji, co dla mnie jest olbrzymim plusem.

Poza tym - opowieść, jak na film animowany, zawiera w sobie sporą dawkę "grozy" (zwłaszcza dla dzieciaków, bo u starszych widzów będzie to raczej wrażenie "niepokoju", "groteskowości", czy "sennego koszmaru") i mi osobiście przypominała trochę historię "Alicji w krainie czarów" (alternatywny świat po drugiej stronie lustra. Tutaj - po drugiej stronie tajemniczych drzwi).

Największą wartością "Coraliny" jest jednak jej treść i prawdy jakie przekazuje. Mamy tutaj opowieść o przewrotnym charakterze marzeń oraz o tym, że warto docenić to, co zsyła nam los, jeśli nawet wydaje się, że nam, że jego oferta jest nad wyraz skromna. Idąc dalej - nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że film byłby świetnym "materiałem pomocniczym", dla rodzica, który chciałby przekazać swojemu dziecku prawdę, że nie wszyscy ludzie są dobrzy i że nie powinno się wierzyć każdej obcej osobie - cokolwiek by ona mówiła i cokolwiek by nie obiecywała.

Przyznam, że niesamowicie miło zaskoczyła mnie "Coralina", bo spodziewałem się kolejnej ogłupiającej bajeczki dla dzieci a dostałem niepokojącą, skłaniającą do przemyśleń historię, okraszoną niezłą dawką surrealizmu i makabrycznej groteski (świat po drugiej stronie drzwi), podaną w niestandardowej, animowanej formie. Pod pozorami dziecięcego filmu skrywa się tu historia zdecydowanie nie dla dzieci. Młodsi widzowie zapewne docenią raczej tylko jej wizualną warstwę (która notabene także jest świetna), ale dopiero dorosłe osoby ogarną prawdziwy przekaz jaki niesie za sobą film. Warto się nad nim chwilę zastanowić, bo nie zawsze tam gdzie nas nie ma, trawa jest faktycznie bardziej zielona, a spełniające się marzenia czasami od koszmarów dzieli bardzo cienka linia... Moja ocena: 7/10

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

I Saw The Devil ("Akmareul boattda". 2010)

 

"Yoo-yeon utknęła samochodem na zaśnieżonym bezludziu. Nieoczekiwanie z pomocą przychodzi jej nieznajomy mężczyzna, który proponuje pomoc. Choć kobieta odmawia, on nie rezygnuje. W końcu odchodzi. Lecz jego samochód nie odjeżdża. W pewnym momencie mężczyzna rozbija szybę, dostaje się do wnętrza auta i kilkoma ciosami młotka pozbawia Yoo-yeon przytomności. Kilka dni później w okolicy zostaje odnalezione odcięte ludzkie ucho a w końcu głowa. Głowa Yoo-yeon. Brutalne morderstwo wstrząsa ojcem dziewczyny, emerytowanym detektywem oraz jego niedoszłym zięciem, Soo-hyeonem. Soo-hyeon jest tajnym agentem i narzeczonym zamordowanej dziewczyny. Poprzysięga nad grobem Yoo-yeon, że dorwie zabójcę i sprawi mu ból powielekroć większy niż ten, który zaznała w chwili śmierci ukochana. Soo-hyeon szybko wpada na trop sprawcy, którym okazuje się podejrzany o wiele okrutnych zbrodni Jang Gyeong-cheol. Rozpoczyna się krwawy, brutalny pojedynek między agentem a mordercą."

 

Azjatyckie kino grozy od dawna słynie ze swej bezkompromisowości, czy to w podejściu do tematu, czy też w kwestii brutalności obrazów serwowanych widzowi podczas seansu.

Na "I Saw The Devil" byłem napalony od dłuższego czasu, ponieważ film dostawał niesamowicie wysokie noty na wszelkich forach filmowych (średnia powyżej 8 na tak "surowym" forum jak IMDB mówi sama za siebie :wink:) a poza tym, towarzyszące mu kontrowersje (miał być chyba nawet zakazany w Korei ze względu na brutalność, albo przynajmniej mocno pocięty przez cenzurę) dodawały tylko smaczku.

Filmowi pod względem treści (zemsta) najbliżej do kultowego "Oldboya", choć wg mnie jest to obraz o wiele ciekawszy od swojego koreańskiego brata (mniej mi trącił fantastyką, bo w Oldboy'u kolo rozwalający w pojedynkę kilkunastu typów trochę budził mój kpiący uśmieszek) i kopiący mocniej w twarz.

Największa zaleta, ale też i wada obrazu tkwi w jego prostocie (dla jednych będzie to "in plus", dla innych - "in minus"), bo treść jest niemal banalna (reżyser uczynił to jednak z pełną premedytacją) i pozbawiona jakiejś większej głębi psychologicznej. Po jednej stronie mamy psychopatycznego, seryjnego mordercę, który pewnego dnia zabija "niewłaściwą" kobietę, a po drugiej - agenta specjalnego, normalnego, zwykłego faceta, który nad grobem zabitej narzeczonej, poprzysięga znaleźć psychola i zgotować mu takie piekło, aby zaznał on takiego strachu jak jego ofiara w momencie śmierci. Cała reszta filmu (a trwa on 2 godziny i 20 minut) to krwawa, psychologiczna gra pomiędzy dwoma głównymi bohaterami oraz krystalicznie wyfiltrowana esencja zemsty i pokaz tego, co potrafi ona uczynić z człowiekiem.

Wspomniałem, że film nie ma jakiejś większej psychologicznej głębi, ale nie jest to do końca prawda. Ta głębia teoretycznie jest, ale chodzi o to, że wnioski z niej wypływające są dość oczywiste i dla nikogo nie będą one jakimś wielkim odkryciem. Nie chciałbym zdradzać poszczególnych elementów filmu, żeby nie psuć Wam "zabawy", ale jak ulał pasuje tutaj najbardziej chyba znana sentencja Nietzsche'go, mówiąca o tym, aby ten kto walczy z potworami, uważał, żeby samemu nie stać się potworem... Film świetnie pokazuje jak obsesyjna chęć wymierzenia sprawiedliwości, wyrównania rachunków oraz ukarania psychopaty, popycha głównego bohatera na skraj szaleństwa, sprawiając, że dopuszcza się on czynów, które czynią z niego potwora nie tak bardzo odstającego od mordercy, którego ściga - bo czyż motywacja może być tu usprawiedliwieniem? Teoretycznie widz kibicuje mścicielowi, jako temu "dobremu", ale praktycznie to co widzimy na ekranie, to pojedynek dwóch odhumanizowanych jednostek, wypranych z jakichkolwiek zasad moralnych i społecznych. Potworów, które nie zawahają się przed niczym, aby zniszczyć swojego przeciwnika... Ciekawie pokazana też jest tu odpowiedź na pytanie, czy zemsta daje ukojenie i czy w takiej walce jaką podjął główny bohater można w ogóle wygrać? Ostatnia scena filmu stawia dosadnie kropkę nad "i" i pokazuje co reżyser myśli na ten temat...

"I Saw The Devil" jest filmem jak najbardziej godnym polecenia. Aktorstwo jest tu na najwyższym poziomie (zwłaszcza dwóch głównych antagonistów. W roli psychola - doskonały Choi Min-sik znany z tytułowej roli w "Oldboy'u"), ujęcia kamery świetne, dobrze dopasowana muzyka, emocje od samego początku do końca, a sceny brutalności (choć nie jest to klasyczne "torture porno" jak w np. "Guinea Pig") potrafią niejednokrotnie potrząsnąć widzem (przecinane ścięgna achillesa, rozrywana szczęka, policzek przebijany śrubokrętem, genitalia demolowane młotkiem itp.). Jedyny mój zarzut, to zbyt płytka warstwa psychologiczna (wolę jednak bardziej skomplikowane pod tym względem postacie) i mało odkrywcze wnioski, które dość łopatologicznie reżyser podaje widzowi na tacy (dla niektórych nie będzie to jednak wadą, zaręczam). Film mimo to jest jednak realizacyjnym majstersztykiem, który przez niemal 2,5 godziny ogląda się z zapartym tchem. Nie jest to jednak seans łatwy i przyjemny, ale mroczna podróż w odmęty ludzkiej nienawiści, w głąb umysłu opętanego rządzą zemsty, wendetty która zmienia wszystko a zwłaszcza mściciela, pozostawiając tylko trupy i zgliszcza oraz psychicznie okaleczoną skorupę "człowieka" (cudzysłów jak najbardziej zamierzony)... Moja ocena: 8-/10

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

  • 1 miesiąc temu...

  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Choogyeogja ("W Pogoni". 2008)

 

"Joong-ho niegdyś oficer z wydziału dochodzeniowo-śledczego, dziś zgorzkniały alfons, którego wszystkie "podwładne" w niejasnych okolicznościach znikają bez wieści. Pewnej nocy, po wysłaniu jednej z dziewczyn do klienta, zauważa, że ów klient dzwonił z tego samego numeru, z którego zamawiane były kobiety, które wcześniej zaginęły. Od tego momentu zaczyna się dla niego prawdziwy koszmar, gdyż okazuje się, że tajemniczym klientem jest psychopatyczny morderca..."

 

Koreański "Choogyeogja" to raczej rasowy thriller niż horror, chociaż ja osobiście, większość produkcji dotyczących seryjnych morderców zaliczyłbym do horrorowej odmiany "slashera", a poza tym - nic tak bardzo mnie nie przeraża (żadne tam duchy, wampiry, demony i inne pierdy) jak zło, które jest w stanie uczynić jeden człowiek drugiemu...

"W Pogoni" to film zaskakujący, bo niby mamy tu typowy pojedynek bohatera pozytywnego (choć nie do końca "baby-face'owego" i mającego swoją "mroczną stronę") z negatywnym, ale czarny charakter zostaje już ujęty w około 30 minucie filmu (a obraz trwa niemal 2 godziny) i z rozbrajającym śmiechem, przyznaje ile ofiar ma na sumieniu (główny bohater cały czas myśli, że tamten porwał i sprzedał jego prostytutki za grubą kasę, zupełnie nie mając pojęcia z kim naprawdę ma do czynienia). Dalsza część filmu to desperackie próby odnalezienia jednej z dziewczyn, gdzie motywacja głównego bohatera, zmienia się stopniowo z troski o własny biznes, w desperacką próbę naprawienia błędów z przeszłości. To on, przez swoje wyrachowanie, postawił życie prostytutki – samotnej matki - na szali i ostatecznie on jest jedynym, który może ją uratować. Z biegiem czasu nasz bohater przekonuje się, że ma do czynienia z seryjnym mordercą, a ten - w skutek kruczków prawnych, zostaje wypuszczony na wolność. Konfrontacja dwóch antagonistów wydaje się być nieunikniona...

Powiem szczerze, że wciągnął mnie ten film, bo trzyma on od samego początku w napięciu i zachwyca stroną wizualną. Niesamowita jest ta wizja Seulu reżysera, Seulu jako miejsca pełnego mrocznych, opustoszałych uliczek, skąpanego w strugach deszczu. Rozpacz i desperacją wydają się być tam niemal namacalne. Wszystko to jest okraszone bardzo dobrą grą aktorską (zwłaszcza głównych bohaterów), sporą dawką brutalności (wystarczy wspomnieć, że "czarny charakter" uwielbia pozbawiać dziewczyny życia demolując im głowy młotkiem i dłutem...) i zaskakującą (mimo wszystko, bo jedni zaliczą taki zabieg na plus, inni - na minus) końcówką.

"Choogyeogja" może nie jest aż tak mocną pozycją jak opisywany powyżej "I saw devil", ale od strony "przemocy psychicznej" trzyma widza za gardło od samego początku do końca. Film niestety nie ustrzegł się kilku błędów logicznych, czy niewyjaśnionych do końca wątków, ale w ostatecznej ocenie, nie wpływa to jakoś bardzo negatywnie na obraz całości. Filmowy debiut Hong-jin Na jest kolejnym przykładem, że koreański thriller to światowa czołówka tego gatunku. Moja ocena: 7/10.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Reflecting Skin (1990)

 

"8-letni Seth Dove (Jeremy Cooper) jest chłopcem obdarzonym sporą dozą wyobraźni. Razem z kolegami lubi płatać innym figle, które wcale nie są takie niewinne. Gdy pewnego dnia ojciec opowiada Sethowi historię o wampirach, chłopak od razu dostrzega krwiopijcę w mieszkającej nieopodal Angielce o nazwisku Dolphin Blue (Lindsay Duncan). Niebawem w miasteczku zaczynają w niewyjaśnionych okolicznościach znikać dzieci. Jakby tego było mało, w domu Setha rozpętuje się prawdziwa burza. Czy za to wszystko naprawdę odpowiedzialne są wampiry, czy może to tylko wybujała wyobraźnia chłopca?"

 

Jak wspominacie własne dzieciństwo? Jako krainę wiecznego szczęścia, do której w trudnych chwilach wracacie pamięcią, czy może jako trudny, traumatyczny okres, o którym chcielibyście raz na zawsze zapomnieć? Większość ludzi skłania się raczej ku tej pierwszej opcji, ale nie zawsze ten okres jest tak beztroski i niewinny, jak się większości, z perspektywy czasu, wydaje (umysł ludzki ma tendencje do wypierania tych gorszych wspomnień)...

"Reflecting Skin" to mroczny, przygnębiający, a przy tym przepięknie sfilmowany obraz dorastania oraz konfrontacja dziecięcej naiwności i wrażliwości z brutalnym, pokręconym światem dorosłych. To wiwisekcja koszmaru dzieciństwa, gdzie dorośli przez swą niefrasobliwość rozbudzają wyobraźnię dziecka, co prowadzi do tragedii i śmierci, którym można było śmiało zapobiec. Mały Seth tak sobie wmawia, że w miasteczku grasuje wampir, że nie dopuszcza do siebie myśli, że sprawcą zbrodni może być inna bestia. Ta najgorszego gatunku - w ludzkiej skórze... A może jednak to dzieciak ma rację a dorośli ze swoimi zawężonymi horyzontami nie potrafią dostrzec trudnej do uwierzenia prawdy? Cóż, o tym będziecie musieli przekonać się sami.

Od strony wizualnej film przypomina marzenie senne (a może jednak koszmar senny?). Piękne, malownicze, wiejskie krajobrazy, cudowny błękit nieba i groteskowi mieszkańcy miasteczka, którzy momentami przypominają tych rodem z Lynch'owego Twin Peaks. Wizualne piękno mocno kontrastuje z podskórnym wrażeniem widza, że coś jest tutaj mocno nie tak, chociaż na pierwszy rzut oka, tego kryjącego się w miasteczku "zła" nie widać. Świetnym zabiegiem jest to, że całą sytuację obserwujemy oczami 8-io letniego bohatera, który z dziecięcą prostodusznością spogląda na miasteczko i jego surrealistycznych mieszkańców (psychopatyczną matkę, ojca-domniemanego pedofila, napromieniowanego brata-żołnierza, jednorękiego szeryfa, sąsiadkę-dziwaczkę podejrzewaną o wampiryzm czy podejrzanych wyrostków rozbijających się po okolicach czarnym samochodem, przywodzącym na myśl miejskie legendy o "Czarnej Wołdze") naiwnie nie dostrzegając zła drzemiącego pod jego powierzchnią a w chwilach kryzysowych - uciekając w świat fantazji. Niesamowity jest ten kontrast, kiedy patrzymy "oczami dziecka" na filmowy świat a rozumujemy jak dorośli. Wiemy, że cała sytuacja, niczym meteor, mknie ku tragedii, ale nic nie możemy na to poradzić. Co więcej, wiemy że będąc w wieku głównego bohatera i na jego miejscu - także najprawdopodobniej zachowalibyśmy się podobnie. Ten fatalizm jest naprawdę przerażający, bo Seth nie ma żadnych szans, żeby zdać ten egzamin z przyspieszonego dojrzewania i wejść "nieokaleczonym" w brutalny świat dorosłych...

Czas na małe podsumowanie. "Reflecting Skin" nie jest typowym horrorem, choć grozy jest tu niemało (ale tej subtelnie zawoalowanej). To raczej dramat psychologiczny z elementami horroru. Miłośnicy szybkiej jazdy bez trzymanki i potoków krwi nie znajdą tu nic dla siebie. Film należy oglądać w skupieniu, bo jeżeli nie wczujemy się w położenie małego bohatera (zadając sobie pytanie "co ja bym zrobił, będąc w jego wieku?") i nie damy się wkręcić reżyserowi - film szybko może nas znudzić, bo sporo tu psychologii (wielbiciele Freuda będą mieli szerokie pole do interpretacji) i poetyckich metafor a mało akcji w sensie stricte, z której słyną horrory. Film porywa świetną warstwą wizualną, gdzie królują przepiękne krajobrazy, które potrafią naprawdę zauroczyć (zwłaszcza te pól, nieba i "rzuty" z góry, jakby z "perspektywy patrzącego na Ziemię Boga"). Do tego wszystkiego dochodzi bardzo dobrze wpasowująca się w klimat filmu muzyka, która doskonale podkreśla najważniejsze momenty filmu. Aktorstwo jest także na dość dobrym poziomie (wielkie, rozszerzone źrenice małego bohatera na długo zapadają w pamięć), chociaż nie wszystkie (oprócz Setha) dzieciaki dają do końca radę (ale wychodzi to w miarę naturalnie, tak więc nie ma co się czepiać).

Myślę, że "Reflecting Skin" będzie ciekawą, nieszablonową pozycją, ale dla bardziej wyrobionego widza, który poszukuje w filmach trochę więcej niż krwawej rozpierduchy i fruwających w powietrzu flaków. Rzadko kiedy udaje się reżyserowi oddać tak wiernie świat widziany oczami dziecka i ukazać koszmar tego, co zazwyczaj kojarzy nam się z Arkadią, czyli dzieciństwa. Moja ocena: 7/10

Edytowane przez -Raven-

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Black House a.k.a Geom-eun -jib (2007)

 

"Jeon Jun-oh (Hwang Jeong-min) jest byłym pracownikiem banku, który teraz zarabia na życie jako detektyw ubezpieczeniowy. Wezwany do budzącej grozę posiadłości przez potencjalnego klienta Parka Cung-bae (Gang Shin-il) Jeon jest wytrącony z równowagi z powodu poddenerwowania gospodarza oraz zszokowany gdy odkrywa ciało 7-letniego syna Parka zwisające z sufitu. Ponad to wszystko w tym domu zdaje się być otoczone ponurą aurą, wliczając w to żonę Parka Shin Yi-hwa (Yu Seon) - zasmuconą kalekę, która niedawno próbowała popełnić samobójstwo podcinając sobie żyły o czym świadczyły blizny na jej nadgarstkach. Po zwiedzeniu domu Jeon jest przekonany, że Park to psychopata starający się przeprowadzić zawiły przekręt ubezpieczeniowy. Jeon podejrzewa, że Park nie tylko zabił własnego syna ale teraz ma zamiar pozbyć się również żony. Kiedy Jeon stara się przekonać władze o winie Parka nikt nie zwraca na to uwagi. Detektyw ubezpieczeniowy zaczyna obsesyjnie poszukiwać prawdy w tej dziwnej sprawie. Na nieszczęście dla niego i jego żony Mi-ny (Kim Seo-hyeong) ta zagadka jest o wiele głębsza i bardziej śmiercionośna niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić..."

 

"Black House" to przykład tego, że Koreańczycy potrafią straszyć nie tylko za pomocą długowłosych zjaw w powłóczystych szatach, zapożyczonych od Japończyków. Opisywany film to ciekawy, mroczny mariaż horroru z thrillerem, który może i rozwija się dość powoli (jednak to niemal standard w kinie azjatyckim), ale przez to potrafi też mocno wkręcić widza w fabułę i dość skutecznie pobudzić jego zainteresowanie.

Sama historia jest dość ciekawa, bo mamy tutaj niepokojącą opowieść o agencie ubezpieczeniowym, który wpada w sidła własnej uczciwości i „humanitaryzmu”... Zawsze mnie kręciły takie historie, gdzie uczciwy człowiek chcący być prawym i działać w myśl jakichś wzniosłych zasad - brutalnie dostaje za to od życia po dupie. Może z resztą dlatego, że jest to bardzo życiowe i z reguły tak się właśnie dzieje w realnym świecie. W "Black House" tak właśnie się staje, bo pizdusiowaty Jeon Jun-oh (koleś momentami bywa dość wkurzający poprzez swoją naiwność i chęć "czynienia dobra") wkłada palce "między drzwi" i próbuje odgrywać bohatera, pakując się w sytuację, której nie rozumie (albo po prostu gówno o niej wie) a która szybciutko go przerasta i sprawia że życie jego oraz jego bliskich znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Najwięcej miejsca należałoby tu poświęcić rewelacyjnie zarysowanej i odegranej postaci głównego "czarnego charakteru", ale wiązałoby się to ze zbyt dużym zaspoilerowaniem fabuły, tak więc będziecie musieli mi uwierzyć na słowo, że jest to jeden z ciekawiej przedstawionych psychopatów, jakich dane mi było widzieć od czasu "Siedem", czy "Milczenia Owiec". Sam chłód i zimna obojętność na twarzy powodowały, że włos się jeżył na karku. Nic jednak więcej nie powiem :D

Niestety oprócz ciekawej fabuły, wciągającej intrygi, mrocznego klimatu, dobrze zarysowanych postaci, oraz bardzo solidnej gry aktorskiej (zwłaszcza głównych antagonistów) mamy też w "Black House" przekombinowaną końcówkę, która raczej kojarzy się z produkcjami made in Hollywood niż kinem azjatyckim. Szkoda, bo jednak obniża to moją ocenę (mocna końcówka jest w stanie wybronić słabszy film, ale słaba może pogrążyć także i najlepszą produkcję. Tutaj nie było jakoś tragicznie, ale jednak mimo wszystko słabo).

Na plus opisywanego filmu na pewno można jednak zaliczyć niezłe zdjęcia (zwłaszcza te w tytułowym Czarnym Domu, oraz te kręcone w deszczu) oraz całkiem mocne sceny gore, których może nie ma zbyt wiele, ale jak już występują, to są dopracowane w najmniejszych szczegółach i robią wrażenie.

"Black House" jest z pewnością pozycją wartą uwagi, zwłaszcza w zalewie horrorowego gówna, które ostatnio zapełnia rynek filmowy. Akcja może rozwija się niespiesznie i końcówka nie jest całkowicie satysfakcjonująca, ale fabuła jest ciekawa i wciągająca, klimat mroczny, gra aktorska bardzo dobra (zwłaszcza głównego "czarnego charakteru"), sceny gore poruszające (choć nieliczne) a strona wizualna - bez zarzutu. Solidna pozycja dla każdego fana horrorów z "psycholem w tle" :D Moja ocena: 7/10.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  5 046
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Chakushin ari - czyli po prostu "Nieodebrane połączenie". Jest to horror Takashiego Miike, który opowiada historie tajemniczych połączeń, które jak się z czasem okazuje są wysyłane z przyszłości, a wiadomość nagrana na sekretarce to głos osoby do której tej telefon należy. Gdy nadchodzi wreszcie data w której nastąpiło połączenie to dana osoba ginie, a kolejny telefon otrzymuje ktoś kto był na liście kontaktów pechowca. To taki duży skrót, który może nie brzmi rewelacyjnie, ale film naprawdę potrafi trzymać w napięciu, a ciekawość wzrasta gdy pojawiają się nowe wątki. Główna bohaterka próbuje rozwikłać serie niewyjaśnionych zdarzeń, ale bardzo często traci nadzieje na pozytywne zakończenie. Jak już wspomniałem film trzyma w napięciu do samego końca mimo, że finałowe minuty pozostawiły u mnie lekki niedosyt i będę tą produkcję miło wspominać, bo rzadko kiedy horror robi na mnie tak pozytywne wrażenie. Z tego co wiem "One Missed Call" zrobiło już też USA, ale podobno wypada to bardzo blado w porównaniu z oryginałem. Jak zobaczę to ocenie, ale nie będzie to miało miejsca w najbliższym czasie. 7/10 Edytowane przez Bonkol

15974308365193fac7b7921.jpg


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Marebito (2004)

 

"Masuoka jest kamerzystą filmowym w średnim wieku, mającym obsesję na punkcie strachu. Jego dość nienaturalne zamiłowanie posunięte jest tak daleko, iż ze swoją kamerą, na którą wszystko rejestrował, nie rozstawał się nawet na krok. Jak cień przechadzał się zakamarkami tokijskich ulic z ukrycia obserwując ludzi i ich niekiedy dziwne zachowanie. Na siłę starał się wmówić sobie, że na świecie razem ze zwykłymi stworzeniami współistnieją też duchy, czy demony. Pewnego razu Masuoka jest świadkiem samobójstwa bezdomnego człowieka, który na jednej ze stacji metra z autentycznym strachem w oczach wbija sobie nóż w głowę. Dlaczego to zrobił? Co mogło go aż tak przerazić? Od tej pory Masuoka nie mógł spać po nocach, za wszelką cenę starał się zrozumieć, co w danej chwili kierowało tym mężczyzną. Po monotonnych poszukiwaniach natrafił on na pewien mit, który opowiadał legendę o tajemniczych stworzeniach zamieszkujących podziemia tokijskiego metra. Zagłębiając się w odmęt szaleństwa, Masuoka zszedł do najgłębszych tuneli kanalizacyjnych. Im dalej posuwał się na przód, tym bardziej przerażające stworzenia ukazywały się jego spragnionym strachu oczom. Na swojej drodze spotykał też dziwnych ludzi. Jednym z nich była postać intrygującego podróżnika, który opowiedział mu historię o zapomnianym świecie, znajdującym się głęboko pod powierzchnią Ziemi. W opowieści tej ostrzegał go przed przekroczeniem pewnej granicy, która na zawsze może zmienić jego życie w koszmar. Ale przecież Masuoka tego chce, po to zapuścił się tak daleko w nieznane, tego szukał przez całe życie. Spragniony mocnych doznań, w końcu dociera do owej mitycznej krainy, a tam znajduje dziwne, przykute łańcuchami do skał stworzenie, które w swojej formie bardzo przypominało człowieka. Było ono podobne do kobiety, która nie wiedzieć czemu, została skazana na śmierć głodową. Masuoka postanowił jej pomóc i zabrał ją do naszego świata. W domu nadał jej imię „F” i określił mianem „swojego Kaspara Hausera”. Niestety istota ta nie była wcale przystosowana do życia na powierzchni, nie chciała nic jeść, była osłabiona, niemal cały czas spała. Pewnego razu Masuoka dość poważnie rani się w rękę, a widok krwi wyciekającej z rany niezwykle przyciągnął uwagę „F”. Kiedy tylko spróbowała ona krwi od razu poczuła się lepiej i chciała jeszcze. Masuoka postanowił, że od tej pory będzie jej dostarczał odpowiedniej ilości „pokarmu”, codziennie przynosząc do domu jakieś martwe zwierzęta. Niestety krew zwierzęcia ma o wiele mniejsze wartości odżywcze niż krew ludzka – po prostu „F” potrzebowała ofiar, a jej „właściciel” dla niej zrobi wszystko…"

 

Mam niesamowicie mieszane uczucia odnośnie tego japońskiego spadkobiercy spuścizny Davida Lyncha (tutaj także ciężko jest dokładnie sprecyzować gatunek filmowy, bo elementy horroru mieszają się z dramatem psychologicznym a wszystko to ujęte jest w niesamowicie psychodeliczną oprawę). Z jednej strony film bazuje na niesamowicie ciekawym pomyśle, gra głównego bohatera jest cholernie wiarygodna a zdjęcia nakręcone w starych korytarzach tokijskiego metra wywołują ciarki na plecach. Z drugiej jednak strony - gołym okiem widać niewykorzystany potencjał (zdjęcia zostały nakręcone w zaledwie... 8 dni!) i to, że reżyser chciał poruszyć w swoim dziele zbyt wiele wątków, przez co fabuła momentami staje się chaotyczna i nie do końca zrozumiała a widz zalewany z off'u monologami głównego bohatera - w pewnym momencie może poczuć lekkie zmęczenie.

Z pewnością "Marebito" nie jest filmem dla każdego. Jest to niskobudżetowa produkcja (nakręcona zaledwie za ok. 13 000 USD), z mocno zakręconą fabułą, którą można składać i interpretować na wiele sposobów. Niestety reżyser nie postarał się, aby te możliwe interpretacje znalazły mocne oparcie w treści filmu, dlatego też fabuły raczej nie sposób poskładać niczym puzzli - w jedną spójną całość (zawsze pozostają jakieś niewyjaśnione do końca wątki, powodujące pęknięcia w naszej interpretacyjnej konstrukcji).

Myślę jednak, że każdy prawdziwy fan twórczości Lyncha znajdzie tutaj coś dla siebie, chociaż "Marebito" to taki "Lynch nakręcony na kacu", z licznymi niedopracowanymi elementami i niewykorzystanym potencjałem, choć z wzorcowo zachowanym psychodelicznym klimatem i konstrukcją, którą musimy poskładać sobie do kupy sami, bo reżyser nie miał zamiaru nam w tym pomagać. Szkoda, bo film miał niesamowicie duży potencjał i gdyby reżyser poświęcił na niego trochę więcej czasu, to mogłoby wyjść coś naprawdę zajebistego, a tak dostaliśmy po prostu ciekawą produkcję, która miała widzowi o wiele więcej do zaoferowania niż udało się z niej wycisnąć twórcy (niestety, pozostaje niedosyt).

Jako, że jestem fanem tego typu schizolskich filmów, to wystawiam trochę naciąganą ocenę: 7-/10, ale nie zdziwię się jeżeli klasyczny pochłaniacz horrorów poczuje się zawiedziony po seansie.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

F (2010)

 

"Życie szkolnego wykładowcy - Roberta Andersona zmienia się w jednej chwili, kiedy to zostaje brutalnie uderzony przez ucznia. Rada szkoły bojąc się pozwu ze strony rodziców nastolatka postanawia zatuszować całą sprawę, a nauczyciela wysłać na przymusowy urlop. Takie rozwiązanie nie przypada do gustu Andersonowi, który oczekiwał raczej surowej kary dla swojego wychowanka - z wydaleniem z placówki włącznie. Nie mogąc pogodzić się z decyzją, Anderson traci w wiarę w sens bycia wykładowcą. Problemy w pracy natychmiast odbijają się na jego życiu rodzinnym, co w konsekwencji prowadzi do rozstania z żoną. Przy życiu trzyma go wyłącznie miłość do córki - Kate, która przechodzi okres nastoletniego buntu. Już wkrótce wszystkie te problemy przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie, a Anderson stanie przed najtrudniejszym wyzwaniem w życiu - przetrwaniem w szkole zaatakowanej przez nastoletnich chuliganów. Pech chce, że wraz z nim w budynku znajduję się Kate oraz garstka pracowników, którzy nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Prędko się zorientują, że nie są to zwyczajne, szkolne wygłupy..."

 

Powiem tak - poczułem się wręcz zobowiązany do napisania recki tego filmu, kiedy zobaczyłem jak haniebną ocenę ma on na FilmWeb'ie (niecałe 4,9/10. WTF?). Przez takie coś, ktoś mógłby sobie odpuścić tą świetną pozycję a byłaby to naprawdę spora strata.

Najlepszą rekomendacją dla "F" niech będzie to, że dla mnie jest on bardzo pokrewnym dziełem do wychwalanego przez wszystkich (notabene świetnego) "Eden Lake" i zrobił na mnie wcale nie mniejsze wrażenie. Tutaj także poruszony zostaje problem będący bardzo na czasie, czyli okrucieństwa i brutalności wśród nastolatków, którzy - jak pokazuje nasze życie codzienne (prasa, TV) - czują się coraz bardziej bezkarnie i pozwalają sobie na coraz więcej. Dla mnie jest to bardziej przerażające niż całe legiony zombie, wampirów, czy mało realistycznych psycholi w hokejowych maskach. Tutaj groza z ekranu jest czymś namacalnym, czymś o czym równie dobrze moglibyśmy przeczytać w dzisiejszej gazecie. Banda gówniarzy w kapturach na głowach i z łomami lub nożami do tapet w łapach budzi prawdziwe przerażenie. Tym bardziej kiedy dochodzi do tego ich całkowity brak jakichkolwiek ludzkich odruchów (przez cały film nie wypowiadają ani jednego słowa), czy specyficzny (gibki) sposób poruszania się, tak bardzo charakterystyczny dla dzisiejszych, małoletnich pasjonatów parkour'u. Wszystko to niesamowicie wpływa na realizm i emocjonalny odbiór filmu.

Najlepsze jest to, że sceny gore możemy tak naprawdę policzyć tutaj na palcach jednej ręki (choć jedna z nich naprawdę jest miażdżąca) a mimo to, że ekran nie jest zalewany wiadrami krwi - widz czuje autentyczny strach i ogląda obraz niemal na bezdechu.

Reżyser zdecydował się tutaj na dość ryzykowny zabieg, który dla mnie jeszcze bardziej podnosi ocenę tego filmu, ale dla innych z pewnością może być powodem do marudzenia i kręcenia nosem.

Mianowicie do końca nie dowiadujemy się kim są młodociani agresorzy ani czemu zaatakowali szkołę. Większość powie pewnie - bzdura! Ja powiem - wręcz przeciwnie! Reżyser poprzez taki zabieg (ani razu nie pokazana jest twarz żadnego z napastników. Widzimy tylko czarne plamy, tam gdzie kaptur skrywa ich oblicza) przekazuje nam, że tak naprawdę nieważne co to były za dzieciaki i co nimi powodowało, bo równie dobrze mógł to być każdy nastolatek i dokonać tego z każdego - najbardziej trywialnego dla nas dorosłych - powodu (np. z nudy, bo dostał złą ocenę, bo spotkał go zawód miłosny itp.). W ten sposób filmowi nastoletni agresorzy stają się swoistym symbolem całej agresji i brutalności, która coraz bardziej charakteryzuje dzisiejszą młodzież i może bardzo łatwo doprowadzić do sytuacji, jakie przedstawia nam reżyser w swoim filmie. Jak dla mnie - bomba! i duży plus za pomysł oraz odwagę (reżyser musiał zdawać sobie sprawę, że "kinomani" uwielbiający dostawać gotowe rozwiązania prosto pod nos - zjadą za to jego film).

 

"F" jest doskonałym przykładem na to, jak dysponując niewielkim budżetem, nakręcić trzymającą do samego końca produkcję. W filmie bardzo mocną stroną jest jego mroczny klimat i na prawdę nie potrzebne tu były żadne efekty specjalne, bo reżyser bardzo umiejętnie, za pomocą prostych środków buduje tajemniczą, niepokojącą atmosferę, otaczającą opustoszałe, skąpane w mroku korytarze szkolne, gdzie głównym bohaterom przyjdzie walczyć o przetrwanie. Na dokładkę całość wieńczy bardzo dobry, otwarty na własne interpretacje finał, który znowu może nie spodobać się malkontentom, ale dla mnie był jak najbardziej satysfakcjonujący.

Film Johannesa Robertsa nie spotkał się z gorącym przyjęciem wśród fanów thrillerów/horrorów. Nic z resztą dziwnego, bo tak to już jest w przypadku produkcji niskobudżetowych, pozbawionych efekciarskich fajerwerków i obsady rodem z plotkarskich tabloidów. Przykro jednak patrzeć, kiedy tak dobra produkcja dostaje na FilmWebie ocenę 4,89/10 a na IMDB... zaledwie 4,6/10, tym bardziej że przez to sam o mały włos, a bym ją sobie odpuścił. Nie popełnijcie tego błędu! Moja ocena: 7,5/10.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  728
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  25.11.2008
  • Status:  Offline

Raven zasugerowałem się twoją oceną i obejrzałem , niestety...

Porównywanie tego shitu do eden lake jest niedorzeczne. Te dwa filmy nie mają ze sobą nic wspólnego poza tym że oprawcami są jakieś wyrostki (niby, bo tak na prawdę tego nie wiemy )

 

Wymienię wszystko co mi się nie spodobało :

 

- napastnicy skaczący i poruszający się niczym Ninja ( gdzie realizm ? )

 

- Praktycznie nic nie dowiadujemy się na temat napastników , powodów dla których to zrobili , niczego ( tak tak wiem ze zaraz napiszesz że to specjalny zabieg , niemniej jednak jak dla mnie do kitu ) Równie dobrze mogli to nawet nie być ludzie .

 

- Eden lake szokował , i to bardzo swoją brutalnością ,i właśnie tym że wiedzieliśmy z jak błahych powodów oprawcy posuwają się do takich okrucieństw . Tu nie ma nic co by szokowało , sceny zabijania są pokazane tak że nic nie widać . jedynie parę trupów .

 

- Zachowanie bohaterów w niektórych sytuacjach .

 

- Aktorstwo na niskim poziomie , to już ja bym lepiej zagrał .

 

 

Osobiście film ocenił bym na 4 , i nigdy nawet przez myśl by mi nie przeszło aby porównywać to z Eden Lake . Jestem maniakiem gore , slasherów itp Widziałem masę takich filmów a Eden Lake był chyba jedynym który mnie naprawdę ruszył .... A ty swoim porównaniem obraziłeś ten film .

Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani w żadnym innym terminie. Ponadto autor zastrzega sobie prawo zmiany poglądów,bez podawania przyczyny.

15526227894b75c90031222.gif


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Porównywanie tego shitu do eden lake jest niedorzeczne. Te dwa filmy nie mają ze sobą nic wspólnego poza tym że oprawcami są jakieś wyrostki (niby, bo tak na prawdę tego nie wiemy )

 

A więc chyba jednak mają... Napisałem, że te filmy są sobie pokrewne i są, bo poruszają podobną tematykę. Nie napisałem, że "F" jest klonem "Eden Lake". Naucz się czytać ze zrozumieniem.

 

- napastnicy skaczący i poruszający się niczym Ninja ( gdzie realizm ? )

 

Pooglądaj sobie nastolatków ćwiczących parkour i to w jaki sposób potrafią pokonywać różne przeszkody a później powiedz mi, że takie skakanie po biurkach/szafkach jak w filmie jest niemożliwe.

 

- Praktycznie nic nie dowiadujemy się na temat napastników , powodów dla których to zrobili , niczego ( tak tak wiem ze zaraz napiszesz że to specjalny zabieg , niemniej jednak jak dla mnie do kitu ) Równie dobrze mogli to nawet nie być ludzie .

 

Widzisz Czester, inteligentny widz ma po to wyobraźnię aby sobie samemu interpretować i dopowiadać pewne rzeczy. Kinowy popcornożerca musi mieć wszystko od A do Z podane na tacy. Po co był ten zabieg - wyjaśniłem w spoilerze, Ty natomiast zaspoilerowałeś Forumowiczom, powyższym numerem jedną z kluczowych kwestii filmu. Gdybym go nie oglądał - wkurwiłbyś mnie na maksa.

 

- Eden lake szokował , i to bardzo swoją brutalnością ,i właśnie tym że wiedzieliśmy z jak błahych powodów oprawcy posuwają się do takich okrucieństw . Tu nie ma nic co by szokowało , sceny zabijania są pokazane tak że nic nie widać . jedynie parę trupów .

 

Chcesz ekstremy - sięgnij po Japonię. Nie sztuką jest przerazić pokazując jak się kogoś kroi na kawałki vide Guinea Pig. Sztuką jest przerażać nie bazując na gore czy jump scenes (tak jest najłatwiej) zostawiając pewne niedopowiedzenia i pole dla wyobraźni, której jak widać nie posiadasz.

 

- Aktorstwo na niskim poziomie , to już ja bym lepiej zagrał .

 

Ufff... jestem więc spokojny o przyszłość polskiej kinematografii. Dzięki Twoim aktorskim skillsom z pewnością staniemy się drugim Hollywood :twisted:

Aktorstwo było akurat na bardzo solidnym poziomie, zwłaszcza główny bohater, który bardzo wiarygodnie odgrywał rolę nauczyciela-alkoholika z problemami.

 

Osobiście film ocenił bym na 4 , i nigdy nawet przez myśl by mi nie przeszło aby porównywać to z Eden Lake . Jestem maniakiem gore , slasherów itp Widziałem masę takich filmów a Eden Lake był chyba jedynym który mnie naprawdę ruszył .... A ty swoim porównaniem obraziłeś ten film .

 

Tak to jest jak się nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Skoro w swojej recenzji napisałem, że:

 

Najlepsze jest to, że sceny gore możemy tak naprawdę policzyć tutaj na palcach jednej ręki (choć jedna z nich naprawdę jest miażdżąca) a mimo to, że ekran nie jest zalewany wiadrami krwi - widz czuje autentyczny strach i ogląda obraz niemal na bezdechu.

 

to chyba logicznym jest, że film nie bazuje na gore ale na klimacie i jeżeli szukasz krwi, flaków lub urywanych kończyn, to raczej powinieneś sięgnąć po kolejną odsłonę "Piły" niż po "F".

Film mógł Ci się nie podobać - o gustach się nie dyskutuje, ale opisałem go na tyle dokładnie, że znając swój gust powinieneś go sobie darować a nie oglądać a później marudzić, że Ci nie podszedł. Moje porównanie do Eden Lake jest jak najbardziej słuszne. Tak jeden jak i drugi film porusza problem brutalności i przemocy stosowanej przez młodzież. Jeżeli spodziewałeś się, że "F" będzie dokładną kopią "Eden Lake" to ja wysoki sądzie nie mam więcej pytań :roll:

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg


  • Posty:  5 046
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  22.12.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

My Soul To Take - najnowszy film Wesa Cravena opowiada historie jakich wiele. Wszystko zaczyna się od ujawnienia seryjnego mordercy, który jak się okazuje był normalnym facetem, głową rodziny, ale za to z bardzo zaawansowaną schizofrenią. Jego drugie ja nie pozwala mu jednak na dobre czyny i gdy Abel się orientuje to zabija swoją żonę w zaawansowanej ciąży i próbuje zabić córkę, ale policja mu w tym przeszkadza. Oczywiście jak w każdym z tego typu filmów nie jest łatwo zabić potwora i jak się później okazuje nie wiadomo czy umarł czy nie. Prawdziwa akcja filmu zaczyna się 16 lat później, miasteczko ciągle żyje morderstwami sprzed lat i wszystko wydaje się w porządku do momentu w którym nie ginie jeden z nastolatków urodzonych w dzień "śmierci" Rozpruwacza. Fabuła jakich wiele i może z dwa elementy z całego filmu przypadły mi do gustu, bo reszta była do bólu przewidywalna. Craven mocno zaczął swoją karierę reżyserską, ale teraz jest już coraz gorzej i pewnie "Scream 4", który ma się pojawić w tym roku tylko to potwierdzi. Jak na film reklamowany jako horror to nie było w nim nic strasznego, typowy przeciętniak. 4/10

15974308365193fac7b7921.jpg


  • Posty:  10 275
  • Reputacja:   289
  • Dołączył:  11.01.2005
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Say Yes (Sae-yi yaeseu. 2001)

 

"Jeong-hyun i Yun-hie są młodym małżeństwem. On próbuje sił w pisarstwie i właśnie podpisał kontrakt z wydawcą na pierwszą powieść. Aby uczcić to wydarzenie, a także pierwszą rocznicę ślubu, Jeong-hyun zabiera swoją śliczną małżonkę na trzydniową wycieczkę, nad morze. Podróż samochodem mija im w promieniach słońcach i doskonałej atmosferze. Po drodze zatrzymują się w przydrożnym barze, żeby coś przekąsić. Gdy Jeong-hyun rusza z parkingu potrąca niegroźnie tajemniczego mężczyznę. Aby wynagrodzić nieznajomemu ten przykry incydent proponują mu podwiezienie. W samochodzie milczący mężczyzną odzywa się nagle beznamiętnym głosem: „Jak długo chcecie jeszcze pożyć?”. Małżonkowie są zszokowani. Na nic zdają się zapewniania nieznajomego, że tylko żartował. Jeong-hyun wyrzuca mężczyznę z auta, małżonkowie ruszają w dalszą podróż. I starają się szybko zapomnieć o nieznajomym. Ale mężczyzna nie da o sobie zapomnieć. Stanie się ich najgorszym koszmarem..."

 

Nie bez kozery "Say Yes" jest nazywany koreańską odpowiedzią na amerykańskiego "Autostopowicza". Tutaj także cała historia kręci się dookoła psychopaty, który za cel upatrzył sobie bogu ducha winnych ludzi i to kręci się wcale nie mniej ciekawie niż w kultowym obrazie z Rutgerem Hauerem. Już na starcie trzeba zaznaczyć, że opisywany przeze mnie thriller nie jest kalką czy remake'iem amerykańskiego klasyka. Zastosowano podobny zabieg z psychopatą dobierającym sobie na zasadzie przypadku, ludzi którym zaczyna zamieniać życie w piekło (tzw. stalker movies), ale cała reszta jest całkowicie indywidualną wariacją reżysera na ten temat, chociaż momentami sięga on także po patenty znane z "Autostopowicza".

To co przemawia za filmem, to świetnie stopniowane napięcie, które niemal od samego początku sprawia, że "Say Yes" ogląda się na "jednym oddechu". I wcale nie jest to zasługa jakichś scen gore (Czester - nie oglądaj!) czy innych widowiskowo aplikowanych "fajerwerków", ale świetnej gry aktorskiej i doskonale budowanego suspensu, który zaczyna się niczym spadający po zboczu kamyk, aby finalnie zakończyć się prawdziwą lawiną. Co do gry aktorskiej, to każdy z trzech głównych bohaterów spisał się na medal. Dziewczyna jest piękna i naiwna a jej facet - na początku pewny siebie (nie stroniący nawet od konfrontacji z agresorem) i wierzący, że jest w stanie poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, im dalej w las - tym bardziej przekonuje się, że sytuacja zadecydowanie go przerosła (świetnie oddana dwoistość postaci). Osoba psychopaty to jednak klasa sama w sobie i Joong-hoon Park kradnie cały film. Facet jest naprawdę przerażający ze swoim zimnym, wyrachowanym spokojem, powolnym sposobem poruszania się, patrzeniem spod byka i pogardliwym wyrazem twarzy. Widząc kogoś takiego na ulicy, z pewnością przeszedłbym na drugą stronę :D Koreańczyk zagrał tą postać tak brawurowo i wiarygodnie, że genialna rola Hauera w "Autostopowiczu" wcale nie wydaje się być w tym przypadku jakimś niedoścignionym wzorem. Poza tym - facet jest nie tylko bezwzględny i sprytny, ale jest przede wszystkim inteligentny, wykorzystując słabość swoich ofiar – porywczość Jeong-hyuna i strach Yun-hie - wyprzedza swoje ofiary cały czas o krok. To nie jakiś śliniący się wariat, to socjopata najwyższej klasy, u którego mordercze skłonności są wprost proporcjonalne do poziomu sprytu i inteligencji. Uwierzcie mi, że jest to przerażająca kombinacja...

Wisienką na torcie jest bardzo dobre (i mocne przy okazji) zakończenie, które nie dość że stawia istotne pytania, dając nam do myślenia także po skończonym seansie, to na dokładkę mocno zapada w pamięć, zwłaszcza poprzez moment, gdy Yun-hie zadaje oprawcy pytanie: "Dlaczego ja?". Odpowiedź jaką uzyskuje jest tak samo niesamowicie trywialna jak i przerażająca (reżyser daje nam jasno do zrozumienia, że nikt z nas nie może czuć się do końca bezpieczny w dzisiejszych czasach).

Żeby nie było tak słodko, film posiada także kilka wad. Spotkamy tutaj kilka nielogicznych zagrywek, kiedy to głównemu agresorowi udają się rzeczy, które w rzeczywistości miałyby minimalne szanse na powodzenie. Poza tym - reżyser trochę przesadził z kreacją prześladowcy a'la Terminator, którego niemal nie sposób zabić i ciągle "powraca do życia" nawet po akcjach, po których normalny człowiek z pewnością dawno wyzionąłby ducha. Można jednak na to wszystko przymknąć oko, bo takie "przerysowanie" głównego Czarnego Charakteru jest wpisane w stylistykę gatunku i mamy z nim do czynienia bardzo często w tego typu filmach.

Reasumując - "Say Yes" to kawał cholernie dobrej, filmowej roboty. Koreańczycy z Południa już od dawna zakasowali wg mnie Amerykanów w kwestii robienia mocnych, psychologicznych thrillerów i ten obraz stanowi tego najlepsze potwierdzenie. W filmie Sung-Hong Kim mamy wszystko co powinno charakteryzować tego typu produkcję: ciekawy temat, mroczny klimat, dobre aktorstwo, suspens jakiego nie powstydziłby się Hithcock (chociaż nie ma tu początkowego "trzęsienia ziemi") i mocną, krwawą ale też i niejednoznaczną końcówkę. A to, że posiada pewne niedociągnięcia? Który film ich nie posiada... Moja ocena: 7,5/10.

Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa...

88278712552c9632374b21.jpg

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Polecana zawartość

    • WWE Backlash 2025
      Dyskusje na temat wydarzenia WWE Backlash 2025!
        • Lubię to
      • 32 odpowiedzi
    • WWE WrestleMania 41
      Spekulacje i dyskusje na temat największego wydarzenia wrestlingowego roku - WrestleManii 41!
        • Lubię to
      • 147 odpowiedzi
    • WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Zapraszamy do dzielenia się wrażeniami z Monday Night Raw na Netflix!

      W tym wątku użytkownicy forum dyskutują na temat czerwonego brandu od 2010 roku. Pozostaw swoją cegiełkę w temacie, zawierającym 17,9 tyś. odpowiedzi i 2,9 mln wyświetleń. :)
      • 18 048 odpowiedzi
    • New Japan Pro Wrestling - Dyskusja Ogólna
      Miejsce na ogólne dyskusje związane z New Japan Pro Wrestling.
      • 713 odpowiedzi
    • Kobiecy Pro Wrestling
      Ogólne dyskusje na temat pro wrestlingu w wykonaniu płci pięknej.
        • Haha
      • 107 odpowiedzi
    • TNA Wrestling - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce w dedykowane ogólnym dyskusjom na temat TNA/Impact Wrestling!

       

      Wczorajszy IMPACT właśnie się ściąga, więc opinia w późniejszym terminie
      • 9 352 odpowiedzi
    • AEW Saturday Collision - ogólne dyskusje i komentarze
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 147 odpowiedzi
    • AEW Dynamite - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Miejsce gdzie możesz podzielić się wrażeniami z programu AEW Dynamtie!
      • 1 187 odpowiedzi
    • WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z Friday Night SmackDown!
      • 9 603 odpowiedzi
    • WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
      Dziel się wrażeniami z WWE NXT!
      • 4 896 odpowiedzi

  • Najnowsze posty

    • Bastian
      WWE zaczyna drogę do Money in the Bank. Zawsze czekam na tę galę, ciekawy zdobywców walizek. W tym roku jedno życzenie - żadnych Ortonów, Punków, Blissów z walizkami, niech przyszłe gwiazdy korzystają.  Walki z dywizji Tag Team na SmackDown, czyli gwarancja jakości. Tak też było w przypadku DIY i Fraxiom. Przydałoby się tam jednak trochę świeżej krwi, bo oprócz niedawnych mistrzów NXT, ciągle oglądamy te same twarze. Cena kontra R-Truth na SNME, bez pasa na szali. To już chyba serio mogli tam dodać tego Ortona i tytuł w tle. Przy takim układzie jedynym sensownym układem jest squash na korzyść Jasia. LA Knight utkwił przy US Title, i jeszcze jobbnął nowemu przydupasowi Solo. Jeff Cobb, fajny nickname, a WWE ze wszystkich najgorszych możliwych imion postanowili dać mu JC Mateo  Chłop wygląda jak bandyta, a dali mi pseudo niczym ważącemu mniej niż jego łańcuchy raperowi. Fajnie, że Giulia na SD, ale za tydzień w pierwszej walce zapewne jobbnie Charlotte Flair, podobnie jak Zelina Vega. Mocarne promowanie nowej mistrzyni US, nie ma co  I jeszcze Nakamurę wyciągnęli z lodówki razem z nieświeżym sushi... Momentami kuriozalny main event. Barrett i Tessitore przy mikrofonie rozgrzani tak, jakby ktoś im puścił Undertaker - HBK z WM25 Co do samej walki to zamiast władować do niej Cargill oraz Naomi i zostawić to na jakiś PLE, mamy 2137 walkę Tiffy - Jax ze zbędnymi interwencjami, ale jedynym słusznym finałem.   
    • Kaczy316
      Oj tak lecimy z tym SD, pierwsze walki kwalifikacyjne i jak widać nawet walka mistrzowska, dobrze, że tutaj, a nie na jakimś PLE czy coś, to się jedynie nadaję na tygodniówkę lub ewentualnie Saturday Night's Main Event xD, zobaczmy co nam Tryplak zgotował!   Solo wbija na ring razem ze swoją ekipą i dostaje mikrofon, ciekawe, chwali Jeffa i mówi na niego JC, kurde czyli chyba zmienią mu ten ringname xD ajajaj szkoda, w sensie gdyby to był lepszy ringname albo chociaż dobry to byłoby git, ale ponoć to ma być JC Mateo no jak dla mnie to ringname jakiegoś no name'a/jobbera xD, ale niech będzie, Solo mówi też o Romanie i jak on utracił pas na WM i zniszczył wszystko, ale Jacob wyrywa mu mikrofon! No no lubię takiego Fatu. No widać, że Panowie mają problem do siebie, potem jeszcze Solo powiedział, że Jacob nie mówi tego swojego "I Love You Solo" z taką dumą jak kiedyś i chcę, żeby powiedział to tak jak zawsze mówił xD, ale zanim Jacob cokolwiek powiedział to wszystko przerwał LA Knight! Który zaatakował JC od tyłu i w sumie tyle, dziwne trochę to było, od razu uciekł, a New Bloodline dalej w ringu no ok, w sumie segment jedynie miał podgrzać atmosferę pomiędzy Jacobem i Solo, ale do niczego większego nie doprowadził jak na razie, ale był w porządku.   Pierwsza walka kwalifikacyjna do walki o walizkę kobiet! Alexa Bliss vs Michin vs Chelsea Green, kurde chciałbym, żeby i Green i Bliss były w tej walce, ale no cóż jest jak jest, w takim razie niech Green to wygra, Alexa miała już walizkę, a Green może być ciekawą Ms. Money In The Bank! Sama walka pewnie odda, same utalentowane zawodniczki tutaj. 9 Minut bardzo dobrego pojedynku, ale WWE umie w Triple Threaty oj umie i ogólnie w walki wieloosobowe, chyba od czasu przejęcia sterów przez Tryplaka to nie było złego Triple Threatu czy walki wieloosobowej, mało tego dwa Triple Threaty nawet dostały Five Stara z WM 39 i WM 41, także no zdecydowanie jest moc, ale co do walki to też bardzo dobra, Alexa wygrała i to też dobra decyzja, ale szkoda, że Green przypięta, ale no jest jak jest, może zobaczymy jeszcze jakieś starcie ostatniej szansy, Battle Royal czy coś, ale jak go nie będzie to jakiś zły nie będę, po prostu chciałem Green w tej walce też, a to jedyny sposób, żeby w niej się znalazła po dzisiejszej przegranej xD.   Fraxiom vs DIY, kurde jakie to powinno być świetne starcie i liczę, że takie będzie, dzisiaj w sumie same bangerki mogą być praktycznie poza Tiffy vs Nia. Prawie 11 minut genialnego pojedynku, kurde jakie to było świetne, jaki to był bangerek, Fraxiom wygrywa i leci sobie dalej, wygrywa z każdym jak leci, nawet z mistrzami wygrali tydzień temu, nie dziwię się, że w nich inwestują, naprawdę świetny Tag Team, a ja nie byłem ich fanem w NXT, jak ja się myliłem oj strasznie, wyglądają niesamowicie, pasują do siebie i mega dobrze się ich ogląda, dają bangerek za bangerkiem, kto dalej w kolejce? MCMG? Ich chyba jeszcze nie pokonali, DAWAJCIE ICH! Po walce jeszcze atak DIY na Fraxiom, ale na ratunek wbijają właśnie MCMG!   Na backu Fraxiom dowiadują się, że dostaną walkę o pasy WWE Tag Team! Szybko i dobrze, naprawdę świetnie się ich ogląda, mega zasługują.   Wywiadzik z R-Truthem, w sumie spoczko wywiad, Truth mówił o tym, że ten kto mu zrobił AA na stół to nie był John Cena i ogólnie o samym Johnie wypowiadał się w samych superlatywach i ostatecznie dowiadujemy się, że dostaniemy Truth vs Cena na Saturday Night's Main Event, ale chyba nie o tytuł? Czyli co Cena ma szansę tutaj przegrać? xD.   Oj tak świetne wideo promo Priesta na backu i zapowiedź Steel Cage Matchu Drew vs Damian na Saturday Night's Main Event, kurde ta gala się zapowiada bardzo fajnie, a sam feud McIntyre'a i Priesta jest naprawdę dobry, przyjemny i czuć w nim personalną nienawiść za to co się działo chociażby przez cały 2024 i początek 2025, bardzo dobrze to się ogląda, widać ogromną historię pomiędzy nimi.   Black vs Melo, drugi ich pojedynek i też czuję bardzo dobrą walkę! Prawie 10,5 minuty kolejnego bardzo dobrego pojedynku, nie wiem czy nie w każdej walce dzisiaj fani skandowali "This Is Awesome" Tryplak co Ty robisz z tymi tygodniówkami, te walki tak dobrze się ogląda, Black to wygrywa, ale po ataku Miza, więc przez DQ to Melo nie traci za dużo i po walce dostajemy ciąg dalszy ataku na Aleistera czyli feud będzie trwał i czuję, że Black będzie musiał sobie znaleźć przyjaciela, może jakiś Uncle Howdy? xD Jest szansa, chociaż nie ma większego sensu, bo on ma swoje Wyatt Sicks, ale no zobaczymy jak to będzie.   Flair i Bliss na backu, Charlotte dziwi się co Alexa od niej chcę, przecież nigdy nie były tak blisko, Alexa wspomina NXT, a Charlotte nie pamięta tego o czym Bliss mówiła czyli, że Flair brała ją pod swoje skrzydła, hmm też nie pamiętam chyba takiego czegoś, ale może pamięć mi szwankuje, potem jeszcze Aldis wychodzi i Giulia leci na SD, ciekawie w sumie, myślałem, że razem z Perez polecą na Raw, ale jak widać jedynie Roxanne tam zostanie.   Drew wbija na ring! Dobrze wiedzieć, że z nim wszystko w porządku po tej niefortunnej akcji na Backlash. Drew jest niesamowity, kolejna osoba po Punku, która ma obsesje na jego punkcie xDDD, Priest ma obsesje xDDD. Krótkie treściwe promo od Drew, które buduję feudzik, w sumie imo mogli to zostawić na za tydzień i byłoby git. Drew idzie na backstage, ale wychodzą New Bloodline, z którymi Drew wymienia spojrzenia czyli co po feudzie z Damianem, Drew będzie leciał na Bloodline? No kurde dajcie mu feud o główny tytuł, a nie jakieś Bloodline'y xD.   Czas na kolejną walkę kwalifikacyjną do walki o walizkę Money In The Bank tylko tym razem męską, Solo vs Rey Fenix vs Jimmy Uso, kurde powiem tak, tak naprawdę to każdy tutaj może wygrać, każda z tych postaci pasuję do walki o walizkę, ale chyba najbardziej bym chciał Fenixa, świetne spoty tam może wykręcić, ale tak sobie myślę.....Jimmy z walizką i wykorzystanie na bracie? Brzmi interesująco, raczej w to nie pójdą, ale no no mogłoby być ciekawie, niemniej sama walka też powinna wyjść bardzo dobrze. Hahaha kurde nie wiem czy to był botch czy celowe zagranie, ale mega śmiesznie wyglądało jak Solo trzymał Reya, a Jimmy skakał z narożnika ostatecznie nie trafiając i Fenix zrobił roll upa na Solo, a sędzia zamiast odliczać to patrzy się na Jimmy'ego xDDDD. Lekko ponad 13 minut kolejnej kapitalnej walki, tutaj Panowie naprawdę fajnie się zgrywali, dobrze to wyglądało, no kolejny dobry ringowo Triple Threat i w sumie wygrała osoba po której się tego chyba najmniej spodziewałem, wydaję mi się, że Fenix bądź Jimmy mieli większe szanse, ale no Solo też nie jest zły, ale mam nadzieję, że nie wygra walizki xD, gość jest solidny mid card lub upper mid card, ale ME to to nie będzie raczej, także nie powinien dostawać walizki, ale może odszczekam to jeśli się sprawdziłby z walizką potencjalnie, po walce mamy atak Knighta na Bloodline znowu tym razem z krzesełkiem, ale wszystko przerywa Nick! Uaaa i dostajemy walkę JC vs LA Knight! YEAAAH!   JC vs LA Knight, walka kurde no może być dobra i to debiut Cobba, czyli jednak jego oficjalny ringname to będzie samo JC? Też nie wiem czy jestem fanem, ale no niech będzie, a nie po reklamach dostaliśmy match card tej walki.....jednak JC Mateo.....nie podoba mi się ten ringname, jak już zmieniają to niech zmienią na coś dobrego, a nie jak ringname lokalnego jobbera. Kurde ponad 15 minutowa walka, ale prawda jest niestety taka, że jedynie ostatnie 5 minut było warte jakiejkolwiek uwagi, 10 minut tej walki to wolne tempo i nic ciekawego, publika w większości nawet spała, JC jak dla mnie dość kiepsko pokazany, bardzo niewiele mocnej ofensywy, Knight miał jej zdecydowanie więcej, a JC jedynie przebłyski, no nie wiem mi ta walka nie siadła, mocny średniaczek, ale to taka subiektywna opinia, Jeffa stać na o wiele więcej.   Historia z Legado Del Fantasma powoli się rozwija. Meh kolejne wideo promo Nakamury, kiedyś były one spoko, teraz wiadomo, że to nic ciekawego, ale chyba obiera za cel Aleistera, nie wiem, bo to przewinąłem.   Next Week: Shinsuke Nakamura vs Aleister Black vs LA Knight, no mamy dwóch świetnych kandydatów nawet do wygrania walizki + Nakamura, WWE nie zawiedźcie mnie xD, ale walka powinna być solidna, czyli to jednak Nakamura mówił po prostu chyba o tej walce w przyszłym tygodniu xD. Charlotte Flair vs Giulia vs Zelina Vega, kurde kolejna walka, która naprawdę może oddać, tutaj w sumie tylko Flair mi przeszkadza jako zwyciężczyni, ale raczej nie wygra.....nie dadzą jej walizki.......w tym samym roku co wygrała RR......prawda? Niemniej jednak walka odda oj odda. Street Profits vs Fraxiom o tytuły WWE Tag Team oj tak kolejny pojedynek, który będzie świetny, ale tym razem pewnie wygrają Street Profits albo jakaś interwencja będzie, chociaż.....Fraxiom imo nie są bez szans, mocno w nich inwestują i tyle, mocne walki zapowiedziane jak dla mnie, kolejne bardzo dobre SD się zapowiada.   Jade i Tiff na backu, Jade mówi, że sięgnie po walizkę i ściągnie tytuł z Tiff, ciekawie, może Charlotte i Jade w walce o walizkę przez co wzajemnie sobie będą przeszkadzały w wygraniu tej walki? Chociaż Jade z walizką też nie byłaby złą opcją, chociaż widzę lepsze, Lyra, Roxanne, Giulia oj tak.   Ehh miejmy to już za sobą main event Tiffany vs Nia, może będzie lepiej niż się spodziewam. Oj tak po 10 minutach o dziwo dość dobrej i solidnej walki wbija Naomi z krzesłem, no tak przecież Naomi jeszcze mogłaby walizeczkę wygrać oj tak to też bym widział, ale nie używa krzesła, bo Jade także się wtrąca i przegania Naomi, a w tym czasie Prettiest Moonsault Ever i....kick out....kurde czemu to Nia jako pierwsza w historii odkopała po tej akcji, przecież to bez sensu to już mogli to dać dla Charlotte na WM bądź dla Jade jakby kiedyś walczyły albo którejkolwiek zawodniczce, której by to coś dało, a tak to zmarnowana możliwość wypromowania kogoś mocniej, bo Jax tego nie potrzebuję, bo jak widać może sobie powracać i dostawać title shoty od powrotu z niczego, ale no jest jak jest lecimy dalej. Prawie 14 minut kurde muszę to powiedzieć naprawdę dobrej walki, Nia i Tiffany naprawdę dobrze się tu pokazały i był moment, że myślałem, że Jax faktycznie odzyska tytuł, ale na szczęście tak się nie stało, sekwencja końcowa bardzo fajna i ciekawi mnie czy to prawdziwa czy sztuczna krew była u Jax, nie wiem czy było to planowane, ale jeśli tak to wyszło to super, bardzo dobra walka, Stratton broni tytuł i dobrze, z Jax niech broni, o dziwo mam wrażenie, że z Jax ma jedne z lepszych walk o ten tytuł xD, a przynajmniej to starcie takie było.   Plusy: Segment otwierający Walka kwalifikacyjna do walki o walizkę Money In The Bank kobiet Fraxiom vs DIY i świetne pokazywanie umiejętności Fraxiom Wywiad z R-Truthem i zapowiedź jego walki z Ceną na Saturday Night's Main Event Zapowiedź Steel Cage Matchu Damian vs Drew na Saturday Night's Main Event Aleister Black vs Carmelo Hayes Giulia dołącza do SD! Krótkie mocne promo od Drew, które buduję feud z Priestem Main event i obrona przez Tiffany   Minusy: Dość kiepsko pokazany JC Mateo w swojej pierwszej walce w WWE   Podsumowanie: Kolejny bardzo przyjemny odcinek SD, walki na mega wysokim poziomie poza Knight vs JC Mateo to była dla mnie katorga do oglądania, myślałem, że main event będzie gorszy, a o dziwo nie odstawał aż tak bardzo od reszty walk z tego show, feudy podbudowane, zapowiedzi takich walk jak Truth vs Cena i Drew vs Priest w Steel Cage, Giulia leci na SD, kurde no ja się bawiłem bardzo dobrze i czekam na kolejne tygodnie i na samo nawet Saturday Night's Main Event, które zapowiada się nieźle.
    • Nialler
      JC Mateo to jakiś nowy krewny JD McDonagha? xD Jak ktoś zna kulisy tej zmiany to chętnie poczytam.
    • Attitude
      Nazwa gali: WWE Friday Night SmackDown #1343 Data: 16.05.2025 Federacja: World Wrestling Entertainment Typ: TV-Show Lokalizacja: Greensboro, North Carolina, USA Arena: Greensboro Coliseum Format: Live Platforma: USA Network Komentarz: Joe Tessitore & Wade Barrett Karta: Wyniki: Powiązane tematy: World Wrestling Entertainment - dyskusje ogólne WWE SmackDown! - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE RAW - dyskusje, spoilery, wrażenia WWE NXT - dyskusje, spoilery, wrażenia
    • -Raven-
      Flara to wygra. Zrobią to "bezboleśnie" dla siwej, bo pewnie Jabłecznikowej pomoże Naomi, tak więc Callgirl nie będzie musiała czysto jobować.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...