Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

W Jakie Gry Teraz Gracie...


the sandman

Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Interaktywny film - tak się mówiło o grach Telltale. Były to jednak filmy animowane. A tutaj mamy przykład gry z aktorami. FMV, czyli coś, czego się już prawie nie robi. To niszowy projekt.

 

Zaznaczmy od razu, że to niskobudżetowa komedia. Nie ma się co spodziewać wybitnej fabuły. To raczej efekt zabaw grupki znajomych, bez żadnej wielkiej idei, momentami nawet bez sensu. QTE czasem są tylko po to, by było zabawniej. Ale jest przyjemnie. Mimo oczywistych braków jest to nawet nieźle przygotowana produkcja. Można zginąć na wiele sposobów, niektóre sceny mają kilka wariantów, czasem nawet męczenie tej samej opcji po powrocie do punktu kontrolnego może zaowocować małą niespodzianką w dialogu. Parę razy się uśmiechnąłem.

 

Skończyłem to w 30 minut, po czym dostałem informację, że zobaczyłem 48% możliwych scen, więc teoretycznie można pograć drugie tyle (tu dodam, że inne opcje dużych zmian jednak nie wprowadzają). Nadal krótko, ale ta "gra" kosztuje połowę mniej niż bilet do kina, nawet bez przeceny. W związku z tym warto spróbować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

H2x1_SNES_SuperMarioWorld_image1600w.jpg

Kolejny klasyczny platformer ukończony. Bez niespodzianki: gra jest genialna.

 

Przede wszystkim: spora różnorodność etapów i wiele sposobów na przejście całości. Sporo poziomów ma po dwa wyjścia, które prowadzą do innych miejsc. Przy zwykłej próbie ukończenia gry prawdopodobnie ominiecie połowę. Spokojnie można w to zagrać od początku co najmniej 3 razy i z każdym podejściem powtórzyć tylko kilka plansz, a reszta będzie nowa. Oczywiście można też zaliczyć wszystko w jednej grze. Trudno nie docenić NAPRAWDĘ DUŻEJ ilości sprytnie schowanych sekretnych ścieżek. Poza alternatywnymi poziomami/ścieżkami mamy nawet całe 2 opcjonalne etapy. Tu są nawet przeszkody, których użyto tylko w ukrytych miejscach. Że im się chciało nad tym myśleć. Napracowali się, a większość nawet nie zobaczy połowy dobroci.

 

O mechanice nie ma się co rozpisywać - to Mario, gwarancja jakości. Oprócz klasycznych pocisków jest peleryna (dzięki niej można atakować, latać i nawet omijać trudne momenty, co się niektórym przyda) i Yoshi (jazda na nim to dodatkowy hp, możliwość pożerania wrogów, dodatkowe zdolności dzięki zjadanym muszlom, do tego można odblokować kolorowe wersje dinozaura z konkretnymi skillami...), pojawia się też spin jump i opcja przenoszenia muszli/przedmiotów. Co jak co, Marian nie trzymał się sztywno zasad z "jedynki", był ciągle rozwijany i nie zepsuli go, stał się jeszcze lepszy.

 

Co jeszcze... Graficznie nic a nic się nie zestarzała, dalej brzmi bardzo przyjemnie. Gdybym miał się czegoś przyczepić - momentami wymuszanie szukania alternatywnych przejść (jak dla mnie to zawsze powinno być opcjonalne), bo czasem zwyczajne przejście poziomu nie odblokowuje kolejnego. Ewentualnie jeszcze recykling jednego z bossów, choć na "domyślnej" ścieżce pojawia się raz, więc nie wszyscy zauważą. Ale to naprawdę małe minusy. I chyba jedyne. Przeszedłem każdy poziom, nadal mi mało. Już prawie 30 lat minęło od premiery, ale absolutnie tego nie czuć. Świetna gra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Hitman 2 skończony. W zasadzie to więcej tego samego, co w epizodyczny Hitmanie sprzed 2-lat, ale mi w pełni wystarcza. Kupiłem na kilka dni przed premierą i przyjemnie było się raz jeszcze zanurzyć w świat płatnego zabójcy. Misji jest 6, tak samo jak w poprzedniczce, ale można je rozwiązać na różnorakie sposoby. Wykonując misje fabularne, można się każdą bawić kilkukrotnie, bez odczuwalnego znużenia. Na pewno na plus fabuła, która przedstawia ciekawą historię (będzie kontynuacja), ale znowu sposób jej przedstawienia to krok w tył. Filmik na silniku gry zostały zastąpione dubbingowanymi obrazkami. Trochę jak komiks, ale bez klimatu. Fatalnie się na to patrzyło, za co mam lekki żal. Nie powinni tego ruszać, bo i po co? Kto fanem Numeru 47, to i tak sobie nie odmówi, więc nie mam co reklamować. Ja w wolnej chwili pewnie będę kończył wszystkie misje w samym garniturze, bez przebieranek, żeby dostać notę Silent Assassin.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 432
  • Reputacja:   1
  • Dołączył:  02.04.2012
  • Status:  Offline

 

Call of Cthulhu jest mroczną grą przygodową wzbogaconą o elementy survival horroru i skradanki. Stworzenie programu wziął na swoje barki zespół Cyanide Studio, znany przede wszystkim z serii Styx. Tytuł został wydany przez firmę Focus Home Interactive. Gra została oparta na tak zwanej Mitologii Cthulhu stworzonej przez Howarda Phillipsa Lovecrafta – legendarnego amerykańskiego pisarza grozy. Głównym bohaterem gry jest Edward Pierce – prywatny detektyw i weteran wojenny, którego zadaniem jest wyjaśnienie zagadkowej śmierci znanej artystki Sary Hawkins i jej rodziny. Z czasem śledztwo przybiera coraz bardziej nieoczekiwany obrót – ze sprawą zdają się powiązane nie tylko równie tajemnicze zaginięcia, lecz także okaleczone ciała wielorybów znajdowane na Darkwater Island w Bostonie. Pierce odkrywa, że za wszystkim stoi tajemniczy kult czczący tytułowego Cthulhu, zwanego też Wielkim Śniącym. To jeden z prastarych, potężnych istot zwanych Wielkimi Przedwiecznymi, który pozostaje w uśpieniu, a kiedy gwiazdy na niebie ustawią się we właściwym porządku, obudzi się i na powrót przejmie władzę nad światem.

 

Przyznam, że tak jak nie lubię horrorów generalnie i nie jestem zaznajomiony całkowicie z twórczością Lovercrafta tak brakowało mi mrocznego "symulatora chodzenia" jak niektórzy złośliwie określają takie gry. Cthulu zachęcił mnie wątkami detektywistycznymi i pierwszymi, pozytywnymi recenzjami. Muszę powiedzieć, że wciągnęło i to, co się udało twórcom to utrzymanie tego powalonego, mrocznego klimatu. Wizyta w przystani, początkowe węszenie w każdy kąt i narażenie się gangsterce i jej bandzie przemytników, wizyta w posiadłości pewnej pary, gdzie się wszystko zaczęło, próby zrekonstruowania wydarzeń to naprawdę bardzo miły początek tej gierki. Od połowy kiedy już się zaczynają paranormalne rzeczy ten detektywistyczny klimat znika i ustępuje totalnej psychozie. Muszę powiedzieć, że bawiłem się znacznie lepiej w pierwszej części gry, co oczywiście nie oznacza, że twórcy spartolili końcówkę. Produkcja trzyma się mocno tego świata wykreowanego przez pisarza i oferuje 4 zakończenia, które również są zgodne z wizjami twórcy. Niestety w późniejszym etapie gry odkrywamy, że bardzo fajnie zaaranżowane mechaniki z drzewkiem umiejętności i "czystością" umysłu są o wiele mniej przydatne niż to się na początku zdaje. To jak dobrze potrafimy pogadać z ludźmi, wyłapać kluczowe dla sprawy przedmioty, zrekonstruować wydarzenia w myślach z czasem okazują się nie mieć większego wpływu. Tak samo z teoretycznie najważniejszą statystyką w grze czyli wspomnianym wcześniej stanem psychicznym bohatera. Weteran I WŚ przeżywający kryzys osobisty jak i w rezultacie zawodowy, ma koszmary, zapija się Whisky i ćpa prochy na sen. To w jakim stanie skończymy grę zależy od nas. Czy zrezygnujemy z kielicha wódy i pastylki na uspokojenie, czy zgłębimy zakazaną księgę i w efekcie zyskamy ważną wiedzę na temat mrocznych wymiarów odnosząc jednak kolejny uszczerbek na zmysłach - wszystko nasza decyzja. I o ile jest to dobrze poprowadzone i mamy wrażenie, że to bardzo ważna część rozgrywki tak z czasem poczujemy zawód.

To wszystko wpływa jedynie na to, czy zobaczymy dodatkowe zakończenie. Najbardziej zgodne z lore Lovercrafta, ale nie powiem... To trochę mało.

W efekcie gra niestety jest liniowa i większość osób nie będzie miała kłopotów z ukończeniem. Warto też zaznaczyć, że produkcja cierpi na syndrom ostatniego etapu, który jest już po prostu ucieczką do finałowej sceny w mrocznym, totalnie abstrakcyjnym otoczeniu zwidów i głosie w głowie bohatera. Na szczęście niejasne i nie do końca pozytywne zakończenia nieco poprawiają wrażenia. Oprócz tego trzeba również powiedzieć o słabszej grafice, gdzie ludzie wokół są jednakowi. Pracownicy portu w pierwszej lokacji mają dosłownie dwie twarze na krzyż. Również element strzelania z pistoletu jest mega sztywny i jeszcze ma oskryptowaną ilość amunicji.

Po powrocie do portu. Możemy z całym magazynkiem przejść lokację nie zabijając opętanych cywilów, lecz gdy dojdzie do konfrontacji z kapłani Cthulhu po jednym strzale żegnamy się z giwerą. :roll:

Udźwiękowienie jest na dobrym poziomie, większych glitchy też nie uraczyłem, choć tłumaczy przekładających grę na polskim to bym zwolnił... .

 

"+"

- muzyka i udźwiękowienie robi robotę

- klimat Lovercrafta utrzymany w dużym stopniu

- zakończenia choć dla niektórych pozostawiają niedosyt to mocno trzymają się stylu w jakim zakończone były książki

- pierwsza część gry, detektywistyczna zdecydowanie lepsza od połowy grozy

- badanie otoczenia i szukanie poszlak naprawdę spoko

- sporo wyborów, całkiem dobrze skonstruowane drzewko umiejętności jak i mechanika zdrowia psychicznego...

 

"-"

- ... niestety ograniczające się właściwie tylko do jednej rzeczy przez, co gra przechodzi się sama

- graficznie nie jest aż tak źle, problemem nie jest mrok czy styl, ale atak klonów w kilku miejscach

- ostatni etap gry to już nudne bieganie byle do przodu wprost do "paszczy lwa"

- tłumaczenie polskiej wersji ma wiele literówek

- sztywne strzelanie, które na szczęście uraczymy tylko w jednej lokacji

 

Podsumowując gra nie jest ogromnym sukcesem, ale można spędzić przy niej czas. Twórcy świetnie wprowadzają nas w mroczny świat oferując fajne motywy detektywistyczne przeplatane z horrorem żeby pod koniec nas niestety rozczarować. Wszystko okraszone bardzo dobrym klimatem i drętwą mechaniką. Niezła, ale raczej na raz. Głównie przez feralny pomysł z liniowością.

 

Ocena: 3+/5

Edytowane przez Pavlos
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

A żeby nie było tak kolorowo, to na PC dotarło Sunset Overdrive, hit z XBoxa, który kompletnie mi nie podszedł. Gra jest tak "fajowa", że zbiera mi się na wymioty. Kolorowa zręcznościówka, która humorem a'la Saints Row, stara się wyróżnić na każdym polu. Nagina wszystko, co nagiąć może i pewnie to do wielu ludzi trafi, ale dla mnie rysuje się jako okrutna strata czasu. Odbiłem się bardzo szybko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Zacząłem Darksiders III. Po paru godzinach mogę powiedzieć, że... to trochę bieda Soulsy. Klimacik jak w poprzednich Darksajdersach, styl graficzny ten sam, ale mechanika to jednak Dark Souls z drobnymi zmianami. Podobne levelowanie, sklep Vulgrima to praktycznie ognisko, zostawiamy dusze po zgonie (i nie znikają po kolejnym!), jest nawet odpowiednik estusa! Nie ma za to paska staminy, co nie znaczy, że jest prościej - uniki wymagają zabójczej precyzji, tu nie ma wielu klatek nieśmiertelności, pod tym kątem jest akurat trudniej niż w Soulsach. Pokonałem dwóch bossów - przez te uniki nie było za łatwo, ale same walki dość nudne. Zobaczymy co będzie dalej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

Czy Cyanide wydało kiedyś grę, która każdemu by się podobała i nie była w żadnym aspekcie skopana? Z drugiej strony - mimo wielu problemów takie Of Orcs and Men miało swój urok. Ukończyłem z przyjemnością, choć trochę rzeczy mi tam wybitnie nie pasowało, z walką na czele. Pierwsza solowa gra ze Styxem jest dużo lepsza, jednak też ma spore wady.

 

To prequel - orka nie ma, zostajemy z naszym mniejszym kumplem. I z wszystkimi jego zaletami. Dobre teksty, dobre ruchy. I zmiana stylu, bo w przeciwieństwie do turowych starć mamy rasową skradankę. Trzeba przyznać: hardkorową. Jest naprawdę ciężko. Musicie uważać na każdym kroku, by nie wywołać alarmu. Przeciwników jest masa, a Styx - bardzo kruchy. Co oczywiście nie znaczy, że trzeba walczyć. Poziomy są spore, rozbudowane nawet w pionie, co daje wiele możliwości i dróg. Można starać się pozostać niezauważonym. Można eliminować wszystkich po cichu lub w normalnej walce, ewentualnie nikogo nie zabijać. Niezależnie od wybranej drogi pomogą nam w tym przedmioty (np. noże do rzucania czy piasek do gaszenia pochodni na odległość, bo wiadomo, że w cieniu najbezpieczniej) i specjalne umiejętności (tworzenie i kontrolowanie klonów, chwilowa niewidzialność...). Baw się jak chcesz. I to jest cudowne.

 

Czas gry? Zależy trochę od metod - najpierw miałem ochotę zlikwidować wszystkich wrogów po cichu, przez co po przejściu map samouczka i pierwszej planszy pierwszej misji... stuknęło mi aż 9 godzin. Chcąc ukończyć całość w "rozsądnym" czasie, przerzuciłem się na "pacyfistę" i każda misja (w sumie 7, składają się z 3-4 map) zajmowała mi około godzinę (no, licząc czas podany przez grę, bo łącznie z wczytywaniem po każdej skopanej akcji - na szczęście są quick save'y - Steam pokazuje dwa razy tyle). Później poziomy można powtarzać, by spróbować innych metod i zdobyć odznaczenia za nie (są 4 - za zabicie lub oszczędzenie wszystkich, za nie zostanie wykrytym i za zebranie opcjonalnych skarbów; każde daje dodatkowe doświadczenie, za które rozwijamy zdolności). Nie lubię przechodzenia gier więcej niż raz, bo kupka wstydu ciągle rośnie, nie ma czasu. Mimo to powtórzyłem początkowe misje, by zdobyć osiągnięcie za przejście całości po cichu i bez zabijania. Tak bardzo mnie wciągnęło.

 

Był miód, to teraz pora wylać na grę trochę jadu. Walki są słabiutkie, polegają na ciągłym parowaniu (w sumie... nawet jakby to zrobili porządnie, i tak jestem za cichym przejściem). Choć budynki sprawiają wrażenie realizmu pod kątem budowy, haki w ścianach, po których możemy się wspinać, są umieszczone w takich miejscach, że nie biorąc pod uwagę Styxa, wyglądają bezsensownie (ale to już może być moje czepialstwo, może innych to z wczuwki nie wybije). Postać lubi czasem nie chwycić się krawędzi i zginąć, albo wskoczyć na górę zamiast zawisnąć, co może solidnie wkurzyć podczas próby bycia niezauważonym. Gra potrafiła się scrashować podczas wczytywania, kiedy zapisałem ją podczas użycia jednej ze zdolności (save'ów można mieć dowolną ilość, co mnie uratowało - zawsze używajcie kilku slotów!). Historia jest taka sobie, twist może irytować (nie zdradzając szczegółów - sprawił, że czułem się słabszy niż wcześniej). Używanie klonów potrafi doprowadzić do durnych sytuacji, kiedy trafimy cutscenkę - dostałem się klonem w pewne miejsce, gdzie normalnie się nie dało, po czym na filmiku jestem już na jego miejscu. Dodam jeszcze recykling - jak wspominałem, poziomy to kilka map, ale te mapy lubią się czasem powtarzać (zwykle zaczynamy wtedy na końcu i przechodzimy je "od tyłu", co ma sens w historii, ale jednak zostawia niedosyt).

 

Osobny akapit należy się ostatniemu poziomowi, który jest wybitnie słaby. 3 z 4 map to powtórki z dodatkiem nowego wroga, którego umiejętności okropnie utrudniają skradanie. Miałem wrażenie, że to próba przeciągnięcia gry na siłę. A ta tego nie potrzebowała. Omijanie wroga w bramie, który cię wyczuje, nawet jak nie wydasz dźwięku - to nie było zabawne. A ostatni etap... Cieszysz się, że coś nowego, a to tylko malutki okrąg, taka arena. Stworzona, by wymusić walkę. Jasne, da się to przejść po cichu, ale to mordęga i miałem wrażenie, że twórcy nie brali takiego stylu pod uwagę, projektując to coś. Boss fight (o ile można to tak nazwać) w grze, której tego nie trzeba.

 

Wad jest sporo, nie ma co ukrywać. A jednak grę ukończyłem. Powiem więcej: podobało mi się. Mówi się na to "love-hate relationship". Z Of Orcs and Men było tak samo. Coś mnie w tej serii wciąga, mimo wszystko. Polecam spróbować, szczególnie fanom skradanek.

 

header.jpg

Pomyślałby ktoś, że Wyspa Kucyków może być nieprzyjemnym miejscem? I nie, nie zdradziłem w tym momencie największego sekretu gry. Nie chcę zdradzać niczego więcej. Siłą tego "czegoś" jest nieprzewidywalność i kreatywność. Choć nie jest to najlepsza gra na świecie - proste mechaniki, których powtarzalność może wnerwić, szczególnie mniej więcej w połowie gry, gdy trzeba robić prawie to samo przez jakiś czas - wyróżnia się pomysłami. Jest wyjątkowa. 2-3 godziny wystarczą, by poznać jej najskrytsze zakamarki. I naprawdę warto spróbować, jeśli lubicie łamanie czwartej ściany (żeby nie zdradzać zbyt wiele - dzięki temu, że gra jest na Steamie, raz twórcy skutecznie mnie nabrali!) i dziwne klimaty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Fifa 19 zabija czas, więc trochę mi się zeszło z pierwszym epizodem Life is Strange 2. Żeby nie skłamać, co najmniej miesiąc grałem te 2godziny, co też świadczy o jakości. Dopiero na koniec sięgnęło to interesujących tonów, a cała reszta jest stosunkowo nudna. Na ten moment, historia Meksykańskim braci nie jest zbyt interesująca. Ginie ojciec, więc zajmujemy się młodszym bratem, którego rozwój ma zależeć od naszych decyzji. Na nas się będzie wzorował. Pewnie dam szansę drugiemu odcinkowi, jak tylko trafi na jakąś wyprzedaż, ale na razie jest mocno przeciętnie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header.jpg

6 lat na to czekałem. Poprzednie części bardzo mi się podobały. Było między nimi trochę różnic, więc nie można było twórcom zarzucić, że robią "znów to samo". Z trójką jest podobnie, jednak niektórzy mogą uznać, że zmian jest zbyt wiele.

 

Choć historia, styl graficzny i ogólny klimat produkcji jasno mówią: "To Darksiders", mechanika przypomina raczej Dark... Souls. Masa sklepów Vulgrima, które działają jak checkpointy i można w nich wymieniać dusze na poziomy doświadczenia (tu wypada dodać, że rozwój postaci jest wybitnie ubogi, ale lepsze to niż nic...). Przedmioty leczące, których jest ograniczona ilość i odzyskujemy je po śmierci (wizyta w sklepie ich nie zwraca, jednak z potworów czasem wypadają zielone dusze, które je odnawiają). Najprostsi przeciwnicy potrafią łatwo zabić, jeśli się nie uważa. Po śmierci dusze czekają na zebranie (tu różnica - po kolejnych zgonach stracone wcześniej dusze nie znikają, dalej czekają!). Nie ma tarcz, ale trzeba nauczyć się uników i kontr, bo bez tego szansa na przeżycie jest nikła (jeden "plus" - nie ma paska staminy). Starcia z bossami też przywodzą na myśl wiadome gry. Lubię Soulsy i nie przeszkadza mi obrany przez twórców kierunek, choć nie tego się spodziewałem, biorąc się za Darksiders. I wielu pewnie się przez to odbije. Choć trzeba przyznać, że twórcy robią, co mogą, by poprawić wizerunek w oczach zawiedzionych ludzi. Ostatni patch pozwolił np. na odnawianie "estusów" u Vulgrima za opłatą. Dodał też tryb "classic" walki, który trochę zmienia zasady, przykładowo: pozwala przerwać unik atakiem i usuwa cooldown przy użyciu przedmiotów dodatkowych. Tego jednak nie testowałem - ukończyłem grę przed wydaniem łatki. Może to sprawdzę przy okazji DLC. A jak przy łatkach - oby twórcy popracowali nad stabilnością, bo przez ostatnie parę godzin gra wyrzuciła mnie do pulpitu ok. 5 razy.

 

A tak poza tym... Gra jest dobra. Furia to fajna postać, a bicz jest lepszy, niż się wydaje. Fabuła jest w porządku, polowanie na grzechy to spoko motyw, a wykorzystanie jednego z nich jako "samouczka" później nabiera sensu. Jest trochę terenu do zwiedzenia wraz z rzeczami do zebrania, opcjonalnymi wyzwaniami i minibossami. Jest parę łamigłówek środowiskowych - nic bardzo trudnego, większość banalna, ale niektóre są całkiem sprytnie pomyślane. Podoba mi się pomysł na dodawanie nowych broni wraz z postępami - zamiast osobnych zdolności pozwalających otworzyć nowe przejścia, te są powiązane właśnie z wyposażeniem. I łatwo je szybko zmieniać. Starając się zebrać jak najwięcej przedmiotów i zwiedzić co się da, spędziłem w grze 25 godzin - podobnie jak w "jedynce".

 

Czy to jest to, czego się spodziewałem? Absolutnie nie. Czy to gra dla każdego? Raczej nie. Czy to dalej Darksiders? Tak. Czy dobrze się bawiłem? No pewnie. Z ceną trochę przesadzili, ale jak spadnie o połowę, mogę śmiało polecić. Z każdą kolejną godziną gierka sprawiała mi coraz więcej frajdy i naprawdę czekam na DLC.

 

 

header.jpg

Namnożyło się "rogalików" w ostatnich latach. Bardzo podobały mi się choćby Spelunky i Isaac, do tego uwielbiam platformówki, więc Dead Cells wydawała się wyborem idealnym. I przez około 20 godzin bawiłem się świetnie. A teraz jakoś nie mam ochoty do niej wracać.

 

Nie licząc "fabuły", nie ma się za bardzo czego przyczepić. Sterowanie jest wygodne (grałem na klawiaturze i myszce), system walki dobrze zrobiony - a walczy się tu prawie ciągle. Dostajemy eliksiry życia odnawiające się między poziomami, co jest sprawiedliwym ułatwieniem. Wiele etapów ma kilka wyjść, więc (przynajmniej na początku) nie każda gra będzie identyczna. Są też elementy metroidvanii - jest kilka run do zdobycia, dających specjalne zdolności, których nie tracimy po śmierci (a że to "rogal", ginie się często i traci sporo) i pozwalają dostać się do nowych zakątków mapy, jak i tych wspomnianych wcześniej specjalnych wyjść. Broni jest sporo, choć większość trzeba odblokować, zdobywając zwoje (głównie z przeciwników) i płacąc komórkami (wylatują z wrogów, po każdym poziomie można je wydać, nie ma sensu ich chomikować, bo po zgonie przepadają). Oczywiście mamy tu też bossów, sekrety... I to w sumie tyle. Nie jest to żadne "głębokie doświadczenie" czy coś, po prostu świetnie zrobiona podstawa. I jeśli wystarczy wam te 20 godzin, naprawdę polecam. Kończcie czytać, do grania.

 

A jak lubicie gry "maksować", to niby też OK... Ale jeśli chodzi o regrywalność, mam problem. W przeciwieństwie do wspomnianych na początku tytułów, nie jestem pewien, czy spróbuję odblokować wszystko, co się da. Bo zawartości jest zbyt mało. Mimo proceduralnego generowania plansz, gra jest strasznie powtarzalna i nie czuć świeżości przy kolejnych podejściach. W takim Spelunky to nie przeszkadzało, bo poziomy są króciutkie. Tutaj każdy kolejny coraz bardziej się dłuży. Niby zmieniają się przeciwnicy, ale gameplayowo praktycznie nie ma różnicy - w walce unik/blok i chlastać, ew. strzelać, a poza nią - gnać przed siebie, czasem ominąć jakąś małą pułapkę. Zmienia się tło, reszta jest w sumie taka sama. Bossów jest malutko - tylko czterech, z czego jako pierwszego spotykamy jednego z dwóch, więc w sumie tylko trzech na grę. Inny problem - możemy nosić tylko dwie bronie + 2 pułapki, tyle. Isaac wciągał, bo wszystko się łączyło, a odblokowanie przedmiotu dawało nie tylko nową broń, ale też nowe możliwe synergie. Tu tego nie ma, a sporo nowych narzędzi mordu jest po prostu słaba i niepotrzebnie potem zmniejsza szansę na wylosowanie tych lepszych. No i ostatnia rzecz - po przejściu gry raz, możemy podnieść poziom trudności (i znów po kolejnym ukończeniu, w sumie 4 razy). Co to zmienia? Poza kwestią obrażeń - mniej leczenia (coraz mniej okazji do odnawiania eliksirów), dodatkowi przeciwnicy na poziomach (ale nie nowi, po prostu ściągnięci z kolejnych), więcej komórek lecących z wrogów. Czyli "dalej to samo", tylko trudniej. Dla mnie - niezbyt ciekawe. Jak zależy wam na czymś, w czym można wtopić setki godzin i ciągle czerpać frajdę, nie jestem pewien, czy to najlepszy wybór.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

W święta, jak była chwila, ogrywałem tytuły z przeszłości, żeby dać im drugą szansę. Mafia 3, Injustice 2, Wolfenstein New Order, Doom i jeszcze kilka innych. Przy Doomie trochę się mogłem odmożdżyć, Injustice 2 zatrzymało mnie najdłużej, Wolfensteina dalej uważam za przeciętną grę, a za Mafię 3 należy się kara twórcom (bo jak można tak zepsuć?). Z nowych gier pobawiłem się trochę w Mutant Year Zero: Road to Eden i przyznaje, że to jedno z przyjemnych zaskoczeń tego roku. Gierka mała, taktyczna, ale oferująca niezły swiat i dająca sporo frajdy. Świnia i Kaczka, to przyjemne postaci, więc jak ktoś się lubuje w turówkach, to powinien obowiązkowo zaliczyć. Nie wiem, na ile ja się przy tym tytule zatrzymam, bo miłość ulokowałem na razie w Monster Hunter World. Pierwsze podejście mnie mocno zniesmaczyło. Mało co mi się podobało. Podobnie jednak jak w Divinity Original Sin, cały urok leży w grze kooperacyjnej. Z kumplem poluje się o wiele przyjemniej. Przestają mi przeszkadzać dość oczywiste mankamenty z powtarzalnością.

 

Wychodzi na to, że wymienione wyżej MHW, Return of the Obra Dinn, Pillars of Eternity 2 i Hitman Sezon 2, to moje ulubione premiery z 2018 na PC.

Co roku tworzyłem listę, więc na szybko bym to ustawił tak:

1. Hitman 2

2. Return of the Obra Dinn

3. Pillars of Eternity 2

4. Monster Hunter World

a numer 5 to A Way Out i nowy Larry - gry nie były wielkie, nigdy do nich nie wrócę, ale naprawdę bieda pod kątem ostatniego miejsca na blaszaki w tym roku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 870
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  29.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Nowy lutowy Humble Monthly odkrył i udostępnił dwie pierwsze gry: Yakuza 0 i The Division.

 

Jarałem się Yakuzą, bo słyszałem sporo dobrego, no i wygląda to jak tytuł który mi przypasuje.

Dałem jednak najpierw szansę grze Ubisoftu, bo akurat miałem ochotę na taką strzelankę, no i mnie wciągnęło.

 

To co najbardziej podoba mi się w The Division to klimat. Mroźny Nowy Jork w którym panuje totalna anarchia, a poszczególnymi dzielnicami rządzą różne gangi i frakcje.

Warto wiedzieć, że jest to dosyć specyficzna gra, bo mechanika walki jest RPGowa, troszkę jak Borderlandsy. Chodzi o to, że spotykani wrogowie mają paski życia i nie wystarczy władować komuś headshota by ten zginął. Bossowie, albo jacyś elitarni rywale przyjmują na klatę paręnaście magazynków i nic. To może część osób odrzucić, jeśli jednak przyjmie się tę mechanikę, to zabawa jest niezła. Przez mechaniki RPGowe ciągle mamy ochotę eksplorować ten świat, bawić się w różne misje i zdobywać coraz to lepsze bronie i części garderoby.

Nie wiem jak to będzie z czasem i czy nie przyjdzie monotonia, bo gram dopiero parę dni. Na razie jednak bawię się przednio i Yakuza jeszcze sobie poczeka ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

header_polish.jpg

Kolejna gra Artifex Mundi. Tylko tyle i aż tyle. Dość prosta "przygodówka" nastawiona na rozwiązywanie zagadek i szukanie ukrytych przedmiotów. Albo je lubisz, albo nienawidzisz. Ode mnie plus, bo miło spędziłem te parę godzin, choć produkcja nie jest bez wad.

 

Fabuła znów jest tylko pretekstem, do tego szybko przychodzą skojarzenia z BioShockiem, na szczęście tylko na początku - nie jest to kopia. Ogólnie jest ładnie, jednak animacje twarzy nadal straszą. Brakuje tu opcji szybkiej podróży, bo bez tego mapa jest średnio przydatna, poza tym pomysł z windą, która zatrzymuje się na każdym piętrze (nawet jak są tylko 0-1-2) potrafi zirytować, kiedy trzeba chodzić tam i z powrotem. Do tego standardowo (niestety) mamy błędy w tłumaczeniu, co dalej mnie dziwi, bo to polska gra. Według twórców powietrze może być "żeśkie". A nawet odpuszczając im błędy w dialogach, to już babole w sekcjach z ukrytymi przedmiotami pokazują, że nikt tego nie testował. Raz trzeba znaleźć papugę - a chodzi o marchewki. Dobrze widzicie. Po przetłumaczeniu zrozumiałem, że ktoś zrobił literówkę i napisał "parrot" zamiast "carrot". Świetna robota!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Za mną kolejny odcinek ostatniego sezonu Walking Dead. Pomimo problemów ze studiem, odcinek im się udał. Opiera się głównie na jednej akcji, ale mocno próbuje sterować naszym odbiorem zombie. Ktoś mocno sobie bierze do serca, żebyśmy inaczej na nich popatrzyli. Niezły patent w świecie, w którym tak niewiele rzeczy zaskakuje. Ostatnia akcja też zasługuje na spore pochwały, bo trzyma w napięciu i wybory są naprawdę trudne. Głównie chodzi o wychowanie małego. Niby możemy sobie ułatwić sytuacje, ale jednocześnie mamy świadomość, że dzieciak zgorszy się totalnie. Czekam na finał, bo i tutejszy cliffhanger mi się podobał.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Resident Evil 2 to prawdopodobnie najlepszy remake kiedykolwiek. Nie rzucili HD i nowych rozdzielczości, a zbudowali całość na nowym silniku. To nowe doświadczenie. Fabularnie wciąż jest dość biednie, a i mnie osobiście zawsze irytował tutejszy styl gry, w którym biegamy za kolejnymi przedmiotami po tych samych lokacjach, ale klimat i atmosfera są genialne. Wreszcie RE ma jakikolwiek start do Silent Hilla. Już RE7 pokazało się z fajnej strony, a RE2 to kontynuacja dobrej passy. Dla mnie jeden z lepszych horrorów ostatnich lat. Evil Within mnie nie przekonało na dłuższą metę, wszystkie te Amnesie i inne Outlasty mnie nie ruszają (bo gra się w nie topornie), a RE wraca na szczyt (z braku SH ma nawet gwarantowany złoty medal).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  876
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  05.02.2012
  • Status:  Offline

Dzięki namowom znajomego w końcu się zmobilizowałem i dorwałem w swoje ręce Spidermana, który w zeszłym roku podbił portfele posiadaczy PlayStation 4, a ja w tym czasie przygotowywałem się mentalnie na premierę Red Dead Redemption II i nie miałem okazji ograć tej pozycji. Gra przyszła do mnie w piątek, a w poniedziałek koło południa, grając po dwanaście godzin dziennie minimum (a zdarzało się więcej :lol: ) wpadła platyna (co wynikiem ekstremalnie trudnym nie było, niemniej - bardzo czasochłonnym).

Zawsze byłem fanem tego typu gier, a wszelkie części Batmana od Rocksteady chłonąłem jak gąbkę. Jednak teraz mogę powiedzieć w pełni świadomie, że dla mnie Spiderman jest grą po prostu dużo lepszą od Batków. Przede wszystkim - podoba mi się zachowana symbioza między cyklem dnia i nocy. Nikt nie stara się oszukać człowieka, że pokonujemy całą turę rywali, ratujemy miasto od wszelkich klęsk żywiołowych i to wszystko w ciągu zaledwie jednej nocy - Batman to zaburzał, co niewątpliwie ma swoje logiczne uzasadnienie (raczej nikt nie wyobraża sobie Batka fruwającego nad Gotham w środku dnia), to jednak gra pozbawiona jest tego smaczku. Ale i w Spidermanie nie występuje niestety płynna zmiana w trybach dnia - zmienia się on podczas ekranu ładowania + na dodatek są misje, które wymagają rozgrywania w nocy (stąd taki paradoks, że przed chwilą załadowało mi dzień, dotarłem na miejsce misji i znowu przeniosło mnie do nocy...).

Będzie sporo odniesień do Batmana, ale jakby klimatem są to dla mnie bardzo podobne, również wysoko budżetowe gry i ciężko uniknąć tego typu zestawień. Sam system walki to dla mnie również jest kolejny plusik po stronie człowieka-pająka. Przede wszystkim, tutaj trzeba odrobinę więcej poruszać makówką, aby wbijać serie uderzeń i sprytnie poprowadzić walkę. Parker nie lata sam od rywala do rywala, nawet na drugi koniec mapy, przez co samo spamowanie przycisku zadania ciosu nic nie da, co dla mnie jest kolejną zaletą. Super, że została zachowana pewna równowaga między misjami, gdzie musimy pójść w wymianę z przeciwnikami (aby przejść tak zwane "fale"), a są również misje, w których to wymagane jest od nas skradanie się, co stało się moją ulubioną częścią rozgrywki, w której odnajduję się zdecydowanie najlepiej, bo - niestety - w sytuacjach stresowych odpala mi się panika gaming i nabijanie kombosów było trudne :lol:

Na wielkie wyróżnienie zasługują scenki między grą. Chciałem nazwać wprost - cutscenki, ale to byłoby dość spore niepowiedzenie, albowiem w Spidermanie są one robione w sposób iście filmowy. Są one ciekawe, dzieje się w nich dużo, a ich prezentacja jest na najwyższym możliwym poziomie.

Ciężko jest "opowiedzieć" o tej grze, dlatego poprzestanę na tym, iż Spiderman to dla mnie jest jedna z wizytówek PlayStation 4 i wg mnie każdy, kto posiada tę konsolę, powinien się z tą pozycją jak najszybciej zapoznać.

Edytowane przez demku
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • Killaz
      Randall: kocham tego goscia, on ma w sobie wrodzona zajebistosc. W 2009 roku wygladal zajebiscie, mogl zabic wzrokiem.    Ring: ma bardzo fajny move set ale wirtuozem w ringu nie jest, daje 6/10 chyba najlepszy finisher wszechczasow   Mic: faceowe proma mu nie wychodza, przynajmniej w moim odczuciu. Jako heel brzmi naturalnie. Ogolem dam 5/10   Theme: dobre to huehue 7/10   Daje 7/10 Nastepny: Hulk Hogan XD
    • Jeffrey Nero
      Pewien wrestler, który w zeszłym roku wrócił na ring po wielu latach wystąpił w filmie z byłą wrestlerką oboje maja za sobą kariery w WWE lecz jeśli chodzi o kobietę to nie była ona zbyt udana. Film klasy B z 2023 orku.
    • PpW
      🎫 BILETY JUŻ DOSTĘPNE 🔥🔥🔥 LINK W KOM ⬇️ Warszawski Ewenement, po raz pierwszy w Pradze Centrum! Piwo, krew i przemoc - czy jest lepszy sposób na tegoroczne 4/20? No oczywiście że nie, bo najbardziej hardcorowy wrestling w Polsce, powraca już 20 Kwietnia z galą PpW: Ewenement Haze 👊🤙🍃 Ale czas na konkrety, w walce wieczoru nowy mistrz PpW - Bill Feager, będzie bronił swojego tytułu w walce z producentem PpW - Mister Z 🏆 To nie jedyna walka mistrzowska, bo do Warszawy powraca potężny mistrz Ultraviolent - Stanisław Van Dobroniak, który pokaże wszystkim jabroni's, jak robi się deathmatche w Polsce ☠️ A to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo na 4/20 czeka na was aż 6 meczy w tym m.in. (PpW-woski) debiut najlepszego tag-teamu w historii naszego kraju - Pure Gold czy walka w stypulacji, jakiej jeszcze nie było - Cirtical 4/20 Ladder Match, czyli 4 osobowe starcie z drabinami, o wyjątkowo specyficzną stawkę 🪜 A to wszystko na plenerowej przestrzeni Pragi Centrum, tuż obok Metra Szwedzka 🔥🔥🔥 Poster by @rasta_aliens 👽 Przeczytaj na fanpage.
    • PTW
    • PTW
×
×
  • Dodaj nową pozycję...