Skocz do zawartości
  • Dołącz do najstarszego forum o pro wrestlingu w Polsce!  

    Dostęp do pełnej zawartości forum wymaga zalogowania się. Możesz przyśpieszyć proces logowania lub rejestracji używając konta na wspieranych przez nas serwisach.

    W przypadku problemów z dostępem do konta prosimy o kontakt pod adresem mailowym: forum(@)wrestling.pl

     

Filmy ostatnio widziane


Sothiz

Rekomendowane odpowiedzi


  • Posty:  4 961
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  18.07.2010
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Deadpool 2 - jakie to było dobre. Reynolds dobrze mówił - w pierwszym filmie musieli przedstawić postać, nie szli na całego. Sequel jest lepszy. Nie przypominam sobie, bym się kiedykolwiek tyle czasu śmiał w kinie. Były może ze dwa teksty, które mi nie do końca leżały, ale jak na dwugodzinne filmidło, gdzie bohaterowie non stop czymś sypią, to świetny wynik.

 

Doceniam też, jak mało zdradzili w trailerach. Sceny z YT to co najwyżej wstęp do tych najważniejszych. To, co się dzieje np. po znanym już skoku z samolotu - mistrzostwo świata. W dodatku ukryli nawet znaczące postacie. W tym gościa, który może być traktowany jako "final boss"... Przy czym nawet nie jestem w stanie stwierdzić, czy da się tu kogoś nazwać głównym złoczyńcą. Jak już przy tym - to nieprawda, że film jest równie dobry, jak main bad guy. Nie ten. Ten jest tak dobry jak Deadpool. Tutaj Pan Ryan jest gwiazdą, reszta obsady mu raczej asystuje i nic bym tu nie zmienił.

 

Były śmiechy, były sceny ciut dramatyczne (swoją drogą, zawsze fajne combo, wyostrza obie strony), skutecznie zaskakiwali, jak chodzi o przebieg fabuły... Rewelka. Tylko obawiam się, że już żaden film z Marvela mi nie przypasuje aż do DP3.

 

Jest parę scen po napisach, naprawdę warto zostać!

 

A co do jednego z gagów... (chyba żaden z tego spoiler, ale schowam)

 

...udowodnili, że stać ich na więcej X-Menów ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,7 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

  • N!KO

    1590

  • -Raven-

    277

  • Kowal

    171

  • Thrawn4

    131

Top użytkownicy w tym temacie


  • Posty:  1 131
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  14.04.2010
  • Status:  Offline

Doceniam też, jak mało zdradzili w trailerach. Sceny z YT to co najwyżej wstęp do tych najważniejszych.

 

Na razie tylko do tego się odniosę, bo filmu jeszcze nie zobaczyłem. Ale to już byłby drugi raz, kiedy promotorzy spisują się na medal. W pierwszej części trailer skupił się głównie na jatce na autostradzie. Wszystkie gagi z trailera film wyczerpał dosłownie w pierwsze 15 minut i w międzyczasie dołożył drugie tyle. Zajebista robota :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Deadpool 2

Po przeżyciu groźnego wypadku podczas serfowania, Wade Wilson (Ryan Reynolds) stara się spełnić swoje marzenia o sławie jako hodowca buldoga francuskiego, jednocześnie żyjąc w otwartym związku z ukochaną kobietą. Próbuje odzyskać swoją pasję do życia, toczy walki z wojownikami ninja i człowiekiem z metalu. Podróżuje po całym świecie, by odkrywać znaczenie rodziny, przyjaźni i by ubogacić swoje życie seksualne.

 

Idź na łatwiznę, wklej „recenzję” DP1 - nikt się nie połapie.

 

Jeśli ktoś lubił poprzedniczkę (9/10), poczuje się jak w domu. Jak ktoś kręcił nosem, tu nie pozostanie mu nic innego. Deadpool naśmiewa się z podobnych rzeczy, w podobnym tonie trzyma cały film, znów chcę mówić o większych rzeczach, w typowy dla siebie, pokraczny sposób.

 

Zmienną są obiekty drwin i żartów. Bez obaw, Hugh Jackman dalej obrywa, ale mowa o pozostałych, o bohaterach. Kilku wraca, jednak mamy sporą gromadkę świeżynek, z mrocznym Cablem na czele. Josh Brolin nie odstawił tutaj może Thanosa, ale dobrze się wpasował w swoją rolę. Zabrakło mi częstszych wymian zdań tego nietypowego duetu. Czułem lekki niedosyt pod tym względem.

 

Akcja – żarty – akcja – żarty – akcja z żartami – żarty. Mniej więcej tak wygląda schemat. Element zaskoczenia już nie stał po ich stronie, a i mam wrażenie, że częściej stawiali na gagi związane z komiksowym uniwersum. Takie, których osoba nie siedząca w tym po kolana (niekoniecznie uszy), zwyczajnie nie wyłapie. W kinie dało się zauważyć takie osoby (zazwyczaj przyciągnięte na siłę partnerki), które milczały, kiedy ja uśmiechałem się pod nosem. Sprytne małe szpileczki, które cieszyły mnie chyba najmocniej. No, może poza sceną po napisach końcowych, bo lepszej już nigdy nie zobaczę. Serio. Wygrali przez nokaut w pierwszej rundzie. Prącie Uniwersum Marvela kurczyło się w zastraszająco szybkim tempie. Żaden Sam L Jackson już im tej wojny nie wygra.

 

DP1 > DP2. Składa się na to kilka fabularnych zabiegów, a i pewnie powiew świeżości, którego tu już być nie mogło. Ubawiłem się, na pewno seans powtórzę, zbliżyli się do oryginału jak najbliżej się dało. Ale szczerze? Jak poniosą się na trzecią odsłonę (co jest prawdopodobne), to zacznę się mocno obawiać o swojego ulubionego superbohetara. Chyba, że zatrudnią jego (HJ). Wtedy to ugrają - 8/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Overboad / I ze Cie nie opuszcze

Gdy bogaty playboy (Eugenio Derbez) traci pamięć, samotna Kate (Anna Faris) udaje, że jest jego żoną. Ku jej zaskoczeniu beztroski macho zaczyna doskonale odnajdywać się jako tata i obowiązkowy mąż.

 

Cięzko im się przebić przez utarte schamety. Nawet na moment nie czułem, że ktokolwiek po drugiej stronie starał się zaskoczyć. Usiedli, odgrzali kotlet (oryginalne „Overboard” wyszło w 1987, a jedno nieśmiałe nawiązanie do niego, to chyba najlepszy moment), a teraz liczą, że ludzie zjedzą ze smakiem. Danie tak wyszukane, jak hot-dog na stacji.

 

Derbez i Faris nie mają ze sobą absolutnie żadnej chemii. Sama Anna mocno obniżyła swoje loty. Wyrosła chyba z totalnego pajacowania na ekranie, próbując zaprezentować się z nieco poważniejszej strony – czyt. wyrosła z tego, z czego była znana i przez co w ogóle utrzymała się na powierzchni Hollywood przez parę ładnych lat. Za to Eugenio na pewno przyjdzie nam jeszcze trochę oglądać. Cięzko mu odmówić dobrego komediowego timingu, mimo, że na razie widuje go w komedyjkach niskich lotów.

 

Dodanie wątków pobocznych nie było tu w ogóle potrzebne. Twórcy posiłkowali się tym tylko dlatego, żeby w tle stały jeszcze bardzi złe postaci, niż główny duet, który trzeba wybielić. W końcu on był dupkiem, a ona go oszukuje/wykorzystuje – 2/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Fahrenheit 451 / 451° Fahrenheita

Świat przyszłości, w którym literatura została zakazana. Guy Montag (Michael B Jordan) zajmuje się niszczeniem książek. Z czasem, za sprawą poznanej kobiety, zaczyna podważać zastany porządek rzeczy.

 

Mgliste doświadczenie. Rzucają nas w wir wydarzeń, którymi cięzko będzie się przejmować. Wszelkie wahania głównego bohatera, do których dochodzi bardzo szybko, są niezrozumiałe. Nawet nie wiemy, czemu oni palą te książki, a jego mimika wskazuje na wewnętrzne rozterki. Dla widza tak samo nieoczywiste, jak fundementy historii.

 

Michael Shannon jak zawsze jest dobry w roli tego złego. Nie wytwarza wokół siebie może aury tyrana, ale i tak każda wypowiedź jest słuchana z uwagą. Ma smykałkę do bycia czarnym charakterem – nie nowośc, ale trzeba podkreślić. Drugi Michael już nie wypadł tak dobrze. W zasadzie można by było go zastąpić każdym, bo Montag jest tu bardzo cienką postacią. Pogrążającą ten film.

 

Jak akcja zaczyna przyspieszać, to minuty dzielą nas od zakończenia. Niekoniecznie tempo nazwałbym wolnym, nie odczuwałem takiego dyskomfortu, ale z wielowątkową fabułą nie mamy tu do czynienia. Jak mieli jakieś poboczne historie, to nawet nie chciało im się ich rozwijać – 3/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

Cargo / Ładunek

Zdesperowany ojciec (Martin Freeman) próbuje znaleźć w ogarniętej pandemią australijskiej dziczy kogoś, kto będzie gotów zaopiekować się jego maleńką córką.

 

Netflixowe filmy mają to do siebie, że na etapie tworzenia, nie bardzo chcą wychylić scenariusz poza banał. Ten banał może być lepiej bądź gorzej opakowany, mieć lepszą bądź gorszą obsadę, ale fabularnie jest to zwykle kartka papieru A4. „Cargo” zajmuje pół kartki.

 

Jak na film o epidemii, „Ładunek” nie zatrzymuje się by generować atmosferę, polegając wyłącznie na krajobrazach. A co jak ktoś się nimi nie zachłyśnie? Pędzi do celu, zalicza kilka przeszkód i finiszuje na mecie. Klimatu w tym wszystkim niewiele. To, że coś jest powolne, kameralne, spokojne, nie znaczy, że od razu trzeba się tym tonem zachwycać. Z arcydziełem do czynienia tu nie mamy.

 

Podobało mi się, że największymi potworami są tu ludzie. Nie te bezmózgie istoty, które kroczą powoli po swoją ofiarę, a Ci, którzy powinni sobie pomagać. Niby typowe, nic oryginalnego, ale zawsze mile widziane.

 

Freeman jest w porządku, ale ten materiał nie wymagał od niego żadnych wyżyn aktorskiego warsztatu. Gość wszedł, odbębnił, a Netflix wypuścił. W zasadzie dopóki ten hurtowniczy proces nie zwolni, to te ich wszystkie „Netflix Original” będę zapominał tydzień później – 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Solo: A Star Wars Story / Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie

Han Solo (Alden Ehrenreich) to autsajder, który podróżuje przez galaktykę swoim statkiem. Podczas śmiałych eskapad w głąb przestępczego półświatka poznaje wspaniałego Chewbaccę (Joonas Suotamo), swojego drugiego pilota. Spotyka też uzależnionego od hazardu Lando Calrissiana (Donald Glover). Wyprawa ta ukształtuje go na jednego z największych bohaterów sagi "Gwiezdnych wojen".

 

Wymęczyła mnie ta historyjka. Żeruje na nostalgii, zabijając przy okazji kultową postać kina. Han Solo nie umarł w „Przebudzeni Mocy” – zginął w moich oczach tutaj. Zamiast tego wyszczekanego, dowcipnego przemytnika, dostałem jakąś zakochaną cipkę. I tu już nie chodzi o sam wątek miłosny (żeby nie było, że nad nimi się pastwię przy każdej okazji), a o brak humoru. Brak mocnych dialogów, którymi Alden Ehrenreich by się obronił. Bo on może nie jest aż taki zły, jak scenariusz, który tu przygotowali.

 

Sceny akcji to oczywiście wydmuszka, którą tylko fani świetlnych mieczy będą w stanie się zachwycać. Wszelkie fruwania statkiem – podobnie. Trudno przeżywać, kiedy bohaterowie są Ci aż tak obojętni. „Solo” wpadł w ten niepokojący trend kina, gdzie musi być silna kobieta na ekranie, albo najlepiej kilka, a murzyn musi być ważną postacią. Dopiszmy do tego jeszcze Woody’ego Harrelsona, który swoją charyzmą przyćmiewa wielu, uroczego Chewiego (choć mogli go lepiej pokazać), a zaczynam zapominać, że to film o ikonie Star Warsów. Na dobrą sprawę, dalej nie wiem, czemu on jest jaki jest. Podobno jakaś geneza.

 

Wielokrotnie czytałem o tym, że to „bezpieczne kino”. Cholera, nie da się nie zgodzić. Poziomem zaangażowania w scenariusz przypomina hurtownictwo Netflixa. Zrobiony po to, żeby zarobić miliony, a potem o nim zapomnieć. Bezpieczny skok na kasę! Ma w sobie kilka rozrywkowych drobnostek, wmieszanych gdzieś w główną oś fabularną, ale jest tego stanowczo za mało, żeby uratować od przeciętności. Fajnie się oglądało Bettanyego, Emily Clarke zawsze miło widzieć (bo jest ładna, nie ukrywajmy, przecież to żadna wielka aktorka), tylko nic mi po nich – (naciągane) 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Unsane / Niepoczytalna

Młoda kobieta (Claire Foy – serial TV „The Crown”) wyjeżdża z rodzinnego miasteczka, by uciec od traumatycznej przeszłości i rozpocząć nowe życie. Gdy wbrew swej woli zostaje zamknięta w szpitalu psychiatrycznym, musi stawić czoło swemu największemu lękowi. Nie wiadomo, czy wszystko, co ją spotyka, dzieje się naprawdę, czy też stanowi wytwór jej wyobraźni. Nikt jej nie wierzy i nie może lub nie chce pomóc. Nie ma więc innego wyjścia, jak wziąć sprawy w swoje ręce i wkroczyć do akcji niezależnie od tego, jakie mogą być konsekwencje jej działań – dla niej samej i dla ludzi z jej otoczenia

 

Czy ten film był nakręcony komórką? Jeśli nie, to obecne telefony oferowałyby na pewno podobny efekt. To tylko potęguje negatywne odczucia, jakie niesie ze sobą uboga w ciekawe wątki fabuła. Dziewczyna trafia do szpitala psychiatrycznego, który swoim rygorystycznym podejściem do pacjenta sprawia, że naprawdę można kwestionować jej normalność. Niczym „Lot nad kukułczym gniazdem”, tylko to gniazdo jest obsrane i nikt nie będzie chciał nad nim lecieć. Soderbergh chciał zauroczyć tą pracą kamery, bo niewiele więcej oferował. Sam scenariusz nie mógł wyglądać dobrze na papierze, bo brak ciekawszych wątków wraz z rozwojem historii, to wręcz thrillerowa zbrodnia. Wszystko jest takie zwyczajne. Zwyczajnie nudne – 2/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ghost Stories / Przebudzenie dusz

Sceptyczny wobec zjawisk paranormalnych profesor Goodman (Andy Nyman) otrzymuje list. Tajemnicza notka wydaje się być napisana zza grobu. Wiadomość jest autorstwa jego dawnego przełożonego – Charlesa Camerona. Człowiek ten zaginął 15 lat temu i został uznany za martwego. Cameron twierdzi jednak w liście, że potrzebuje pomocy Goodmana, aby wspólnie rozwiązać trzy tajemnicze sprawy, których nie udało się rozwikłać od lat. W trakcie śledztwa, profesor spotyka na swojej drodze trójkę osób nawiedzanych przez duchy. Każda z nich opowiada mu swoją straszną historię.

 

Obwieszczenie tego „najlepszym horrorem od lat”, jest sporym błędem. Nie tylko jawi się jako tani chwyt marketingowym, ale i mocno uderza w sam film. Oczekując horroru, człowiek zapewne wyjdzie mocno zawiedziony. „Przebudzenie dusz” ma sceny klimatyczne, potrafi na chwilę przytrzymać napięcie, ale wszystko robi na poczet scen wyskokowych. I to takich niskich lotów. Festiwalem głośnych dźwięków i „zaskakujących” straszaków tego nazwać nie mogę, bo są one rozdzielone sporymi dłużyznami, stąd wniosek, że nazywanie tego stricte horrorem, jest krzywdzące.

 

Ma to w sobie dramatyczną polewę, która objawia nam się z czasem. Jest nawet ważniejsza od samego straszenia. Otwiera nam furtkę na interpretacje, co samo w sobie winduje film ponad inne opowiastki o duchach. Nic co wgniecie w fotel, ale wypada podkreślić.

 

Zebrali konkretną ekipę. W zasadzie każdy wypada na ekranie bardzo dobrze. Ciężko o wskazanie słabego ogniwa. Nokautuje ich wszystkich nastolatek, Alex Lawther, który mimiką twarzy robi fenomenalną robotę. Gość w zasadzie nie musiałby nic mówić, a i tak byśmy wiedzieli, o co mu chodzi. Nawet Martin Freeman wypada przy nim biednie.

 

Za dużo dłużyzn, a sam koniec nie zszokował mnie na tyle, żeby pokochać całą resztę. Doceniam aktorstwo i w zasadzie na tym mi się kończą poważne plusy. Najbardziej zawodzi główna postać. Nie sam Nyman w tej roli, a założenie sceptyka, który przestaje być sceptykiem po 15-minutach. Liczyłem na mocniejsze podważanie wszystkich sytuacji z jego strony, po czym nie podważał on praktycznie nic, a widz mógł śmiało wyłączyć mózg i zrestartować go na ostatniej prostej – 5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Jurassic World: Fallen Kingdom / Jurassic World: Upadłe królestwo

Minęły cztery lata, od kiedy luksusowy park rozrywki Jurassic World został zdewastowany przez dinozaury i zamknięty. Isla Nublar jest dziś opuszczona przez ludzi, a dinozaury, które przetrwały, próbują poradzić sobie w dżungli same. Kiedy uśpiony dotąd wulkan budzi się do życia, Owen (Chris Pratt) i Claire (Bryce Dallas Howard) za wszelką cenę chcą uratować pozostałe przy życiu stwory. Owen próbuje odnaleźć Blue, zaginionego raptora, którego wychował, dla Claire ocalenie dinozaurów staje się najważniejszą misją. Kiedy przybywają na wyspę, wulkan zaczyna już wyrzucać z siebie deszcz lawy; Claire i Owen odkrywają spisek mający przywrócić Ziemię do stanu, którego nie widzieliśmy od czasów prehistorycznych.

 

Ilość oklepanych motywów mnie zwyczajnie przerosła. To już nie zarzut, że ta historia została napisana na kolanie - to wstyd, jak pisana była w innym miejscu. Nie da się nazwać kreatywną osobą, scenarzystą, a potem wyrzygać coś tak banalnego. Mamy dinozaury, mamy budżet na efekty – najwyraźniej na tym się atrybuty skończyły. Już na starcie czuć, że wszystko jest naciągane. Widać, że nie było potrzeby trylogii, ale trendy wzięły górę i takową trzeba spłodzić. Wciągnięci w wir wydarzeń, obserwujemy przerażająco mdły zestaw charakterów, gdzie nawet charyzmatyczny Chris Pratt nie zdoła wychylić nosa. Bohaterski on, przemądrzała nastoletnia Pani doktor, młody ciamajda, żeby było z kogo się śmiać, oraz dzielna dziewczynka, z sercem większym od wszystkich. Wisienka na torcie, to zły. Jest zły, bo ma pieniądze i lubi pieniądze. Uuu...

 

Próby wzbudzenia w nas emocji są równie oklepane, co cała reszta. Nawet jak korzystali ze slow-motion (które najwyraźniej jeszcze jest modne #Matrixpozdrawia), to robią to w sposób kiczowaty i zasługujący na obśmianie (końcowa walka). Na bazie pierwszego filmu zbudowali relacje Pratta z Blue, tutaj korzystając z niej tylko okazjonalnie. Już o wiele lepiej się ogląda The Rocka, w duecie z przerośniętą małpą w świeżym „Rampage”. To w zasadzie podobne filmy. Wakacyjne blockbustery, gdzie efekty biorą górę, a mózg musi być wyłączony, żeby czerpać radość z oglądania. Tam mi się udało wyłączyć, bawiłem się nieźle, tutaj przeszczep mógłby nie pomóc – 2/10

 

* - Wszystkie lepsze/zabawniejsze momenty, zostały naturalnei wykorzystane w zwiastunie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Zimna wojna

Historia wielkiej i trudnej miłości dwojga ludzi, którzy nie potrafią być ze sobą i jednocześnie nie mogą bez siebie żyć. W tle wydarzenia zimnej wojny lat 50. w Polsce, Berlinie, Jugosławii i Paryżu.

 

Mam świadomość, że nie jestem targetem takich produkcji, ale nawet i mnie potrafiła momentami zauroczyć. Przewrotna historia miłości, z bardzo fajnymi zdjęciami i hipnotyzującą muzyką. Co najlepsze, ja nie lubię takiej muzyki, a „ojojoj” siedzi w głowie do teraz.

 

Wszystko leży na barkach głównego duetu, który wychodzi z tego obronną ręką. Tak Kot, jak i Kulig, dają ciekawe kreacje. Fajnie śledzić ich losy na przestrzeni lat, musząc samemu uzpełnić luki pozostawione przez reżysera. Udaje się to tym łatwiej dzięki tej dwójce.

 

Chyba to mi się podobało najbardziej – te skoki po osi czasu. Nie było zbędnego rozwlekania. Dzisiaj mam wrażenie, że jak ktoś chcę nakręcić wielki film, to nie może on trwać mniej niż 2h. A „Zimna Wojna” jest krótka, pozornie prosta, konkretna. Zgubili tylko wątek Agaty Kuleszy. Nie był on może niezbędny dla dalszej opowieści, ale postać wydawała się tak ważna, że zniknęła zbyt banalnie. Może dlatego, że podchodziła pod polityczny obraz tamtych lat, który nie miał tu racji bytu, by nie przesłonić wątku miłosnego. Ojojoj – 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Ocean's 8

Pięć lat, osiem miesięcy, 12 dni... Dokładnie tyle czasu zajęło Debbie Ocean (Sandra Bullock) zaplanowanie największego skoku w jej życiu. Do jego realizacji potrzebuje pomocy najlepszych specjalistów w swoim fachu. Szczególnie swojej wspólniczki Lou Miller (Cate Blanchett). W ekipie najlepszych z najlepszych znalazły się: jubilerka Amita (Mindy Kaling) i oszustka uliczna Constance (Awkwafina). Dołączyły do nich paserka Tammy (Sarah Paulson), hakerka Nine Ball (Rihanna) oraz projektantka mody Rose (Helena Bonham Carter). Cel to warty około 150 milionów dolarów diamentowy naszyjnik. Podczas imprezy roku — Gala Met, będzie go miała na sobie światowej sławy aktorka Daphne Kluger (Anne Hathaway). Plan wygląda perfekcyjnie, jednak nie ma w nim miejsca na najdrobniejszy błąd. Zwłaszcza jeśli dziewczyny chcą niepostrzeżenie wynieść z gali diamenty warte 150 milionów dolarów… i to na oczach wszystkich zebranych.

 

Sympatia do oryginału jest u mnie spora. Ocean’s Eleven to w końcu 9/10. Kolejne części wolałbym pominąć. Ani to dobre, a i niewiele z nich pamiętam. Nowa, kobieca odsłona, nie jest spin-offem, a kontynuacją. Grana przez Sandre Bullock, Debbie, to siostra Danny’ego z oryginalnej trylogii. Oboje mają duże skoki we krwi. Czuć tu wiele zapożyczeń. Samo zbieranie składu i klimat są bardzo zbliżone. To oczywiście idzie na plus, bo dzięki temu, ósemkę Bullockowej oglądało mi się w miarę przyjemnie. Jak to rozłożyć na części pierwsze, to wcale kolorowy obraz się nie rysuje.

 

Komediowe zabarwienie wyszło słabo. Nie ma tu wykonawców, którzy by do mnie trafili. Obsada jest dobra, postaci dają radę (nawet Rihanna), ale jeśli miałbym oceniać „8” pod kątem humoru, to jest bardzo kiepsko.

 

Największa bolączka przychodzi z samym skokiem, przy którym praktycznie wszystko się udaje. Przydałyby się jakieś przeciwności losu, gdzie trzeba coś wymyślić na biegu. Niestety, tego jest jak na lekarstwo. Oglądamy idealną akcję, o której niewiele wiemy. Planowanie mogłoby być lepiej nakreślone. Nawet zbieranie składu miało tu przyspieszone tempo. Mało kto kwestionuje Bullock. Lekki zgrzyt.

 

Z czasem dowiadujemy się, że o planie wiemy jeszcze mniej, niż nam się wydawało. Końcówka nabiera odrobinę kolorków za sprawą Jamesa Cordena, jednak jak on się pojawia, to na zegarze zostaje garść minut. Spory plus za nawiązania do oryginalnej trylogii, miło widzieć niektóre postaci. Co nie zmienia faktu, że zostali tam wepchnięci na siłę, nie mając nic do zaoferowania.

 

Ma być „Oceans 9” i „Oceans 10”. Obawiam się, że tak jak „12” (3/10) i „13” (4/10) były słabsze od tamtego startu, tak też będzie tym razem. Nie czuję w tym potencjału na tyle odsłon, ale nie zostałem spoliczkowany jako fan oryginału. To już coś – 5/10 (naciągane)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Hereditary / Dziedzictwo. Hereditary

Śmierć Ellen, seniorki rodziny Grahamów, nie mogła być dla nikogo zaskoczeniem. Natomiast to co nastąpiło po niej, dla wszystkich było szokiem. Rodzina Annie (Toni Colltte), córki Ellen, wkrótce po pogrzebie zaczyna doświadczać niepokojących zjawisk. Początkowo tłumaczy je sobie żałobą i przemęczeniem, ale wkrótce zdarzenia przybierają tak tragiczny i potworny obrót, że jasnym staje się, iż na rodzinie Grahamów ciąży mroczne dziedzictwo. Co takiego wydarzyło się w życiu Ellen, że teraz zapłacić musi za to jej rodzina? Odkrycie tej prawdy nikomu nie przyniesie spokoju…

 

Amerykańskie gazety prześcigały się w hasełkach. „Najstraszniejszy ze strasznych”! „Najstraszniejszy od lat”! „Horror nad horrory”! Trzeba przyznać, że musi być to przesadnie wrażliwa gromadka, którą najwyraźniej skutecznie przestraszy niebieski kot goniący mysz z dużym młotkiem w rękach. „Hereditary” nie jest w ogóle straszne. Jest to film, który stawia na atmosferę niepokoju. Nie podskoczysz z krzesła, ale będziesz niepewny nastepnych wydarzeń, a i mały dyskomfort się może wkraść do głowy.

 

Budowanie takiej obawy ma swoją cenę. Cena duża, bo dla wielu zabije ten film. Tempo jest tu bardzo powolne. Ciekawi historii tego rodu, muszą się nastawić na trochę dłużyzn po drodze.

 

Historia ta jest dość przyjemna. Jak na horror, rzecz jasna. Większość widoczna w opisie filmu, a każda dalsza dywagacja na ten temat, to już wchodzenie na tłuste spoilery, które popsują oglądanie. Będzie o opętaniach, ale w trochę innej formie. Ksiądz nie wpadnie z wodą święconą walczyć z demonem.

 

Toni Collette gra tu pierwsze skrzypce. Świetnie wypadła, oddając każdą minę w punkt. Jak mówię o atmosferze niepokoju, to mówię o niej. Alex Wolff na drugim planie, to też solidne ogniwo. Rola równie ważna dla sukcesu całości, ale już nie oddzialująca na widza tak mocno.

 

Dużo rzeczy mi się podobało, ale ciężko tu mówić o siedzeniu na krawędzi krzesła i wyczekiwaniu dalszych wydarzeń. Pozostawałem obojętny, mimo tego, że kolejne odkrywane karty przypadły mi do gustu. Te dłużyzny mnie musiały wybijać z rytmu. Kilka razy zaskoczyli, co też jest dużym plusem, ale licznik stanął na ocenie dobrej – 6/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

I Feel Pretty / Jestem taka piękna!

Zwykła kobieta (Amy Schumer) wskutek niezwykłych zdarzeń zaczyna wierzyć, że jest najpiękniejszą i najzdolniejszą osobą na świecie.

 

Jest brzydka, jest zabawna, napisali pod nią scenariusz. Serio, to wygląda jak spłodzone na potrzeby Amy Schumer. Ciężko znaleźć lepiej pasującą aktorkę. Szkoda, że nie poszli odważniej w cięty humor Amy. Kwestie gagów rozegrali bardzo bezpiecznie, bez polotu. Kilka razy się uśmiechnąłem, ale komedia z tego marna.

 

Wątek jest oklepany, ale do tego chyba nie muszę nikogo przekonywać. Dało się wywąchać po zwiastunie. Każdy punkt historii, każdy „zwrot”, to wszystko było.

 

„I Feel Pretty” ratuje się swoim przesłaniem. Na całej szerokości jesteśmy karmieni pewnością siebie bohaterki, wziętą z uderzenia głową. Ona się nie zmieniła, ale jej życie tak. Nabrała pewności siebie, która pozwala jej na więcej. Nie znęca się nad sobą, nie użala. Bierze życie garściami i wygrywa. Feel good movie. Nie ogląda się tego AŻ tak źle, jak wskazywały oceny prasy – 4/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach


  • Posty:  10 885
  • Reputacja:   0
  • Dołączył:  12.01.2007
  • Status:  Offline
  • Urządzenie:  Windows

 

Incredibles 2 / Iniemamocni 2

Podczas gdy Bob Parr zmaga się z problemami wychowawczymi swoich dzieci, jego żona Helen, znana także, jako Elastyna, realizuje swe aspiracje, podejmując pracę w lidze antyprzestępczej.

 

Pod koniec pierwszej części, najmłodszy z rodu Jack Jack, zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze i sprawdzać się jako przyszły bohater. Teraz, kiedy bezpośrednio kontynuujemy tamte wydarzenia, jest on najjaśniejszym punktem. Bobas jest zabójczo uroczy, dając mi najwięcej frajdy. Ojciec świetnie sobie radzi ze złem tego świata, ale już z młodym i jego rodzeństwem niekoniecznie.

 

W terenie paraduje Elastagirl, mamuśka. Na jej barkach spoczywa walka o dobre imię mutantów. Niestety, walkę przegrała. Odstawała od domowego wątku. Sama nie jest ciekawą postacią, a antagoniści są żenująco słabi.

 

14-lat minęło, a te postaci wciąż kojarzyłem i nie potrzebowałem przypomnienia. To dobrze o nich świadczy, choć druga odsłona zostawia bardzo mieszane odczucia. Kojarzę, znam, najwyraźnie nie tęskniłem jakoś szczególnie – 5/10

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


  • Najnowsze posty

    • KyRenLo
      Dobra odpowiedź. Ja widziałem w poniedziałek.   Możesz zadawać.   
    • Attitude
      Ace Austin w czwartek w rozmowie z Denise Salcedo potwierdził, że podpisał nowy kontrakt z TNA. Jego dotychczasowy wygasł w lutym. Z organizacją jest związany już od 2019 roku. Jak stwierdził - decyzja była dość prosta, bo docenia współpracę i warunki panujące w TNA. I to, że federacja nie zamyka mu możliwości występowania właściwie na całym świecie. Tymczasem "Fightful Select" podało więcej informacji o aktualnym statusie kontraktowym Mustafy Aliego. Choć jest obecnie X-Division Championem i jedną z głównych postaci w TNA, to... nie jest związany stałą umową z organizacją. Taki układ co prawda otwiera mu możliwość występowania dla innych federacji, ale nie jest wykluczone, iż koniec końców ktoś będzie chciał naciskać na ściślejszą współpracę.Przeczytaj wpis na portalu Wrestling.pl
    • Jeffrey Nero
      Tak jakoś dzisiaj mi się skojarzyło, że ten nowy theme song Young Bucksów to podobny jest do nuty z serialu Sukcesja  zresztą zajebisty serial.
    • PTW
      Czwarty odcinek Grubego Tematu za nami! Dominacja genetyczna wypełniła nasze studio po sam sufit! Gościliśmy bowiem mistrza Prime Time Wrestling - Dawida “Punchera” Seńko! Dawid Puncher Seńko Z okazji zbliżających się świąt wielkanocnych wraz z naszym gościem postanowiliśmy przygotować dla was pisanki i laurkę! 🐣 Chcielibyśmy także wspólnie podziękować wszystkim za obecność, a ci którzy jeszcze nie widzieli tego widowiska niech jak najprędzej je nadrobią zaglądając na nasz kanał YouTube! Już niedługo kolejne nowości, a tymczasem życzymy Wam spokojnych i wesołych świąt! – Weź udział w Loterii PTW i wygraj jedynego w swoim rodzaju Nissana GTR: https://loteriaptw.pl Kup bilety na gale Prime Time Wrestling! https://ptw.kupbilecik.pl Dołącz do grona wspierających kanał PTW na YouTube i obejrzyj powtórkę PTW #5: GOLD RUSH: https://www.youtube.com/channel/UCEvsN9_I37-aDKi8bI9fmnw/join Oficjalni partnerzy: Środowisko Miejskie & Grupa WOLF Przeczytaj wpis na oficjalnym fanpage PTW.
    • CzaQ
      Argylle?  Akurat jestem w połowie oglądania Dua Lipa   moja koleżanka nawet podobna do niej jest  
×
×
  • Dodaj nową pozycję...